nie będziem chcieli. Tyś u nas w łasce/ tyś u nas w Cenie/ Twój Koncent młodszych w tąniec wyżenie. Do nie strawianej starszych przywiedzie/ Tyś dobrej myśli kunszt przy obiedzie. Gdy Hebanowy smyczek twe strony/ Pogłaszcze/ dajesz tak dziwne tony. Zaraz się porwą wzawody Młodzi/ Którym rumiana Wenus rej wodzi/ Gdzie szkocznym taktem wraz poskakują/ I alternatą Panny częstują. Tam wolno palce ścisnąć i dłoni Wolno podrapać której niebroni/ Może uszczypnąć może nieznacznie/ Pieszczoną rękę całować smacznie. A cóż ma Heban nad cię Jaworze/ Ty masz głos w Cenie/ a on wpozorze. On swym widokiem ucieszy
nie będźiem chćieli. Tyś v nas w łásce/ tyś v nas w Cenie/ Twoy Koncent młodszych w tąniec wyżęnie. Do nie stráwiáney stárszych przywiedźie/ Tyś dobrey myśli kunszt przy obiedźie. Gdy Hebanowy smyczek twe strony/ Pogłaszcze/ dáiesz ták dźiwne tony. Zaraz się porwą wzawody Młodźi/ Ktorym rumiána Venus rey wodźi/ Gdźie szkocznym táktem wraz poskákuią/ Y álternatą Pánny częstuią. Tám wolno pálce śćisnąć y dłoni Wolno podrapáć ktorey niebroni/ Może vszczypnąć może nieznácznie/ Pieszczoną rękę cáłowáć smácznie. A coż ma Heban nád ćię Iáworze/ Ty masz głos w Cenie/ á on wpozorze. On swym widokiem vćieszy
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 216
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Już i promienie zgasły kanikuły, Ja tylko nie śpię, jam tylko sam czuły. Wszytkie te gwiazdy widzą me niewczasy, Kiedy wieńcami zdobię twe zawiasy Albo-ć sen słodzę śpiewaczymi głosy, Albo skrzypkami, choć się boją rosy. Otwórzże okno, uchyl okiennice, Rozśmieje się noc, jako gdy z łożnice Rumiana Zorza od Tytona wstaje
I świetną barwę brudnym cieniom daje; W dzień się opalisz, ale nocy chłodnej Nie kryj mi, Jago, twarzy grzechu godnej. ZAPAŁ
Kupido kiedyś ukochanej żony Odbiegł, kropelką oleju sparzony, Gdy mu się w nocy z lampą przypatrzała, Tak ta dziecina ognia nie strzymała. Jeżeli uciekł ten
Już i promienie zgasły kanikuły, Ja tylko nie śpię, jam tylko sam czuły. Wszytkie te gwiazdy widzą me niewczasy, Kiedy wieńcami zdobię twe zawiasy Albo-ć sen słodzę śpiewaczymi głosy, Albo skrzypkami, choć się boją rosy. Otwórzże okno, uchyl okiennice, Rozśmieje się noc, jako gdy z łożnice Rumiana Zorza od Tytona wstaje
I świetną barwę brudnym cieniom daje; W dzień się opalisz, ale nocy chłodnej Nie kryj mi, Jago, twarzy grzechu godnej. ZAPAŁ
Kupido kiedyś ukochanej żony Odbiegł, kropelką oleju sparzony, Gdy mu się w nocy z lampą przypatrzała, Tak ta dziecina ognia nie strzymała. Jeżeli uciekł ten
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 182
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
kwapi, że się nie ubiera; I namiot zostawiwszy, bieży prędkiem biegiem Tam, gdzie jego armata czekała nad brzegiem, I jako mógł naciszej, na głębią się puszcza I brzeg i snem zmorzoną małżonkę opuszcza.
XX.
W zad brzeg i Olimpia nieszczęsna została, Która nie ocucając całkiem, dotąd spała, Aż jutrzenka rumiana, wsiadszy na złocony Wóz, po ziemi swe srebrne rozpuściła śrzony; I kiedy już na brzegu morskiem Alcjona Narzekała, nieszczęściem dawnem urażona, Ani śpiąc, ani czując, rękę wyprawiła Po to, aby Birena swego obłapiła.
XXI.
Ale próżno: nikogo ręka nie najduje, Wraca ją wzad i zasię znowu wyprawuje
kwapi, że się nie ubiera; I namiot zostawiwszy, bieży prętkiem biegiem Tam, gdzie jego armata czekała nad brzegiem, I jako mógł naciszej, na głębią się puszcza I brzeg i snem zmorzoną małżonkę opuszcza.
XX.
W zad brzeg i Olimpia nieszczęsna została, Która nie ocucając całkiem, dotąd spała, Aż jutrzenka rumiana, wsiadszy na złocony Wóz, po ziemi swe srebrne rozpuściła śrzony; I kiedy już na brzegu morskiem Alcyona Narzekała, nieszczęściem dawnem urażona, Ani śpiąc, ani czując, rękę wyprawiła Po to, aby Birena swego obłapiła.
XXI.
Ale próżno: nikogo ręka nie najduje, Wraca ją wzad i zasię znowu wyprawuje
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 201
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
rzeką trafiła.
XLIII.
Kto to beł? - W inszej pieśni będę śpiewał o tem, A teraz się do drugiej wracam, która potem Grabie barzo prosiła, aby nie musiała Zostać tam sama jedna, ale z niem jechała. Orland nie beł od tego i skoro ubrana W wieniec, z różej pleciony, jutrzenka rumiana Po jasnem niebie złote światło roztoczyła, Izabella się w drogę z Orlandem puściła.
XLIV.
I tak z sobą pospołu kilka dni jechali, Aż jednego rycerza na drodze potkali, Który beł, jako więzień związany, wiedziony I od wielkiego ludu na śmierć prowadzony. Powiem potem, kto to beł; a teraz do nowej
rzeką trafiła.
XLIII.
Kto to beł? - W inszej pieśni będę śpiewał o tem, A teraz się do drugiej wracam, która potem Grabie barzo prosiła, aby nie musiała Zostać tam sama jedna, ale z niem jechała. Orland nie beł od tego i skoro ubrana W wieniec, z różej pleciony, jutrzenka rumiana Po jasnem niebie złote światło roztoczyła, Izabella się w drogę z Orlandem puściła.
XLIV.
I tak z sobą pospołu kilka dni jechali, Aż jednego rycerza na drodze potkali, Który beł, jako więzień związany, wiedziony I od wielkiego ludu na śmierć prowadzony. Powiem potem, kto to beł; a teraz do nowej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 284
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, w znaku inklinacji pokaże, reputacja słusznie zaleci, aż znowu będzie: „Dalibóg, ten chłop serca zażyć nie umie, na ludziach się nie zna, ladaco chwali, kocha i wspomina, że mu się nadstawia, płaszczy, umizga i obliguje, a to jest wielkie ladaco, krygownisia, pod farbą udatna i rumiana, bez niej trup i glina, zgoła pod pozorem wielkie nic do rzeczy”. Będzie: „Rad ci serdecznie służę, w domu twoim bywam, bo ci się napatrzyć dostatecznie w rozgarnieniu i rządzie, do nasycenia pojąć, w ochocie i ludzkości wysmakować, w kompaniji, w konwersacji i dyskursie oszacować, zgoła we
, w znaku inklinacyi pokaże, reputacyja słusznie zaleci, aż znowu będzie: „Dalibóg, ten chłop serca zażyć nie umie, na ludziach się nie zna, ladaco chwali, kocha i wspomina, że mu się nadstawia, płaszczy, umizga i obliguje, a to jest wielkie ladaco, krygownisia, pod farbą udatna i rumiana, bez niej trup i glina, zgoła pod pozorem wielkie nic do rzeczy”. Będzie: „Rad ci serdecznie służę, w domu twoim bywam, bo ci się napatrzyć dostatecznie w rozgarnieniu i rządzie, do nasycenia pojąć, w ochocie i ludzkości wysmakować, w kompaniji, w konwersacyi i dyskursie oszacować, zgoła we
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 250
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
część Wątroby) jest zapalona; na wierzchu nabrzmiałość nie tak się wydaje, jednak przez dotykanie dochodzi się; a że ta część Wątroby żołądek okrywa, stąd bywa większe potraw obrzydzenie, womity ciężkie, i pragnienie, biegunka, żołądka niestrawność. Znaki przyczyn. Jeżeli będzie zapalenie wątroby z samej krwi, na ten czas twarz rumiana, puls mocny, uryna czerwona, i gęsta słodkość niejaka w uściech, wiek młody, i niezachowanie diety w jedzeniu, i piciu, przez co się wiele krwi rodzi. Jeżeli z cholery ze krwią zmieszanej; na ten czas kolor twarzy bywa żółtawy, puls prędki, twardy, i mieszający się, uryna cienka,
część Wątroby) iest zápalona; ná wierzchu nábrzmiáłość nie ták się wydáie, iednák przez dotykánie dochodzi się; á że tá część Wątroby żołądek okrywa, ztąd bywá większe potraw obrzydzenie, womity cięszkie, y pragnienie, biegunká, żołądká niestrawność. Znáki przyczyn. Ieżeli będźie zápalenie wątroby z samey krwi, ná ten czás twarz rumiána, puls mocny, uryná czerwona, y gęsta słodkość nieiáka w uściech, wiek młody, y niezáchowánie dyety w iedzeniu, y piciu, przez co się wiele krwi rodzi. Ieżeli z cholery ze krwią zmieszáney; ná ten czás kolor twarzy bywa żołtáwy, puls prędki, twárdy, y mieszáiący się, uryná ćienka,
Skrót tekstu: CompMed
Strona: 276
Tytuł:
Compendium medicum
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Jasnej Góry Częstochowskiej
Miejsce wydania:
Częstochowa
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1719
Data wydania (nie później niż):
1719
bywa w boku cieszy, i przechodzący z miejsca na miejsce. Jeżel i też z zimnej przyczyny; na ten czas ból bywa jednostajny, twarz blada, bez góraczki, i pragnienia; jeżeli zaś z gorącej jakiej przyczyny: jeżeli zaś z gorącej jakiej przyczyny: ból bywa mniejszy. gorączka większa, twarz żółtawa, albo rumiana. Progn. Zatwardżenie wątroby świeże, łatwo uleczyć się może: zastarzałe zaś trudniej, i lubo się uleczy, jednakże wiele chorób wprowadza; to jest: albo zgniłość humorów, albo gorącyki, i zapalenie wnętrzne, biegunki różne, i długie, bardzo niebezpieczne, albo kolki, żółtaczkę, wyschłość ciała, puchlinę,
bywa w boku cieszy, y przechodzący z mieyscá ná mieysce. Ieżel i też z źimney przyczyny; ná ten czás bol bywa iednostáyny, twarz bláda, bez goráczki, y prágnienia; ieżeli záś z gorącey iákiey przyczyny: ieżeli záś z gorącey iákiey przyczyny: bol bywa mnieyszy. gorączká większa, twarz żołtawa, álbo rumiána. Progn. Zátwardżenie wątroby świeże, łátwo uleczyć się może: zástárzáłe záś trudniey, y lubo się uleczy, iednákże wiele chorob wprowadza; to iest: álbo zgniłość humorow, álbo gorącyki, y zápalenie wnętrzne, biegunki rożne, y długie, bárdzo niebespieczne, álbo kolki, żołtaczkę, wyschłość ćiáłá, puchlinę,
Skrót tekstu: CompMed
Strona: 208
Tytuł:
Compendium medicum
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Jasnej Góry Częstochowskiej
Miejsce wydania:
Częstochowa
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1719
Data wydania (nie później niż):
1719
strasznie.
Raczej tedy, ogniu, te północne strony Oświecaj i zimne zagrzewaj Tryjony, Bo tobie samo zgoła Serce me nie wydoła; Dla ciebie cały ten świat jest mały. DZIEWIĘTNASTA: PULCHERIA
Już Tytan konie w oceanie poi, Już mu pochodnia dzienna z rąk wypadła, Już późna zorza nad Celtami stoi, A twarz rumiana troszeczkę jej zbladła,
Już parę, która imię tylko dwoi, Zjednoczy węzeł małżeńskiego stadła, Niechajże u tak lubego podwoja Cichuchno śpiewa Kallijope moja:
„Ucieszne dusze, zacni Oblubieńcy, Któż tak kosztownie usłał wam łożnicę? Z wierzchu wonnymi ozdobiona wieńcy, Kunsztów malarskich wydaje tablicę: Wewnątrz z świecami białymi młodzieńcy Prowadzą do
strasznie.
Raczej tedy, ogniu, te północne strony Oświecaj i zimne zagrzewaj Tryjony, Bo tobie samo zgoła Serce me nie wydoła; Dla ciebie cały ten świat jest mały. DZIEWIĘTNASTA: PULCHERIA
Już Tytan konie w oceanie poi, Już mu pochodnia dzienna z rąk wypadła, Już późna zorza nad Celtami stoi, A twarz rumiana troszeczkę jej zbladła,
Już parę, która imię tylko dwoi, Zjednoczy węzeł małżeńskiego stadła, Niechajże u tak lubego podwoja Cichuchno śpiewa Kallijope moja:
„Ucieszne dusze, zacni Oblubieńcy, Któż tak kosztownie usłał wam łożnicę? Z wierzchu wonnymi ozdobiona wieńcy, Kunsztów malarskich wydaje tablicę: Wewnątrz z świecami białymi młodzieńcy Prowadzą do
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 128
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
porównaniu urodą z niem siędzie.
XXXI.
Gdy przyjechał, złożenie w pałacu mu daje, Cieszy go i nawiedza, częścią z niem przestaje; Dostatki wielkie w piciu i w jedzeniu noszą, Czczą, szanują, aby beł dobrej myśli, proszą. Ten truchleje: rozkoszna wdzięczność z członków spadła, Trupowi podobniejszy, twarz rumiana zbladła; Żadne gry z gonitwami, słodkie luteń strony Nie cieszą go, jak prędko wspomni złość swej żony.
XXXII.
Naprzeciwko złożenia jego sala była Stara, lecz insze gmachy wszytkie przewyższyła. Tam on sam dla ulżenia bólu serdecznego Często chodził, kompana nie biorąc żadnego. Tam się troskami karmił, łzy pił, dręczył
porównaniu urodą z niem siędzie.
XXXI.
Gdy przyjechał, złożenie w pałacu mu daje, Cieszy go i nawiedza, częścią z niem przestaje; Dostatki wielkie w piciu i w jedzeniu noszą, Czczą, szanują, aby beł dobrej myśli, proszą. Ten truchleje: rozkoszna wdzięczność z członków spadła, Trupowi podobniejszy, twarz rumiana zbladła; Żadne gry z gonitwami, słodkie luteń strony Nie cieszą go, jak prędko wspomni złość swej żony.
XXXII.
Naprzeciwko złożenia jego sala była Stara, lecz insze gmachy wszytkie przewyszszyła. Tam on sam dla ulżenia bolu serdecznego Często chodził, kompana nie biorąc żadnego. Tam się troskami karmił, łzy pił, dręczył
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 364
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
to otuchę afektów rzetelnych.
W ten czas — a któż wypowie serdeczne wzdychania, Któż pieszczoty z papierem, któż upodobania! Na dole i na gorze, w sieni, w izbie kąty Obchodzi — czytając go raz czwarty i piąty. Insza ją co raz postać i insza odmiana Bawi — wraz biała, blada i nazbyt rumiana. W jednej minucie w serce krew się wszytka skryje, A w drugiej wszystka na twarz wystąpi przez szyję. Zaś gdy uważa pieczęć i herb i litery, Nad zwyczaj rumienidła nabywa i cery. Tak ukarmazyniła twarz, że gdy się pieści Z cedułą, krew się ledwie na obliczu zmieści. Której miejsca nie może przybrać
to otuchę affektow rzetelnych.
W ten czas — a ktoż wypowie serdeczne wzdychania, Ktoż pieszczoty z papierem, ktoż upodobania! Na dole i na gorze, w sieni, w izbie kąty Obchodzi — czytając go raz czwarty i piąty. Insza ją co raz postać i insza odmiana Bawi — wraz biała, blada i nazbyt rumiana. W jednej minucie w serce krew się wszytka skryje, A w drugiej wszystka na twarz wystąpi przez szyję. Zaś gdy uważa pieczęć i herb i litery, Nad zwyczaj rumienidła nabywa i cery. Tak ukarmazyniła twarz, że gdy sie pieści Z cedułą, krew się ledwie na obliczu zmieści. Ktorej miejsca nie może przybrać
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 42
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949