ciele Za rozkoszą choroba, za smutkiem wesele, Płacz chodzi za pociechą, rzewne łzy za śmiechem, Żal za żądzą grzechową kwapi się z pośpiechem: Nie masz miodu bez żądła, bez bólu rozkoszy. Szczęśliwy, kto się w dobre sumnienie panoszy: To pieszczotą rozkoszy, to słodyczą miody
Przenosi, dając wieczne bez deszcza pogody. Niech złym jasne piekielni słońce kryją smocy, To dobremu dzień wieczny, bez mroku, bez nocy. 242 (P). KTO NIE MA DZIECI, NIE MA FRASUNKU ŁZY
Które łzy osychają, zgadnicie, najprędzej? Te, co w cudzej przygodzie, w cudzej lejem nędzy. Komu śmierć w synu serce zakrwawi
ciele Za rozkoszą choroba, za smutkiem wesele, Płacz chodzi za pociechą, rzewne łzy za śmiechem, Żal za żądzą grzechową kwapi się z pośpiechem: Nie masz miodu bez żądła, bez bólu rozkoszy. Szczęśliwy, kto się w dobre sumnienie panoszy: To pieszczotą rozkoszy, to słodyczą miody
Przenosi, dając wieczne bez deszcza pogody. Niech złym jasne piekielni słońce kryją smocy, To dobremu dzień wieczny, bez mroku, bez nocy. 242 (P). KTO NIE MA DZIECI, NIE MA FRASUNKU ŁZY
Które łzy osychają, zgadnicie, najprędzej? Te, co w cudzej przygodzie, w cudzej lejem nędzy. Komu śmierć w synu serce zakrwawi
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 109
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
nocy, albo więc jutro, deszcza czekać trzeba. Niebem twarz, słońcem u mej gorzałka sąsiady, Co ją czyni rumianą, ku wieczoru, z bladej. Często też moczem pościel w nocy, często płaczem Oczy zleje nazajutrz, wycięta korbaczem; A kiedy się też z rana w krasę zarumieni, Wesołej przez cały dzień pogody nie mieni. 309 (F). NA PIJANICE
Tak piszą geografi: gdzieś, u świata końca, Żyją ludzie, co nigdy nie widują słońca. Jakoż i podobieństwo: kiedy świat okrągły, Słoneczne go promienie zewsząd nie dosiągły. Darmo się do Pitapów i Cymerów trudzi, Kto chce widzieć, naraję zaraz takich ludzi
nocy, albo więc jutro, deszcza czekać trzeba. Niebem twarz, słońcem u mej gorzałka sąsiady, Co ją czyni rumianą, ku wieczoru, z bladej. Często też moczem pościel w nocy, często płaczem Oczy zleje nazajutrz, wycięta korbaczem; A kiedy się też z rana w krasę zarumieni, Wesołej przez cały dzień pogody nie mieni. 309 (F). NA PIJANICE
Tak piszą geografi: gdzieś, u świata końca, Żyją ludzie, co nigdy nie widują słońca. Jakoż i podobieństwo: kiedy świat okrągły, Słoneczne go promienie zewsząd nie dosiągły. Darmo się do Pitapów i Cymmerów trudzi, Kto chce widzieć, naraję zaraz takich ludzi
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 132
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
; Gdy się wszytko uciszyło, I tobieby się godziło,
Ulubiona panno moja, Brać się na wczas do pokoja Śnie, i tyś między bogami, Chociaż oni nie śpią sami.
Gdybyś tylko mieszkał w niebie, Żleby na ziemi bez ciebie. Przez twoje kościane brony Nieraz umysł utrapiony
Własnej zapomniawszy szkody Zażyje miłej pogody. Ty i śpiących na zagonie Sadzasz na królewskim tronie
I przykutych do łopaty Ubierasz w książęce szaty, Czym się więzień nieszczęśliwy Ucieszy czasem jak żywy.
Acz ci i to co żyjemy, Próżno żywotem zowiemy. Sen to tylko, sen znikomy, Na krótki czas pozwolony,
Który wtenczas się wyjawi, Gdy nas śmierć pod
; Gdy się wszytko uciszyło, I tobieby się godziło,
Ulubiona panno moja, Brać się na wczas do pokoja Śnie, i tyś między bogami, Chociaż oni nie śpią sami.
Gdybyś tylko mieszkał w niebie, Żleby na ziemi bez ciebie. Przez twoje kościane brony Nieraz umysł utrapiony
Własnej zapomniawszy szkody Zażyje miłej pogody. Ty i śpiących na zagonie Sadzasz na krolewskim tronie
I przykutych do łopaty Ubierasz w książęce szaty, Czym się więzień nieszczęśliwy Ucieszy czasem jak żywy.
Acz ci i to co żyjemy, Prożno żywotem zowiemy. Sen to tylko, sen znikomy, Na krotki czas pozwolony,
Ktory wtenczas się wyjawi, Gdy nas śmierć pod
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 379
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Alcydowe jak niekiedy słupy, Tak po ostatni w brzegu jej port, onej Sławnej Lizbony,
To srogim mieczem tych się ziem dobija, Które krwią zlała stracona Kandia, To się pod bokiem czarnemu orłowi Zblizka sadowi.
Ale naj barziej na polską krainę Niesytej żądze obracał wścieklinę
I chcąc w jej polach krwawe widzieć brody, Czekał pogody.
A widząc, jako nam los niespokojny Przyniósł postronne i domowe wojny, Które ostatnie ojczyzny siły Cale zwątliły,
Ruszył potęgę Wschodu i wielkimi Wojski, z którymi ciężko było ziemi, Rozumiał, że choć szable nie dobędzie, Polskę posiędzie.
I gdy Kamieniec, choć nieludzkim czynem Mocny, witać się musiał z poganinem,
Alcydowe jak niekiedy słupy, Tak po ostatni w brzegu jej port, onej Sławnej Lizbony,
To srogim mieczem tych się ziem dobija, Ktore krwią zlała stracona Kandya, To się pod bokiem czarnemu orłowi Zblizka sadowi.
Ale naj barziej na polską krainę Niesytej żądze obracał wścieklinę
I chcąc w jej polach krwawe widzieć brody, Czekał pogody.
A widząc, jako nam los niespokojny Przyniosł postronne i domowe wojny, Ktore ostatnie ojczyzny siły Cale zwątliły,
Ruszył potęgę Wschodu i wielkimi Wojski, z ktorymi ciężko było ziemi, Rozumiał, że choć szable nie dobędzie, Polskę posiędzie.
I gdy Kamieniec, choć nieludzkim czynem Mocny, witać się musiał z poganinem,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 483
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
sposoby; ale też co i przedtem niesłychane trzymają nas niepogody: bo nie tylko obóz ruszyć niepodobna, ale wierzchownemu dla namokłej ziemie wyjachać rzecz ciężka. Toż i nieprzyjaciela trzyma, który od tygodnia dla odżywienia kawalerii swojej i świeżej skupienia miał był na Żuławę gdańską wyniść, gdzie pasy pookopował wszystkie; dzisiaj jednak nieczekając pogody miał się koniecznie ruszyć i pod Grabinkiem obóz swój położyć, a kawalerię tak dawną jako i świeżą, która przychodzi i przyjść ma, po wsiach rozłożyć, aby sobie odpo-
cząwszy i odżywiwszy konie swoje, mogli bezpiecznie rezolutij z nami zażyć. Znoszę się z Gdańszczany jakobyśmy go i tam niewczasować mogli, a położenie
sposoby; ale też co i przedtém niesłychane trzymają nas niepogody: bo nie tylko obóz ruszyć niepodobna, ale wierzchownemu dla namokłej ziemie wyjachać rzecz ciężka. Toż i nieprzyjaciela trzyma, który od tygodnia dla odżywienia kawaleriéj swojéj i świeżéj skupienia miał był na Żuławę gdańską wyniść, gdzie pasy pookopował wszystkie; dzisiaj jednak nieczekając pogody miał się koniecznie ruszyć i pod Grabinkiem obóz swój położyć, a kawalerię tak dawną jako i świeżą, która przychodzi i przyjść ma, po wsiach rozłożyć, aby sobie odpo-
cząwszy i odżywiwszy konie swoje, mogli bespiecznie rezolutij z nami zażyć. Znoszę się z Gdańszczany jakobyśmy go i tam niewczasować mogli, a położenie
Skrót tekstu: KoniecSListy
Strona: 104
Tytuł:
Listy Stanisława Koniecpolskiego Hetmana
Autor:
Stanisław Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1672
Data wydania (nie wcześniej niż):
1672
Data wydania (nie później niż):
1672
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
tyłu wzięli, byłaby wielka nadzieja prędkiej i pomyślnej rozprawy. O czem pisałem do Ich Mości Panów Wojewodów, pisałem i do Obywatelów, wszyscy się widzę na uniwersały Waszej Królewskiej Mości, o którem dawno pisał, odzywają; tych że do tego czasu niemasz, wątpię aby wcześnie przyszły i takiej okazji i pogody na nieprzyjaciela zażyć się nie mogło. Wszyscy więźniowie, co się ich dostaje, unanimiter twierdzą, że nieprzyjaciel sczerze sobie życzy pokoju, chcąc do słusznych konditij przystąpić. Nie jest rzecz moja, urzędnika wojennego Waszej Królewskiej Mości, Pana mego miłościwego, o pokoju myślić; ale wiedząc, że wszystkie wojny dla pokoju się toczą
tyłu wzięli, byłaby wielka nadzieja prędkiéj i pomyślnéj rosprawy. O czém pisałem do Ich Mości Panów Wojewodów, pisałem i do Obywatelów, wszyscy się widzę na uniwersały Waszéj Królewskiéj Mości, o którem dawno pisał, odzywają; tych że do tego czasu niemasz, wątpię aby wcześnie przyszły i takiéj okazyéj i pogody na nieprzyjaciela zażyć się nie mogło. Wszyscy więźniowie, co się ich dostaje, unanimiter twierdzą, że nieprzyjaciel sczerze sobie życzy pokoju, chcąc do słusznych conditij przystąpić. Nie jest rzecz moja, urzędnika wojennego Waszéj Królewskiej Mości, Pana mego miłościwego, o pokoju myślić; ale wiedząc, że wszystkie wojny dla pokoju się toczą
Skrót tekstu: KoniecSListy
Strona: 122
Tytuł:
Listy Stanisława Koniecpolskiego Hetmana
Autor:
Stanisław Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1672
Data wydania (nie wcześniej niż):
1672
Data wydania (nie później niż):
1672
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
na znak, że ty Nie skąpisz dla mnie choć droższej monety; A przy tym — chociaż nie cale znajoma, Ale życzliwa i bardzo łakoma Przyjść do lepszego z siostrzyczką poznania — Moja się Jaga twojej Zozie kłania. OGRÓD MIŁOŚCI
Nie zawsze strzały Kupido zawodzi, Czasem łuk złoży i bez broni chodzi I gospodarskiej pilnując pogody, Gracuje z trawy pafijskie ogrody. W ogrodzie jego zioła są nadzieje, Chwast — obietnice, które wiatr rozwieje, Męczeństwa, posty są suche gałęzi, Labirynt — pęta, w których swoje więzi,
Niewola — kwiatkiem, owocem jest szkoda, Fontaną — oczy i gorzkich łez woda, Wzdychania — letnim i miłym wietrzykiem
na znak, że ty Nie skąpisz dla mnie choć droższej monety; A przy tym — chociaż nie cale znajoma, Ale życzliwa i bardzo łakoma Przyjść do lepszego z siostrzyczką poznania — Moja się Jaga twojej Zozie kłania. OGRÓD MIŁOŚCI
Nie zawsze strzały Kupido zawodzi, Czasem łuk złoży i bez broni chodzi I gospodarskiej pilnując pogody, Gracuje z trawy pafijskie ogrody. W ogrodzie jego zioła są nadzieje, Chwast — obietnice, które wiatr rozwieje, Męczeństwa, posty są suche gałęzi, Labirynt — pęta, w których swoje więzi,
Niewola — kwiatkiem, owocem jest szkoda, Fontaną — oczy i gorzkich łez woda, Wzdychania — letnim i miłym wietrzykiem
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 9
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, zwiedziawszy nieprzebyte morze I przewiedziawszy siła nawalności, sporze Gdy się już z dalekiego powraca więc biegu, Cieszy się upatrzeniem domowego brzegu, A wtem skały ukrytej nie widząc na stronie, Rozbija o nią okręt i sam w porcie tonie, Tak ja, beż oczu twoich bywszy wpośród wody, Tuszyłem, powracając, niechybnej pogody Zażyć sobie; lecz widzę, iżeś i na suszy Kazała gwałtem tonąć we łzach mojej duszy: Ledwieś pojrzała, ledwieś i rękę podała, I wierę, żeś się, iżem powrócił, gniewała; I doznałem z żałością nad swoje mniemanie, Że lepszy był nasz rozjazd niżeli witanie. Cokolwiek
, zwiedziawszy nieprzebyte morze I przewiedziawszy siła nawalności, sporze Gdy się już z dalekiego powraca więc biegu, Cieszy się upatrzeniem domowego brzegu, A wtem skały ukrytej nie widząc na stronie, Rozbija o nię okręt i sam w porcie tonie, Tak ja, beż oczu twoich bywszy wpośród wody, Tuszyłem, powracając, niechybnej pogody Zażyć sobie; lecz widzę, iżeś i na suszy Kazała gwałtem tonąć we łzach mojej duszy: Ledwieś pojrzała, ledwieś i rękę podała, I wierę, żeś się, iżem powrócił, gniewała; I doznałem z żałością nad swoje mniemanie, Że lepszy był nasz rozjazd niżeli witanie. Cokolwiek
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 27
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
w sposób przebierasz ćwiczony, Bo melodią uczoną Tak pieścisz uszy, że cię każdy zgolą Z głosu osądzi pewnie za anioła, Byłeś grała za zasłoną. DO JANA SZOMOWSKIEGO
Nie smuć się, Janie, choć czas niespokojny Z panną cię przywiódł do niechętnej wojny; Nie smuć się, bracie, i w dobrej otusze Czekaj pogody po tej zawierusze: Słońce deszcz zwiedzie i po gromów trzasku Wypogodzony szum będzie na lasku. II NADGROBEK OTWINOWSKIEMIU NADGROBEK JEGOMOŚCI PANU WALERIANOWI OTWINOWSKIEMU, PODCZASZEMU SandomierSKIEMU 1647 AD MANES
Dziadu mój drogi, takaż to zapłata Za to, żeś młode piastował me lata I do Febowej drogę podał lutnie, Że-ć wiersz nad
w sposób przebierasz ćwiczony, Bo melodyją uczoną Tak pieścisz uszy, że cię każdy zgolą Z głosu osądzi pewnie za anioła, Byłeś grała za zasłoną. DO JANA SZOMOWSKIEGO
Nie smuć się, Janie, choć czas niespokojny Z panną cię przywiódł do niechętnej wojny; Nie smuć się, bracie, i w dobrej otusze Czekaj pogody po tej zawierusze: Słońce deszcz zwiedzie i po gromów trzasku Wypogodzony szum będzie na lasku. II NADGROBEK OTWINOWSKIEMIU NADGROBEK JEGOMOŚCI PANU WALERIANOWI OTWINOWSKIEMU, PODCZASZEMU SENDOMIRSKIEMU 1647 AD MANES
Dziadu mój drogi, takaż to zapłata Za to, żeś młode piastował me lata I do Febowej drogę podał lutnie, Że-ć wiersz nad
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 124
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
mego małżonka pobieży Po niebie, póki machina upstrzona Świata nie skona.
A ja, która-m jest matką dobrej sławy, Roznosić będę zacne jego sprawy; A ciało, pewne sławy, niechaj sobie Spoczywa w grobie. URANIA ASTROLOGIA
Wczora, kiedy się wieczorem przechodzę I, jak mój zwyczaj, na niebie szerokiem Wynaleźć przyszłej znak pogody godzę, Ledwo co bystrym rzucę w górę wzrokiem, Nieznajomą mi gwiazdę upatruję Tak jasną, że w nią trudno pojrzeć okiem. Gdy ją poznawam, gdy się jej dziwuję, I co by to za nowa światłość była, Podług nauki mojej dyskuruję, Widzę, że się w niej jasność pomnożyła I że się wznosząc od
mego małżonka pobieży Po niebie, póki machina upstrzona Świata nie skona.
A ja, która-m jest matką dobrej sławy, Roznosić będę zacne jego sprawy; A ciało, pewne sławy, niechaj sobie Spoczywa w grobie. URANIA ASTROLOGIA
Wczora, kiedy się wieczorem przechodzę I, jak mój zwyczaj, na niebie szerokiem Wynaleźć przyszłej znak pogody godzę, Ledwo co bystrym rzucę w górę wzrokiem, Nieznajomą mi gwiazdę upatruję Tak jasną, że w nię trudno pojrzeć okiem. Gdy ją poznawam, gdy się jej dziwuję, I co by to za nowa światłość była, Podług nauki mojej dyskuruję, Widzę, że się w niej jasność pomnożyła I że się wznosząc od
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 142
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971