obłądzona, Ożywa się, tam i sam po lesie biegając, Na pasterza, aza ją usłyszy, czekając Tak długo, że głodny wilk na głos przydzie do niej, A ubogi z daleka pasterz płacze po niej.
LXXVII.
Gdzieś poszła? Gdzieś teraz jest? Czy miedzy dzikiemi Sama tylko gdzie błądzisz zwierzami srogiemi? Czyś na lesie, niestetyż, bez straży twojego Na wilki gdzie trafiła Orlanda wiernego, Coć gwałtem zepsowali kwiat piękny, kwiat drogi, Który mię mógł posadzić w niebie między bogi, Którym ja cale chował, niżli oni przyszli, Abym beł twoich czystych nie uraził myśli?
LXXVIII.
Czego czekam
obłądzona, Ożywa się, tam i sam po lesie biegając, Na pasterza, aza ją usłyszy, czekając Tak długo, że głodny wilk na głos przydzie do niej, A ubogi z daleka pasterz płacze po niej.
LXXVII.
Gdzieś poszła? Gdzieś teraz jest? Czy miedzy dzikiemi Sama tylko gdzie błądzisz źwierzami srogiemi? Czyś na lesie, niestetyż, bez straży twojego Na wilki gdzie trafiła Orlanda wiernego, Coć gwałtem zepsowali kwiat piękny, kwiat drogi, Który mię mógł posadzić w niebie między bogi, Którym ja cale chował, niżli oni przyszli, Abym beł twoich czystych nie uraził myśli?
LXXVIII.
Czego czekam
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 166
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
wyrywają I wielkiemi kamieńmi do nieba ciskają:
LXXIX.
Taki beł właśnie Orland i tak się zdał srogi, Kiedy stanął po onem padnieniu na nogi, Tak straszną postać i twarz i wzrok niósł gniewliwy, Żeby się go sam Mars bał, nie tylko lękliwy Król fryzyjski: śpiesznie wzad powracał, wodzami Uciekając przed jego srogiemi gniewami; Ale tak prędko za niem biegł Orland skwapliwy, Jako leci bełt, z prędkiej wypchany cięciwy.
LXXX.
I czego nie mógł sprawić i uczynić koniem, To teraz sprawi, pieszo puściwszy się po niem. Tak rączo za niem bieży i tak prędkiem krokiem, Że ktoby na to własnem swem nie patrzył
wyrywają I wielkiemi kamieńmi do nieba ciskają:
LXXIX.
Taki beł właśnie Orland i tak się zdał srogi, Kiedy stanął po onem padnieniu na nogi, Tak straszną postać i twarz i wzrok niósł gniewliwy, Żeby się go sam Mars bał, nie tylko lękliwy Król fryzyjski: śpiesznie wzad powracał, wodzami Uciekając przed jego srogiemi gniewami; Ale tak prętko za niem biegł Orland skwapliwy, Jako leci bełt, z prętkiej wypchany cięciwy.
LXXX.
I czego nie mógł sprawić i uczynić koniem, To teraz sprawi, pieszo puściwszy się po niem. Tak rączo za niem bieży i tak prętkiem krokiem, Że ktoby na to własnem swem nie patrzył
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 191
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
że to antiquitas jeszcze tę bromę wystawiła pro memoria antea gestarum rerum.
W kościele katedralnym jest kapliczka wszytka z mozaiki, wyborną robotą, także i ołtarz sub titulo Naświętszej Panny. Gdzie w ołtarzu jest obrazek barzo mały od św. Łukasza malowany, kiedy mu się Matka Boża z obłoku ukazała, wtenczas konterfektowany.
Stamtąd miedzy srogiemi skałami i górami na nocleg za mil włoskich 12 w mieście Terni, niemałym. Tu się góry oliwne zaczynają i lasy, kędy lud uboższy oliwki zbierali, bo tego wielka moc in Februario.
Dnia 14. Od noclegu mil 6 włoskich przejechałem miasto Narni porządne. Kościół farski w rynku ma kaplice na dole
że to antiquitas jeszcze tę bromę wystawiła pro memoria antea gestarum rerum.
W kościele katedralnym jest kapliczka wszytka z mozaiki, wyborną robotą, także i ołtarz sub titulo Naświętszej Panny. Gdzie w ołtarzu jest obrazek barzo mały od św. Łukasza malowany, kiedy mu się Matka Boża z obłoku ukazała, wtenczas konterfektowany.
Stamtąd miedzy srogiemi skałami i górami na nocleg za mil włoskich 12 w mieście Terni, niemałym. Tu się góry oliwne zaczynają i lasy, kędy lud uboższy oliwki zbierali, bo tego wielka moc in Februario.
Dnia 14. Od noclegu mil 6 włoskich przejechałem miasto Narni porządne. Kościoł farski w rynku ma kaplice na dole
Skrót tekstu: BillTDiar
Strona: 187
Tytuł:
Diariusz peregrynacji po Europie
Autor:
Teodor Billewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1677 a 1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1678
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Marek Kunicki-Goldfinger
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Narodowa
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
, Niebieskiej urody Włos wiatry pomieszany bynamniej nie psuje; Gdy daremne łzy lejąc ciężko lamentuje; Czemuś mię raczej twardym piorunem okrutny Ojcze minął? ta mię w kraj porzjemny i smutny Z świata zepchnąć zdało się? tak żadna nie skłoni Serca litość, Ojcowskiej tak mię nie obroni By ostatek miłości? anim ja z srogiemi Olbrzymy, do twojego Nieba wysokiemi Szturmowała górami, ni zdrady tajemne Czyniła; przebóg z jakiej przyczyny w podziemne Skazujesz mię otchłani? O nader szczęśliwe, Których kiedy porwały ręce niecnotliwe Jakichkolwiek Tyranów, przynamniej słoneczne Światło zawsze ujźrzycie; ale mnie na wieczne Potępionej ciemności, przy piekielnym dymnie, Srogi zbójca dzień bierze i Panieńskie imię
, Niebieskiey urody Włos wiátry pomięszány bynamniey nie psuie; Gdy dáremne łzy leiąc ćięszko lámentuie; Czemuś mię ráczey twárdym piorunem okrutny Oycze minął? tá mię w kray porźiemny y smutny Z świátá zepchnąć zdáło się? ták żadna nie skłoni Sercá litość, Oycowskiey ták mię nie obroni By ostátek miłośći? ánim ia z srogiemi Olbrzymy, do twoiego Niebá wysokiemi Szturmowáłá gorámi, ni zdrády táiemne Czyniłá; przebog z iákiey przyczyny w podźiemne Skázuiesz mię otchłáni? O náder szczęśliwe, Ktorych kiedy porwáły ręce niecnotliwe Iákichkolwiek Tyránow, przynamniey słoneczne Swiátło záwsze uyźrzyćie; ále mnie ná wieczne Potępioney ćiemnośći, przy piekielnym dymnie, Srogi zboycá dźień bierze y Pánieńskie imie
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 23
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
list oddany z ręku jej prosiwszy/ A sam od niej na stronę zewnątrz ustąpiwszy/ Pilno go mastykuje/ na wiele porwany Razem myśli/ jaki miał w tak niespodziewanej Dać respons materii. kiedy tu uważy Gładkość jej niepodobną/ na co każdy waży: I sławę z tąd po wszytkiej ogłoszoną ziemi. Jeśli o Ariadnę zmyśłami srogiemi Pasował się Tezeusz. Jazunowi runa Dojść inaczej złotego nie dała fortuna/ Aż smoki povsypiał: ani swej nagrody Wziął Leander/ póki wprzód nie napił się wody. Owo im co milszego/ tym większej być wagi Zawsze musi/ ani bez ostatniej przewagi Dostać tego podobna. Jemu to gotowo/ Tylko się rezolwnie/ tylko rzecze
list oddány z ręku iey prosiwszy/ A sam od niey ná stronę zewnątrz vstąpiwszy/ Pilno go mástykuie/ ná wiele porwány Rázem myśli/ iáki miał w ták niespodziewáney Dáć respons máteryey. kiedy tu vważy Głádkość iey niepodobną/ ná co káżdy waży: Y sławę z tąd po wszytkiey ogłoszoną ziemi. Ieśli o Aryádnę zmyśłámi srogiemi Pásowáł się Thezeusz. Iázunowi runá Doyść ináczey złotego nie dáłá fortuná/ Aż smoki povsypiał: áni swey nagrody Wziął Leánder/ poki wprzod nie nápił się wody. Owo im co milszego/ tym większey bydź wagi Záwsze musi/ áni bez ostátniey przewagi Dostáć tego podobna. Iemu to gotowo/ Tylko się rezolwnie/ tylko rzecze
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 26
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
która powodem im do tego była, że rozkochawszy się w ojczyźnie, mile dla niej zdrowia swe nieraz odwrażali, krew własną przelewali, aż naostatek i wolności tych i szlachectwa, w których po nich dziedziczemy, mężnemi się rękoma dobiwszy, prawem ostrem je obwarowali i nas, potemki swe, abyśmy ich strzegli, srogiemi przysięgami obowiązali. Na co pomniąc bracia naszy (którym to Bóg do serca dał), a widząc, jako przez lat 18 całych za panowania Zygmunta III, niewdzięcznego łaski Bożej i chęci naszej króla polskiego, wiele się nie tylko rzeczy i obyczajów w Rzpltą szkodliwych nasze wniosło, ale też ludzi rodowitych i godnych dla niezbednej
która powodem im do tego była, że rozkochawszy się w ojczyźnie, mile dla niej zdrowia swe nieraz odwrażali, krew własną przelewali, aż naostatek i wolności tych i szlachectwa, w których po nich dziedziczemy, mężnemi się rękoma dobiwszy, prawem ostrem je obwarowali i nas, potemki swe, abyśmy ich strzegli, srogiemi przysięgami obowiązali. Na co pomniąc bracia naszy (którym to Bóg do serca dał), a widząc, jako przez lat 18 całych za panowania Zygmunta III, niewdzięcznego łaski Bożej i chęci naszej króla polskiego, wiele się nie tylko rzeczy i obyczajów w Rzpltą szkodliwych nasze wniosło, ale też ludzi rodowitych i godnych dla niezbednej
Skrót tekstu: PismoSzlachCz_III
Strona: 358
Tytuł:
Pismo szlachcica jednego, w którym o rozprawie znać daje do braciej
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1607
Data wydania (nie wcześniej niż):
1607
Data wydania (nie później niż):
1607
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
okrutne! teraz się jawicie, Teraz obłudy do mnie przychodzicie! Ty pierwsza, coś mię grzebieniem czesała — Strachem cię zowię — teraześ wleciała Sroga na moję utrapioną głowę Biorąc nieszczęsne z sobą Panny owe, Które się o me włosy uganiały, A do swoich je warkoczów wpletały. Te wiatrem zowię, zowię i srogiemi Falami, które oto przed mojemi Oczami skaczą o me włosy grając, A strachem serce moje przenikając; Oblały mą twarz nie dzbanem, lecz wałem Srogim, którego oto nie strzymałem. Śmiejesz się ze mnie, Strachu niecnotliwy Śmiejesz się teraz, a jam ledwo żywy! Cóż dalej widzę? oto widzę pszczoły,
okrutne! teraz się jawicie, Teraz obłudy do mnie przychodzicie! Ty pierwsza, coś mię grzebieniem czesała — Strachem cię zowię — teraześ wleciała Sroga na moję utrapioną głowę Biorąc nieszczęsne z sobą Panny owe, Które się o me włosy uganiały, A do swoich je warkoczów wpletały. Te wiatrem zowię, zowię i srogiemi Falami, które oto przed mojemi Oczami skaczą o me włosy grając, A strachem serce moje przenikając; Oblały mą twarz nie dzbanem, lecz wałem Srogim, którego oto nie strzymałem. Śmiejesz się ze mnie, Strachu niecnotliwy Śmiejesz się teraz, a jam ledwo żywy! Cóż dalej widzę? oto widzę pszczoły,
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 139
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
odmiana ludu tego/ barziej nad insze nawrócenia pragnącego/ i pilniejszego w przeprawie do przyjęcia chrztu świętego/ któryśmy wszytkim dali/ i drugim tez ludziom przyległym. Krótko mówiąc wszyscy za łaską Pańską wyzuli się z swych nałogów i zabobonów pogańskich/ włosy sobie obrzynając/ i twarzy sobie więcej nie malując/ co ich sprosnemi i srogiemi jako zwierz jaki czyniło/ przestając na jednej żenie ci którzy ich przed tym po dwu mieli/ i nosili nam swoje Boszki/ żebyśmy je popalili/ a czasu wszelakiego piosnki nabożne śpiewali.
Na jednym miejscu gdyśmy sporządzali procesją zwykłą po odprawieniu chrztu i małżeństwa/ przyszedł jeden znać dawając/ że całą noc przeszłą/
odmiáná ludu tego/ bárźiey nád insze náwrocenia prágnącego/ y pilnieyszego w przepráwie do przyięćia chrztu świętego/ ktorysmy wszytkim dáli/ y drugim tez ludźiom przyległym. Krotko mowiąc wszyscy zá łáską Páńską wyzuli się z swych nałogow y zabobonow pogáńskich/ włosy sobie obrzynáiąc/ y twarzy sobie więcey nie máluiąc/ co ich sprosnemi y srogiemi iáko źwierz iáki czyniło/ przestáiąc ná iedney żenie ći ktorzy ich przed tym po dwu mieli/ y nośili nam swoie Boszki/ żebysmy ie popalili/ á czásu wszelákiego piosnki nabożne śpiewáli.
Ná iednym mieyscu gdysmy sporządzáli processyą zwykłą po odpráwieniu chrztu y máłżeństwá/ przyszedł ieden znáć dawáiąc/ że cáłą noc przeszłą/
Skrót tekstu: TorRoz
Strona: 19.
Tytuł:
O rozszerzeniu wiary świętej chrześcijańskiej katolickiej w Ameryce na Nowym Świecie
Autor:
Diego de Torres
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1603
Data wydania (nie wcześniej niż):
1603
Data wydania (nie później niż):
1603
przymierzu mieszka. Jeśli tego stąd inąd nie wiecie. Na Adama wspomnicie/ póki był w przymierzu i w przyjaźni Bożej/ poty go wszytek świat słuchał/ wszytko się go stworzenie bało/ służyli mu Aniołowie/ leżeli u nóg jego okrutni lwi jako szczenięta/ łasili się koło niego nieugłaskanie Tygrysy/ z Lampartami/ i z srogiemi Rysiami igrał jako z jagnięty/ straszne pioruny nic mu uczynić nie mogły/ a skoro przymierze zrzucił/ Anioł go z Raju wygnał/ bestie nań powstały/ Lwi nań pazury chowają/ Lamparty i Rysie zęby nań ostrzą/ pioruny nań biją. Doznali i samiż Apostołowie jako to potrzebne przymierze kiedy rzekli
przymierzu mieszka. Ieśli tego stąd inąd nie wiećie. Ná Adámá wspomnićie/ poki był w przymierzu y w przyiáźni Bożey/ poty go wszytek świát słuchał/ wszytko się go stworzenie báło/ służyli mu Anyołowie/ leżeli v nog iego okrutni lwi iáko szczeniętá/ łáśili się koło niego nievgłáskánie Tygrisy/ z Lámpártámi/ y z srogiemi Ryśiámi igrał iáko z iágnięty/ strászne pioruny nic mu vczynić nie mogły/ á skoro przymierze zrzućił/ Anyoł go z Ráiu wygnał/ bestye nań powstáły/ Lwi nań pázury chowáią/ Lámpárty y Ryśie zęby nań ostrzą/ pioruny nań biją. Doználi y sámiż Apostołowie iáko to potrzebne przymierze kiedy rzekli
Skrót tekstu: MijInter
Strona: 28
Tytuł:
Interregnum albo sieroctwo apostolskie
Autor:
Jacynt Mijakowski
Drukarnia:
Paweł Konrad
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
, biegła tam, gdzie miedzy pierwszemi Beł Brunel, na bój patrząc oczyma bystremi.
LXXXIX.
W chytre piersi zarazem dużo go trafiła, Zaś potem tak od ziemie prędko podnosiła, Jako rozbójca orzeł pazury krzywemi Matkę bierze zdumiałą z kurczęty drobnemi, I niesie rączo franta tam, gdzie król z drugiemi Miedzy bohatyrami gniew koił srogiemi. Brunel niebezpieczeństwo widząc, ręce wznosi, Płaczem twarz zlewa hojnem, o ratunek prosi. PIEŚŃ XXVII.
XC.
Tak krzyczał, wołał Brunel, gwałtem utrapiony, Aż głos rycerzów onych już beł zagłuszony, Co poswarkami wszytko pole napełniali, Kiedy do bitwy swoje umysły skłaniali; Raz pomocy, drugi raz żąda odpuszczenia.
, biegła tam, gdzie miedzy pierwszemi Beł Brunel, na bój patrząc oczyma bystremi.
LXXXIX.
W chytre piersi zarazem dużo go trafiła, Zaś potem tak od ziemie prędko podnosiła, Jako rozbójca orzeł pazury krzywemi Matkę bierze zdumiałą z kurczęty drobnemi, I niesie rączo franta tam, gdzie król z drugiemi Miedzy bohatyrami gniew koił srogiemi. Brunel niebezpieczeństwo widząc, ręce wznosi, Płaczem twarz zlewa hojnem, o ratunek prosi. PIEŚŃ XXVII.
XC.
Tak krzyczał, wołał Brunel, gwałtem utrapiony, Aż głos rycerzów onych już beł zagłuszony, Co poswarkami wszytko pole napełniali, Kiedy do bitwy swoje umysły skłaniali; Raz pomocy, drugi raz żąda odpuszczenia.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 342
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905