, I na bukach wycinał. Stamtąd wyczytali Satyrowie i także po lesiech śpiewali. Oni śpiewali, lasy im się odzywają, A lasom się wokoło góry sprzeciwiają. A starca więc tam one chłopięta trzymały, Aż już prawie ostatnie zorze zapadały; Dopiero się rozeszli, każdy w swoje ślady, Chłopcy z bydłem do domu, Sylen do biesiady. SIELANKA CZWARTA KOSARZE
Miłko, Baty. Miłko Kosarzu, robotniku dobry, co-ć się stało? Przedtym miedzy czeladzią nad cię nie bywało. Teraz ani docinasz i pokosy psujesz, Ani równo z inszymi w rzędzie postępujesz, Ale po wszystkich idziesz; tak za trzodą w pole Owca idzie, gdy nogę
, I na bukach wycinał. Stamtąd wyczytali Satyrowie i także po lesiech śpiewali. Oni śpiewali, lasy im się odzywają, A lasom się wokoło góry sprzeciwiają. A starca więc tam one chłopięta trzymały, Aż już prawie ostatnie zorze zapadały; Dopiero się rozeszli, każdy w swoje ślady, Chłopcy z bydłem do domu, Sylen do biesiady. SIELANKA CZWARTA KOSARZE
Miłko, Baty. Miłko Kosarzu, robotniku dobry, co-ć się stało? Przedtym miedzy czeladzią nad cię nie bywało. Teraz ani docinasz i pokosy psujesz, Ani równo z inszymi w rzędzie postępujesz, Ale po wszystkich idziesz; tak za trzodą w pole Owca idzie, gdy nogę
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 28
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
kochanego I na Astolfa, rozum co przywrócił jego. Nie wie, jako tam przyszedł, jak się trafił z niemi, Po stronach tylko patrzy oczyma smutnemi, A nade wszystko to w niem wstyd wielki sprawuje, Iż nagiem, iż związanem być się upatruje.
LX.
Nie wytrwał i pierwsze rzekł najbiedniejszy słowa, Jako Sylen niekiedy, co mu jeszcze głowa Winem mdleje wczorajszem: „Co to są za węzły, W których boki, ramiona, nogi me uwięzły? Rozwiążcie je, dla Boga!” Ci zaraz skoczyli Rżną stryczki, potem szaty nowe nań włożyli; Widzą, iż jadowity wzrok, co wynikała Wściekłość niedawno z niego,
kochanego I na Astolfa, rozum co przywrócił jego. Nie wie, jako tam przyszedł, jak się trafił z niemi, Po stronach tylko patrzy oczyma smutnemi, A nade wszystko to w niem wstyd wielki sprawuje, Iż nagiem, iż związanem być się upatruje.
LX.
Nie wytrwał i pierwsze rzekł najbiedniejszy słowa, Jako Sylen niekiedy, co mu jeszcze głowa Winem mdleje wczorajszem: „Co to są za węzły, W których boki, ramiona, nogi me uwięzły? Rozwiążcie je, dla Boga!” Ci zaraz skoczyli Rżną stryczki, potem szaty nowe nań włożyli; Widzą, iż jadowity wzrok, co wynikała Wściekłość niedawno z niego,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 198
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
więc z suchości nie wiądł; ogodnki krzywego Korzenia macza wodą płynącego zdroju. Ta miłość/ ta zabawka z Wenerą w pokoju/ Jednak chłopstwa się bojąc/ Sad reglem zapuszcza/ Ostroków nie nawidzi/ ni ich tam dopuszcza. O co się nie kusieli skoczni Satyrowie? O co rogi choiną naplotszy Panowie? Nie mniej Sylen/ co w leciech swych co raz jędrnieje? I Bóg co straszy sierpem/ lub łonem złodzieje? By ją mogli pozyskać. Owa zapalczywszy Wszech był Wertumnus/ lubo nic nad nią szczęśliwszy. Jak ten wielekroć żeńcej przybrawszy postawy/ Kłosie w koszu ponosił/ i żeniec był prawy. Nie raz skroń sianem świeżym mając oplecioną
więc z suchośći nie wiądł; ogodnki krzywego Korzenia macza wodą płynącego zdroiu. Tá miłość/ tá zabáwká z Wenerą w pokoiu/ Iednák chłopstwá się boiąc/ Sad reglem zápuszcza/ Ostrokow nie nawidźi/ ni ich tám dopuszcza. O co się nie kuśieli skoczni Sátyrowie? O co rogi choiną naplotszy Pánowie? Nie mniey Sylen/ co w lećiech swych co raz iędrnieie? Y Bog co strászy śierpem/ lub łonem złodźieie? By ią mogli pozyskáć. Owa zapálczywszy Wszech był Wertumnus/ lubo nic nád nię szczęśliwszy. Iák ten wielekroć żeńcey przybrawszy postáwy/ Kłośie w koszu ponośił/ y żeniec był práwy. Nie ráz skroń śianem świeżym máiąc oplećioną
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 367
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636