CZĘŚĆ PIERWSZA 1. AD MAESTAM POST PACTA TURCICA POLONIAM ZA KRÓLA MICHAŁA PO WZIĘCIU KAMIEŃCA 2 (D). DO ŻAŁOSNEJ KORONY POLSKIEJ PO TRAKTATACH TURECKICH
Wzdychasz, mężna dziewojo, sarmackiego rodu Bogini, z uprzejmego tłukąc pierś zawodu Pełną ręką triumfów, nie bez wiecznej straty Widząc w drugiej żałosne z Turkami traktaty. Farbujeć skroń rumieńcem tak niezwykła plama, Ani w nich znasz Polaków, ani siebie sama. Owych, mówię, Polaków, co swej ostrzem bronie Za lodowatych nurtów gdzieś zagnali tonie Durnego Moskwicina; onych, mówię, którzy, Kiedy się na nich tyran wschodowy oborzy, Cały świat swych zastępów zatrwożywszy gromem, Nie z polskiej, z
CZĘŚĆ PIERWSZA 1. AD MAESTAM POST PACTA TURCICA POLONIAM ZA KRÓLA MICHAŁA PO WZIĘCIU KAMIEŃCA 2 (D). DO ŻAŁOSNEJ KORONY POLSKIEJ PO TRAKTATACH TURECKICH
Wzdychasz, mężna dziewojo, sarmackiego rodu Bogini, z uprzejmego tłukąc pierś zawodu Pełną ręką tryumfów, nie bez wiecznej straty Widząc w drugiej żałosne z Turkami traktaty. Farbujeć skroń rumieńcem tak niezwykła plama, Ani w nich znasz Polaków, ani siebie sama. Owych, mówię, Polaków, co swej ostrzem bronie Za lodowatych nurtów gdzieś zagnali tonie Durnego Moskwicina; onych, mówię, którzy, Kiedy się na nich tyran wschodowy oborzy, Cały świat swych zastępów zatrwożywszy gromem, Nie z polskiej, z
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 10
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Cień był dębowy, a szum z bliskiej wody Smaku dodawał do snu i ochłody. Zefir jej suknią poddymał, a mali Kupidynowie nakoło igrali:
Jeden jej włosy trafił, drugi w ucho Coś o miłości poszepty wał głucho; Ten na nią wieje, ten urwane zioła W śliczne natyka warkocze dokoła, Ten różą równa z rumieńcem, ten śliczną Białą lilią równa ze płcią mleczną. Ale jeden z nich, nad insze swawolny, Kształt jej rozpinał i do piersi wolny Oczom swym przystęp sprawił i w te znoje Tam chłodził oczy i swoje, i moje; Lecz mię tą swoją przysługą tak zdradził, Że więcej we mnie zapału wprowadził, Którym bez
Cień był dębowy, a szum z bliskiej wody Smaku dodawał do snu i ochłody. Zefir jej suknią poddymał, a mali Kupidynowie nakoło igrali:
Jeden jej włosy trafił, drugi w ucho Coś o miłości poszepty wał głucho; Ten na nię wieje, ten urwane zioła W śliczne natyka warkocze dokoła, Ten różą równa z rumieńcem, ten śliczną Białą liliją równa ze płcią mléczną. Ale jeden z nich, nad insze swawolny, Kształt jej rozpinał i do piersi wolny Oczom swym przystęp sprawił i w te znoje Tam chłodził oczy i swoje, i moje; Lecz mię tą swoją przysługą tak zdradził, Że więcej we mnie zapału wprowadził, Którym bez
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 160
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Wszelkie zabawy i sen południowy słodzą. Niechże zdrów taki mieszka w Belwederze, komu Wiozą do uciesznego co potrzeba domu, Co nań sto wsi, a tysiąc pługów, nie Podgorze, Czarną tłustą zawiską rzędzinę gdzieś orze. Mnie wesoły Belweder, śliczna perspektywa, Kiedy równa ulega pod pszenicą niwa; Albo kłosy, rumieńcem zapalone źrałem, Lekkim wieniem zefirów kołyszą się wałem; Kiedy uszykowane szeregami kopy Pojazdu swego z pola czekają do szopy. Kościół we wsi — kiedy chcę, rachuję się z duszą, Nie dbam, choć mnie zegary, choć dzwony nie głuszą; Kompas znakiem południa; kogut posłem świtu; I sen, i obiad zawsze
Wszelkie zabawy i sen południowy słodzą. Niechże zdrów taki mieszka w Belwederze, komu Wiozą do uciesznego co potrzeba domu, Co nań sto wsi, a tysiąc pługów, nie Podgorze, Czarną tłustą zawiską rzędzinę gdzieś orze. Mnie wesoły Belweder, śliczna perspektywa, Kiedy równa ulega pod pszenicą niwa; Albo kłosy, rumieńcem zapalone źrałem, Lekkim wieniem zefirów kołyszą się wałem; Kiedy uszykowane szeregami kopy Pojazdu swego z pola czekają do szopy. Kościół we wsi — kiedy chcę, rachuję się z duszą, Nie dbam, choć mnie zegary, choć dzwony nie głuszą; Kompas znakiem południa; kogut posłem świtu; I sen, i obiad zawsze
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 334
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
zdzięty bywa. Nikogo teraz tam niechowają: gdyż tam gdy raz bogacza pochowano, smrodem ciała swego napełnił pieczary, aż przez swe objawienie Antoni i Teodozy te ciało wynieść kazali. Roku 1744. Elżbieta Petrowna Imperatorka Rosyjska gdy była w Kijowie, a Manaster jeden reparowano, groby chędożono, wykopano dwoje ciał całych z pięknym rumieńcem twarzy, z koronami wygolonemi. Co widząc jeden Mieszczanczuk Kijowski, bluźniąc że to psów Lachów ciała, tegoż dnia zabity od swoicy strzełby. Drugi bluźnierca od drugiego polanem zabity. Trzeci Serbian bluźniąc, mowę utracił, ale Ciała całując przemówił, jako świadczy oculatus Testis urodzony Jan Dubiński będący wtedy praesens dla wyjęcia Papierów ex
zdzięty bywa. Nikogo teraz tám niechowaią: gdyż tam gdy ráz bogaczá pochowáno, smrodem ciała swego nápełnił pieczary, aż przez swe obiawienie Antoni y Teodozy te ciało wynieśc kazali. Roku 1744. Elżbieta Petrowna Imperátorka Rossyiska gdy była w Kiiowie, a Mánaster ieden reparowano, groby chędożono, wykopano dwoie ciał całych z pięknym rumieńcem twarzy, z koronami wygolonemi. Co widząc ieden Mieszczanczuk Kiiowski, bluzniąc że to psow Lachow ciała, tegoż dnia zabity od swoicy strzełby. Drugi bluznierca od drugiego polanem zábity. Trzeci Serbian bluzniąc, mowę utracił, ale Ciała całuiąc przemowił, iako swiadczy oculatus Testis urodzony Ian Dubinski będący wtedy praesens dla wyięcia Papierow ex
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 352
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
bez niego: Szuka co żywo rozbiegszy się torem, Aż go nierychło znajdą po jaworem. On ku pastuszej piszczałkę zabawie, Po zielonej się rozciągnąwszy trawie: Z narzniętej trzciny składa; i jej probę Czyni, w tym ujźrzy Wenery osobę. Porwie się prędko, a roboty one Wypadną z ręku, jagody pieszczone Wstyd swym rumieńcem oraz słońce zarzy, Włos nie tykany spuszcza się po twarzy Chłopięcej jeszcze. Pierwsza go zagadnie Wenus; takci to z myśli nie wypaadnie Wiersz nigdy, żeć się ustawnie niem bawić I nad pieśniami najmilej czas trawić: Ojczystym torem? jużci się sprzykrzyły Rozkoszne Cytry, i lutnie strój miły Już nie do smaku?
bez niego: Szuka co żywo rozbiegszy się torem, Aż go nierychło znaydą po iáworem. On ku pástuszey piszczałkę zabáwie, Po źieloney się rozćiągnąwszy trawie: Z nárzniętey trzćiny składa; y iey probę Czyni, w tym uyźrzy Wenery osobę. Porwie się prętko, á roboty one Wypádną z ręku, iágody pieszczone Wstyd swym rumieńcem oraz słońce zarzy, Włos nie tykány spuszcza się po twarzy Chłopięcey ieszcze. Pierwsza go zágádnie Wenus; tákći to z myśli nie wypaádnie Wiersz nigdy, żeć się ustáwnie niem báwić Y nád pieśniámi naymiley czás trawić: Oyczystym torem? iużći się sprzykrzyły Roskoszne Cytry, y lutnie stroy miły Iuż nie do smáku?
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 51
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
i prawie przez kości Przenikając: nowy w nim afekt nagle gości. Zataić się nie może, na wierzch się pokwapia, Twarz rumieni, i lekkim potemczoło skrapia. Jako gdy Massagete w mleko krew mieszają, Albo Kości słoniowej Malarze zadają Purpurową tinkturę: tak w nim różna wstaje Odmiana, raz blednieniem a raz się wydaje Rumieńcem świeża miłość; chce ofiary one Przerwać nie pomniąc na płeć, i lata pieszczone. Ale gdy wstyd, i Matki przytomność hamuje, Tak jako więc, gdy w polu młody wołek czuje Nadobną blisko boku towarzyszkę swego, Lub jeszcze nie ma rogu na czele pełnego: Sroży się; i z chciwości pierwszą pianą daje Znaki
y práwie przez kośći Przenikáiąc: nowy w nim áffekt nagle gośći. Zátáić się nie może, ná wierzch się pokwápia, Twarz rumieni, y lekkim potemczoło skrapia. Iáko gdy Mássagete w mleko krew mieszáią, Albo Kośći słoniowey Málárze zádáią Purpurową tinkturę: ták w nim rożna wstáie Odmiáná, raz blednieniem á raz się wydáie Rumieńcem świeża miłość; chce ofiáry one Przerwáć nie pomniąc ná płeć, y látá pieszczone. Ale gdy wstyd, y Mátki przytomność hámuie, Ták iáko więc, gdy w polu młody wołek czuie Nadobną blisko boku towárzyszkę swego, Lub ieszcze nie ma rogu ná czele pełnego: Sroży się; y z chćiwośći pierwszą piáną dáie Znáki
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 121
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
gdy już ku starości, Oczy co zabijały: Grobem będą miłości, jak gniazdem bywały. 17. Przyjdzie, przyjdzie z zmarszczkami Krokiem drżącym miestałym: Z próżnymi krwie żyłami, Zgrzybialość w czasie małym. Kiedy w wzroku ospałym, Zrzenica wyschła wszędzie: I światła nie nawidzieć i zwierciadł’a będzie. 18. Z rumieńcem złoto żywe, Podłym śrebrem pobladną. W ustach perły prawdziwe, Jak liście w wiatr opadną. I jak prędko? nie zgadną, W brużdy i białe szrony: Twarz się stanie zorana, i włos przypruszony. 19. Zawsze czasu chciwego, Zwycięstwem jest wiek młody. Śmiech, i co jesy miłego: Uciekają w
gdy iuż ku stárośći, Oczy co zábijały: Grobem będą miłośći, iák gniazdem bywáły. 17. Przyidźie, przyidźie z zmarszczkámi Krokiem drżącym miestáłym: Z prożnymi krwie żyłámi, Zgrzybiálość w czáśie máłym. Kiedy w wzroku ospáłym, Zrzenicá wyschła wszędźie: Y świátłá nie náwidźieć y zwierćiádł’a będźie. 18. Z rumieńcem złoto żywe, Podłym śrebrem pobládną. W ustách perły prawdźiwe, Iák liśćie w wiátr opádną. Y iák prętko? nie zgádną, W brużdy y białe szrony: Twarz się stánie zorána, y włos przypruszony. 19. Záwsze czásu chćiwego, Zwyćięstwem iest wiek młody. Smiech, y co iesy miłego: Vćiekáią w
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 165
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
, jak Ojczyźnie, tak nam Senatorze Wiernie zawsze życzliwy; niemasz wtym honorze, Lub przycięzszym, coby nad siły twoje było, I dzielność, gdy tak samo niebo osądziło, Przeto prosim, ażebyś, lub w przytrudnym czasie Dla nas, i dla Ojczyzny, wziął tę spartę na się. Wspaniałym się rumieńcem zapalą jagody, Naszego, na te słowa, nieco Wojewody. I pokłon należyty oddawszy tronowi, Poważnie lub przykrocej tak do Pana mówi: Honor Waszej Królewskiej Mości Majestatu, I Ojczyzny piastować, całego Senatu Zdolne by ledwo było ramiona. mej tyle Przypisywać niemogę (bo znam) słabej sile. Co się usługi tycze
, iák Oyczyźnie, ták nam Senátorze Wiernie záwsze życzliwy; niemasz wtym honorze, Lub przycięzszym, coby nád siły twoie było, I dźielność, gdy ták sámo niebo osądźiło, Przeto prosim, áżebyś, lub w przytrudnym czásie Dla nas, y dla Oyczyzny, wźiął tę spartę ná się. Wspaniáłym się rumieńcem zapalą iágody, Nászego, ná te słowá, nieco Woiewody. I pokłon należyty oddáwszy tronowi, Poważnie lub przykrocey ták do Páná mowi: Honor Wászey Krolewskiey Mości Májestatu, I Oyczyzny piástowáć, cáłego Senátu Zdolne by ledwo było rámioná. mey tyle Przypisywáć niemogę (bo znam) słábey sile. Co się usługi tycze
Skrót tekstu: GośPos
Strona: 30
Tytuł:
Poselstwo wielkie [...] Stanisława Chomentowskiego [...] od Augusta II [...] do Achmeta IV
Autor:
Franciszek Gościecki
Drukarnia:
Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1732
Data wydania (nie wcześniej niż):
1732
Data wydania (nie później niż):
1732
calem, Miła jest przyjaciela godność, lecz i miła Przytomność, gdyby jedna zdrugą się zgodziła, Gdyż obie razem zgodzić czasem się niemogą, Ta inszą, a ta inszą, kiedy idzie drogą. Część pierwsza.
Wiele raz lica twoje zmieni ta godzina, Trudno pioru wyrazić, cna Wojewodzina; Raz się palą rumieńcem, drugi, żal je bieli, Krzepnąc już strachem serce, już jak w pogorzeli Kruszyć się widzi sobie. choć myśl męska wspiera, Wzdyż płeć, afekt, lub skrycie, męstwa się zapiera.
Bawi się Państwo z sobą, tym czasem koniuszy, Rumaki, luźne cugi, ku noclegu ruszy. Za niemi
cálem, Miłá iest przyiaciela godność, lecz y miła Przytomność, gdyby iedna zdrugą się zgodźiłá, Gdyż obie rázem zgodźić czásem się niemogą, Ta inszą, á ta inszą, kiedy idzie drogą. Część pierwsza.
Wiele raz licá twoie zmieni ta godzina, Trudno pioru wyrázić, cna Woiewodzina; Raz się palą rumieńcem, drugi, żal ie bieli, Krzepnąc iuz strachem serce, iuż iak w pogorzeli Kruszyć się widzi sobie. choć myśl męska wspiera, Wzdyż płeć, áffekt, lub skrycie, męstwá się zapiera.
Bawi się Páństwo z sobą, tym czásem koniuszy, Rumáki, luźne cugi, ku noclegu ruszy. Za niemi
Skrót tekstu: GośPos
Strona: 37
Tytuł:
Poselstwo wielkie [...] Stanisława Chomentowskiego [...] od Augusta II [...] do Achmeta IV
Autor:
Franciszek Gościecki
Drukarnia:
Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1732
Data wydania (nie wcześniej niż):
1732
Data wydania (nie później niż):
1732
waszmościują inni. PORAJ abo RÓŻA 92. DO BIAŁEJ PŁCI Z Okazji RÓŻY
Dobrze ktoś białągłowę, ani już mógł lepiej, Róży przypodobywa, wprzód nim się zaczepi. O, jako nader pięknie, jako kwitnie cudnie, Nim jej dokuczy zbytnim gorącem południe, Póki list purpurowy rana zorza rosi, Wzrostem i pełnym wdzięku rumieńcem przenosi Wszytkie zioła: gdzie tylko swoim glancem kinie, Wszytkie się jej w zielonym kłaniają dziardynie. Ale skoro się słońce ku zachodu bierze, Wnet nieboga truchleje, wnet pełznie na cerze, Traci on wdzięczny kolor; wieczór już nic po niej, Spadł kwiatek, cóż zostało? ciernie miasto woni. Do tegoć to,
waszmościują inni. PORAJ abo RÓŻA 92. DO BIAŁEJ PŁCI Z OKAZJEJ RÓŻY
Dobrze ktoś białągłowę, ani już mógł lepiej, Róży przypodobywa, wprzód nim się zaczepi. O, jako nader pięknie, jako kwitnie cudnie, Nim jej dokuczy zbytnim gorącem południe, Póki list purpurowy rana zorza rosi, Wzrostem i pełnym wdzięku rumieńcem przenosi Wszytkie zioła: gdzie tylko swoim glancem kinie, Wszytkie się jej w zielonym kłaniają dziardynie. Ale skoro się słońce ku zachodu bierze, Wnet nieboga truchleje, wnet pełznie na cerze, Traci on wdzięczny kolor; wieczór już nic po niej, Spadł kwiatek, cóż zostało? ciernie miasto woni. Do tegoć to,
Skrót tekstu: PotPoczKuk_III
Strona: 438
Tytuł:
Poczet herbów szlachty
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
herbarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987