nie mam serca (dziw to niesłychany!), A serce serca dwie w sobie me kryje. Tak dla tej twarzy, w której kocham wiernie, Żyjąc umieram, konam nieśmiertelnie.
Kochajmyż tedy, a zawżdy zapłaty Da się doczekać czas lepiej życzliwy; Czego więc czasem dochodzą i laty, To prędzej zmiękczy afekt popędliwy. A ty mi pomóż, Kupido skrzydlaty, Co w mózgu moim takie roisz dziwy. — Tak Falsirena miłosna mówiła I tak się z swymi myślami biedziła. IV GADKI DO JEJMOŚCI PANIEJ TEOFILI Z RACIBORSKA REJOWEJ, STAROSCINEJ MAŁOGOSKIEJ
Znając twe, siostro, doskonałe cnoty, Nie śmiem ci wierszów słać, w których zaloty Miejsce
nie mam serca (dziw to niesłychany!), A serce serca dwie w sobie me kryje. Tak dla tej twarzy, w której kocham wiernie, Żyjąc umieram, konam nieśmiertelnie.
Kochajmyż tedy, a zawżdy zapłaty Da się doczekać czas lepiej życzliwy; Czego więc czasem dochodzą i laty, To prędzej zmiękczy afekt popędliwy. A ty mi pomóż, Kupido skrzydlaty, Co w mózgu moim takie roisz dziwy. — Tak Falsirena miłosna mówiła I tak się z swymi myślami biedziła. IV GADKI DO JEJMOŚCI PANIEJ TEOFILI Z RACIBORSKA REJOWEJ, STAROSCINEJ MAŁOGOSKIEJ
Znając twe, siostro, doskonałe cnoty, Nie śmiem ci wierszów słać, w których zaloty Miejsce
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 186
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
wielkiej, smoczej skóry, Którą więc sobie piersi i tyły warował Dziad jego, który wieżę babelską zbudował; Myśląc Boga wypędzić i rządów pozbawić, A sam sobie na gwiazdach stolicę postawić I chcąc się śmiałą ręką gwałtem nieba dobić, Na to sobie miecz i hełm i tarcz dał urobić.
CXIX.
Rodomont nad Nemrota niemniej popędliwy, Nieokrócony, hardy, wściekły i gniewliwy, Przed którego bluźnierstwem Bóg się nie wysiedział, I coby beł szedł w niebo, by tam drogę wiedział, Nie patrzy, jeśli mury niskie, czy wysokie I jeśli są przykopy miałkie, czy głębokie, Ale z wielkiem zapędem skoczyć się zawodzi I przekop, mając wodę
wielkiej, smoczej skóry, Którą więc sobie piersi i tyły warował Dziad jego, który wieżę babelską zbudował; Myśląc Boga wypędzić i rządów pozbawić, A sam sobie na gwiazdach stolicę postawić I chcąc się śmiałą ręką gwałtem nieba dobić, Na to sobie miecz i hełm i tarcz dał urobić.
CXIX.
Rodomont nad Nemrota niemniej popędliwy, Nieokrócony, hardy, wściekły i gniewliwy, Przed którego bluźnierstwem Bóg się nie wysiedział, I coby beł szedł w niebo, by tam drogę wiedział, Nie patrzy, jeśli mury nizkie, czy wysokie I jeśli są przykopy miałkie, czy głębokie, Ale z wielkiem zapędem skoczyć się zawodzi I przekop, mając wodę
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 325
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, okrucieństwa i nędznych ludzi uciskania. «Ty jednak – rzecze Anioł – choć żeś winien tego, zostaniesz teraz wolny od mordu srogiego». Potym przyszli na górę dziwnej wysokości, pełnej strachu wielkiego i śmierci, ckliwości. Z jednej strony był ogień ciemny i straszliwy, z drugiej śnieg, grad i wicher barzo popędliwy. Na górze pełno było katów, co wieszali ludzie na szubienicach, palach; ci trzymali
haki i widły ostre, którymi ciągnęli dusze wzbraniające się: które raz wepchnęli w ogień srogi, gdzie były, o, jak rozpalone, drugi raz w zimno ciężkie, gdzie były zmrożone. «Tą katownią – rzekł Anioł –
, okrucieństwa i nędznych ludzi uciskania. «Ty jednak – rzecze Anioł – choć żeś winien tego, zostaniesz teraz wolny od mordu srogiego». Potym przyszli na górę dziwnej wysokości, pełnej strachu wielkiego i śmierci, ckliwości. Z jednej strony był ogień ciemny i straszliwy, z drugiej śnieg, grad i wicher barzo popędliwy. Na górze pełno było katów, co wieszali ludzie na szubienicach, palach; ci trzymali
haki i widły ostre, którymi ciągnęli dusze wzbraniające się: które raz wepchnęli w ogień srogi, gdzie były, o, jak rozpalone, drugi raz w zimno ciężkie, gdzie były zmrożone. «Tą katownią – rzekł Anioł –
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 89
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
krzyżem przed Najświętszym Sakramentem i tak blisko godziną śmierć tak godnego i jedynego syna swego opłakiwał. Potem dowiedziawszy się o przypadku tejże fatalnej śmierci, bez żadnej alteracji w zdarzonych okazjach wspominał syna swego.
Był to pan hojny, wielkiego serca, w wielu bataliach przy królu szwedzkim Karolu Dwunastym w chwalebnych dziełach doświadczonego. Pan trochę popędliwy, ale zaraz umiarkowany, wzrostu niewielkiego, ale wspaniały i miły; w kontestacjach przyjaźni, osobliwie częstując gości, był skłonny do płaczu. A tymczasem starostwo stokliskie rodzicom moim za 2000 t.b. przedał. Po utraconym synie myślał za granicą w spokojności życie zakończyć.
Tenże pan, zabrawszy do mnie łaskawe serce
krzyżem przed Najświętszym Sakramentem i tak blisko godziną śmierć tak godnego i jedynego syna swego opłakiwał. Potem dowiedziawszy się o przypadku tejże fatalnej śmierci, bez żadnej alteracji w zdarzonych okazjach wspominał syna swego.
Był to pan hojny, wielkiego serca, w wielu bataliach przy królu szwedzkim Karolu Dwunastym w chwalebnych dziełach doświadczonego. Pan trochę popędliwy, ale zaraz umiarkowany, wzrostu niewielkiego, ale wspaniały i miły; w kontestacjach przyjaźni, osobliwie częstując gości, był skłonny do płaczu. A tymczasem starostwo stokliskie rodzicom moim za 2000 t.b. przedał. Po utraconym synie myślał za granicą w spokojności życie zakończyć.
Tenże pan, zabrawszy do mnie łaskawe serce
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 42
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
tęż sprawę Józef Chrzanowski, łowczy brzeski, z Nietyksą, skarbnikiem parnawskim, szwagrem swoim. Chrzanowski, jako miał swoje dziwactwa, tak mówiąc o swoim interesie, powadził się z Nietyksą, przykrym także w odpowiedzi. Od słów przyszło do bitwy. Zamierzył się Chrzanowski na Nietyksę, a Piotr Paszkowski, przyjaciel Nietyksy, człek popędliwy, ująwszy się za Nietyksą, dobywszy szabli, ciął w rękę Chrzanowskiego lewą, który na rękę prawą był już dawniej kaleką. Powstał tumult. Wpadł Chrzanowski do nas na ustępie będących okrwawiony i skale-czony. Eksces pod sądami, terminus zatem tactus uznany, a tym-
czasem posłałem zaraz po cyrulika, ażeby Chrzanowskiego opatrzył,
tęż sprawę Józef Chrzanowski, łowczy brzeski, z Nietyksą, skarbnikiem parnawskim, szwagrem swoim. Chrzanowski, jako miał swoje dziwactwa, tak mówiąc o swoim interesie, powadził się z Nietyksą, przykrym także w odpowiedzi. Od słów przyszło do bitwy. Zamierzył się Chrzanowski na Nietyksę, a Piotr Paszkowski, przyjaciel Nietyksy, człek popędliwy, ująwszy się za Nietyksą, dobywszy szabli, ciął w rękę Chrzanowskiego lewą, który na rękę prawą był już dawniej kaleką. Powstał tumult. Wpadł Chrzanowski do nas na ustępie będących okrwawiony i skale-czony. Eksces pod sądami, terminus zatem tactus uznany, a tym-
czasem posłałem zaraz po cyrulika, ażeby Chrzanowskiego opatrzył,
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 300
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
em, ale jeszcze przez skomatyczny w trybunale zaniesiony manifest i przez takiż przeciw wyraźnym prawom na sejm wydany mandat niemiłosiernie ukrzywdzony zostałem.
Względem sejmiku poselskiego brzeskiego, zła rada, non compositis konkurentów o poselstwo animisbez pojednania konkurentów o poselstwo, pretendowanej przez IWYMP. podskarbiego wielkiego lit. sejmikowej laski, a przy tym popędliwy ferwor tegoż pana sam sobie conscivitspowodował ten największym czasem ludziom przytrafiany przypadek. Całego to województwa był actus et liberior zelusczyn i zbyt śmiała gorliwość, Mój brat jeden tylko był na sejmiku, non author, non fautorani sprawca, ani protektor tego przypadku, a jednakże on jeden za wszystkich, a w
em, ale jeszcze przez skomatyczny w trybunale zaniesiony manifest i przez takiż przeciw wyraźnym prawom na sejm wydany mandat niemiłosiernie ukrzywdzony zostałem.
Względem sejmiku poselskiego brzeskiego, zła rada, non compositis konkurentów o poselstwo animisbez pojednania konkurentów o poselstwo, pretendowanej przez JWJMP. podskarbiego wielkiego lit. sejmikowej laski, a przy tym popędliwy ferwor tegoż pana sam sobie conscivitspowodował ten największym czasem ludziom przytrafiany przypadek. Całego to województwa był actus et liberior zelusczyn i zbyt śmiała gorliwość, Mój brat jeden tylko był na sejmiku, non author, non fautorani sprawca, ani protektor tego przypadku, a jednakże on jeden za wszystkich, a w
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 560
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
końcu ich Burowie blisko Wisły, których podobno corruptè teraz na zwali Gburami w Prusiech; a niżej Burów byli Gottini pokolenie Gottów w dalszej Pomeraranii, aż ku Gdańsku. Od tych Gotinów, czyli Gettów, a drugich Danów Miasto Geddanum nazwane, i Sinus Codaenus. Kwady w imieniu samym z Niemieckiego języka znaczą ludokrutny, popędliwy. Na ich miejsca według Kariona nastąpili Słowacy. Mają ich niektórzy za Marfeldczyków.
KURLADCZYKOWIE, teraźniejsi Kurlandzkiego Księstwa Obywatele, są to dawni Curones, to Chory, od Ptolemeusza Cariones zwani. Byli Bałwochwalcami, Słońce Miesiąc, Węże adorującemi; potym lumen Wiary Z. wzięli od Meinharda Biskupa Juflanckiego, wraz z Inflantami,
końcu ich Burowie blisko Wisły, ktorych podobno corruptè teraz na zwáli Gburami w Prusiech; á niżey Burow byli Gottini pokolenie Gottow w dalszey Pomeraranii, aż ku Gdańsku. Od tych Gotinow, czyli Gettow, a drugich Danow Miasto Geddanum nazwane, y Sinus Codaenus. Kwady w imieniu samym z Niemieckiego ięzyka znaczą ludokrutny, popędliwy. Na ich mieysca według Kariona nastąpili Słowacy. Maią ich niektorzy za Marfeldczykow.
KURLADCZYKOWIE, teraznieysi Kurlandzkiego Xięstwa Obywatele, są to dawni Curones, to Chori, od Ptolemeusza Caryones zwani. Byli Bałwochwalcami, Słońce Mieśiąc, Węże adoruiącemi; potym lumen Wiary S. wzieli od Meinharda Biskupá Iuflanckiego, wráz z Inflantami,
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 144
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
/ na hańbę się czwarzą. Gdy już przyszło do miejsca/ ku gorze podnoszą/ Drugich próżno stojących na ratunek proszą. Czerstwej gromady/ siła i ramiona duże Dźwignąwszy wzgórę/ krzykną: nuże teraz nuże. Potym w nurtę upuszczą: aż do gwałtu skała Uderzona/ pochopem stękliwym zagrzmiała. A głosy niezliczone/ i huk popędliwy/ (Jako gdy się grom trzęsie po niebie krzykliwy) Ozywa się z rozwodem aż między obłoki/ Otoż tobie Królu nasz Magestat wysoki. Już tu ciężkiej boleści nieumiem wysłowić. I żal nie uśmierzony o tym nie da mówić. Jednak z Fizonomiej wiszącego Pana/ Może być jakożkolwiek do serca podana: Nieznośna męka jego
/ ná háńbę się czwarzą. Gdy iuż przyszło do mieyscá/ ku gorze podnoszą/ Drugich prożno stoiących ná rátunek proszą. Czerstwey gromády/ śiłá y rámioná duże Dźwignąwszy wzgorę/ krzykną: nuże teraz nuże. Potym w nurtę vpuszczą: áż do gwałtu skáłá Vderzona/ pochopem stękliwym zágrzmiáłá. A głosy niezliczone/ y huk popędliwy/ (Iáko gdy się grom trzęśie po niebie krzykliwy) Ozywa się z rozwodem áż między obłoki/ Otoż tobie Krolu nász Mágestat wysoki. Iuż tu ćiężkiey boleśći nieumiem wysłowić. I żal nie vsmierzony o tym nie da mowić. Iednák z Phizonomiey wiszącego Páná/ Może być iákożkolwiek do sercá podáná: Nieznośna męká iego
Skrót tekstu: RożAPam
Strona: 76.
Tytuł:
Pamiątka krwawej ofiary Pana Zbawiciela Naszego Jezusa Chrystusa
Autor:
Abraham Rożniatowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
Eurus wzbija duży? Niechaj, czegoby słuszna życzyć tobie, Morze mię przyjmie na pożarcie sobie; Niech się mną morska cieszy Orytya, A tobie niechaj wiatr, i woda sprzyja. Nie mogęć bowiem żadną żywą miarą Zle życzyć, choćbyś godzien za niewiarą Przeklęctwa, oraz zemsty sprawiedliwy, Ze tak na morze kwapisz popędliwy. Drogie u ciebie widzę zawziętości, Kiedy nie świadcząc żadnej odmienności, Za nic poczytasz i śmierć obrać sobie, Bylem ja tylko nie była przy tobie. Już się w swych wiewach wiatry, już uciszą. I pomieszane wody ukołyszą; Już błękitnemi po morzu dzianety, Obiedzie Tryton granice, i mety. O gdyby
Eurus wzbijá duży? Niechay, czegoby słuszna życzyć tobie, Morze mię przyimie ná pożarćie sobie; Niech się mną morska ćieszy Orytya, A tobie niechay wiátr, y wodá sprzyia. Nie mogęć bowiem żadną żywą miárą Zle życzyć, choćbyś godźien zá niewiárą Przeklęctwá, oraz zemsty spráwiedliwy, Ze ták ná morze kwápisz popędliwy. Drogie u ćiebie widzę záwźiętośći, Kiedy nie świadcząc żadney odmiennośći, Zá nic poczytasz y śmierć obráć sobie, Bylem ia tylko nie byłá przy tobie. Iuż sie w swych wiewách wiatry, iuż ućiszą. Y pomieszáne wody ukołyszą; Iuż błękitnemi po morzu dźiánety, Obiedźie Tryton gránice, y mety. O gdyby
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 87
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
Ale to mniejszy grzech mniejsza przywara; Większa mnie nędzną, większa czeka kara. Lubo nie wątpię, że cię Bogi twoje Karały za te, i karzą zaboje: Oto już siódme lato, siódma zima Schodzi, jak ziemia, jak cię morze trzyma. Jam cię przyjęła w bezpieczne statywy, Skoro wiatr flotę przybił popędliwy; I słysząc imię, gdyś wyszedł na lądy, Królestwo moje dałam pod twe rządy. I dosyć było, na ten czas dla gości, Mojej ochoty, łaski, i ludzkości; Ani tajemne z Eneaszem sprawy, Nicby nie tknęły mojej były sławy. Ten dzień był na mnie zły, i nieszczęśliwy
Ale to mnieyszy grzech mnieysza przywárá; Większa mnie nędzną, większa czeka kará. Lubo nie wątpię, że ćię Bogi twoie Karáły zá te, y karzą záboie: Oto iuż śiodme láto, śiodma źimá Schodźi, iák źiemiá, iák ćię morze trzymá. Iam ćię przyięła w bespieczne státywy, Skoro wiátr flottę przybił popędliwy; Y słysząc imię, gdyś wyszedł ná lądy, Krolestwo moie dáłám pod twe rządy. Y dosyć było, ná ten czás dla gośći, Moiey ochoty, łáski, y ludzkośći; Ani táiemne z Eneaszem spráwy, Nicby nie tknęły moiey były słáwy. Ten dźień był ná mnie zły, y nieszczęśliwy
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 90
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695