Lutni i murowne Taeby. Stanęły/ na grzbiet własny Ariona wzieny/ Wielorybów niesłownych potomstwo Balaeny. Księgi Trzecie.
Nawet twierdzą że dziwny Harmonią noty/ Obraca Empirejskiej Shaery kołowroty. I gdy zwykłą Muzykę kto w Królestwach znosi/ Przez to niechybną Państwom odmianę przynosi.
Dobresz choć staroświeckie Polaków zwyczaje/ Przy posiedzeniu słyszeć skrzypce szałamaje. Lub Domowy zaśpiewał kto umiał przy Dudzie/ A miejsca niebywało Fałszom i Obłudzie.
Cóż gdy rzędem stanęły niewinne Dziewoje/ Jednakim Tonem głosy moderując swoje. Których widząc i słysząc goście zadumieli/ Mniemali że z postaci i z głosu Anieli.
Lepszasz jest pod pokrywką zła obłuda? czyli Przy wesołej uprzejme serce krotofili
Lutni y murowne Thaeby. Stánęły/ ná grzbiet włásny Arioná wźieny/ Wielorybow niesłownych potomstwo Bálaeny. Kśięgi Trzećie.
Náwet twierdzą że dźiwny Hármonią noty/ Obraca Empireyskiey Shaery kołowroty. Y gdy zwykłą Muzykę kto w Krolestwách znośi/ Przez to niechybną Páństwom odmiánę przynośi.
Dobresz choć staroświeckie Polakow zwyczáie/ Przy pośiedzeniu słyszeć skrzypce száłámáie. Lub Domowy záśpiewał kto vmiał przy Dudźie/ A mieyscá niebywáło Fałszom y Obłudźie.
Cosz gdy rzędem stanęły niewinne Dźiewoie/ Iednákim Tonem głosy moderuiąc swoie. Ktorych widząc y słysząc gośćie zádumieli/ Mniemáli że z postáći y z głosu Anieli.
Lepszasz iest pod pokrywką zła obłudá? czyli Przy wesołey vprzeyme serce krotofili
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 151
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
wprawdzie nie uraził do śmierci nikogo, To wierę z żartów wyszło: na śmierć zakpić kogo. 628. Nagrobek sroczce.
Kochaną księżny sroczkę mówić nauczoną Jastrząb lecąc po dworze porwał ostrą sponą. A ona, Maćku zagraj, w pazurach wrzeszczała, Ale się jej muzyka biednej nie nadała, Bo Maciek z niej uczynił prędko szałamaje; Wesołej tylko śmierci pamiątka zostaje. 629. Wolny głos.
Pił wolny do wolnego za zdrowie wolnego Głosu w sprawach publicznych. W tym z końca drugiego Ozwał się spodnim głosem: hej, panowie, i ja Mam wolny głos, niech proszę i za mój dopija. 630. Na P. Zaleskiego.
Duży,
wprawdzie nie uraził do śmierci nikogo, To wierę z żartow wyszło: na śmierć zakpić kogo. 628. Nagrobek sroczce.
Kochaną księżny sroczkę mowić nauczoną Jastrząb lecąc po dworze porwał ostrą sponą. A ona, Maćku zagraj, w pazurach wrzeszczała, Ale się jej muzyka biednej nie nadała, Bo Maciek z niej uczynił prędko szałamaje; Wesołej tylko śmierci pamiątka zostaje. 629. Wolny głos.
Pił wolny do wolnego za zdrowie wolnego Głosu w sprawach publicznych. W tym z końca drugiego Ozwał się spodnim głosem: hej, panowie, i ja Mam wolny głos, niech proszę i za moj dopija. 630. Na P. Zaleskiego.
Duży,
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 323
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
/ Domu Jagiełłowego/ na niektórych trzy korony Szwedskie/ na niektórych Lwi/ i insze Herby/ które wszytkei zaświecone w nocy (albowiem we wszytkich oknach po dwu albo po trzy/ wzgórę były położone) formowały jedno Teatrum bardzo piękne: i trwało to przez cztery wieczory/ aw każdy wieczor bito w Bębny/ trąby/ Szałamaje/ Fujary/ co wszytko zakończało się jedną melodią przyjemną/ a przy tym nagotowano pułtorasta mortaletów/ to jest/ moźdzerzy z których strzelano ogromnie. A iż na pomienionym placu są wszytko Pałace Szlachty Rzymskiej/ Margrabiów/ i Grabiów/ była rzecz trudna podkładać abo zapalać takich ogniów/ i świec/ dla słusznych respektów: wszytkie
/ Domu Iágiełowego/ ná niektorych trzy korony Szwedskie/ ná niektorych Lwi/ y insze Herby/ ktore wszytkei záświecone w nocy (álbowiẽ we wszytkich oknách po dwu álbo po trzy/ wzgorę były położone) formowáły iedno Teatrum bárdzo piękne: y trwáło to przez cztery wieczory/ áw káżdy wieczor bito w Bębny/ trąby/ Száłámáie/ Fuiáry/ co wszytko zákończáło się iedną melodyą przyiemną/ á przy tym nágotowano pułtorástá mortaletow/ to iest/ moźdzerzy z ktorych strzelano ogromnie. A iż ná pomienionym plácu są wszytko Páłace Szláchty Rzymskiey/ Márgrábiow/ y Grábiow/ byłá rzecz trudna podkłádáć abo zápaláć tákich ogniow/ y świec/ dla słusznych respektow: wszytkie
Skrót tekstu: RelNar
Strona: A2v
Tytuł:
Relacja triumfu rzymskiego z narodzenia najjaśniejszego królewica Zygmunta Kazimierza
Autor:
Andrzej Walkowicz Radziesowski
Tłumacz:
Andrzej Walkowicz Radziesowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
wiadomości prasowe i druki ulotne
Gatunek:
relacje
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
a tyś z Driadami Po gorach kwiatki rwała; bogowie cię sami Za żonę mi raili; jam nie był od tego, Gdyś sama towarzystwa ze mną małżeńskiego Pragnęła, i tak się w nas miłość rozmnażała. Kogożbyś Amarijli słowy nie związała?
Leśni nam satyrowie wesele sprawiali, A ptaszkowie w krzykliwe szałamaje grali. Miod w plastrach, wino w gronach, bukiew i kasztany, Gruszka, orzech, to nasz był bankiet zawołany. Smacznieśmy się w pragnieniu chłodnego napoju Szkopcem z przeźroczystego napijali zdroju. Po tańcach rozmaitych Wenus mi z twej głowy Wieniec zdjąwszy w łożnicy oddała bobkowy; Mech z drzewa kędzierzawy, pościel nasza była
a tyś z Dryadami Po gorach kwiatki rwała; bogowie cię sami Za żonę mi raili; jam nie był od tego, Gdyś sama towarzystwa ze mną małżeńskiego Pragnęła, i tak się w nas miłość rozmnażała. Kogożbyś Amaryili słowy nie związała?
Leśni nam satyrowie wesele sprawiali, A ptaszkowie w krzykliwe szałamaje grali. Miod w plastrach, wino w gronach, bukiew i kasztany, Gruszka, orzech, to nasz był bankiet zawołany. Smacznieśmy się w pragnieniu chłodnego napoju Szkopcem z przeźroczystego napijali zdroju. Po tańcach rozmaitych Wenus mi z twej głowy Wieniec zdjąwszy w łożnicy oddała bobkowy; Mech z drzewa kędzierzawy, pościel nasza była
Skrót tekstu: SzlichWierszeWir_I
Strona: 172
Tytuł:
Wiersze rozmaite JE. Mci Pana Jerzego z Bukowca Szlichtinka
Autor:
Jerzy Szlichtyng
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910