pożytki brać mleczne.” Jam rzekł: „Nie chodźmy, bo ja z kwiatków szydzę Oprócz tych, które na twych wargach widzę, I na mleko mię darmo insze prosisz, Prócz tego, które na płci swojej nosisz.” Jakoż gdy na pstrej murawie usiadła I kwiatków krwawych za uszy nakładła, Zgasł przy rumianej szkarłat ich jagodzie, Polna zniknęła przy ludzkiej urodzie; Jak zaś odkrywszy ręce po ramiona, Wyciskać w skopce poczęła wymiona, Nie znać rąk było przy mlecznym promyku, Tylko się zdały białe mleko w mleku. I tak mam, Kasiu, gdy cię z sobą biorę, I łąkę z kwieciem, i z mlekiem oborę
pożytki brać mléczne.” Jam rzekł: „Nie chodźmy, bo ja z kwiatków szydzę Oprócz tych, które na twych wargach widzę, I na mleko mię darmo insze prosisz, Prócz tego, które na płci swojej nosisz.” Jakoż gdy na pstrej murawie usiadła I kwiatków krwawych za uszy nakładła, Zgasł przy rumianej szkarłat ich jagodzie, Polna zniknęła przy ludzkiej urodzie; Jak zaś odkrywszy ręce po ramiona, Wyciskać w skopce poczęła wymiona, Nie znać rąk było przy mlecznym promyku, Tylko się zdały białe mleko w mleku. I tak mam, Kasiu, gdy cię z sobą biorę, I łąkę z kwieciem, i z mlekiem oborę
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 181
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
łagodnej zwierzchności, lubej płci i stroju, Choć ci i sam zwycięzca, lecz nie tego boju. Marsu szpetnie przymowił, on mu też odpowie Trefnie barzo, a zatym koniec swojej mowie Uczynił, co bynajmniej bożkowi niemiło. Przymowkim tej zapomniał, coś o zadku było. Znowu zaczął Kupido, Mars go ręką srogi Po rumianej twarzyczce siągnął przez dwa bogi. Wnet bożek tą zniewagą srodze się rozżarzy, Rzucił się rozgniewany do Marsowej twarzy. Paznokty go podrapał, ucieszył się z tego, Że krew obaczył Marsa niezwyciężonego. A Mars też nie do broni, nie jak bitwę zwodzą Waleczni zapaśnicy, gdy za pasy chodzą, Ale go ujął za łeb
łagodnej zwierzchności, lubej płci i stroju, Choć ci i sam zwycięzca, lecz nie tego boju. Marsu szpetnie przymowił, on mu też odpowie Trefnie barzo, a zatym koniec swojej mowie Uczynił, co bynajmniej bożkowi niemiło. Przymowkim tej zapomniał, coś o zadku było. Znowu zaczął Kupido, Mars go ręką srogi Po rumianej twarzyczce siągnął przez dwa bogi. Wnet bożek tą zniewagą srodze się rozżarzy, Rzucił się rozgniewany do Marsowej twarzy. Paznokty go podrapał, ucieszył się z tego, Że krew obaczył Marsa niezwyciężonego. A Mars też nie do broni, nie jak bitwę zwodzą Waleczni zapaśnicy, gdy za pasy chodzą, Ale go ujął za łeb
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 311
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
zmaczane ukazuje włosy, Lub jako na świat urodzona z piany Oceanowej szła matka rozkoszy, Tak Tyzbe była i tak włos pijany
I pełny wdzięcznej ukazała rosy, Potym pojrzawszy ze snu się porwała Aleć podobno z tęsknicę nie spała. 39
Na piersiach miała rąbek rozdzielony, Włos rozczesany po wietrze puściła, Biały, po twarzy rumianej puszczony Pot w krople — wdzięku przydawał jej siła. Jako drży promień na wodę ciśniony, Tak niespokojne źrzenice toczyła. Rano wstać musi, kogo miłość budzi, Noc mu się dniem zda, lecz go tylko łudzi. 40
A skoro w warkocz włosy powiązała I ich pieszczone powściągnęła błędy, Krótsze skręciwszy w pierścienie zebrała I
zmaczane ukazuje włosy, Lub jako na świat urodzona z piany Oceanowej szła matka rozkoszy, Tak Tyzbe była i tak włos pijany
I pełny wdzięcznej ukazała rosy, Potym pojrzawszy ze snu się porwała Aleć podobno z tęsknicę nie spała. 39
Na piersiach miała rąbek rozdzielony, Włos rozczesany po wietrze puściła, Biały, po twarzy rumianej puszczony Pot w krople — wdzięku przydawał jej siła. Jako drży promień na wodę ciśniony, Tak niespokojne źrzenice toczyła. Rano wstać musi, kogo miłość budzi, Noc mu się dniem zda, lecz go tylko łudzi. 40
A skoro w warkocz włosy powiązała I ich pieszczone powściągnęła błędy, Krotsze skręciwszy w pierścienie zebrała I
Skrót tekstu: LubSPir
Strona: 17
Tytuł:
Piram i Tyzbe
Autor:
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1660 a 1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1660
Data wydania (nie później niż):
1702
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Poznań
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Księgarnia św. Wojciecha
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1929
obrzym, że wstał z martwych znowu Polifem; wielce był król z takiego obłowu Wesołym; już Szehiny, już gardzi Próżory, Kiedy widzi tak mężne w swym wojsku Hektory; Bo ledwie nie w godzinę, drugi Lipski Jerzy Moskiewską mu pod nogi chorągiew rozszerzy, A że łba przy niej kornet zbył, świadczyło drzewce W rumianej uszargane z tuleją polewce. Lecz to jeszcze nie za nas i ci to niech piszą, Którzy z grobów sarmackich bohatyrów krzeszą, A sławę nieśmiertelną przez swoje papiery Dają światu, dźwięki jej mieszając w zefiry. Tu mi Jerzego znowu, lecz nie z takim gustem, Wspomnieć, łzą napoiwszy a nie inkaustem Smutne pióro,
obrzym, że wstał z martwych znowu Polifem; wielce był król z takiego obłowu Wesołym; już Szehiny, już gardzi Prozory, Kiedy widzi tak mężne w swym wojsku Hektory; Bo ledwie nie w godzinę, drugi Lipski Jerzy Moskiewską mu pod nogi chorągiew rozszerzy, A że łba przy niej kornet zbył, świadczyło drzewce W rumianej uszargane z tuleją polewce. Lecz to jeszcze nie za nas i ci to niech piszą, Którzy z grobów sarmackich bohatyrów krzészą, A sławę nieśmiertelną przez swoje papiéry Dają światu, dźwięki jej mieszając w zefiry. Tu mi Jerzego znowu, lecz nie z takim gustem, Wspomnieć, łzą napoiwszy a nie inkaustem Smutne pióro,
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 394
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924