Do swojej, Janie, wyprawujesz Zozy, W których raz szczerze, drugi jak u dworu Twarz jej wystawiasz, a ganisz powrozy.
Jeszcze-ć to płacić Kupido poboru Nie kazał ani-ć pokazał swej grozy, Ale i tobie przyjdzie chybić toru I te żartowne poprzetapiać mrozy.
Nie lubi Wenus i jej synek pusty, Że twoje pióro lata po swej woli, I rozumiejąc, że słodszymi usty
Jeszcze zaśpiewasz, gdy cię co zaboli, Znajdzie-ć wędzidła, które-ć do rozpusty (Polska nie mogła) przybierze Napoli. DO GALERNIKÓW
Strapieni ludzie, źle się z wami dzieje, Lecz miłość ze mną okrutniej poczyna:
Was człowiek,
Do swojej, Janie, wyprawujesz Zozy, W których raz szczerze, drugi jak u dworu Twarz jej wystawiasz, a ganisz powrozy.
Jeszcze-ć to płacić Kupido poboru Nie kazał ani-ć pokazał swej grozy, Ale i tobie przyjdzie chybić toru I te żartowne poprzetapiać mrozy.
Nie lubi Wenus i jej synek pusty, Że twoje pióro lata po swej woli, I rozumiejąc, że słodszymi usty
Jeszcze zaśpiewasz, gdy cię co zaboli, Znajdzie-ć wędzidła, które-ć do rozpusty (Polska nie mogła) przybierze Napoli. DO GALERNIKÓW
Strapieni ludzie, źle się z wami dzieje, Lecz miłość ze mną okrutniej poczyna:
Was człowiek,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 104
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
uczynił przy świętej chrzcielnicy. Jam tak siódmy dzień święcił i niedziele, Żem rzadko bywał i w te dni w kościele; Poprzestałem-ci powszedniej roboty, Alem się puścił na większe niecnoty: Wtenczas i tańce, i tłustsze obiady Odprawowałem, zbytki i biesiady, Jakby ten dzień był od roboty pusty Dlatego, abym miał czas do rozpusty. Jam i rodzicom nie tak był powolny, Żeby im miał być żywot mój swawolny
Zawsze do smaku, jednak wiesz, o Panie, Że szanować ich pilne-m miał staranie; Ale starszego, któregoś czcić kazał, Nie zawszem sobie jak trzeba poważał, I gdy napomniał
uczynił przy świętej chrzcielnicy. Jam tak siódmy dzień święcił i niedziele, Żem rzadko bywał i w te dni w kościele; Poprzestałem-ci powszedniej roboty, Alem się puścił na większe niecnoty: Wtenczas i tańce, i tłustsze obiady Odprawowałem, zbytki i biesiady, Jakby ten dzień był od roboty pusty Dlatego, abym miał czas do rozpusty. Jam i rodzicom nie tak był powolny, Żeby im miał być żywot mój swawolny
Zawsze do smaku, jednak wiesz, o Panie, Że szanować ich pilne-m miał staranie; Ale starszego, któregoś czcić kazał, Nie zawszem sobie jak trzeba poważał, I gdy napomniał
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 222
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
/ puchlinę/ kolikę głowy zawracanie.
O Wieczerzy. Nawieczerzy kto długiej potraw siła jada/ Tego ciężkie w żołądku gryzienie napada. Abyś miał lżejsze wnątrze/ był sposobnym w nocy/ Wieczerzać ktemu będzie krótka napomocy.
Opostanowieniu przed jedzeniem, i o czasie do jedzenia. Nigdy nie jedz żołądek/ aż pusty uczujesz/ Bo tym sobie apetyt więtszy nagotujesz. Poznasz go/ gdyć przystąpi chciwość do jedzenia/ Gdy ślina rzadka w ustach/ zażyj posilenia.
O Melancholikach od jakich potraw stronić mają. Kto Melancholik niechaj gardzi brzoskwiniami/ Tenże jabłek nie jada wespół i z gruszkami. Ani pożąda mleka/ ni sera twardego/
/ puchlinę/ kolikę głowy záwracánie.
O Wieczerzy. Náwieczerzy kto długiey potraw śiłá iada/ Tego ćiężkie w żołądku gryźienie nápada. Abyś miał lżeysze wnątrze/ był sposobnym w nocy/ Wieczerzać ktemu będźie krotka nápomocy.
Opostánowieniu przed iedzeniem, y o czásie do iedzenia. Nigdy nie iedz żołądek/ áż pusty vczuiesz/ Bo tym sobie ápetyt więtszy nágotuiesz. Poznasz go/ gdyć przystąpi chćiwość do iedzenia/ Gdy śliná rzadka w vstách/ záżiy pośilenia.
O Melánkolikách od iákich potraw stronić máią. Kto Melánkolik niechay gárdźi brzoskwiniámi/ Tenże iábłek nie iada wespoł y z gruszkámi. Ani pożąda mleká/ ni será twárdego/
Skrót tekstu: OlszSzkoła
Strona: B3
Tytuł:
Szkoła Salernitańska
Autor:
Hieronim Olszowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
/ którą na piętnuje lice i twarz twoję. Flegma z białością braci/ doda czerwoności/ Krew/ w żółtości cholerą/ ziemie znak w czarności.
Znak obfitującej krwie. Jeżeli w twoim ciele krew zbytkiem zgrzeszyła/ Po wierzchu pławi oko/ twarz zarumieniła. Jagody wzdęte/ ciało ciężkie/ i bijące/ Mocno a prędko pusty/ bólem czoło wrzące. Acz też i insze członki/ pełnia wszędzie ciała/ Bez trudności/ tymże krew wnątrze sztypowała. Język suchy/ pragnienie/ pełno czerwoności/ Ślina im słodka/ w słodkich potrawach gorzkości. Znak obfitującej Kolery. Kogo bolewa często prawa z trudu ręka/ Kogo trapi w języku upragnionym męka.
/ ktorą ná piętnuie lice y twarz twoię. Phlegmá z białośćią bráći/ doda czerwonośći/ Krew/ w żołtośći cholerą/ źiemie znák w czarnośći.
Znák obfituiącey krwie. Ieżeli w twoim ćiele krew zbytkiem zgrzeszyłá/ Po wierzchu pławi oko/ twarz zárumieniłá. Iágody wzdęte/ ćiáło ciężkie/ y biiące/ Mocno á prędko pusty/ bolem czoło wrzące. Acz też y insze członki/ pełnia wszędźie ćiáłá/ Bez trudnośći/ tymże krew wnątrze sztypowáłá. Ięzyk suchy/ prágnienie/ pełno czerwonośći/ Sliná im słodka/ w słodkich potráwách gorzkośći. Znák obfituiącey Kolery. Kogo bolewa często práwa z trudu ręká/ Kogo trapi w ięzyku vprágnionym męká.
Skrót tekstu: OlszSzkoła
Strona: Ev
Tytuł:
Szkoła Salernitańska
Autor:
Hieronim Olszowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
co to nie umie nic spokojnie, i przyjaźnie mówić, ale mu tylko kijce zgęby latają. 7. Bywają takie drzewa, nie obaczysz, aby się też ukłonić miał, chwieje się raczej niż nachyla, nieumie się pokłonem zniżyć. Konwersacja jego nie smaczna, jak drewno gryzł. 8. Aleć i człowiek pusty, swawolny, co to wzgórę nogami chodzi, jak drzewo gałęziami do góry, i to człowiek jak drzewo; a młodź są to jako krzacźki, które by i w-Kościele, przedcię szeleszczą, daj Boże tylko, żeby z-kożdego mogło się co dobrego wystrugać, bo też to, nie eks omni ligno fit
co to nie umie nic zpokoynie, i przyiáźnie mowić, ále mu tylko kiyce zgęby latáią. 7. Bywáią tákie drzewá, nie obaczysz, áby się też ukłonić miał, chwieie się ráczey niż náchyla, nieumie się pokłonem zniżyć. Konwersacyia iego nie smáczna, iák drewno gryzł. 8. Aleć i człowiek pusty, swawolny, co to wzgorę nogámi chodźi, iák drzewo gáłęźiámi do gory, i to człowiek iák drzewo; á młodź są to iáko krzacźki, ktore by i w-Kośćiele, przedćię szeleszczą, day Boże tylko, żeby z-kożdego mogło się co dobrego wystrugáć, bo też to, nie ex omni ligno fit
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 77
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
. Zabiełło, marszałek kowieński — którego nieustanna z Siruciem, starostą kowieńskim, utrzymującym według jurysdykcji swojej Żydów, emulacja — promowował miasto, a Siruć Żydów utrzymywał. Oba byli przytomni w Grodnie. Przypadła sprawa. Miasto według przywilejów swoich ewakuacją Żydów wygrało. A że starosta Siruć do tej sprawy nie był przypozwany, a choć pusty, miał obszerny plac dworu królewskiego, gdzie przedtem stajnie królewskie i inne gospodarskie zabudowania były, od miasta ekscypowany, przy tym że Łopaciński, instygator lit., w kredycie u podkanclerzego będący, którego brat młodszy rodzony ożenił się niedawno z Próżorówną, siostrzenicą rodzoną Sirucia, utrzymywał zatem Sirucia Łopaciński. Za czym poszła jeszcze komisja
. Zabiełło, marszałek kowieński — którego nieustanna z Siruciem, starostą kowieńskim, utrzymującym według jurysdykcji swojej Żydów, emulacja — promowował miasto, a Siruć Żydów utrzymywał. Oba byli przytomni w Grodnie. Przypadła sprawa. Miasto według przywilejów swoich ewakuacją Żydów wygrało. A że starosta Siruć do tej sprawy nie był przypozwany, a choć pusty, miał obszerny plac dworu królewskiego, gdzie przedtem stajnie królewskie i inne gospodarskie zabudowania były, od miasta ekscypowany, przy tym że Łopaciński, instygator lit., w kredycie u podkanclerzego będący, którego brat młodszy rodzony ożenił się niedawno z Prozorówną, siestrzenicą rodzoną Sirucia, utrzymywał zatem Sirucia Łopaciński. Za czym poszła jeszcze komisja
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 365
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
, na wiejskich,
Szpitalnych gruntach, na miejskich Siedzą, pewne czynsze dają, Co rok się w polu wydają Z budynkami, wedla drogi, Zajęli plac barzo srogi. Zjawienie, Ulica naprzeciwko Folwarkom.
A Zjawienie z drugą stronę Od folwarków ma obronę; Tam są dwory w przestronności Na górze i w ustronności. Dwór pusty Książęcia Jego M. Dominika nad Wisłą
Zacny był dwór starodawny Pana krakowskiego, dawny; Stajnia przy nim na sto koni, Dawno zniesiona, nie łoni. Ten plac wszytek, co tam leży, Książęciu to przynależy. Niemasz tam ani orzecha Włoskiego (mała pociecha!), Ani parkanów około, Ze wszystkich stron
, na wiejskich,
Szpitalnych gruntach, na miejskich Siedzą, pewne czynsze dają, Co rok się w polu wydają Z budynkami, wedla drogi, Zajęli plac barzo srogi. Zjawienie, Ulica naprzeciwko Folwarkom.
A Zjawienie z drugą stronę Od folwarków ma obronę; Tam są dwory w przestronności Na górze i w ustronności. Dwór pusty Książęcia Jego M. Dominika nad Wisłą
Zacny był dwór starodawny Pana krakowskiego, dawny; Stajnia przy nim na sto koni, Dawno zniesiona, nie łoni. Ten plac wszytek, co tam leży, Książęciu to przynależy. Niemasz tam ani orzecha Włoskiego (mała pociecha!), Ani parkanów około, Ze wszystkich stron
Skrót tekstu: JarzGośc
Strona: 76
Tytuł:
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy
Autor:
Adam Jarzębski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne, opisy podróży
Tematyka:
architektura, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ignacy Chrzanowski, Władysław Korotyński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1909
wszędzie, Tam i sam dość w każdym rzędzie. One stajnie w przestronności, Studnia z kuchnią jest dla gości. Przyjazdy są dwa do niego, Także i wyjazdy z niego. Dwór J.M.P. Zamojskiego, Starosty Kałuskiego
Pamiętam, gdy jeszcze pole Na tym miejscu ani role Nie były, jedno plac pusty, Byłem tu raz w mięsopusty. Potym Lipski pobudował Dwór pański, prędko zgotował, W którym są dwoiste gmachy, A nad nimi górne dachy. Masz tam stajnie i ogródek, W pierwszym budynku przygródek; Wkoło parkan z baszteczkami, Kształtny w rogach z wieżyczkami. A brama sama wpośrodku, Z altaneczką i
wszędzie, Tam i sam dość w każdym rzędzie. One stajnie w przestronności, Studnia z kuchnią jest dla gości. Przyjazdy są dwa do niego, Także i wyjazdy z niego. Dwór J.M.P. Zamojskiego, Starosty Kałuskiego
Pamiętam, gdy jeszcze pole Na tym miejscu ani role Nie były, jedno plac pusty, Byłem tu raz w mięsopusty. Potym Lipski pobudował Dwór pański, prędko zgotował, W którym są dwoiste gmachy, A nad nimi górne dachy. Masz tam stajnie i ogródek, W pierwszym budynku przygródek; Wkoło parkan z baszteczkami, Kształtny w rogach z wieżyczkami. A brama sama wpośrodku, Z altaneczką i
Skrót tekstu: JarzGośc
Strona: 118
Tytuł:
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy
Autor:
Adam Jarzębski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne, opisy podróży
Tematyka:
architektura, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ignacy Chrzanowski, Władysław Korotyński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1909
. Wszytkiego się obawia, nic sobie nie tuszy Dobrego, tak jako więc (gdy ją bojaźń ruszy Pokarm dzieciom niosącą) trafia się ptaszynie: Myśli o miłym gnieździe, jeżeli go minie Ręka ludzka, podobno zjadły wąż spustoszy, Jeśli nie ten, to wicher szalony rozproszy. Skoro pałac ujźrzała zdaleka bez warty, Pusty, ogołocony, na roścież otwarty: nie pytając się dalej, wraz szaty i włosy Z dojźrzałemi na głowie rwać poczęła kłosy. Łzy się zatamowały, głos ucichł, wzdychanie Tylko ciężkie na sercu świadczy narzekanie. Ledwie co stąpi z żalu. Gdy w próżne pokoje Wnidzie, wszędzie otwarte mijając podwoje: Gdy na wszytkie obróci
. Wszytkiego sie obawia, nic sobie nie tuszy Dobrego, ták iáko więc (gdy ią boiaźn ruszy Pokarm dźiećiom niosącą) tráfia się ptászynie: Myśli o miłym gnieźdźie, ieżeli go minie Ręká ludzka, podobno ziádły wąż spustoszy, Ieśli nie ten, to wicher szalony rosproszy. Skoro páłác uyźrzáła zdáleká bez wárty, Pusty, ogołocony, ná rośćież otwárty: nie pytáiąc się dáley, wraz száty y włosy Z doyźrzáłemi ná głowie rwáć poczęłá kłosy. Łzy się zátámowáły, głos ućichł, wzdychánie Tylko ćięszkie ná sercu świádczy nárzekánie. Ledwie co stąpi z zalu. Gdy w prożne pokoie Wnidźie, wszędźie otwárte miiáiąc podwoie: Gdy ná wszytkie obroći
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 33
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
przykładów milionem w przedzie, A wżdy dopiero myślą do pokuty, Skoro po nich śmierć z rydwanem za jedzie I ostatnie mu zapieją koguty. Kędyż by miała plac na ziemi cnota, Gdyby kres ludzie wiedzieli żywota? Pełen świat grzechu będzie i rozpusty, Gdy każdy żal swój do reszty odłoży; Niebo by albo gmach piekielny pusty Został pokusie, którym złych dziś trwoży, A Boga dosyć ludziom wyznać usty, Kiedy się na tych sąd jego nie sroży, Co diabłu owoc, a na jego przyście Zwiędłe przyniosą swego życia liście. Przebóg, niechaj to nikogo nie błaźni: Odtąd, jak się stał gwałt bożemu drzewu I grzech Adamów w raju
przykładów milijonem w przedzie, A wżdy dopiero myślą do pokuty, Skoro po nich śmierć z rydwanem za jedzie I ostatnie mu zapieją koguty. Kędyż by miała plac na ziemi cnota, Gdyby kres ludzie wiedzieli żywota? Pełen świat grzechu będzie i rozpusty, Gdy każdy żal swój do reszty odłoży; Niebo by albo gmach piekielny pusty Został pokusie, którym złych dziś trwoży, A Boga dosyć ludziom wyznać usty, Kiedy się na tych sąd jego nie sroży, Co diabłu owoc, a na jego przyście Zwiędłe przyniosą swego życia liście. Przebóg, niechaj to nikogo nie błaźni: Odtąd, jak się stał gwałt bożemu drzewu I grzech Adamów w raju
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 603
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987