moi bracia, którzy tam mieszkacie. A cóż z tego, że płaczą i nań narzekają, Sami się deputaci z tego wymawiają. Wyszedłem z puszczy mojej czasu niedawnego Z chruściąnego szałasu. Zoczę znajomego Kmiotka, a on z kiermaszu smutno i z innymi Idzie oraz z różnych wsiów sąsiadami swymi. Blisko tam gdzieś potoczek był krynicznej wody: Pragnących ten posilił. Aż w spoczynku szkody , Poczną swoje wyliczać z płaczem i mianować. Jak wiele z swej obory kto stracił, rachować. Nadstawiam, zbliżywszy się, chciwie ucha mego. Aż tam pełno bodajów i przeklęstwa złego. Rzecze jeden: „Jam na chleb -wołów parę stracił.
moi bracia, którzy tam mieszkacie. A cóż z tego, że płaczą i nań narzekają, Sami się deputaci z tego wymawiają. Wyszedłem z puszczy mojej czasu niedawnego Z chruściąnego szałasu. Zoczę znajomego Kmiotka, a on z kiermaszu smutno i z innymi Idzie oraz z różnych wsiów sąsiadami swymi. Blisko tam gdzieś potoczek był krynicznej wody: Pragnących ten posilił. Aż w spoczynku szkody , Poczną swoje wyliczać z płaczem i mianować. Jak wiele z swej obory kto stracił, rachować. Nadstawiam, zbliżywszy się, chciwie ucha mego. Aż tam pełno bodaiów i przeklęstwa złego. Rzecze jeden: „Jam na chleb -wołów parę stracił.
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 733
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
wesołej równinie Niewzruszonej Klorynie Tyrsis od niej wzgardzony Taką pieśń śpiewał, w te pochlebiał tony:
„Nimfo, skało, kamieniu, Postój przy tym strumieniu, A odpocząwszy sobie, Słuchaj, jak każda rzecz mówi o tobie.
Ptaszkowie swe języki Wprawując w różne krzyki Tak sobie powiadają: Nieba przedniejszej piękności nie mają.
Ten potoczek, co płynie Kwapiąc się po dolinie, Brzeg uciekając kruszy, Bojąc się z twoich oczu nagłej suszy.
Samo owieczek stado, Chociaż się pasie rado, Swej zapomina strawy I woli twój wzrok niż tłuste murawy,”
Ona na pieśń nie dbała, Owszem, dalej bieżała, Za czym on rozgniewany Takie jej śpiewał w
wesołej równinie Niewzruszonej Klorynie Tyrsis od niej wzgardzony Taką pieśń śpiewał, w te pochlebiał tony:
„Nimfo, skało, kamieniu, Postój przy tym strumieniu, A odpocząwszy sobie, Słuchaj, jak każda rzecz mówi o tobie.
Ptaszkowie swe języki Wprawując w różne krzyki Tak sobie powiadają: Nieba przedniejszej piękności nie mają.
Ten potoczek, co płynie Kwapiąc się po dolinie, Brzeg uciekając kruszy, Bojąc się z twoich oczu nagłej suszy.
Samo owieczek stado, Chociaż się pasie rado, Swej zapomina strawy I woli twój wzrok niż tłuste murawy,”
Ona na pieśń nie dbała, Owszem, dalej bieżała, Za czym on rozgniewany Takie jej śpiewał w
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 350
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Król sam był w osobie swojej i tak jedna za drugą ciągnęła się kampanija aż do drugiej bukowińskiej, chociaż przy prezencyji królewskiej, ale bardzo nieszczęśliwej, na której bez żadnego nieprzyjaciela wojsko się zrujnowało, bo dzień i noc deszcze lały, a śnieżyce waliły; myśmy od Soczawy weszli w Bukowinę, gdzie co dolina albo potoczek, to nam się Dunajem stawało; tam ani ognia nałożyć, ani się gdzie schronić, z góry się leje, pod nogami się pluskocze, dla koni żywności ani myśleć dostać, jednym słowem mówiąc niewypowiedziana biada była, a co największa, że nam konie z zimna i od głodu zdychali, i rzadko kto się z
Król sam był w osobie swojej i tak jedna za drugą ciągnęła się kampanija aż do drugiej bukowińskiej, chociaż przy prezencyji królewskiej, ale bardzo nieszczęśliwej, na której bez żadnego nieprzyjaciela wojsko się zrujnowało, bo dzień i noc deszcze lały, a śnieżyce waliły; myśmy od Soczawy weszli w Bukowinę, gdzie co dolina albo potoczek, to nam się Dunajem stawało; tam ani ognia nałożyć, ani się gdzie schronić, z góry się leje, pod nogami się pluskocze, dla koni żywności ani myśleć dostać, jednym słowem mówiąc niewypowiedziana biada była, a co największa, że nam konie z zimna i od głodu zdychali, i rzadko kto się z
Skrót tekstu: DyakDiar
Strona: 90
Tytuł:
Diariusz wiedeńskiej okazji
Autor:
Mikołaj Dyakowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki, relacje
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1717 a 1720
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1720
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef A. Kosiński, Józef Długosz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Ministerstwo Obrony Narodowej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
jednę ksienią. Jest też druga Kapituła podobna tej/ ale bogatsza/ w mieście Ninelli/ i jeszcze trzecia w mieście Mabulia. Valencia/ jako powiadają/ fundowana jest od Valentiniana Cesarza w jednym barzo wesołym dole/ w który w chodzi rzeka Schelda/ i rzeka jedna Ronello/ które tam czynią rozmaite wysepki. i jeden potoczek który idzie pod domy/ nie tylko dogadza ludziom w osobliwości/ ale też do umocnienia wszystkiego miasta służyć może: bo może nim oblać jednę część powiatu/ i wiele parochij tego to miasta. Ma przekopy szerokie/ i głębokie/ i baszty barzo sztucznie wystawione: i nie może go oblec tylko ze dwu stron. Tam
iednę kśięnią. Iest też druga Kápitułá podobna tey/ ále bogátsza/ w mieśćie Ninelli/ y iescze trzećia w mieśćie Mábulia. Válencia/ iáko powiádáią/ fundowána iest od Válentinianá Cesárzá w iednym bárzo wesołym dole/ w ktory w chodźi rzeká Scheldá/ y rzeká iedná Ronello/ ktore tám czynią rozmáite wysepki. y ieden potoczek ktory idźie pod domy/ nie tylko dogadza ludźiom w osobliwośći/ ále też do vmocnienia wszystkiego miástá służyć może: bo może nim oblać iednę część powiátu/ y wiele párochiy tego to miástá. Ma przekopy szerokie/ y głebokie/ y bászty bárzo sztucznie wystáwione: y nie może go obledz tylko ze dwu stron. Tám
Skrót tekstu: BotŁęczRel_I
Strona: 83
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. I
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
podług mniemania swego górę wziął nad Chrześcijany. Wiedział barzo dobrze/ że mu ta nowina miała być wdzięczna/ gdyż nigdy do niego Sołtan nie pisał/ żeby mu niemiał groźno przykazować/ aby tę Rzekę/ choćbym niewiem jakim nakładem/ i odwagą/ koniecznie przeszedł/ niemogąc tego znieść/ aby jeden mizerny potoczek miał tamować broń Ottomańską/ której Ocean cały niemógł nigdy utrzymać. Jak prędko ta nowina Cesarza doszła/ właśnie jakoby naprześciu tej Rzeki wszytkiego świata zawojowanie zawisło/ tak się radością uniósł/ że się już rozumiał być zupełnym Panem Węgierskiej i Niemieckiej ziemie. Gdy się jeszcze dowiedział od powtórnego Curriera, że jego ludzie znieśli Parcją
podług mniemánia swego gorę wźiął nád Chrześćiány. Wiedźiał bárzo dobrze/ że mu tá nowiná miáłá bydź wdźięczna/ gdyż nigdy do niego Sołtan nie pisał/ żeby mu niemiał groźno przykázowáć/ áby tę Rzekę/ choćbym niewiem iákim nakłádem/ y odwagą/ koniecznie przeszedł/ niemogąc tego znieść/ áby ieden mizerny potoczek miał támowáć broń Ottomáńską/ ktorey Ocean cáły niemogł nigdy vtrzymáć. Iák prętko tá nowiná Cesárza doszła/ włáśnie iákoby náprześćiu tey Rzeki wszytkieg^o^ świátá záwoiowánie záwisło/ ták się rádośćią vniosł/ że się iuż rozumiał bydź zupełnym Pánem Węgierskiey y Niemieckiey źiemie. Gdy się ieszcze dowiedźiał od powtornego Curriera, że iego ludźie zniesli Pártią
Skrót tekstu: RicKłokMon
Strona: 241
Tytuł:
Monarchia turecka
Autor:
Paul Ricot
Tłumacz:
Hieronim Kłokocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
bez płaszczów pomiędzy górami srogiemi do miejsca jednego ponad rzeką które zowią la foutaine qui brule drogami od Grenoble wesołemi pomiędzy drzewami.
Przyjachawszy potem do miejsca, cudowna rzecz jako góra jedna między górami ustawicznie gore, kiedy tylko się ruszy kijkiem to płomień wypada a miejsca wszędzie gorące i woda która prawie oblewa te górę to jest mały potoczek jest gorąca. Próbowaliśmy słomą tego ognia, tedy się zaraz pali, a prochu cośmy sypali tedy się nic nie zapalał. Ta ziemia która gore, tedy jest częścią w niej kamienia jakoby owego którego na dachówki zażywają a część zaś glinowatej ziemie siwej. To obaczywszy powróciliśmy nazad kędy nas deszcz srodze wielki napadł
bez płaszczów pomiędzy górami srogiemi do miesca jednego ponad rzeką które zowią la foutaine qui brule drogami od Grenoble wesołemi pomiędzy drzewami.
Przyjachawszy potem do miesca, cudowna rzecz jako góra jedna między górami ustawicznie gore, kiedy tylko się ruszy kijkiem to płomień wypada a miesca wszędzie gorące i woda która prawie oblewa te górę to jest mały potoczek jest gorąca. Próbowaliśmy słomą tego ognia, tedy się zaraz pali, a prochu cośmy sypali tedy się nic nie zapalał. Ta ziemia która gore, tedy jest częścią w niej kamienia jakoby owego którego na dachówki zażywają a część zaś glinowatej ziemie siwej. To obaczywszy powróciliśmy nazad kędy nas deszcz srodze wielki napadł
Skrót tekstu: GawarDzien
Strona: 121
Tytuł:
Dziennik podróży po Europie Jana i Marka Sobieskich
Autor:
Sebastian Gawarecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1646 a 1648
Data wydania (nie wcześniej niż):
1646
Data wydania (nie później niż):
1648
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wincenty Dawid
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Redakcja "Wędrowca"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1883