świata przeszedszy granice, Te co pod nami, nawiedzić ziemice. Już wsiadał w okręt, już na grzbiet pienisty Brał go Neptunus, kiedy z domu listy I w nich surowe ojcowskie zakazy Zaszły go a on najmniejszej urazy Za dni swych ojcu nie dał, i w tej dobie Jemu wygodzić wolał niźli sobie. Potem przez słone morskich wod bałwany Szczęśliwym wiatrem ojczyźnie oddany. Ukołysanej takim trudem głowy Nie zaraz w ustęp wprowadzał domowy, Ale ją w większe zaprzęgając prace, Na wielkich panów udał się pałace. I gdyby był chciał urość, bez wątpienia I do honorów i dobrego mienia Drogę mu jego godność uścielała, Ale myśl jego indziej zamierzała.
świata przeszedszy granice, Te co pod nami, nawiedzić ziemice. Już wsiadał w okręt, już na grzbiet pienisty Brał go Neptunus, kiedy z domu listy I w nich surowe ojcowskie zakazy Zaszły go a on najmniejszej urazy Za dni swych ojcu nie dał, i w tej dobie Jemu wygodzić wolał niźli sobie. Potem przez słone morskich wod bałwany Szczęśliwym wiatrem ojczyźnie oddany. Ukołysanej takim trudem głowy Nie zaraz w ustęp wprowadzał domowy, Ale ją w większe zaprzęgając prace, Na wielkich panow udał się pałace. I gdyby był chciał urość, bez wątpienia I do honorow i dobrego mienia Drogę mu jego godność uścielała, Ale myśl jego indziej zamierzała.
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 424
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
się miece i kręci się wkoło I bez skutku chce wydrzeć pojmane czoło: Tak morski dziw, ciągniony z dawnego mieszkania, Koła czyniąc i srogie tam i sam miotania, Idzie za długą liną, nie mogąc przez dzięki Wydrzeć się, od tak mocnej przyciągniony ręki.
XLIII.
Tak wiele z gęby leje krwie na wody słone, Że to dziś morze może nazywać czerwone, Które tak mocno bije i tłucze, że wały Rozstępując się, morskie dno ukazowały. Czasem je tak wysoko ciska, że macają Same nieba i słońce jasne zasłaniają; Huczą na straszliwy dźwięk, który się rozlega, Góry, lasy dalekie, gdzie jedno dosięga.
XLIV.
się miece i kręci się wkoło I bez skutku chce wydrzeć poimane czoło: Tak morski dziw, ciągniony z dawnego mieszkania, Koła czyniąc i srogie tam i sam miotania, Idzie za długą liną, nie mogąc przez dzięki Wydrzeć się, od tak mocnej przyciągniony ręki.
XLIII.
Tak wiele z gęby leje krwie na wody słone, Że to dziś morze może nazywać czerwone, Które tak mocno bije i tłucze, że wały Rozstępując się, morskie dno ukazowały. Czasem je tak wysoko ciska, że macają Same nieba i słońce jasne zasłaniają; Huczą na straszliwy dźwięk, który się rozlega, Góry, lasy dalekie, gdzie jedno dosięga.
XLIV.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 237
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
. 10. Pieśń VII.
Mazurowie mili, Gdzieście się popili: W Warce na gorzałce, W Czersku na złym piwsku? Jechali przez pole, Złamali dwie kole.
Mazowiecki kaftan Zgoninami natkan, Co się Mazur ruszy, Z kaftana się kruszy.
Więc wąsy odyma, Rohatynę trzyma.
Mazurowie naszy Po jaglanej kaszy Słone wąsy mają, Piwem je zmywają. Skoro się podpiją, Wnet chłopa zabiją.
Szarszan zardzewiały, Z poszew opadały, Kijec granowity, Harkabuz nabity: Tak jadą na roki, Podeprą swe boki.
Zstępuj mu z gościńca, Rzuci się do kijca, Potem z harkabuza Wnet poprawi guza. Chocia w piasku brodzą, Lecz
. 10. Pieśń VII.
Mazurowie mili, Gdzieście się popili: W Warce na gorzałce, W Czersku na złym piwsku? Jechali przez pole, Złamali dwie kole.
Mazowiecki kaftan Zgoninami natkan, Co się Mazur ruszy, Z kaftana się kruszy.
Więc wąsy odyma, Rohatynę trzyma.
Mazurowie naszy Po jaglanej kaszy Słone wąsy mają, Piwem je zmywają. Skoro się podpiją, Wnet chłopa zabiją.
Szarszan zardzewiały, Z poszew opadały, Kijec granowity, Harkabuz nabity: Tak jadą na roki, Podeprą swe boki.
Zstępuj mu z gościńca, Rzuci się do kijca, Potem z harkabuza Wnet poprawi guza. Chocia w piasku brodzą, Lecz
Skrót tekstu: WychWieś
Strona: 15
Tytuł:
Kiermasz wieśniacki
Autor:
Jan z Wychylówki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
dialogi, fraszki i epigramaty, pieśni
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Teodor Wierzbowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
K. Kowalewski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1902
.
Gorczyce czarnej uwierć/ przywarz z octem winnym/ zmieszaj z masłem dobrym/ w nakrawane gorące pieczyste kładź/ a a daj gorąco na Stół. Piąty Kondyment.
Limonią dobrą usiekaj drobno jako mak/ zmieszaj żmasłem dobrym nie słonym/ w nakrawane gorące pieczyste kładz/ a daj gorąco na Stół. Szósty Kondyment.
Ostrygi słone wymocz/ przewarz w Winie/ uwierć w donicy zmieszaj z masłem dobrym niesłonym z żymnem/ w nakładane gorące pieczyste kładz/ przydawszy pieprzu/ i Gałki/ a daj gorąco na Stół. Siódmy Kondyment.
Grzybów suchych dobrze upłokanych w garnuszku/ napoły z pietruszką wstaw/ a warz nakrywszy/ tak długo aż się polewka
.
Gorczyce czarney vwierć/ przywarz z octem winnym/ zmieszáy z masłem dobrym/ w nákráwáne gorące pieczyste kładź/ á a day gorąco ná Stoł. Piąty Condiment.
Limonią dobrą vśiekay drobno iáko mák/ zmieszay żmásłem dobrym nie słonym/ w nakrawáne gorące pieczyste kładz/ á day gorąco ná Stoł. Szosty Condiment.
Ostrygi słone wymocz/ przewarz w Winie/ vwierć w donicy zmieszay z masłem dobrym niesłonym z żimnem/ w nákładane gorące pieczyste kładz/ przydawszy pieprzu/ y Gałki/ á day gorąco na Stoł. Siodmy Condiment.
Grzybow suchych dobrze vpłokánych w garnuszku/ nápoły z pietruszką wstaw/ á warz nákrywszy/ ták długo aż się polewka
Skrót tekstu: CzerComp
Strona: 43
Tytuł:
Compendium ferculorum albo zebranie potraw
Autor:
Stanisław Czerniecki
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
kulinaria
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1682
Data wydania (nie wcześniej niż):
1682
Data wydania (nie później niż):
1682
głaszczą lodu skrzepłego kryształy. Co kamienie wyrzuca? co wewnątrz gromadzi Wichry? i jakie źródło Wulkana prowadzi? Trudno wiedzieć. Lubo wiatr przez zawarte progi Kręcąc się, na powietrze skałę rzuca; drogi Gwałtem sobie szukając; lub morze ciasnemi Zawarszy się ścianami, gdy żyły skrytemi Nabierze się w opokę: wre; i wody słone Zapala; potym w górę puszcza zapalone. Tę ziemię za mieszkanie Ceres Próżerpinie Zaleciwszy, Frygijskiej spieszy ku krainie, Chcąc Cybele nawiedzić; prędko lotne sprzęże Srebrnem licem w wędzidła pozłociste węże. Sprzęże, a oni szybkiem lotem ślady mienią, I lecąc nieszkoliwym jadem cugle pienią. Kark skryty, a troisty język w pysku świszczy
głászczą lodu skrzepłego krzyształy. Co kamienie wyrzuca? co wewnątrz gromadźi Wichry? y iákie źrodło Wulkaná prowadźi? Trudno wiedźieć. Lubo wiatr przez zawarte progi Kręcąc się, ná powietrze skałę rzuca; drogi Gwałtem sobie szukaiąc; lub morze ćiasnemi Zawarszy się śćianami, gdy żyły skrytemi Nabierze się w opokę: wre; y wody słone Zápala; potym w gorę puszcza zapalone. Tę źiemię zá mieszkánie Ceres Prozerpinie Zalećiwszy, Frygiyskiey spieszy ku krainie, Chcąc Cybele nawiedźić; prętko lotne sprzęże Srebrnem licem w wędźidłá pozłoćiste węże. Sprzęże, á oni szybkiem lotem ślady mienią, I lecąc nieszkoliwym iadem cugle pienią. Kark skryty, á troisty ięzyk w pysku świszczy
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 9
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
nad brzegiem golfu Uraby/ są Darien Uraba/ Cenu/ rzeka szlachetna/ mając miasto także nazwane/ z portem przestronym/ od morza na 30. mil. Tam widzieć dosyć różnych koszów z palmy/ w których bywa pełno raków wielkich morskich/ świerczów/ i koników/ które tamci ludzie jedzą suche i słone. Idzie potym Kartago/ głowa tej Prowincji/ tak nazwanej dla jednej wyspy/ która leżąc u wjazdu portowego/ czyni je podobne owemu Hiszpańskiemu. Pokazuje się potym Punta abo klin Canoa/ mając brzeg/ który idzie prosto ku wschodowi/ aż do Caput Vele, a śrzodkiem tego klinu idzie rzeka Z. Marte, którą
nád brzegiem golfu Vraby/ są Darien Vrába/ Cenu/ rzeká szláchetna/ máiąc miásto tákże názwáne/ z portem przestronym/ od morżá ná 30. mil. Tám widźieć dosyć roznych koszow z pálmy/ w ktorych bywa pełno rákow wielkich morskich/ świerczow/ y konikow/ ktore támći ludźie iedzą suche y słone. Idźie potym Cártago/ głowá tey Prouinciey/ ták názwáney dla iedney wyspy/ ktora leżąc v wiázdu portowego/ czyni ie podobne owemu Hiszpáńskiemu. Pokázuie się potym Puntá ábo klin Cánoa/ máiąc brzeg/ ktory idźie prosto ku wschodowi/ áż do Caput Velae, á śrzodkiem tego klinu idźie rzeká S. Marthae, ktorą
Skrót tekstu: BotŁęczRel_I
Strona: 295
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. I
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
pędem puścił się krainie, Zyzery, u Zybelty co leży w ciaśninie Albo u Zybeltery, bo ją przezywają Dwoistemi imiony ci, co tam jeżdżają. Ujrzał szalony barkę, co się odpychała Od brzegu, a dość ludzi w sobie przednich miała, Którzy w rane zaranie, gdy wiatr wieje mały, Na drugą stronę chcieli słone przebyć wały.
XI.
Namocniejszem zawołał głosem: „Postój, bracie! Weź mię: chcę ja też jechać, a o swej zapłacie Nie miej troski: oddam ją”. Ale głosy jego Próżne wiatr w stronę morza pędzi szerokiego. Barka leci po wodzie, jak najchyższa strzała, Gdy ją z cięciwy ręka kozacka
pędem puścił się krainie, Zyzery, u Zybelty co leży w ciaśninie Albo u Zybeltery, bo ją przezywają Dwoistemi imiony ci, co tam jeżdżają. Ujrzał szalony barkę, co się odpychała Od brzegu, a dość ludzi w sobie przednich miała, Którzy w rane zaranie, gdy wiatr wieje mały, Na drugą stronę chcieli słone przebyć wały.
XI.
Namocniejszem zawołał głosem: „Postój, bracie! Weź mię: chcę ja też jechać, a o swej zapłacie Nie miej troski: oddam ją”. Ale głosy jego Próżne wiatr w stronę morza pędzi szerokiego. Barka leci po wodzie, jak najchyższa strzała, Gdy ją z cięciwy ręka kozacka
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 406
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
funtów 2310. przydawszy do tej liczby cyfr 24.
9no. Niezkazitelność ciał ludzi umarłych pochodzi; to z suchej kompleksyj. To z wywiędłego i z ciekłego ciała przez chorobę, jakie są suchoty, diaria etc. To z balsamowania ciała, utrzymującego w swojej porze skurę kości i żyły. A najwięcej z suchego, w słone i chałonowe ekshalacje obfitującego, miejsca. Gdyż sól i chałon wysusza i od korupcyj prezerwuje.
9no. Niektóre miejsca tak są nieurodzaine, że i drzewa, trawy, i kwiatów nic, albo mało co rodzą, osobliwie góry, albo tylko nie które żywioły. Co jest znakiem kruszców, ziemi mineralnej dowodem. Która dla
funtow 2310. przydawszy do tey liczby cyfr 24.
9no. Niezkazitelność ciał ludzi umarłych pochodzi; to z suchey komplexyi. To z wywiędłego y z ciekłego ciałá przez chorobę, iákie są suchoty, diaria etc. To z balsamowania ciała, utrzymuiącego w swoiey porze skurę kości y żyły. A naywięcey z suchego, w słone y chałonowe exchalacye obfituiącego, mieysca. Gdyż sol y chałon wysusza y od korrupcyi prezerwuie.
9no. Niektore mieysca ták są nieurodzaine, że y drzewa, trawy, y kwiatow nic, álbo mało co rodzą, osobliwie gory, álbo tylko nie ktore żywioły. Co iest znákiem kruszcow, ziemi mineralney dowodem. Ktora dla
Skrót tekstu: BystrzInfElem
Strona: U2
Tytuł:
Informacja elementarna
Autor:
Wojciech Bystrzonowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
fizyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
broń wyostrzyły, Iż nigdy bystrsze brzytwy balwierskie nie były. Pragnie serdeczna dziewka, aby blach stalony Przepędziwszy, jak papier subtelnie ścieńczony, Jednem cięciem do serca drogę otworzyła I nienawisną z niego duszę wystraszyła.
LXIX.
Jako po groźnem grzmieniu burza zapalczywa Wichry w skok rozpędziwszy, dachy rozsiepywa, W mgnieniu oka z piaskami słone miesza wały, Buki wywraca, duże sztukami rwie skały; Bojaźnią zwierz przejęty do jaskiń uchodzi, A stada z pasterzami biorą złe powodzi: Tak zajątrzona dziewka, skoro usłyszała Dźwięk trąby, na Rugiera w zapędzie leciała.
LXX.
Ale nie tak mocno dąb stoi wiekuisty, Nie tak go wiatrom broni korzeń rozłożysty, Nie
broń wyostrzyły, Iż nigdy bystrsze brzytwy balwierskie nie były. Pragnie serdeczna dziewka, aby blach stalony Przepędziwszy, jak papier subtelnie ścieńczony, Jednem cięciem do serca drogę otworzyła I nienawisną z niego duszę wystraszyła.
LXIX.
Jako po groźnem grzmieniu burza zapalczywa Wichry w skok rozpędziwszy, dachy rozsiepywa, W mgnieniu oka z piaskami słone miesza wały, Buki wywraca, duże sztukami rwie skały; Bojaźnią źwierz przejęty do jaskiń uchodzi, A stada z pasterzami biorą złe powodzi: Tak zajątrzona dziewka, skoro usłyszała Dźwięk trąby, na Rugiera w zapędzie leciała.
LXX.
Ale nie tak mocno dąb stoi wiekuisty, Nie tak go wiatrom broni korzeń rozłożysty, Nie
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 352
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
z nowym nastawszy Apollinem, Muzy nie mogły już znieść swędu brzydkich ofiar dłużej, ale wnet opuściwszy Helikon z Parnazem, w jednej łodzi pod żaglem płynęły zarazem i na brzeg Palestyny wysiadły, gdzie plemię wielkiego Abrahama wzięło w pomiar ziemię, w ten czas gdy Jozuego dzikie miecz narody do dna wysiekł i posiadł grunt po Słone Wody. A nie dziw, bo go lotne i słońce słuchało: “Stań” – powiada, a ono trzy godziny mało świetnym kręgiem stanęło w miejscu jako wryte, aż ujźrzało w pogoni srogiej wojsko zbite. Słuchał Jordan, bo ściennym wałem oba brzegi osuszył, aż on zbrojne przeprawił szeregi, gdzie dwanaście kamieni usadzonych
z nowym nastawszy Apollinem, Muzy nie mogły już znieść swędu brzydkich ofiar dłużéj, ale wnet opuściwszy Helikon z Parnazem, w jednej łodzi pod żaglem płynęły zarazem i na brzeg Palestyny wysiadły, gdzie plemię wielkiego Abrahama wzięło w pomiar ziemię, w ten czas gdy Jozuego dzikie miecz narody do dna wysiekł i posiadł grunt po Słone Wody. A nie dziw, bo go lotne i słońce słuchało: “Stań” – powiada, a ono trzy godziny mało świetnym kręgiem stanęło w miejscu jako wryte, aż ujźrzało w pogoni srogiej wojsko zbite. Słuchał Jordan, bo ściennym wałem oba brzegi osuszył, aż on zbrojne przeprawił szeregi, gdzie dwanaście kamieni usadzonych
Skrót tekstu: MiasKZbiór
Strona: 41
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Kacper Miaskowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia, fraszki i epigramaty
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Alina Nowicka-Jeżowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1995