ostatek czysty i łagodny Jabłecznik chłodny.
A kiedy jeszcze do pożycia swego Społtowarzysza będziesz miał lubego, Będzieć świat kwitnął, lata coć się krocą, Wzad ci się wrócą.
Fraszka są wszytkie nieprzerachowane, Z samego serca ziemie wykopane Na marną szczęścia płonnego zapłatę, Kruszce bogate.
Fraszka diament i rubin wesoły, Fraszka szafiry, chociaby w popioły Świat wszytek zgorzał od blasku takiego Szkła bogatego.
To jest skarb prawie nieoszacowany, Ten ubogiego równa często z pany, Gdy choć pieniędzy nie weźmiesz z nim wiela, Masz przyjaciela.
Ten ci i w szczęściu przydaje ozdoby, I szczyrzeć każdej pomoże żałoby; Serce z twym równo śmieje się i
ostatek czysty i łagodny Jabłecznik chłodny.
A kiedy jeszcze do pożycia swego Społtowarzysza będziesz miał lubego, Będzieć świat kwitnął, lata coć się krocą, Wzad ci się wrocą.
Fraszka są wszytkie nieprzerachowane, Z samego serca ziemie wykopane Na marną szczęścia płonnego zapłatę, Kruszce bogate.
Fraszka dyament i rubin wesoły, Fraszka szafiry, chociaby w popioły Świat wszytek zgorzał od blasku takiego Szkła bogatego.
To jest skarb prawie nieoszacowany, Ten ubogiego rowna często z pany, Gdy choć pieniędzy nie weźmiesz z nim wiela, Masz przyjaciela.
Ten ci i w szczęściu przydaje ozdoby, I szczyrzeć każdej pomoże żałoby; Serce z twym rowno śmieje się i
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 352
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
nie oszacowany on kamuszek/ jako Lampa lsnąca się Carbunculus/ któregom ja miedzy innemi perłami/ jako słońce miedzy gwiazdami w Koronie głowy mej nosiła/ Dom Książąt Ostrozkich/ który blaskiem światłości starożytnej wiary swojej przed innemi świecił. Gdzie i insze drogie i równie nieoszacowane tejże Korony kamyki/ zacne Ruskich Książąt domy/ nie ocenione Szafiry/ i bezcenne Diamenty/ Książęta Słuccy/ Zasławscy/ Zbarazscy/ Wiśniewieccy/ Sanguszkowie/ Czortoryscy/ Prońscy/ Rużeńscy/ Sołomiereczcy/ Hołowczyńscy/ Kroszyńscy/ Masalscy/ Horscy/ Sokolinscy/ Lukomscy/ Puzynowie/ i inne bez liczby/ których po jedynkiem wyliczać/ rzeczby długa była. Gdzie przy tych i drugie nie oszacowane
nie oszácowány on kámuszek/ iáko Lámpá lsnąca się Cárbunculus/ ktoregom ia miedzy innemi perłámi/ iáko słońce miedzy gwiazdámi w Koronie głowy mey nośiłá/ Dom Kśiążąt Ostrozkich/ ktory bláskiem świátłośći stárożytney wiáry swoiey przed innemi świećił. Gdźie y insze drogie y rownie nieoszácowáne teyże Korony kámyki/ zacne Ruskich Kśiążąt domy/ nie ocenione Száphiry/ y bezcenne Diámenty/ Kśiążętá Słuccy/ Zasłáwscy/ Zbárázscy/ Wiśniewieccy/ Sánguszkowie/ Cżortoryscy/ Prońscy/ Rużeńscy/ Sołomierecżcy/ Hołowcżyńscy/ Kroszyńscy/ Másálscy/ Horscy/ Sokolinscy/ Lukomscy/ Puzynowie/ y inne bez licżby/ ktorych po iedynkiem wylicżáć/ rzecżby długa byłá. Gdźie przy tych y drugie nie oszácowáne
Skrót tekstu: SmotLam
Strona: 15
Tytuł:
Threnos, to iest lament [...] wschodniej Cerkwi
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
to w Indii Orientalnej ma Geograsia Generalna i partykularna
Indiam BATAVICAM, gdzie 160. Okrętów wojennych i Wojska 16 tysięcy trzyma. Z brzegów Insuły Zejlan albo Ceglan (podobno starożytnej Tabrobany) ma wielkie bogactwa, gdyż ten wysep w środku od Króla tamecznego osiadły jest Paradysus Indycus w złoto, srebro, diamenty, karbunkuły, szafiry, Cynamon dziwnie bogaty. Krajem Pomorskim tego Indyjskiego Raju Holandowie mają kilka Zamków potężnych. Trzymają Insułę na ciasnym morzu imieniem MANAR wtejże Wielkiej Insule Cejlan: gdzie mają potężny Zamek, i łowkę bogatą PEREŁ najkosztowniejszych, które łowią Obywatele Paravi zwane. Dnia 15 Marca na morzu tym Manareńskim stanie Okrętów 300 Ludzi 150 tysięcy. Na
to w Indii Orientalney ma Geograsia Generalna y partykularna
Indiam BATAVICAM, gdzie 160. Okrętow woiennych y Woyska 16 tysięcy trzyma. Z brzegow Insuły Zeylan albo Ceglan (podobno stárożytney Tabrobany) ma wielkie bogactwa, gdyż ten wysep w srodku od Krola tamecznego osiádły iest Paradisus Indicus w złoto, srebro, dyamenty, kárbunkuły, szâfiry, Cynamon dziwnie bogaty. Kraiem Pomorskim tego Indyiskiego Raiu Hollandowie maią kilka Zamkow potężnych. Trzymaią Insułę na ciasnym morzu imieniem MANAR wteyże Wielkiey Insule Ceylan: gdzie maią potężny Zamek, y łowkę bogatą PEREŁ naykosztownieyszych, ktore łowią Obywatele Paravi zwáne. Dnia 15 Marca na morzu tym Mánarenskim stanie Okrętow 300 Ludzi 150 tysięcy. Na
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 247
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
Już dzić nie znać Polaka/ Włoszy Fracuzowie/ Wszędzie w Dworach Książęcych/ zgniąć Polskiej mowie Zginąć i zwykłym strojom bo dziś Stradyoty/ Rubany także kapy z złotymi forboty. Saltebrety/ kolety/ i insze wymysły/ Owo zgoła do Polski cudze stroje przyszły. Więc naszyję łańcuchów naręce pierścieni/ Z Diamenty/ z Szafiry w Zaponach kamieni/ Drogich tak wiele nakładł: że się od nich świeci/ Skąd tym więcej zła pycha tu się w Polsce nieci. Nuz ony Hubercuchy ponczoszki jedwabne/ Na które ludzie młode widzim dziś tak wabne/ Ze się niż białegłowy więce ypstrząj stroją/ Bez wszego wstydu/ snać się i Boga nie boją.
Iuż dźić nie znáć Polaká/ Włoszy Frácuzowie/ Wszędzie w Dworách Xiążęcych/ zgniąć Polskiey mowie Zginąć y zwykłym stroiom bo dźiś Strádyoty/ Rubany tákże kápy z złotymi forboty. Sáltebrety/ kolety/ y insze wymysły/ Owo zgołá do Polski cudze stroie przyszły. Więc nászyię łáncuchow náręce pierśćieni/ Z Dyámenty/ z Száfiry w Zaponách kámieni/ Drogich ták wiele nákładł: żę się od nich świeći/ Skąd tym więcey zła pychá tu sie w Polscze nieći. Nuz ony Hubercuchy ponczoszki iedwabne/ Ná ktore ludźie młode widźim dźiś ták wabne/ Ze się niż białegłowy więce ypstrząy stroią/ Bez wszego wstydu/ snać sie y Bogá nie boią.
Skrót tekstu: WitkWol
Strona: F
Tytuł:
Złota wolność koronna
Autor:
Stanisław Witkowski
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
Przebog! jeżeli komu serce żywe, Niech się nie daje miłości uwodzić, Która w okowy chwyta nieżyczliwe, Umie piersiami kierować i wodzić, W niewoli więźnia mieć nielitościwie, Na jego zdrowie i na serce godzić, Która, jeżeli dziś faworyzuje, Jutro-ć upadek wielki prorokuje. 115
Rozumiesz, że to rubiny, szafiry, Gdy szkło znikome twoim widzisz okiem; Rozumiesz, że to jest diament szczyry — Fetor to jeden, który cię widokiem Swym tylko cieszy, potym czarne kiry Obraca na się i śmiertelnym mrokiem Wiecznie przypada. Więc uważ u siebie, Czyli na ziemi lepiej żyć, czy w niebie? 116
Tym się świat trybem
Przebog! jeżeli komu serce żywe, Niech się nie daje miłości uwodzić, Ktora w okowy chwyta nieżyczliwe, Umie piersiami kierować i wodzić, W niewoli więźnia mieć nielutościwie, Na jego zdrowie i na serce godzić, Ktora, jeżeli dziś faworyzuje, Jutro-ć upadek wielki prorokuje. 115
Rozumiesz, że to rubiny, szafiry, Gdy szkło znikome twoim widzisz okiem; Rozumiesz, że to jest dyament szczyry — Fetor to jeden, ktory cię widokiem Swym tylko cieszy, potym czarne kiry Obraca na się i śmiertelnym mrokiem Wiecznie przypada. Więc uważ u siebie, Czyli na ziemi lepiej żyć, czy w niebie? 116
Tym się świat trybem
Skrót tekstu: LubSPir
Strona: 40
Tytuł:
Piram i Tyzbe
Autor:
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1660 a 1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1660
Data wydania (nie później niż):
1702
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Poznań
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Księgarnia św. Wojciecha
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1929
potym schodzą. Szerzy się kędy wpada do morza na 7. mil wielkich: prowadzi nie mało złota/ i dla tegoż jest nad brzegami nasiadłą: a miedzy obiema strumieniami/ mieszka nie mało ludzi jeszcze nie dobrze zwiedzianych i poznanych. Kraina Z. Marty jest tez bogata w burstyn/ w Jaspis/ Kalcedony/ Szafiry/ Szmaragdy. Obywatele tameczni są osobliwi rybitwi. Przyjeżdża się potym do jednego pagórku jakby kwadratowego/ który się na dwoję dzieli: Część jego zachodnia/ zowie się Caput Vele, a wschodnia Konkhibacoa: a tu się wjeżdża w jednę małą morską odnogę/ którą nazywają jeziorem Maracajo: przy nim jest miasto Venezzuola/ pobudowane na
potym schodzą. Szerzy się kędy wpada do morzá ná 7. mil wielkich: prowádźi nie máło złotá/ y dla tegoż iest nád brzegámi náśiádłą: á miedzy obiemá strumieniámi/ mieszka nie máło ludźi iescze nie dobrze zwiedźiánych y poznánych. Kráiná S. Marthy iest tez bogátá w burstyn/ w Iáspis/ Kálcedony/ Száfiry/ Szmárágdy. Obywátele támeczni są osobliwi rybitwi. Przyieżdża się potym do iednego págorku iákby kwádratowego/ ktory się ná dwoię dźieli: Część iego zachodnia/ zowie się Caput Velae, á wschodnia Conchibácoa: á tu się wieżdża w iednę máłą morską odnogę/ ktorą názywáią ieźiorem Márácáio: przy nim iest miásto Venezzuolá/ pobudowáne ná
Skrót tekstu: BotŁęczRel_I
Strona: 296
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. I
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
ludzi rozkosznych gatunku, Ani jej człek zna ceny i szacunku. Otchłań powieda, że jej nie masz wemnie Morże; u mnie też szukać jej daremnie, Wybornym złotem kupiona nie będzie, Ani zamianą śrebra się zdobędzie. Nikt jej za towar nie znajdzie bogaty, Podepce pyszne Indyjskie szkarłaty, I Sardoniksy drogie i szafiry Z nią porównane, będą jak brak szczyry. Nie przeważą jej ceną swą zaiste Złote naczynia kryształy przejrżyste, Najdroższe rzeczy, kunszty najzacniejsze Względem mądrości będą pośledniejsze. Z niewybadanych i tajemnych rzeczy Zmysł jej najprędzej zaciąga człowieczy, Z Murżyńskiej ziemie kamień Topazowy, Ani jej kolor zrówna Purpurowy. Gdzież tedy mieszka, gdzie bywa
ludźi roskosznych gatunku, Ani iey człek zna ceny i szacunku. Otchłań powieda, że iey nie masz wemnie Morże; u mnie też szukáć iey daremnie, Wybornym złotem kupiona nie będźie, Ani zamiáną śrebra się zdobędźie. Nikt iey zá towar nie znaydźie bogáty, Podepce pyszne Indyiskie szkarłáty, I Sardonixy drogie i száfiry Z nią porownáne, będą iák brak szczyry. Nie przeważą iey ceną swą záiste Złote naczynia krzysztáły przeyrżyste, Naydroższe rzeczy, kunszty nayzacnieysze Wzgledem mądrośći będą poślednieysze. Z niewybadánych i táiemnych rzeczy Zmysł iey nayprędzey zaćiąga człowieczy, Z Murżyńskiey źiemie kamień Topazowy, Ani iey kolor zrowna Purpurowy. Gdźiesz tedy mieszka, gdźie bywa
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 101
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
przewyższały Gomorrhy, Sodomy, Które siarczystym ogniem z fundamentu Są wywrócone jednego momentu. A ręka ludzka z ich klęśk i wywrotu Nie postwiła się tak długo, jako tu. Zain. Obywatele Izraelskich granic, W ozdobach swoich śniegi mieli za nic, Bielsi nad mleko, i Alabastr szczyry, Piękniejsi nad kość z słonia i szafiry. Het. Teraz ich twarzy w nieuchronnej pladze Czerniejsze widzieć nad wągle i sadze, Ze w srogiej nuży, i zmiennej postaci Nikt swych przyjaciół nie poznał i braci. Poprzysychały skory im do kości, I równe drewnu stały się w twardości. Tet. Woleli nawet od miecza umierać, Niźli z niezbytym głodem się pocierać
przewyższały Gomorrhy, Sodomy, Ktore śiarczystym ogniem z fundamentu Są wywrocone iednego momentu. A ręka ludzka z ich klęśk i wywrotu Nie postwiła się ták długo, iáko tu. Zain. Obywatele Izràélskich granic, W ozdobách swoich śniegi mieli zá nic, Bielśi nád mleko, i Alabastr szczyry, Pięknieyśi nád kość z słonia i szafiry. Heth. Teraz ich twarzy w nieuchronney pladze Czernieysze widźieć nád wągle i sadze, Ze w srogiey nuży, i zmienney postáći Nikt swych przyiaćioł nie poznał i bráći. Poprzysychały skory im do kośći, I rowne drewnu stały się w twardośći. Theth. Woleli náwet od miecza umieráć, Niźli z niezbytym głodem się poćieráć
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 197
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
nim kawalerów dworskich, urzędników i ministrów, drabanci za nim, trębacze przed nim,et des valets de piedsześć albo ośm.Son portraitnie opisuję, bo jest znajomy. Siedział na koniu gniadym, snadź hiszpańskim.Justaucorpsna nim bogato broderowany, kapelusz francuski z zaponą i piórami białawymi i ceglastymi, zapona - szafiry z diamentami, szpada takaż. Przywitaliśmy się tedy dosyć ludzko: uczyniłem mu komplement kilką słów po łacinie; on tymże odpowiedział językiem, dosyć dobrymi słowami. Stanąwszy tedy przeciwko sobie, prezentowałem mu syna swego, który się mu zbliżywszy ukłonił. Nie posiągnął cesarz nawet ręką do kapelusza; na co
nim kawalerów dworskich, urzędników i ministrów, drabanci za nim, trębacze przed nim,et des valets de piedsześć albo ośm.Son portraitnie opisuję, bo jest znajomy. Siedział na koniu gniadym, snadź hiszpańskim.Justaucorpsna nim bogato broderowany, kapelusz francuski z zaponą i piórami białawymi i ceglastymi, zapona - szafiry z diamentami, szpada takaż. Przywitaliśmy się tedy dosyć ludzko: uczyniłem mu komplement kilką słów po łacinie; on tymże odpowiedział językiem, dosyć dobrymi słowami. Stanąwszy tedy przeciwko sobie, prezentowałem mu syna swego, który się mu zbliżywszy ukłonił. Nie posiągnął cesarz nawet ręką do kapelusza; na co
Skrót tekstu: SobJListy
Strona: 527
Tytuł:
Listy do Marysieńki
Autor:
Jan Sobieski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1665 a 1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1683
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Czytelnik"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
wierzchu głowy, Do hipogryfa bieży, co czeka gotowy. W żartkiem locie pod same wzbija się obłoki, Aby wierzch góry onej oglądał wysoki, Która na wschód rumiany pogląda wesoło, A pod sferę miesięczną pyszne wznosi czoło. Opuszcza ziemię, siecze powietrze zrzedzone I już wlata na góry, pod niebo wzniesione.
XLVIII.
Szafiry, chryzolity, perły z rubinami Wyrażały nadobne fiołki z kwiatkami, Które po pięknych łąkach z łona wilgotnego Różą pstrzyła jutrzenka za świtu ranego; Trawy tak oczom lubej były zieloności, Iż przeszły smaragowe daleko wdzięczności. Drzewa, uciesznem rzędem po wierzchu sadzone, Rozkosznych są owoców ciężarem schylone.
XLIX.
Ptacy rozmaitej barwy między gałęziami
wierzchu głowy, Do hipogryfa bieży, co czeka gotowy. W żartkiem locie pod same wzbija się obłoki, Aby wierzch góry onej oglądał wysoki, Która na wschód rumiany pogląda wesoło, A pod sferę miesięczną pyszne wznosi czoło. Opuszcza ziemię, siecze powietrze zrzedzone I już wlata na góry, pod niebo wzniesione.
XLVIII.
Szafiry, chryzolity, perły z rubinami Wyrażały nadobne fiołki z kwiatkami, Które po pięknych łąkach z łona wilgotnego Różą pstrzyła jutrzenka za świtu ranego; Trawy tak oczom lubej były zieloności, Iż przeszły smaragowe daleko wdzięczności. Drzewa, uciesznem rzędem po wierzchu sadzone, Rozkosznych są owoców ciężarem schylone.
XLIX.
Ptacy rozmajtej barwy między gałęziami
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 73
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905