młodzieńcem, małżonkiem dwa razy.” 64 (P). OZDOBA NIE WYGODA WYGODA Z BRODY
Szlachcic jeden ubogi, ale z wielką brodą, Był u mnie; potem, skoro mu konia wywiodą, Chcąc poprawić kulbaki, że spadła na kłęby, Gdy ręce miał przysłabszym, ujmie poprąg w zęby. Chce potem do strzemienia nogę włożyć zwykle, Lecz mu się broda w przęczkę ze spieniem zawikle. Pierdzi szkapa podpięty, a potem jak z woru
Imo sam nos świeżego puści gnój odoru. Porwie się na ostatek; dziad przy nim w zawody; Noża nie ma przy sobie, żeby urżnął brody. I tak długo w tej biedzie nieborak
młodzieńcem, małżonkiem dwa razy.” 64 (P). OZDOBA NIE WYGODA WYGODA Z BRODY
Szlachcic jeden ubogi, ale z wielką brodą, Był u mnie; potem, skoro mu konia wywiodą, Chcąc poprawić kulbaki, że spadła na kłęby, Gdy ręce miał przysłabszym, ujmie poprąg w zęby. Chce potem do strzemienia nogę włożyć zwykle, Lecz mu się broda w przęczkę ze spieniem zawikle. Pierdzi szkapa podpięty, a potem jak z woru
Imo sam nos świeżego puści gnój odoru. Porwie się na ostatek; dziad przy nim w zawody; Noża nie ma przy sobie, żeby urżnął brody. I tak długo w tej biedzie nieborak
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 37
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
piaskami Rugier, nie chcąc się bawić, wszytek uznojony Na twarzy i na suchych wargach upragniony, Mówiły mu, aby w zad wodzami powracał I tak chciwie do drogi serca nie obracał, Aby odpocznąć w cieniu i ciału swojemu Słusznych posiłków nie miał dać utrudzonemu.
XXXIX.
Zaczem jedna do konia blisko przystąpiła I do strzemienia mu się, żeby zsiadł, rzuciła; A druga mu w Krzysztale wino podawała I pragnienia mu jeszcze więcej przydawała. Ale Rugier tańcować nie chciał po tem graniu, Bo widział, że w namniejszem jego omieszkaniu Niebezpieczeństwo było, boby go dognała Alcyna, co się za niem w pogonią udała.
XL.
Nie tak
piaskami Rugier, nie chcąc się bawić, wszytek uznojony Na twarzy i na suchych wargach upragniony, Mówiły mu, aby w zad wodzami powracał I tak chciwie do drogi serca nie obracał, Aby odpocznąć w cieniu i ciału swojemu Słusznych posiłków nie miał dać utrudzonemu.
XXXIX.
Zaczem jedna do konia blizko przystąpiła I do strzemienia mu się, żeby zsiadł, rzuciła; A druga mu w krysztale wino podawała I pragnienia mu jeszcze więcej przydawała. Ale Rugier tańcować nie chciał po tem graniu, Bo widział, że w namniejszem jego omieszkaniu Niebezpieczeństwo było, boby go dognała Alcyna, co się za niem w pogonią udała.
XL.
Nie tak
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 206
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
też na białe nie ważę się pole, Jako więc nieuważni zwykli czynić gracze, Gdy na trzecie z jednego drugi zdradą skacze. Szachów chcesz? i te znajdę: jest pop, który krzyżem Przybija; jest na koniu śmiały rycerz chyżem, Tak z prawej, jako z lewej, z której wola będzie Strony, byle strzemienia tknął nogą, dosiędzie; Roch grunt, mocniejszy bowiem niż popi, niż konie, Jak się sunie, nie oprze, aż na drugiej stronie; To sztuki, ale są też do tego i pieszy: Co większa, że się strona oboja ucieszy, Żadna nie przegra, chociaż oboja zawzięta, Tak szachu, jako
też na białe nie ważę się pole, Jako więc nieuważni zwykli czynić gracze, Gdy na trzecie z jednego drugi zdradą skacze. Szachów chcesz? i te znajdę: jest pop, który krzyżem Przybija; jest na koniu śmiały rycerz chyżem, Tak z prawej, jako z lewej, z której wola będzie Strony, byle strzemienia tknął nogą, dosiędzie; Roch grunt, mocniejszy bowiem niż popi, niż konie, Jak się sunie, nie oprze, aż na drugiej stronie; To sztuki, ale są też do tego i pieszy: Co większa, że się strona oboja ucieszy, Żadna nie przegra, chociaż oboja zawzięta, Tak szachu, jako
Skrót tekstu: PotPoczKuk_III
Strona: 435
Tytuł:
Poczet herbów szlachty
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
herbarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
.
Jeszcze beł z Seleucjej pan został, którego Miedzy tą siedmią mieli za namężniejszego, A dobrze baczył pewnie siłę swą niemałą Z dobrem koniem i zbroją przednią, doskonałą. Oba się kopiami tak, jako mierzyli, Gdzie hełm przeście wzrokowi daje, ugodzili; Lecz przecię lepiej Gryfon uderzył tamtego, Bo mu noga wypadła z strzemienia lewego.
CI.
Skruszywszy wielkie drzewa, złomki zarzucili I z mieczmi się do siebie gołemi wrócili. Uprzedził mężny Gryfon i szablą staloną Tak mocno poganina w tarcz ciął wystawioną, Że chocia była z miąższej kości i żelaza, Puściła, znieść nie mogąc tak ciężkiego raza; Przeciął ją aż do zbroje, ale ta wytrwała
.
Jeszcze beł z Seleucyej pan został, którego Miedzy tą siedmią mieli za namężniejszego, A dobrze baczył pewnie siłę swą niemałą Z dobrem koniem i zbroją przednią, doskonałą. Oba się kopiami tak, jako mierzyli, Gdzie hełm przeście wzrokowi daje, ugodzili; Lecz przecię lepiej Gryfon uderzył tamtego, Bo mu noga wypadła z strzemienia lewego.
CI.
Skruszywszy wielkie drzewa, złomki zarzucili I z mieczmi się do siebie gołemi wrócili. Uprzedził mężny Gryfon i szablą staloną Tak mocno poganina w tarcz ciął wystawioną, Że chocia była z miąższej kości i żelaza, Puściła, znieść nie mogąc tak ciężkiego raza; Przeciął ją aż do zbroje, ale ta wytrwała
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 26
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, padli przeciw sobie.
LXXXVII.
Rycerze, co na koniech beli przyjachali, I pieszy, co się byli dziwować zebrali, I białegłowy leżą po ziemi i konie I tam i sam, ci na tej, ci na owej stronie. Wprzód się Rugier dziwuje, potem się postrzega, Że rozdarty pokrowiec wisi i dosięga Strzemienia, on pokrowiec jedwabny, czerwony, Pod którem niewytrwany blask beł utajony.
LXXXVIII.
Obróci się na koniu i koń obracając, Patrzy, swej towarzyszki oczyma szukając. I jedzie na to miejsce, gdzie była została W on czas, gdy się gonitwa pierwsza rozczynała. Ale skoro obaczył, że i tam nie była,
, padli przeciw sobie.
LXXXVII.
Rycerze, co na koniech beli przyjachali, I pieszy, co się byli dziwować zebrali, I białegłowy leżą po ziemi i konie I tam i sam, ci na tej, ci na owej stronie. Wprzód się Rugier dziwuje, potem się postrzega, Że rozdarty pokrowiec wisi i dosięga Strzemienia, on pokrowiec jedwabny, czerwony, Pod którem niewytrwany blask beł utajony.
LXXXVIII.
Obróci się na koniu i koń obracając, Patrzy, swej towarzyszki oczyma szukając. I jedzie na to miejsce, gdzie była została W on czas, gdy się gonitwa pierwsza rozczynała. Ale skoro obaczył, że i tam nie była,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 191
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Nieba trzaskały, Żeby go ziemia żywo pozarła, że by go pierwsza kula nie minęła ze by wszystkie owe które dopuściłes na Faraona jego dotknęły Plagi, za te wszystkie krzywdy które my ubodzy Ludzie Cierpiemy i Całe królestwo. Mąż jej Gębę zatyka, a ona tym bardziej mastykuje. Król nazad do wrot Gospodarz skoczy prosi strzemienia się chwyta żadnym sposobem. Złą macie Zonę Panie nie chcę, nie chcę pojechał. Potkał się z królową nawracaj nic tu po nas. Przyjechawszy do Rawy król w śmiech królowa w gniew. A, kazała bym ją tak. król rzecze nietrzeba tak. Niech się Ukrzywdzony przynajmniej tym ucieszy co się nagada.
Nieba trzaskały, Zeby go zięmia zywo pozarła, że by go pierwsza kula nie minęła ze by wszystkie owe ktore dopusciłes na Faraona iego dotknęły Plagi, za te wszystkie krzywdy ktore my ubodzy Ludzie Cierpiemy y Całe krolestwo. Mąz iey Gębę zatyka, a ona tym bardziey mastykuie. Krol nazad do wrot Gospodarz skoczy prosi strzemienia się chwyta zadnym sposobem. Złą macie Zonę Panie nie chcę, nie chcę poiechał. Potkał się z krolową nawracay nic tu po nas. Przyiechawszy do Rawy krol w smiech krolowa w gniew. A, kazała bym ią tak. krol rzecze nietrzeba tak. Niech się Ukrzywdzony przynaymniey tym ucieszy co się nagada.
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 199
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
śrzednich, młodych, dzieci, Strzegącego się w swą cię matnią nagnie, Zazdrość cię porwie gdy pocałowanie, Do ust przyłoży ogień wnet odnowi, Całusz ten, bywa znaczne oszukanie, Nie kocha miłość lecz na wędę łowi, Płaczesz ty pono? kropla łez jak perła, Wytryska z oczu jak ku pogrzebowi, Lecz tych strzemienia dosiągają berła, Nie kocha płacząc, lecz na wędy łowi, Ślesz ku Cyprowi Listy twe miłosne, Iż list zmiękczoną troskliwość odnowi, Miętkie ekspressye tak są rzewne, głośne, Przecież nie kocha, lecz na wędę łowi, Któżby przysięgłe niechciał przyjąć serca, I cóżby byli za ludzie takowi, Choćby
śrzednich, młodych, dzieći, Strzegącego się w swą cię matnią nágnie, Zazdrość cię porwie gdy pocałowanie, Do ust przyłoży ogień wnet odnowi, Całusz ten, bywa znaczne oszukanie, Nie kocha miłość lecz ná wędę łowi, Płaczesz ty pono? kropla łez iák perła, Wytryska z oczu iák ku pogrzebowi, Lecz tych strzemienia dosiągaią berła, Nie kocha płacząc, lecz ná wędy łowi, Slesz ku Cyprowi Listy twe miłosne, Jż list zmiękczoną troskliwość odnowi, Miętkie expressye ták są rzewne, głośne, Przeciesz nie kocha, lecz ná wędę łowi, Ktożby przysięgłe niechciał przyiąć serca, Y cożby byli zá ludzie tákowi, Choćby
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 164
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
śmierć prędszą miejsca upatruje. Oliwier, iż ma rękę wolną, gdzie przypada Sobryn, wyciąga szablę i rączo się składa; Raz tnie, drugi raz sztych da i jak jest broń jego Długa, tak ów daleki musi być od niego.
LXXXVIII.
Spodziewa się, gdyby kęs miał w on czas pokoju, Nogi z strzemienia dobyć, siebie z błota, z gnoju; Widzi ściekłego starca krwią, którą tak leje, Iż we mdłych siłach wściekły gniew jego niszczeje. Gdzie stąpi, czerwony deszcz wychodzi strumieniem, Słabo siecze i macha rozciętem ramieniem. Snadnoby go mógł pożyć markiez, zaczem kusi Sposobów uść z pod konia, co go
śmierć prędszą miejsca upatruje. Oliwier, iż ma rękę wolną, gdzie przypada Sobryn, wyciąga szablę i rączo się składa; Raz tnie, drugi raz sztych da i jak jest broń jego Długa, tak ów daleki musi być od niego.
LXXXVIII.
Spodziewa się, gdyby kęs miał w on czas pokoju, Nogi z strzemienia dobyć, siebie z błota, z gnoju; Widzi ściekłego starca krwią, którą tak leje, Iż we mdłych siłach wściekły gniew jego niszczeje. Gdzie stąpi, czerwony deszcz wychodzi strumieniem, Słabo siecze i macha rozciętem ramieniem. Snadnoby go mógł pożyć markiez, zaczem kusi Sposobów uść z pod konia, co go
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 249
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
bólu na poły żywego.
LXXI.
Potem zoczywszy brata, hojniej rozkwilony, Prowadzi go, gdzie wiecznem leżał snem uśpiony Syn Manodantów blady, a krwie czarnej szlaki Ukazowały razu okrutnego znaki. Westchnął serdeczny Rynald, litość go przejmuje, Ściska trupa i wargi strętwiałe całuje. Stamtąd do Oliwiera szedł i nogę jego Obłapia, od strzemienia zgniecioną twardego.
LXXII.
I ból przykry uśmierza łagodnemi słowy, Choć samemu dojmuje żal i gniew surowy, Iż pogody omieszkał takiej i swojego Nie ratował Brandmarta, dziwnie kochanego. Tem czasem nad trupami swych królów czynili Lament słudzy i w miasto z płaczem prowadzili, W miasto bliskiej Bizerty, które gdy chowają, Nieśmiertelne ich
bolu na poły żywego.
LXXI.
Potem zoczywszy brata, hojniej rozkwilony, Prowadzi go, gdzie wiecznem leżał snem uśpiony Syn Manodantów blady, a krwie czarnej szlaki Ukazowały razu okrutnego znaki. Westchnął serdeczny Rynald, litość go przejmuje, Ściska trupa i wargi strętwiałe całuje. Stamtąd do Oliwiera szedł i nogę jego Obłapia, od strzemienia zgniecioną twardego.
LXXII.
I ból przykry uśmierza łagodnemi słowy, Choć samemu dojmuje żal i gniew surowy, Iż pogody omieszkał takiej i swojego Nie ratował Brandmarta, dziwnie kochanego. Tem czasem nad trupami swych królów czynili Lament słudzy i w miasto z płaczem prowadzili, W miasto bliskiej Bizerty, które gdy chowają, Nieśmiertelne ich
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 297
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
damy”. Lecz to daremne słowa były, bo on swoję Zaraz wdział doskonałą, rozgniewany zbroję. Orland mu do przypięcia ostrogi gotuje, Karzeł złotem oprawną szablę przypasuje.
CIII.
Z Bradamantą Marfiza hełm nań jasny kładzie Hektorów, aby głowy w przykrej bronił zwadzie, Astolf wspaniały konia trzyma wyprawnego, Dudon posługę przyjął strzemienia lewego. Sposobny plac z markiezem Rynald obierają, Gdzie dwaj najserdeczniejszych mężów się bić mają; Ten, jak prędko wyniosłem zrębem ogrodzono, Niepotrzebny z pośrzodka gmin wnet wyrzucono.
CI
Biała płeć wylękniona do kupy się ściska; Tak więc stadko gołębiąt mdłych, gdy obłok ciska Z najstraszliwszych piorunów gromy, trzaskawice, Skoro
damy”. Lecz to daremne słowa były, bo on swoję Zaraz wdział doskonałą, rozgniewany zbroję. Orland mu do przypięcia ostrogi gotuje, Karzeł złotem oprawną szablę przypasuje.
CIII.
Z Bradamantą Marfiza hełm nań jasny kładzie Hektorów, aby głowy w przykrej bronił zwadzie, Astolf wspaniały konia trzyma wyprawnego, Dudon posługę przyjął strzemienia lewego. Sposobny plac z markiezem Rynald obierają, Gdzie dwaj najserdeczniejszych mężów się bić mają; Ten, jak prędko wyniosłem zrębem ogrodzono, Niepotrzebny z pośrzodka gmin wnet wyrzucono.
CI
Biała płeć wylękniona do kupy się ściska; Tak więc stadko gołębiąt mdłych, gdy obłok ciska Z najstraszliwszych piorunów gromy, trzaskawice, Skoro
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 390
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905