A mąż mój drogi, mąż mój utrapiony Abo gdzieś srogim mieczem położony Lubo zimany Dźwiga kajdany. Na toć go srogie fata wynosiły, Żeby go były ciężej uderzyły, By był wzniesiony Gorzej stłuczony. Na to do miejsca pomogły takiego, By był od zdrajcę chlebojedźce swego Niepostrzeżony Na kark strącony. Nieszczęsna coro, tyś pochodnią była, Któraś ojczyznę w popiół obróciła; Dla twej przyczyny Poszła w perzyny. Po cię niezbedni goście przyjechali, Gdy cię za żonę srogiemu żądali Nie człowiekowi, Ale zwierzowi. Luboć rozbojem ma być to nazwano, O co za szyję trzymając proszono: Miecz, ogień, trwogi, Dziewosłąb srogi. Tak choć bez
A mąż moj drogi, mąż moj utrapiony Abo gdzieś srogim mieczem położony Lubo zimany Dźwiga kajdany. Na toć go srogie fata wynosiły, Żeby go były ciężej uderzyły, By był wzniesiony Gorzej stłuczony. Na to do miejsca pomogły takiego, By był od zdrajcę chlebojedźce swego Niepostrzeżony Na kark strącony. Nieszczęsna coro, tyś pochodnią była, Ktoraś ojczyznę w popioł obrociła; Dla twej przyczyny Poszła w perzyny. Po cię niezbedni goście przyjechali, Gdy cię za żonę srogiemu żądali Nie człowiekowi, Ale zwierzowi. Luboć rozbojem ma być to nazwano, O co za szyję trzymając proszono: Miecz, ogień, trwogi, Dziewosłąb srogi. Tak choć bez
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 435
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
twe zbiedniałe liście, Że widząc, jako gładkość oczywiście Ginie, i że to trwałość klejnot rzadki, Da mi i owoc, a nie tylko kwiatki. DO KUPIDYNA
Zgasiłeś świecę, Kupido zuchwały, W sercu u Kasie-— ach, strach to niemały! Chcesz-li wetować, zaszedszy ją z boku Możesz zapalić pochodnią z jej wzroku; A gdy cię stamtąd odpędzą strażnicy, Wstyd i Poczciwość, do mnie po próżnicy Nie chodź, bo z serca wyniesiesz knot goły: Już tam nie ogień, lecz szczere popioły. O SWEJ PANNIE
Biały jest polerowny alabastr z Karrary, Białe mleko przysłane w sitowiu z koszary, Biały łabęć i białym
twe zbiedniałe liście, Że widząc, jako gładkość oczywiście Ginie, i że to trwałość klejnot rzadki, Da mi i owoc, a nie tylko kwiatki. DO KUPIDYNA
Zgasiłeś świecę, Kupido zuchwały, W sercu u Kasie-— ach, strach to niemały! Chcesz-li wetować, zaszedszy ją z boku Możesz zapalić pochodnią z jej wzroku; A gdy cię stamtąd odpędzą strażnicy, Wstyd i Poczciwość, do mnie po próżnicy Nie chodź, bo z serca wyniesiesz knot goły: Już tam nie ogień, lecz szczere popioły. O SWEJ PANNIE
Biały jest polerowny alabastr z Karrary, Białe mleko przysłane w sitowiu z koszary, Biały łabęć i białym
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 35
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
tobą postępować. Boże, żeś nie dał do serca okienka, Żeby zrozumieć, jaka to Jagienka! PORADA
Wszytek w me serce kołczan wypuściwszy I żadnej sobie z strzał nie zostawiwszy, Uciekł do matki Kupido bez broni, Która widząc się w takowej z nim toni, Taki płacz nad tą uczyniła szkodą, Że swą pochodnią zagasiła wodą;
Dopieroż w większej położona trwodze Nad powtórzoną stratą kwili srodze. Alem ja jej rzekł: „Nie troszcz się, bogini, I niech ci strachu ta zguba nie czyni. Znajdziesz ty ogień, strzały twój syn nagi, Ty u mnie w sercu, on w oczach u Jagi.” DO
tobą postępować. Boże, żeś nie dał do serca okienka, Żeby zrozumieć, jaka to Jagienka! PORADA
Wszytek w me serce kołczan wypuściwszy I żadnej sobie z strzał nie zostawiwszy, Uciekł do matki Kupido bez broni, Która widząc się w takowej z nim toni, Taki płacz nad tą uczyniła szkodą, Że swą pochodnią zagasiła wodą;
Dopieroż w większej położona trwodze Nad powtórzoną stratą kwili srodze. Alem ja jej rzekł: „Nie troszcz się, bogini, I niech ci strachu ta zguba nie czyni. Znajdziesz ty ogień, strzały twój syn nagi, Ty u mnie w sercu, on w oczach u Jagi.” DO
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 36
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
wszyscy. Rzekłbym że geniusze byli to tu niscy; Albo których w Lakonie Likurgus brakował, Albo którym Cyneas z Pirrhów się dziwował. Inwidy w tym pałacu urząd. Przystęp i okazja do starożytnej domu Leszczyńskiego analogii.
A naprzód gdzie na przednim wchodzących widoku, Widzieć w świetnym jakimsi przychodząc obłoku, I znowu chrześcijańskiej pochodnią światłości, Pana do nas z Persztyna; ten tak wdzięcznych gości Z Czech tu przyniósł Dambrówkę Miecławowi żonę, W niej rzymskiej religii matkę i obronę. Widzieć było za jego pracą i przykładem, Tą tu dzicz bałwochwalskim napuszczaną jadem Menić się w religiją: za marne żywioły, Węże, drzewa, pochwisty, krzyże i kościoły
wszyscy. Rzekłbym że geniusze byli to tu niscy; Albo których w Lakonie Likurgus brakował, Albo którym Cyneas z Pirrhów się dziwował. Inwidy w tym pałacu urząd. Przystęp i okazya do starożytnej domu Leszczyńskiego analogii.
A naprzód gdzie na przednim wchodzących widoku, Widzieć w świetnym jakimsi przychodząc obłoku, I znowu chrześciańskiej pochodnią światłości, Pana do nas z Persztyna; ten tak wdzięcznych gości Z Czech tu przyniósł Dambrówkę Miecławowi żonę, W niej rzymskiej religii matkę i obronę. Widzieć było za jego pracą i przykładem, Tą tu dzicz bałwochwalskim napuszczaną jadem Menić się w religiją: za marne żywioły, Węże, drzewa, pochwisty, krzyże i kościoły
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 105
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
ją mierze, Jako gdy wodny drżący blask jest uderzony Od słońca lub od córki nadobnej Latony, Po przestronem pałacu biega w prędkiem kroku Z góry na dół to z tego, to z owego boku.
LXXII.
Angelika, która mu na myśl przychodziła, I owszem, która mu z niej nigdy nie schodziła, Pochodnią mu zajętą w sercu rozpalała, Która się zdała we dnie, że była wytlała. Przyjechała beła z niem aż na zachód słońca Od Kataju żyznego ostatniego końca, Gdzie straciwszy ją, nie mógł naleźć jej strapiony Tam, gdzie beł pod Bordelą Cesarz porażony.
LXXIII.
Na to teraz narzeka stroskany i w sobie Darmo się
ją mierze, Jako gdy wodny drżący blask jest uderzony Od słońca lub od córki nadobnej Latony, Po przestronem pałacu biega w prętkiem kroku Z góry na dół to z tego, to z owego boku.
LXXII.
Angelika, która mu na myśl przychodziła, I owszem, która mu z niej nigdy nie schodziła, Pochodnią mu zajętą w sercu rozpalała, Która się zdała we dnie, że była wytlała. Przyjechała beła z niem aż na zachód słońca Od Kataju żyznego ostatniego końca, Gdzie straciwszy ją, nie mógł naleść jej strapiony Tam, gdzie beł pod Bordelą Cesarz porażony.
LXXIII.
Na to teraz narzeka stroskany i w sobie Darmo się
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 165
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, że Teodoryk musiał obywatelów uwolnić od części podatków. Tegoż roku wielkie powodzi.
515 morze z brzegów wylawszy, zalało Fryzją.
510
110. Kosmata. Trzęsienie ziemi.
528 Antiochia zniszczona trzęsieniem ziemi, które 40 tysięcy obywatelów przywaliło.
531
111. Dla promieni, które prosto w górę rzucają nazwana Lampadias, albo pochodnią, świeciła przez dni 20: podobno taż sama jest która ukazała się roku przed Narodzeniem Chrystusa Pana 44, po śmierci Juliusza Cezara, i która powróciła r. 1106 i 1680 koło swe obiega w 575 lat.
532 powietrze we wschodnim Państwie.
535.
112. Zimo w znaku strzelca.
538
113. Powietrze
, że Theodoryk musiał obywatelow uwolnić od części podatkow. Tegoż roku wielkie powodzi.
515 morze z brzegow wylawszy, zalało Fryzyą.
510
110. Kosmata. Trzęsienie ziemi.
528 Antyochia zniszczona trzęsieniem ziemi, które 40 tysięcy obywatelow przywaliło.
531
111. Dla promieni, które prosto w górę rzucają nazwana Lampadias, albo pochodnią, świeciła przez dni 20: podobno taż sama iest która ukazała się roku przed Narodzeniem Chrystusa Pana 44, po śmierci Juliusza Cezara, y która powrociła r. 1106 y 1680 koło swe obiega w 575 lat.
532 powietrze we wschodnim Państwie.
535.
112. Zimo w znaku strzelca.
538
113. Powietrze
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 29
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
/ Virgilius, Horatius, Lucretius, Lucanus, Seneka, i wiele inszych/ jak często Wiersze swoje tymi kwiatkami przeplatają. Nie wspomnię Polaków naszych/ których pisma są w rękach: azaż i ci/ ile którzy się wyższej na Helikon wzbili/ tych dowcipnych nie zażywają gadek? A przeto iż ta Księga własną jest pochodnią/ która oświeca ciemne kąty/ niepojętnej/ w Wierszach/ bądź w Rymach/ zakrytej mądrości/ i którą one z cienia na światło wywodzi/ nie może i tego zabawa być daremna/ i bez faworu/ który Metamorphosim Nasona/ po Polsku uczy mówić. Ale to więtsza: myliłby się ten barzo/ który
/ Virgilius, Horatius, Lucretius, Lucanus, Seneca, y wiele inszych/ iák często Wiersze swoie tymi kwiatkámi przeplatáią. Nie wspomnię Polakow nászych/ ktorych pismá są w rękách: ázaż y ći/ ile ktorzy się wyższey ná Helikon wzbili/ tych dowćipnych nie záżywáią gadek? A przeto iż tá Kśięgá własną iest pochodnią/ ktora oświeca ćiemne kąty/ niepoiętney/ w Wierszách/ bądź w Rymách/ zákrytey mądrośći/ y ktorą one z ćieniá ná świátło wywodźi/ nie może y tego zabáwá bydź dáremna/ y bez faworu/ ktory Metamorphosim Násoná/ po Polsku vczy mowić. Ale to więtsza: myliłby się ten bárzo/ ktory
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 6
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
ciało większy pożar wali: wnętrzny zapał, który się w spólnych sercach rodzi, sam tylko sobie smaki w czystych chęciach słodzi. O, jak większym pożarem dusze tu pałają, gdy szczyrze ust wzajemnych sobie udzielają, ręce święte ściągając serdecznym westchnieniem, ściskając się miluchno czystym przytuleniem. Ma łożnicę tu miłość dość pięknie usłaną i pochodnią małżeńską przyjaźń skrępowaną, lecz przymierze i związek czysty, nie takowy jako w sercach światowych żar Kupidynowy. Takiegom Mu łóżeczka szczyrze nażyczyła, na którym by i Westa swą głowę skłoniła, acz bez betów łabędzim puchem nasypanych i bez wezgłów egipską wełną przetykanych. To łoże, w którym leżą dwie czyste miłości, nie ma ze
ciało większy pożar wali: wnętrzny zapał, który się w spólnych sercach rodzi, sam tylko sobie smaki w czystych chęciach słodzi. O, jak większym pożarem dusze tu pałają, gdy szczyrze ust wzajemnych sobie udzielają, ręce święte ściągając serdecznym westchnieniem, ściskając się miluchno czystym przytuleniem. Ma łożnicę tu miłość dość pięknie usłaną i pochodnią małżeńską przyjaźń skrępowaną, lecz przymierze i związek czysty, nie takowy jako w sercach światowych żar Kupidynowy. Takiegom Mu łóżeczka szczyrze nażyczyła, na którym by i Westa swą głowę skłoniła, acz bez betów łabędzim puchem nasypanych i bez wezgłów egipską wełną przetykanych. To łoże, w którym leżą dwie czyste miłości, nie ma ze
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 105
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
się jeszcze kędyś w skrytym kącie bawi. XII
Czy widzieliście, którego ukochała dusza moja? Troszeczkę gdym minęła ich, nalazłam, którego ukochała dusza moja. Trzymam Go i nie puszczę Go. Canticum canticorum 3
Czy jest jeszcze jakowe miejsce opuszczone, które by moim krokiem było nie zmierzone? Wszytkiem z jasną pochodnią ulice zwiedziała, anim miejscem najskrytszych cieniów pogardzała. Ach, jak wiele dróg smutne serce obiegało i w samym wielkim mieście miasta nie widziało! Ale na cóż daremnie po drogach pracuję, gdy – choć szukam – Kochanka nigdzie nie znajduję? Takem tedy żałosna nazad powracała, nie znalazszy na drodze, kogo bym
się jeszcze kędyś w skrytym kącie bawi. XII
Czy widzieliście, którego ukochała dusza moja? Troszeczkę gdym minęła ich, nalazłam, którego ukochała dusza moja. Trzymam Go i nie puszczę Go. Canticum canticorum 3
Czy jest jeszcze jakowe miejsce opuszczone, które by moim krokiem było nie zmierzone? Wszytkiem z jasną pochodnią ulice zwiedziała, anim miejscem najskrytszych cieniów pogardzała. Ach, jak wiele dróg smutne serce obiegało i w samym wielkim mieście miasta nie widziało! Ale na cóż daremnie po drogach pracuję, gdy – choć szukam – Kochanka nigdzie nie znajduję? Takem tedy żałosna nazad powracała, nie znalazszy na drodze, kogo bym
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 111
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
albo na Amana skały uchodź, żeby się nogi końców gór tykały. Uciekaj na wierzchołki lotnych Serafinów i na wyższe nad gwiazdy góry Cherubinów, na tych bowiem są górach ognie tak gorące, że ich nie zniosą serca w nizinach będące. I mnie w ogień przemienić może iskra mała, trudno tedy, bym całą pochodnią strzymała. Uciekaj i lotnymi co prędzej nogami na wyścigi wyprzedzaj jelenie z sarnami. Ta jedna, gdy więc będziesz przede mną umykał, żebyś się oglądając, z mych oczu nie znikał, jak więc Miesiąc im pilniej patrzy w promień Słońca, tym więcej w odbieraniu światła nie ma końca. Przebacz, proszę, że
albo na Amana skały uchodź, żeby się nogi końców gór tykały. Uciekaj na wierzchołki lotnych Serafinów i na wyższe nad gwiazdy góry Cherubinów, na tych bowiem są górach ognie tak gorące, że ich nie zniosą serca w nizinach będące. I mnie w ogień przemienić może iskra mała, trudno tedy, bym całą pochodnią strzymała. Uciekaj i lotnymi co prędzej nogami na wyścigi wyprzedzaj jelenie z sarnami. Ta jedna, gdy więc będziesz przede mną umykał, żebyś się oglądając, z mych oczu nie znikał, jak więc Miesiąc im pilniej patrzy w promień Słońca, tym więcej w odbieraniu światła nie ma końca. Przebacz, proszę, że
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 179
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997