. Jeśli się to przyda Naturze, nikt się pewnie za fraszki nie wstyda, Gdy prócz papieru tylko a prócz inkaustu, Jeśli ją mądry zgryzie, nie znajdzie w niej gustu. Trzeba znać rodzaj bedłek, kto chce grzyby zbierać, Bo jedne tuczą, trzeba od drugich umierać; Kto błazen, ten nie ujdzie pewnie samołówki: Insze rydze i biele, a insze wężówki. Wżdy i tych bez potrzeby Bóg w lesie nie sadzi, Ale tylko lekarz wie, na co, i poradzi. Zdybiesz łanuszkę, uszczkni; daleko szmer z lichem Mijaj, ma rada, szaleć nie chceszli opichem; Bo kto się na czym nie zna,
. Jeśli się to przyda Naturze, nikt się pewnie za fraszki nie wstyda, Gdy prócz papieru tylko a prócz inkaustu, Jeśli ją mądry zgryzie, nie znajdzie w niej gustu. Trzeba znać rodzaj bedłek, kto chce grzyby zbierać, Bo jedne tuczą, trzeba od drugich umierać; Kto błazen, ten nie ujdzie pewnie samołówki: Insze rydze i biele, a insze wężówki. Wżdy i tych bez potrzeby Bóg w lesie nie sadzi, Ale tylko lekarz wie, na co, i poradzi. Zdybiesz łanuszkę, uszczkni; daleko szmer z lichem Mijaj, ma rada, szaleć nie chceszli opichem; Bo kto się na czym nie zna,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 14
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
z pocztów ruskich panów
Nie więcej nad ośm tysięcy, a swego Nad trzy tysiące zwłaszcza kwarcjanów I coś Niżowców, śmiele jednak stanie, W najwyższym panu swe kładąc ufanie.
Więc cudzoziemskich najpierwej sprobuje Sposobów, obóz skrytemi poniki I dużym wkoło okopem waruje, Aby pogaństwo myliło swe szyki, Gdy się zwyczajnym pochopem wparuje W te samołówki i gotowe wniki: Jakoż się stało, że nad swe mniemanie, Wziął nieprzyjaciel z nich dobre witanie.
Gdy jednak szczęścia z różnych strón szukając Zostawał w swoim uporze Abazy, l stąd i zowąd gwałtem nacierając (Lubo brał znaczną chłostę kilka razy) Nakoniec wszystkich sił wojska ruszając, Na lewe skrzydło przypaść
z pocztów ruskich panów
Nie więcej nad ośm tysięcy, a swego Nad trzy tysiące zwłaszcza kwarcyanów I coś Niżowców, śmiele jednak stanie, W najwyższym panu swe kładąc ufanie.
Więc cudzoziemskich najpierwej sprobuje Sposobów, obóz skrytemi poniki I dużym wkoło okopem waruje, Aby pogaństwo myliło swe szyki, Gdy się zwyczajnym pochopem wparuje W te samołówki i gotowe wniki: Jakoż się stało, że nad swe mniemanie, Wziął nieprzyjaciel z nich dobre witanie.
Gdy jednak szczęścia z różnych strón szukając Zostawał w swoim uporze Abazy, l ztąd i zowąd gwałtem nacierając (Lubo brał znaczną chłostę kilka razy) Nakoniec wszystkich sił wojska ruszając, Na lewe skrzydło przypaść
Skrót tekstu: OdymWŻałKoniec
Strona: 333
Tytuł:
Żałośna postać Korony Polskiej
Autor:
Walenty Odymalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1659
Data wydania (nie wcześniej niż):
1659
Data wydania (nie później niż):
1659
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
wzięli Tyłu Turcy i razem w tabor nie wgarnęli. Przeto pułkom, na nocną które wyszły strażą, Pomknąć się w pole dalej za nimi rozkażą. Ale ci skoro pogan w placu nie zastaną, Tam się wszyscy skupiwszy, szykiem sobie staną. A Turcy się w obozach mieszają jak mrówki, Boją się niespodzianej na się samołówki; Działa toczą i trwogę na wsze strony głoszą, Na chłopców, którzy skoro do kupy poznoszą Zawoje, dzid ułomki, szable oberwane, Strzały, łuki i insze rzeczy odbieżane (Jako więc pospolicie bywa to w nacisku), Sprawą sobie ku swemu idą stanowisku, Wypaliwszy, kto miał czym, na triumf wesoły,
wzięli Tyłu Turcy i razem w tabor nie wgarnęli. Przeto pułkom, na nocną które wyszły strażą, Pomknąć się w pole dalej za nimi rozkażą. Ale ci skoro pogan w placu nie zastaną, Tam się wszyscy skupiwszy, szykiem sobie staną. A Turcy się w obozach mieszają jak mrówki, Boją się niespodzianej na się samołówki; Działa toczą i trwogę na wsze strony głoszą, Na chłopców, którzy skoro do kupy poznoszą Zawoje, dzid ułomki, szable oberwane, Strzały, łuki i insze rzeczy odbieżane (Jako więc pospolicie bywa to w nacisku), Sprawą sobie ku swemu idą stanowisku, Wypaliwszy, kto miał czym, na tryumf wesoły,
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 156
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
szkarada ślepoto! Tak li mogło wiele Łakomstwo w mojżeszowym duchownym kościele, Że się bojąc o swoje doroczne prowenty, Nie śmieli mesyjasza przyjąć (choć był święty W uczynkach, mocny w sprawach, chociaż czynił cuda), Żeby od nich nie odwiódł żydowskiego luda? Wielekroć go kusili obłudnymi słówki, Wielekroć nań stawiali chytre samołówki, Nawet nań i kamienie — godną swego rodu Armatę — nie mający inszego wywodu
Na prawdę, porywają, jako pies ów czyni, Kiedy rzucony kamień kłem głodzę i ślini. Na ostatek bezbożnym dekretem z ratusza On zbór ludzi przeklętych umrzeć go przymusza. Długoć to szatan, długo u siebie rozbierał, Jako by ten
szkarada ślepoto! Tak li mogło wiele Łakomstwo w mojżeszowym duchownym kościele, Że się bojąc o swoje doroczne prowenty, Nie śmieli mesyjasza przyjąć (choć był święty W uczynkach, mocny w sprawach, chociaż czynił cuda), Żeby od nich nie odwiódł żydowskiego luda? Wielekroć go kusili obłudnymi słówki, Wielekroć nań stawiali chytre samołówki, Nawet nań i kamienie — godną swego rodu Armatę — nie mający inszego wywodu
Na prawdę, porywają, jako pies ów czyni, Kiedy rzucony kamień kłem głodzę i ślini. Na ostatek bezbożnym dekretem z ratusza On zbór ludzi przeklętych umrzeć go przymusza. Długoć to szatan, długo u siebie rozbierał, Jako by ten
Skrót tekstu: PotZmartKuk_I
Strona: 639
Tytuł:
Dialog o zmartwychwstaniu pańskim.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987