TANTALUS Do Skępisława Sknerskiego Podskarbiego Kścia Pluta:
A Nacoż Panie Stary? Tak zbierać Talary. Lub Hollednerskie skupować galbiny/ Gdy następują z świata przenosiny. Wtamtę idąc stronę Darmo brać mamonę Z sobą takową. Bo przewoźnik Letej Charon/ w przewozie/ pewnie nie weźmie tej Ty skępcze łakomy Skupujesz Wsi/ Domy Gęste Folwarki i przestrone sioła/ Pół świata na cię dzisiaj ciasne zgoła/ Styskują Sąsiedzi/ Nikt się nie osiedzi Gdzie grunt rodzajny/ gdzie przestrone włości Wszytko pochlonąć chćesz w twojej chciwości/ Pedasz ze masz Syny Pełen Dom Ródziny Których przystojnie zostawić mi trzeba: By nie żebrali po mej śmierci chleba. Próżne to staranie Chciwie zbierać na nie Ty
TANTALVS Do Skępisłáwá Sknerskiego Podskárbiego Xćiá Plutá:
A Nácoż Pánie Stáry? Ták zbieráć Tálary. Lub Hollednerskie skupowáć gálbiny/ Gdy nástepuią z świátá przenośiny. Wtamtę idąc stronę Dármo brać mámonę Z sobą tákową. Bo przewoźnik Lethey Cháron/ w przewoźie/ pewnie nie weźmie tey Ty skępcze łákomy Skupuiesz Wśi/ Domy Gęste Folwárki y przestrone śiołá/ Puł świátá ná ćię dźiśiay ćiasne zgołá/ Styskuią Sąśiedźi/ Nikt się nie ośiedźi Gdźie grunt rodzáyny/ gdźie przestrone włośći Wszytko pochlonąć chćesz w twoiey chćiwośći/ Pedasz ze masz Syny Pełen Dom Rodźiny Ktorych przystoynie zostáwić mi trzebá: By nie żebráli po mey śmierći chlebá. Prożne to stáránie Chćiwie zbieráć ná nie Ty
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 178
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
wzdychasz władobronna Nimfo? Ręka prawa Zwycięstw pełna, przecz stosy takowe zadawa Piersiom niezwyciężonym, kraju sarmackiego Smętna bogini? Czy że przymierza pruskiego Spis oczom pałającym lewa wystawuje, Zapala się czytając, wstyd jej twarz farbuje? Nie uznała w nim siebie, ani mężów onych, Których rąk ani broni znieść niezwyciężonych Ni im wytrzymać mogły przestrone Triony I do zmarzłego morza Moskwicin umkniony, Ni on co światem zatrząsł czasu niedawnego Hardy Otoman, kraju ruszywszy wschodniego.
Lecz pohamuj wzdychania, gdyż nic nie schodziło Na męstwie twoim, lecz to nieszczęście sprawiło. Monarchy najwyższego zrządzenie przeszkadza I trudne prawo wielkim zamysłom przeszkadza (!). Taż fortuna zawisna Rzymowi szkodziła,
wzdychasz władobronna Nimfo? Ręka prawa Zwycięstw pełna, przecz stosy takowe zadawa Piersiom niezwyciężonym, kraju sarmackiego Smętna bogini? Czy że przymierza pruskiego Spis oczom pałającym lewa wystawuje, Zapala się czytając, wstyd jej twarz farbuje? Nie uznała w nim siebie, ani mężow onych, Ktorych rąk ani broni znieść niezwyciężonych Ni im wytrzymać mogły przestrone Triony I do zmarzłego morza Moskwicin umkniony, Ni on co światem zatrząsł czasu niedawnego Hardy Otoman, kraju ruszywszy wschodniego.
Lecz pohamuj wzdychania, gdyż nic nie schodziło Na męstwie twoim, lecz to nieszczęście sprawiło. Monarchy najwyższego zrządzenie przeszkadza I trudne prawo wielkim zamysłom przeszkadza (!). Taż fortuna zawisna Rzymowi szkodziła,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 404
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
krzyki Zgromadzonych myśliwców, przechodzi wieprz dziki, Czyniąc okna przestrone pyskiem i piersiami Miedzy ciasnemi chrusty i miedzy trzcinami, Kryty tarczą poganin i skupione straży I nie tylko mur, ale Boga lekce waży.
CXXI.
Jako skoro na suszy stanął król zuchwały I wpadł na rusztowania, co wielkie trzymały Mosty wewnątrz za murem mocne i przestrone, Na których stały hufce francuskie sprawione, Dopiero beło widać w ciałach srogie rany, Które śmiertelnem mieczem dawał niebłagany, I ręce na powietrzu i głowy lecące I strumienie krwie, z muru w przekopy ciekące.
CXXII.
Porzucił tarcz poganin i miecz w ręce obie Wziąwszy, wpadł na Arnolfa książę w onej dobie, Który
krzyki Zgromadzonych myśliwców, przechodzi wieprz dziki, Czyniąc okna przestrone pyskiem i piersiami Miedzy ciasnemi chrósty i miedzy trzcinami, Kryty tarczą poganin i skupione straży I nie tylko mur, ale Boga lekce waży.
CXXI.
Jako skoro na suszy stanął król zuchwały I wpadł na rusztowania, co wielkie trzymały Mosty wewnątrz za murem mocne i przestrone, Na których stały hufce francuskie sprawione, Dopiero beło widać w ciałach srogie rany, Które śmiertelnem mieczem dawał niebłagany, I ręce na powietrzu i głowy lecące I strumienie krwie, z muru w przekopy ciekące.
CXXII.
Porzucił tarcz poganin i miecz w ręce obie Wziąwszy, wpadł na Arnolfa książę w onej dobie, Który
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 325
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
farby pobrudzieły. Oo W ten czas Libijskie kraje mokradli pozbeły Przez gorąco/ i wielce suchymi się stały. W ten czas Nimfy/ bez jezior i źrzódł/ narzekały Roztargawszy swe włosy: Pp Beotyiska strona Płacze Dyrki/ Argolska swego Qq Amimona. Rr Pyreńskich wód Ss Efure. Ni rzeki ciekące Bezpieczne są/ choć brzegi przestrone mające. A Zakurzył się Don srodze w śrzodku swojej wody/ Zakurzył się okrutnie B Paeneus niemłody/ I Teutrantejski C Raik/ i D Ismen spieszący/ I Fokajski E Erymant/ i znowu mający F Ksantus gorzeć/ i żółty G Likormas/ i swymi Igrający H Meander wodami krętymi. I Tenarski I Eurotas/ i
fárby pobrudźieły. Oo W ten czás Libiyskie kráie mokrádli pozbeły Przez gorąco/ y wielce suchymi się sstáły. W ten czás Nimphy/ bez ieźior y źrzodł/ nárzekáły Roztárgawszy swe włosy: Pp Beotyiska stroná Płácze Dyrki/ Argolska swego Qq Amimoná. Rr Pyreńskich wod Ss Ephure. Ni rzeki ćiekące Bespieczne są/ choc brzegi przestrone máiące. A Zákurzył się Don srodze w śrzodku swoiey wody/ Zakurzył się okrutnie B Paeneus niemłody/ Y Theutránteyski C Ráik/ y D Ismen spieszący/ Y Phokáyski E Erymánt/ y znowu máiący F Xántus gorzeć/ y żołty G Likormás/ y swymi Igraiący H Meánder wodámi krętymi. Y Tenárski I Eurotás/ y
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 64
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
i chwałę niewypowiedzianą, nieopisaną. Mury dokoła z złota najczystszego, bramy z szafiru, z szmaraku drogiego, zawiasy złote, wrota rubinowe, karbunkułowe. Domy, pałace, o, jako z drogiego kamienia wszytkie diamentowego, w tych zaś pokoje topazyjuszowe, hiacyntowe. Rynki, o jako wielkie i szerokie, gmachy prześliczne, przestrone, wysokie, Baruch 3, Apoc. 21,
wszytkie kamieńmi sadzone jasnymi, o, jak drogimi. Ulice jako kształtnie rozłożone, wszytkie, o, jako pięknie rozmierzone; w każdej pełno jest przedziwnej piękności i wesołości. Żadną makułą nigdy niezmienione bielą się bruki, perłami sadzone droższymi barzo niż uriańskimi, bo niebieskimi.
i chwałę niewypowiedzianą, nieopisaną. Mury dokoła z złota najczystszego, bramy z szafiru, z szmaraku drogiego, zawiasy złote, wrota rubinowe, karbunkułowe. Domy, pałace, o, jako z drogiego kamienia wszytkie dyjamentowego, w tych zaś pokoje topazyjuszowe, hijacyntowe. Rynki, o jako wielkie i szerokie, gmachy prześliczne, przestrone, wysokie, Baruch 3, Apoc. 21,
wszytkie kamieńmi sadzone jasnymi, o, jak drogimi. Ulice jako kształtnie rozłożone, wszytkie, o, jako pięknie rozmierzone; w każdej pełno jest przedziwnej piękności i wesołości. Żadną makułą nigdy niezmienione bielą się bruki, perłami sadzone droższymi barzo niż uryjańskimi, bo niebieskimi.
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 107
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
drzew nie wozili do winnic pod grzywnami, bo żydzi się na tym nie znają. B B B
BY dla nie trzeba zachudzać w Adwencie: któremu jęczmienna słoma za obrok stanie: szopy na nie mają być ciepłe, alias albo oblepione krowiakami, co jest letko na ściany, albo trzciną, albo zahatami opatrzone, ale przestrone; jasła także powinny być długo się ciągnące, lub drabiny; ale z tą prekaucją, aby jedno drugiego w jasła nie wtrąciło. Dla tego pastuch, stróż, niech często do obory zagląda. Obory odległe O Ekonomice mianowicie o Bydle.
mają być od dworu, bo much, komarów, mnóstwa się nie z będziesz
drzew nie wozili do winnic pod grzywnami, bo żydzi się na tym nie znaią. B B B
BY dła nie trzeba zachudzać w Adwencie: ktoremu ięczmienna słoma za obrok stanie: szopy na nie maią bydź ciepłe, alias albo oblepione krowiakami, co iest letko na sciány, albo trzciną, albo zahatami opatrzone, ale przestrone; iasła takze powinny bydź długo się ciągnące, lub drabiny; ale z tą prekaucyą, aby iedno drugiego w iasła nie wtrąciło. Dla tego pastuch, stroż, niech często do obory zagląda. Obory odległe O Ekonomice mianowicie o Bydle.
maią bydź od dworu, bo much, komarow, mnostwa sie nie z będziesz
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 365
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
w Marcu rąbanej, bo w inne czasy robakom podległej, skąd zboże nie- O Ekonomice, mianowicie o Szpiechlerzu.
czyste jak mąką bywa posypane, skąd wilki urodzą się w zbożu.
Sosnina mocna, tylko od niej zboże żywicą prześmierdnie, a czasem się zagrzeje od jej gorącości. Podłoga najlepsza dębo wa dobrze spuszczana, zasieki przestrone z tarcic jodłowych, bo to najsuchsze drzewo, a lipowe gdy wilgoć na dworze, potnieją, wilgotnieją, a zatym i zboże w nich pleśnieje, toż czynią tarcice olchowe, z aurą sympatyzujące. Powała z góry dla złodzieja ma być dobrze do balków przybijana. Dach co raz odnawiany, aby na zboże nie ciekło,
w Marcu rąbaney, bo w inne czasy robakom podległey, zkąd zboże nie- O Ekonomice, mianowicie o Szpiechlerzu.
czyste iak mąką bywa posypane, zkąd wilki urodzą się w zbożu.
Sosnina mocna, tylko od niey zboże żywicą prześmierdnie, a czasem się zagrzeie od iey gorącości. Podłoga naylepsza dębo wa dobrze spuszczana, zasieki przestrone z tarcic iodłowych, bo to naysuchsze drzewo, á lipowe gdy wilgoć na dworze, potnieią, wilgotnieią, á zatym y zboże w nich pleśnieie, toż czynią tarcice olchowe, z aurą sympatyzuiące. Powała z gory dla złodzieia ma bydz dobrze do balkow przybiiana. Dach co raz odnawiany, aby na zboże nie ciekło,
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 408.
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
konie i masztalerze, Karety, wozy, szpiklerze. Samo państwo w nim nie stawa, Czeladzi to w moc podawa. Dwór Ich Mciów PP. Radzimińskich.
W tym dworze nieraz siadałem Z paniętami, chleb jadałem. I teraz to nie ustało, Choć się inszemu dostało. Mieszkanie w nim dosyć pańskie, Przestrone gmachy ziemiańskie. Kościół Ojców Dominikanów.
Tu swój kościół postawili Memoryją zostawili, Wielki, zacny w szerokości, Wesoły, Pański, w jasności. Jest wzdłuż coś na dwieście kroków, Zmieści się w nim dość otroków. W tym jest bractwo, dwie kaplice, Naświętszej Panny tablice . Ołtarz wielki, niepodobna Wypisać, jak
konie i masztalerze, Karety, wozy, szpiklerze. Samo państwo w nim nie stawa, Czeladzi to w moc podawa. Dwór Ich Mciów PP. Radzimińskich.
W tym dworze nieraz siadałem Z paniętami, chleb jadałem. I teraz to nie ustało, Choć się inszemu dostało. Mieszkanie w nim dosyć pańskie, Przestrone gmachy ziemiańskie. Kościół Ojców Dominikanów.
Tu swój kościół postawili Memoryją zostawili, Wielki, zacny w szerokości, Wesoły, Pański, w jasności. Jest wzdłuż coś na dwieście kroków, Zmieści się w nim dość otroków. W tym jest bractwo, dwie kaplice, Naświętszej Panny tablice . Ołtarz wielki, niepodobna Wypisać, jak
Skrót tekstu: JarzGośc
Strona: 108
Tytuł:
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy
Autor:
Adam Jarzębski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne, opisy podróży
Tematyka:
architektura, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ignacy Chrzanowski, Władysław Korotyński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1909
Bo więc spodek w takowym piecu wilgotnieje/ Z czego zawżdy żelazo surowo się grzeje.
Nie ma też piec być barzo wysoko lepiony/ Ale nisko i równo prawie z dobrej gliny. Bo wiem w piecu wysokim węgla wiele góre/ I dęcie w nim nie spieszne bywa i niektóre.
Kominy też mają być dobrze ulepione/ Przestrone i wysoko na górę wniesione: Dla tego aby iskry z pieca nie padały Na miechy/ więc huty by nie zapalały. Pójdźmyż też i do młota gdzie żelazo kują/ Trzeba jako tam kunszty i to wiedzieć stoją: Dobrzeli jest kowalski piecek ulepiony/ Jeśli dobrze naprawny/ w miaręli przestrony. O Gospodarstwie
Jeśli forma
Bo więc spodek w tákowym piecu wilgotnieie/ Z czego záwżdy żelázo surowo się grzeie.
Nie ma też piec być bárzo wysoko lepiony/ Ale nisko y rowno práwie z dobrey glyny. Bo wiem w piecu wysokim węgla wiele gore/ Y dęcie w nim nie spieszne bywa y niektore.
Kominy też máią bydź dobrze vlepione/ Przestrone y wysoko ná gorę wnieśione: Dla tego áby iskry z piecá nie pádáły Ná miechy/ więc huty by nie zápaláły. Podźmysz też y do młotá gdźie żelázo kuią/ Trzebá iáko tám kunszty y to wiedzieć stoią: Dobrzeli iest kowálski piecek vlepiony/ Iesli dobrze napráwny/ w miáręli przestrony. O Gospodarstwie
Iesli formá
Skrót tekstu: RoźOff
Strona: I2
Tytuł:
Officina ferraria
Autor:
Walenty Roździeński
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
hutnictwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
i stworzycielem. Toć pisze dobry Ociec X. Jakub Samanego podług swego wielkiego i gorącego ducha/ bo taki zawżdy miał robiąc pracowito bez wytchnienia/ po sześcidziesiąt lat jakoby teraz poczynał/ i pragnąc wniść pierwszym przez te nowe bramy które się otwierają do wielu narodów nawrócenia/ która kraina spodziewamy się że będzie jako drugie nowe a przestrone Peru/ gdyż się rozciąga od jednej strony góry/ Cordygliera nazwanej/ od prowincji Ciarchi aż do prowincji Chytu: a od nowego królestwa aż do brzegu morza północego. Daj Panie doczekać żebyśmy prędko widzieli tak wiele narodów pod twoją chorągwią.
Wziąłem w tenże czas dwa listy od W. M. barzo wdzięczne
y stworzyćielem. Toć pisze dobry Oćiec X. Iákub Sámánego podług swego wielkiego y gorącego duchá/ bo táki záwżdy miał robiąc prácowito bez wytchnienia/ po sześćidźiesiąt lat iákoby teraz poczynał/ y prágnąc wniść pierwszym przez te nowe bramy ktore się otwieráią do wielu narodow náwrocenia/ ktora kráiná spodźiewamy się że będźie iáko drugie nowe á przestrone Peru/ gdyż się rośćiąga od iedney strony gory/ Cordiglierá názwáney/ od prowincyey Ciárchi áż do prowincyey Chytu: á od nowego krolestwá áż do brzegu morzá pułnocnego. Day Pánie doczekáć żebysmy prędko widźieli ták wiele narodow pod twoią chorągwią.
Wźiąłem w tenże czás dwá listy od W. M. bárzo wdźięczne
Skrót tekstu: TorRoz
Strona: 22.
Tytuł:
O rozszerzeniu wiary świętej chrześcijańskiej katolickiej w Ameryce na Nowym Świecie
Autor:
Diego de Torres
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1603
Data wydania (nie wcześniej niż):
1603
Data wydania (nie później niż):
1603