ukochanej ręki, Ręki pieszczonej, ręki piękniejszej nad śniegi, Dopiero na skaliste upadnione brzegi. Bo nie mam z to śmiałości ślicznego oblicza Tknąć się, ust napełnionych wdzięczniejszą słodyczą, Niż co ją z hyblijskiego posyłają kraju, Której pczołki w tym wdzięcznym nazbierały maju Z jagod zakwitłych roże, co swoimi kwiaty Wszytkie by najśliczniejsze przechodzi szarłaty. W tym tylko nieszczęśliwe, że są od takiego Niewidziane, coby je do wieku późnego Rymy gładkimi udał. Byś ty za Marona Lubo on żył za ciebie, nie Elissa ona Ni Lawinia z Kamillą jego sławne wiersze Napełniałyby, tybyś miała miejsce pierwsze. P. P. M.
Anna Kochanowskiego kochanie
ukochanej ręki, Ręki pieszczonej, ręki piękniejszej nad śniegi, Dopiero na skaliste upadnione brzegi. Bo nie mam z to śmiałości ślicznego oblicza Tknąć się, ust napełnionych wdzięczniejszą słodyczą, Niż co ją z hyblijskiego posyłają kraju, Ktorej pczołki w tym wdzięcznym nazbierały maju Z jagod zakwitłych roże, co swoimi kwiaty Wszytkie by najśliczniejsze przechodzi szarłaty. W tym tylko nieszczęśliwe, że są od takiego Niewidziane, coby je do wieku poźnego Rymy gładkimi udał. Byś ty za Marona Lubo on żył za ciebie, nie Elissa ona Ni Lawinia z Kamillą jego sławne wiersze Napełniałyby, tybyś miała miejsce pierwsze. P. P. M.
Anna Kochanowskiego kochanie
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 384
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Pożynać będzie urodzajne niwy, Póki marmury morskich otchłań szklane Napełniać będą ryby obłąkane, Póki się chmury i szalone wiatry Rozbijać będą o wysokie Tatry.
Nie z czczymi przytym witam cię rękoma, Lecz widząc, na co myśl twoja łakoma, Nie złoto, srebro, nie klejnot bogaty, Nie drogą perłę, nie świetne szarłaty: Bo twe wspaniałe serce nie dba o to, Ale nad wszytko kosztowniejszy złoto, Droższy nad skarby wschodowe podarek, Ten ci niebieski posyłam Zegarek, Pracą wielkiego niekiedy prałata O gorzkiej męce Zbawiciela świata, Jak dla miłości ludzkiego narodu, Mąk niesłychanych i krwawego brodu Okrutnej śmierci Pan święty skosztował, Żeby nas z toni ostatniej
Pożynać będzie urodzajne niwy, Poki marmury morskich otchłań sklane Napełniać będą ryby obłąkane, Poki się chmury i szalone wiatry Rozbijać będą o wysokie Tatry.
Nie z czczymi przytym witam cię rękoma, Lecz widząc, na co myśl twoja łakoma, Nie złoto, srebro, nie klejnot bogaty, Nie drogą perłę, nie świetne szarłaty: Bo twe wspaniałe serce nie dba o to, Ale nad wszytko kosztowniejszy złoto, Droższy nad skarby wschodowe podarek, Ten ci niebieski posyłam Zegarek, Pracą wielkiego niekiedy prałata O gorzkiej męce Zbawiciela świata, Jak dla miłości ludzkiego narodu, Mąk niesłychanych i krwawego brodu Okrutnej śmierci Pan święty skosztował, Żeby nas z toni ostatniej
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 395
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
ojczystej ziemi, Nieraz kroplami skropione krwawymi, Odważnych przodków i dziś wydawają, Wdzięczne wonności i dziś rozwijają Listki swe, lubo, cóż nieszczęściu radzić? Przyszło się drugim w cudzy grunt przesadzić. A żeby było jeszcze tyle dwoje, I macierzyńskie pomogły mu Kroje Przy pięknej Roży: tak te oba kwiaty Śnieżne kandory i wstydu szarłaty, Nie biorąc miejsca bluszczowej koronie, Wielkiego męża ozdobiły skronie. W takowym tedy gnieździe urodzony, Jak do dobrego nie miał być skłoniony?
Bo jeżeli to rzecz jest nieomylna, Ze choć jednaż broń nie jednako silna Nie w jednej ręce, tak komu to nieba Z żywotem wlały, czego drugim trzeba Naprzod się uczyć,
ojczystej ziemi, Nieraz kroplami skropione krwawymi, Odważnych przodkow i dziś wydawają, Wdzięczne wonności i dziś rozwijają Listki swe, lubo, coż nieszczęściu radzić? Przyszło się drugim w cudzy grunt przesadzić. A żeby było jeszcze tyle dwoje, I macierzyńskie pomogły mu Kroje Przy pięknej Roży: tak te oba kwiaty Śnieżne kandory i wstydu szarłaty, Nie biorąc miejsca bluszczowej koronie, Wielkiego męża ozdobiły skronie. W takowym tedy gniaździe urodzony, Jak do dobrego nie miał być skłoniony?
Bo jeżeli to rzecz jest nieomylna, Ze choć jednaż broń nie jednako silna Nie w jednej ręce, tak komu to nieba Z żywotem wlały, czego drugim trzeba Naprzod się uczyć,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 422
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
po poświecie po trawie tańcuje. Pod starym dębem siadszy gracze wieśni, W głośne fujary grają proste pieśni. Onym się lasy wkoło odzywają, Nimfy z faunami po kniejach igrają.
W tym bycie bieżą lata wszytkokrotne, A on, pod nogi Fortuny obrotne Koła podbiwszy, fraszką dobre mienie, Fraszką poczyta i drogie kamienie, Szarłaty fraszka, fraszka złotogłowy I pełen troski pałac marmurowy.
Niech, kto chce, w boju sławę krwią omywa, Niechaj u dworu pogody zażywa, Niechaj przez morze dla zysku żegluje I pełne wory w swym pokładzie czuje. Z wami na polu, Muzy, bez kłopota, Nieznaczny starzec, dokonam żywota.
I wy,
po poświecie po trawie tańcuje. Pod starym dębem siadszy gracze wieśni, W głośne fujary grają proste pieśni. Onym się lasy wkoło odzywają, Nimfy z faunami po kniejach igrają.
W tym bycie bieżą lata wszytkokrotne, A on, pod nogi Fortuny obrotne Koła podbiwszy, fraszką dobre mienie, Fraszką poczyta i drogie kamienie, Szarłaty fraszka, fraszka złotogłowy I pełen troski pałac marmurowy.
Niech, kto chce, w boju sławę krwią omywa, Niechaj u dworu pogody zażywa, Niechaj przez morze dla zysku żegluje I pełne wory w swym pokładzie czuje. Z wami na polu, Muzy, bez kłopota, Nieznaczny starzec, dokonam żywota.
I wy,
Skrót tekstu: HorNaborBar_I
Strona: 203
Tytuł:
Pieśń ad imitiatonem horacjuszowej ody
Autor:
Horatius Flaccus
Tłumacz:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
ody
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1601 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1601
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
; pełno pychy wszędy: Karoce, konie, szory, wsiądzenia i rzędy. A cóż mówić o ludziach? gorzeli od złota. Nigdy Salamon, choć go cała wozi flota, Z taką do Jeruzalem pompą, tak bogato Na święcenie kościoła nie wjeżdżał, mam za to. Szczyre tu aksamity, sobole i rysie, Szarłaty, złotem dziane lamy świeciły się. Rubiny, diamenty w pętlicach i guzach; Sam wojewoda, jako Mardocheusz w Zuzach, Gdy pod nim konia Haman marszałek prowadzi, Na turku się pod kitą, bok podparszy, sadzi. Okryły dragonie i piechoty pole. Cóż rozumieć o pompie, o zbytkach przy stole? Pocą się
; pełno pychy wszędy: Karoce, konie, szory, wsiądzenia i rzędy. A cóż mówić o ludziach? gorzeli od złota. Nigdy Salamon, choć go cała wozi flota, Z taką do Jeruzalem pompą, tak bogato Na święcenie kościoła nie wjeżdżał, mam za to. Szczyre tu aksamity, sobole i rysie, Szarłaty, złotem dziane lamy świeciły się. Rubiny, dyjamenty w pętlicach i guzach; Sam wojewoda, jako Mardocheusz w Zuzach, Gdy pod nim konia Haman marszałek prowadzi, Na turku się pod kitą, bok podparszy, sadzi. Okryły dragonie i piechoty pole. Cóż rozumieć o pompie, o zbytkach przy stole? Pocą się
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 628
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Młodź po poświecie na trawie tańcuje. Pod starym dębem siadszy gracze wieśni W głośne fujary grają proste pieśni. Onym się lasy wkoło przeciwiają, Nimfy z faunami po kniejach igrają. W tym bycie bieżą lata wszytkokrotne, A on pod nogi fortuny obrotne Koło podbiwszy, fraszką wielkie mienie, Fraszką poczyta i drogie kamienie, Fraszką szarłaty, fraszką złotogłowy, I pełen troski pałac marmurowy.
Niech kto chce w boju sławę krwią oblewa, Niechaj u dworu pogody zażywa,
Niechaj przez morze dla zysku żegluje I pełne wory w swym pokładzie czuje. Z wami na polu, muzy, bez kłopota Nieznaczny starzec dokonam żywota.
A wy o łąki! o krzewiny
Młodź po poświecie na trawie tańcuje. Pod starym dębem siadszy gracze wieśni W głośne fujary grają proste pieśni. Onym się lasy wkoło przeciwiają, Nimfy z faunami po kniejach igrają. W tym bycie bieżą lata wszytkokrotne, A on pod nogi fortuny obrotne Koło podbiwszy, fraszką wielkie mienie, Fraszką poczyta i drogie kamienie, Fraszką szarłaty, fraszką złotogłowy, I pełen troski pałac marmurowy.
Niech kto chce w boju sławę krwią oblewa, Niechaj u dworu pogody zażywa,
Niechaj przez morze dla zysku żegluje I pełne wory w swym pokładzie czuje. Z wami na polu, muzy, bez kłopota Nieznaczny starzec dokonam żywota.
A wy o łąki! o krzewiny
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 279
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
”
Stanąwszy z trupem wszytkie u mogiły, Nie w czas się siostry swej nie doliczyły, Księżniczki pruskiej. Wtem z nich jedna rzecze: „Darmo jej szukać, ta się nas wyrzecze; O nasz paroksyzm ni ją głowa boli, Nałęczą złotą obwiązać ją woli; Gdy boli serce o nasze utraty, Królewskimi ją uwija szarłaty.” Rzekła, a drugie smutnym aparatem Złożyły ciało pod zimnym Karpatem, W kamiennych sercach takie pisząc słowa: „Tu leży matka królestw i królowa. Sarmacki Orle, gdy nie masz sposobu, Umieraj i ty u jednego grobu, Lub lecąc w niebo ojczystymi tropy, Opuszczaj gniazdo niezgodnej Europy!”
Jeszczeż,
”
Stanąwszy z trupem wszytkie u mogiły, Nie w czas się siostry swej nie doliczyły, Księżniczki pruskiej. Wtem z nich jedna rzecze: „Darmo jej szukać, ta się nas wyrzecze; O nasz paroksyzm ni ją głowa boli, Nałęczą złotą obwiązać ją woli; Gdy boli serce o nasze utraty, Królewskimi ją uwija szarłaty.” Rzekła, a drugie smutnym aparatem Złożyły ciało pod zimnym Karpatem, W kamiennych sercach takie pisząc słowa: „Tu leży matka królestw i królowa. Sarmacki Orle, gdy nie masz sposobu, Umieraj i ty u jednego grobu, Lub lecąc w niebo ojczystymi tropy, Opuszczaj gniazdo niezgodnej Europy!”
Jeszczeż,
Skrót tekstu: RudnPieśńBar_II
Strona: 474
Tytuł:
Pieśń postna nabożna o Koronie Polskiej
Autor:
Dominik Rudnicki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
nie wcześniej niż 1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1750
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
i my chwalę znajmy/ Ani swej władze nieczci/ bez pomsty puszczajmy. Wzbaczy w tym o Meońskiej Arachny staraniu. O tej/ że jej niechciała wprzód dać w płótna tkaniu/ Posłyszała: nie miejscem/ ani rodem/ była Znakomita/ samym się rzemiosłem sławiła. Ojciec Idmon z Kolofon był/ co Fokajskiemi Szarłaty sukna krasił/ matka chwilę w ziemi: Z podłęgo także gminu/ męża nie wydała. Ona po Lidskich miastach/ wielką sławę miała Z umiejętności swojej/ lub z błahego poszła Gniazda/ lub i w niepańskie Hypepy się wniosła. Jej wyśmienite dzieło/ nadchadzały Tmolskie Nimfy/ z swych widzieć winnic: z wód Nimfy Paktolskie
y my chwalę znaymy/ Ani swey władze nieczći/ bez pomsty puszczaymy. Wzbacży w tym o Meonskiey Aráchny starániu. O tey/ że iey niechciáłá wprzod dáć w płotná tkániu/ Posłyszáłá: nie mieyscem/ áni rodem/ byłá Znakomita/ samym się rzemięsłem sławiłá. Oyćiec Idmon z Kolophon był/ co Phokáyskiemi Szarłathy sukná krasił/ mátká chwilę w źiemi: Z podłęgo także gminu/ męża nie wydáłá. Oná po Lydskich miástach/ wielką sławę miáłá Z vmieiętnośći swoiey/ lub z błáhego poszłá Gniazdá/ lub y w niepánskie Hypepy się wniosłá. Iey wyśmienite dźieło/ nádchadzáły Tmolskie Nymphy/ z swych widźieć winnic: z wod Nymphy Páktolskie
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 127
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
Tak tych zacności kiedy przybywało Więcej, bardziej to było okazało. Piękne lilije, na ojczystej ziemi Nieraz kroplami skropione krwawemi Odważnych przodków i dziś rozwijają Kwiat swój i wonność sławy wydawają. Ażeby było jeszcze tyle dwoje, I macierzyńskie pomogły mu Kroje Przy pięknej róży, i te oba kwiaty, Białe kandory i wstydu szarłaty, Nie biorąc miejsca laurowej koronie, Wielkiego męża ozdobiły skronie Dom Lubienieckich jako rozkrzewiony, Jako z wielkimi domami skrewniony: Jak z Żółkiewskimi, jako i z wielkimi, Których się sława szerzy, Sobieskimi Związki krewności ma, jako te Róże Kwitną ozdobnie, każdy wiedzieć może. A zatym z takich rodziców zrodzony, Jak do
Tak tych zacności kiedy przybywało Więcej, bardziej to było okazało. Piękne lilije, na ojczystej ziemi Nieraz kroplami skropione krwawemi Odważnych przodków i dziś rozwijają Kwiat swój i wonność sławy wydawają. Ażeby było jeszcze tyle dwoje, I macierzyńskie pomogły mu Kroje Przy pięknej róży, i te oba kwiaty, Białe kandory i wstydu szarłaty, Nie biorąc miejsca laurowej koronie, Wielkiego męża ozdobiły skronie Dom Lubienieckich jako rozkrzewiony, Jako z wielkimi domami skrewniony: Jak z Żółkiewskimi, jako i z wielkimi, Których się sława szerzy, Sobieskimi Związki krewności ma, jako te Róże Kwitną ozdobnie, każdy wiedzieć może. A zatym z takich rodziców zrodzony, Jak do
Skrót tekstu: MorszZWybór
Strona: 156
Tytuł:
Wybór wierszy
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975