zaświecić/ ukazać się/ przychodzimy w takie zaciągi/ że nie tylko dzieciom nic nie zostawiamy/ ale i nam samym czasem nie dostawa/ Kometowiesmy w tej mierze/ nie dbamy jenoby trochę zaświecić na czas być strasznym/ nic na tym choć nakoniec wszytko utracić przyjdzie i zgasnąć. Nie mówię o tych którzy dla posługi ojczyzny nastacają/ bo i przewagi tych bez nagrody i sławy być nie mogą/ i zasługi tak tu jako i w niebie nigdy nie gasną. Pójdę do warkocza Komtety/ Kometę zowią od włosów/ a nie męskich/ ale białogłowskich: drudzy go chrzczą stella crinita, włosata gwiazda: Ten cośmy go widzieli/ i
záświećić/ vkázáć sie/ przychodźimy w tákie záćiągi/ że nie tylko dźiećiom nic nie zostáwiamy/ ále y nam sámym czásem nie dostawa/ Kometowiesmy w tey mierze/ nie dbamy ienoby trochę záświećić ná czás bydź strásznym/ nic ná tym choć nákoniec wszytko utráćić przyidźie y zgásnąć. Nie mowię o tych ktorzy dla posługi oyczyzny nástacáią/ bo y przewagi tych bez nagrody y sławy bydź nie mogą/ y zasługi ták tu iáko y w niebie nigdy nie gásną. Poydę do wárkoczá Komtety/ Kométę zowią od włosow/ á nie męskich/ ále białogłowskich: drudzy go chrzczą stella crinita, włosáta gwiazdá: Ten cosmy go widźieli/ y
Skrót tekstu: NajmProg
Strona: C4
Tytuł:
Prognostyk duchowny na kometę
Autor:
Jakub Najmanowicz
Drukarnia:
Maciej Jędrzejowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
astrologia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
doda niesmętnej zabawy, Żebyś niemieckie sznurowne postawy, Nasztychowane brody i powagę, Oczy na śrubach i słowa na wagę, Rady z zegarka i za kołowrotem Wbił sobie w pamięć i za swym powrotem Cudzoziemskimi ucieszył nas żarty I Pana, kiedy pokój więc zawarty. Powracaj jednak, niech nas czas niedługi Stawi obudwu do dworskiej posługi, Której ja, chociaż dwór kładę tak tanie, Nie zganię sobie ani tobie, Janie. DO STANISŁAWA MORSZTYNA, ROTMISTRZA JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI
Powiedz mi, bracie, boś ty zwiedział smaki Trunków i napój piłeś nie jednaki: Piłeś wraz ze mną te, co Francuz daje, Przyrumienione tylko wina d’
doda niesmętnej zabawy, Żebyś niemieckie sznurowne postawy, Nasztychowane brody i powagę, Oczy na śrubach i słowa na wagę, Rady z zegarka i za kołowrotem Wbił sobie w pamięć i za swym powrotem Cudzoziemskimi ucieszył nas żarty I Pana, kiedy pokój więc zawarty. Powracaj jednak, niech nas czas niedługi Stawi obudwu do dworskiej posługi, Której ja, chociaż dwór kładę tak tanie, Nie zganię sobie ani tobie, Janie. DO STANISŁAWA MORSZTYNA, ROTMISTRZA JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI
Powiedz mi, bracie, boś ty zwiedział smaki Trunków i napój piłeś nie jednaki: Piłeś wraz ze mną te, co Francuz daje, Przyrumienione tylko wina d’
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 51
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
; Lecz jak się ze krwie odprawi hecugą, Stawi-ć się zaraz do dworu z usługą. IGLICA W SZPADĘ
Straszliwa broni, w której ani złota Wyborność, ani misterna robota Nie jest tej ceny, jako to, że włosy Pod twym są rządem tak złoconej kosy, Nie miej mi za złe, że zwykłej posługi Odbiegasz ani-ć przyjdzie więcej w długi Pądziec rozdzielać warkoczy ni stroki Czynić i z wstążek do włosów zawłoki; Bo cię nie ręka złodzieja nocnego Ani rozbójce na łup upartego, Ale wiernego sługi chciwość bierze, Który wiedząc, że nie zdoła Wenerze, Chociaż bezbronny, kiedy nań naciera, Wszytkie jej bronie, jak
; Lecz jak się ze krwie odprawi hecugą, Stawi-ć się zaraz do dworu z usługą. IGLICA W SZPADĘ
Straszliwa broni, w której ani złota Wyborność, ani misterna robota Nie jest tej ceny, jako to, że włosy Pod twym są rządem tak złoconej kosy, Nie miej mi za złe, że zwykłej posługi Odbiegasz ani-ć przyjdzie więcej w długi Pądziec rozdzielać warkoczy ni stroki Czynić i z wstążek do włosów zawłoki; Bo cię nie ręka złodzieja nocnego Ani rozbójce na łup upartego, Ale wiernego sługi chciwość bierze, Który wiedząc, że nie zdoła Wenerze, Chociaż bezbronny, kiedy nań naciera, Wszytkie jej bronie, jak
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 77
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
się światłością dniową, Pośmiewiskiem u ptaków stawszy się i sową); Ni puchacz Askalafus, który Próżerpinę Potępił swym świadectwem w podziemną krainę; Ni Pandijonów dwakroć zięć w dudkowym czubie; Ni Pikus, co swym nosem wszytko psując dziubie; Nawet ani Arachne swoją pajęczyną Oszpecenia grobowi nie będzie przyczyną. A gdy już dokończywszy ostatniej posługi Zawrzesz grób i położysz na drzwiach kamień długi, Wystaw przed nim słup dobrym dłutem utoczony I tam napisz pamiątkę tę na cztery strony.”
Tak Jowisz kazał i tak spadszy z góry Wykonał wszytko posłuszny Merkury. A Febus z żoną i dziewłącią córek, Których parnaskł wychował pagórek, Łzy na przemiany ocierając sobie, Takie lamenty
się światłością dniową, Pośmiewiskiem u ptaków stawszy się i sową); Ni puchacz Askalafus, który Prozerpinę Potępił swym świadectwem w podziemną krainę; Ni Pandijonów dwakroć zięć w dudkowym czubie; Ni Pikus, co swym nosem wszytko psując dziubie; Nawet ani Arachne swoją pajęczyną Oszpecenia grobowi nie będzie przyczyną. A gdy już dokończywszy ostatniej posługi Zawrzesz grób i położysz na drzwiach kamień długi, Wystaw przed nim słup dobrym dłutem utoczony I tam napisz pamiątkę tę na cztery strony.”
Tak Jowisz kazał i tak spadszy z góry Wykonał wszytko posłuszny Merkury. A Febus z żoną i dziewłącią córek, Których parnaskł wychował pagórek, Łzy na przemiany ocierając sobie, Takie lamenty
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 139
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
wśród tych pieszczot obudziła I z mych się węzłów wywikławszy, rzecze: „A tak-że mi to, niewdzięczny człowiecze, Chęć moję płacisz? A zła-żem ci była, Kiedym ci służyć sobie pozwoliła? Ale mnie służyć trzeba z powolnością, Ja panem chcę być, ja chcę być jejmością, Inaczej wnet cię wypuszczę z posługi, Bom z łaski bogów nie tak głodna w sługi, Bym niedyskreta, jak ty, chować miała.” Ja widząc, że się szczerze rozgniewała: „Odpuść, bogini, proszę, pierwszą winę, Której ci własną odkryję przyczynę: Kanikuła to w mej głowie sprawiła, Że moja skromność toru uchybiła.
wśród tych pieszczot obudziła I z mych się węzłów wywikławszy, rzecze: „A tak-że mi to, niewdzięczny człowiecze, Chęć moję płacisz? A zła-żem ci była, Kiedym ci służyć sobie pozwoliła? Ale mnie służyć trzeba z powolnością, Ja panem chcę być, ja chcę być jejmością, Inaczej wnet cię wypuszczę z posługi, Bom z łaski bogów nie tak głodna w sługi, Bym niedyskreta, jak ty, chować miała.” Ja widząc, że się szczerze rozgniewała: „Odpuść, bogini, proszę, pierwszą winę, Której ci własną odkryję przyczynę: Kanikuła to w mej głowie sprawiła, Że moja skromność toru uchybiła.
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 160
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
w ogniach twych tak skrzydła opali, Że się od ciebie nigdy nie oddali, I mieszkać będziesz nie z wielką wczesnością, Zrzędny gospodarz z nieproszoną gością.” CZEPIEC
Wychodząc Filis wieczór z rzecznej wody, Kędy szukała w te znoje ochłody, Białym botuchem ciało otoczyła, A krętym czepcem złoty włos nakryła. Kupido zaraz do posługi skoczy I wycisnąwszy wilgotność z warkoczy I podniósszy włos od szyje do góry, Zaciągnął mocno rozpuszczone sznury. Czy-ć się nauki tej od ojca uczył, Kiedy był z Marsem Wenerę ujuczył? Lecz Wulkan tylko wiązał nagie ciała,
A temu się sieć na serca dostała; Cóż będzie czynić serce utrapione, Gdy na nie
w ogniach twych tak skrzydła opali, Że się od ciebie nigdy nie oddali, I mieszkać będziesz nie z wielką wczesnością, Zrzędny gospodarz z nieproszoną gością.” CZEPIEC
Wychodząc Filis wieczór z rzecznej wody, Kędy szukała w te znoje ochłody, Białym botuchem ciało otoczyła, A krętym czepcem złoty włos nakryła. Kupido zaraz do posługi skoczy I wycisnąwszy wilgotność z warkoczy I podniósszy włos od szyje do góry, Zaciągnął mocno rozpuszczone sznury. Czy-ć się nauki tej od ojca uczył, Kiedy był z Marsem Wenerę ujuczył? Lecz Wulkan tylko wiązał nagie ciała,
A temu się sieć na serca dostała; Cóż będzie czynić serce utrapione, Gdy na nie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 166
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
skończonym żniwie, Wyskoczyć w chłodnym cieniu nieleniwie; Teraz czas, letnie nawiedzając wody, Składać brud z znojem i szukać ochłody. Ale-ć mnie możesz ochłodzić na suszy, Jeśli cię prośba moja dawna ruszy; Siądź tylko ze mną na bujnym trawniku A uważ sobie, że i w niewolniku Kto sobie życzy zysku i posługi, Zatnie raz jeden, a pogłaszcze drugi. Ty-ć mnie już dawmo palisz na potasze: Palić a pałać — to są działy nasze, A jeszcze znoje przyszyły się letnie, Skąd, jeśli z ogniów tych co nie odetnie Łaskawa twoja baczność, w oka mgnieniu Stopię się jak wosk przy hojnym płomieniu; Ale jeśli mię
skończonym żniwie, Wyskoczyć w chłodnym cieniu nieleniwie; Teraz czas, letnie nawiedzając wody, Składać brud z znojem i szukać ochłody. Ale-ć mnie możesz ochłodzić na suszy, Jeśli cię prośba moja dawna ruszy; Siądź tylko ze mną na bujnym trawniku A uważ sobie, że i w niewolniku Kto sobie życzy zysku i posługi, Zatnie raz jeden, a pogłaszcze drugi. Ty-ć mnie już dawmo palisz na potasze: Palić a pałać — to są działy nasze, A jeszcze znoje przyszyły się letnie, Skąd, jeśli z ogniów tych co nie odetnie Łaskawa twoja baczność, w oka mgnieniu Stopię się jak wosk przy hojnym płomieniu; Ale jeśli mię
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 256
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
twe jaśniejsze słońca pojrzenie Przecię tego, co słoneczne promienie Skutku nie czyni? Słońce, chociaż w chmurze, grzeje i z daleka, I choć dobrze zajdzie, obżywia człowieka; Ale twój wzrok jako się skryje, Człowiek nie żyje. PIEŚŃ
Nie boję się, Fili, chociaż drugi Oddaje-ć swe jak i ja posługi.
Bo znając twój umysł na złość stateczny, Co nas łudzi, a potem zabija, Wiem to dobrze: chociaż on bardzo grzeczny, Że u ciebie toż skóra, co i ja.
Nie mam za złe, że za tobą chodzi, Że swym wzrokiem w twoje oczy godzi: Każdy człowiek miałby to słusznie
twe jaśniejsze słońca pojrzenie Przecię tego, co słoneczne promienie Skutku nie czyni? Słońce, chociaż w chmurze, grzeje i z daleka, I choć dobrze zajdzie, obżywia człowieka; Ale twój wzrok jako się skryje, Człowiek nie żyje. PIEŚŃ
Nie boję się, Fili, chociaż drugi Oddaje-ć swe jak i ja posługi.
Bo znając twój umysł na złość stateczny, Co nas łudzi, a potem zabija, Wiem to dobrze: chociaż on bardzo grzeczny, Że u ciebie toż skóra, co i ja.
Nie mam za złe, że za tobą chodzi, Że swym wzrokiem w twoje oczy godzi: Każdy człowiek miałby to słusznie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 301
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
uwierzy, Że gdzie uderzy, Trudno znieść słodkie razy bez skargi, Choć się obruszy, Że jej do uszy Prawdziwy lament doniosą wargi.
Jej wolno łajać Mnie się nie kajać, I choć kamieniem serce jej stanie, Niech w tę godzinę Złą śmiercią zginę, Jeśli pomyślę kiedy o odmianie.
Żadne mię drogi Z wiernej posługi
Na niepotrzebną wolność nie dadzą, Ani strach wojny I Moskal zbrojny Z myśli mych stałej służby wyprowadzą. PRZEDMOWA NA FRASZKI DO WSTYDLIWYCH
Ustąpcie, żartów kto nie znosi, i wy, Którym rumieniec zapala wstydliwy Posłuszną gębę, u których nie wolny Język i za grzech idzie wiersz swawolny! Są u mnie wiersze, które na
uwierzy, Że gdzie uderzy, Trudno znieść słodkie razy bez skargi, Choć się obruszy, Że jej do uszy Prawdziwy lament doniosą wargi.
Jej wolno łajać Mnie się nie kajać, I choć kamieniem serce jej stanie, Niech w tę godzinę Złą śmiercią zginę, Jeśli pomyślę kiedy o odmianie.
Żadne mię drogi Z wiernej posługi
Na niepotrzebną wolność nie dadzą, Ani strach wojny I Moskal zbrojny Z myśli mych stałej służby wyprowadzą. PRZEDMOWA NA FRASZKI DO WSTYDLIWYCH
Ustąpcie, żartów kto nie znosi, i wy, Którym rumieniec zapala wstydliwy Posłuszną gębę, u których nie wolny Język i za grzech idzie wiersz swawolny! Są u mnie wiersze, które na
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 305
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, Zosiu, nie chcę kijem grozić, Alebyś mogła tańszą furą wozić, Bo jak się zbytnią twą chciwością urwę, Poślę po gładszą a po tańszą kurwę. O ZOŚCE
Gdy weźmie w rękę kusia nasza Zosia, snadnie I jako go szacować, i co waży, zgadnie, Bo kiedy więc posłuszny wstaje do posługi, Wie, wiele funtów waży, wiele ćwierci długi, A gdy się, niebożątko, po pracy schyliło, Powie, wiele mu gwichtów i miary ubyło. To-ć tedy za rozmiarem takim i uwagą Ta ręka nie jest ręką, ale łokciem z wagą. ŚWIERZBIĄCEJ
Wierę-ś zbyteczna, już czynię, co
, Zosiu, nie chcę kijem grozić, Alebyś mogła tańszą furą wozić, Bo jak się zbytnią twą chciwością urwę, Poślę po gładszą a po tańszą kurwę. O ZOŚCE
Gdy weźmie w rękę kusia nasza Zosia, snadnie I jako go szacować, i co waży, zgadnie, Bo kiedy więc posłuszny wstaje do posługi, Wie, wiele funtów waży, wiele ćwierci długi, A gdy się, niebożątko, po pracy schyliło, Powie, wiele mu gwichtów i miary ubyło. To-ć tedy za rozmiarem takim i uwagą Ta ręka nie jest ręką, ale łokciem z wagą. ŚWIERZBIĄCEJ
Wierę-ś zbyteczna, już czynię, co
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 320
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971