z tobą/ wszytko dobro kładę. Tym się ciesz/ iże wojna dokończyć się może/ Prędko w Ojczyźnie naszej/ co zdarz mocny Boże. A ja jako Grekowie po zburzonej Trojej/ Nie leniwo nawrócę ku chałupce mojej. Kędyć bedę wyliczał/ trudy i niespane Nocy/ i dni wsprzykrzonym Szyszaku przetrwane. Podjazdy niebezpieczne/ tęskliwe podsłuchy; Okazje bez żadnej żywota otuchy. Przykry deszcz/ ciężkie zimno/ i nieznośne mrozy/ I co więc trapić zwykło wojenne obozy. Znosić trzeba w pochyłym kurcząc się szałasu: Gdzie od uciążliwego karki trzeszczą wczasu. Ziemia stół/ ziemia ławą/ twarde ziemia łoże/ Uważ co za wygoda i wczas tam być może
z tobą/ wszytko dobro kłádę. Tym się ćiesz/ iże woyná dokończyć się może/ Prędko w Oyczyźnie nászey/ co zdarz mocny Boże. A ia iáko Graekowie po zburzoney Troiey/ Nie lęniwo náwrocę ku cháłupce moiey. Kędyć bedę wyliczał/ trudy y niespáne Nocy/ y dni wsprzykrzonym Szyszaku przetrwáne. Podiázdy niebeśpieczne/ tęskliwe podsłuchy; Okázye bez żadney żywotá otuchy. Przykry descz/ ćięszkie źimno/ y nieznośne mrozy/ Y co więc trapić zwykło woienne obozy. Znośić trzebá w pochyłym kurcząc się száłásu: Gdźie od vćiążliwego kárki trzeszczą wczásu. Ziemiá stoł/ źiemiá łáwą/ twárde źiemiá łoże/ Vważ co zá wygodá y wczás tám bydź może
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 183
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Oblubieńca swego, ale go nie znajdzie. Napis: Wstanę i obejdę miasto, będę szukać po ulicach tego, którego z dusze miłuję: szukałam go, alem go nie znalazła. Cant. 3, 2.
Ehej, gdzie się me Kochanie podziało! Zniknęłoś jak cień, jak wiatr uleciało. Tęskliwe wiodę dni, nocy niespane, A serce moje uwiędło stroskane. Lubo ciemna noc, lub jasny nastaje Dzień, we mnie troska moja nie ustaje, A to dlatego, że Twoja kochana Oblubienica teraz zapomniana I porzucona od Ciebie, mój Boże, A cóż cięższego potkać mię już może! Pójdę po nocy, kiedy zorze
Oblubieńca swego, ale go nie znajdzie. Napis: Wstanę i obejdę miasto, będę szukać po ulicach tego, którego z dusze miłuję: szukałam go, alem go nie znalazła. Cant. 3, 2.
Ehej, gdzie się me Kochanie podziało! Zniknęłoś jak cień, jak wiatr uleciało. Teskliwe wiodę dni, nocy niespane, A serce moje uwiędło stroskane. Lubo ciemna noc, lub jasny nastaje Dzień, we mnie troska moja nie ustaje, A to dlatego, że Twoja kochana Oblubienica teraz zapomniana I porzucona od Ciebie, mój Boże, A cóż cięższego potkać mię już może! Pójdę po nocy, kiedy zorze
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 300
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
dziś ogłoszono Na wszytkie światy: jedyny Syn Boży, Skoro za grzech nasz duszę swą położy Trzeci dzień temu na sromotnym drzewie (Jak głębokośmy w Stwórcę swego gniewie Zabrnęli!), aż przez śmierć i jego rany Bóg sprawiedliwy nam jest ubłagany. Dzień dzisiejszy jest naszego wesela, Którego świętych patriarchów wiela Pragnące serca i tęskliwe dusze Dawno z piekielnej czekały katusze: Dziś śmierć umarła, która, bez otuchy, Że kiedy wrócą w swoje ciała duchy, Świat pustoszyła i bez wszego względu Lat, osób, stanu, kondycyjej, rzędu, Łez, żalu, płaczu wpychała pod ziemię Za grzech rodziców wszytko ludzkie plemię; Dziś szatan, główny nieprzyjaciel
dziś ogłoszono Na wszytkie światy: jedyny Syn Boży, Skoro za grzech nasz duszę swą położy Trzeci dzień temu na sromotnym drzewie (Jak głębokośmy w Stwórcę swego gniewie Zabrnęli!), aż przez śmierć i jego rany Bóg sprawiedliwy nam jest ubłagany. Dzień dzisiejszy jest naszego wesela, Którego świętych patryjarchów wiela Pragnące serca i teskliwe dusze Dawno z piekielnej czekały katusze: Dziś śmierć umarła, która, bez otuchy, Że kiedy wrócą w swoje ciała duchy, Świat pustoszyła i bez wszego względu Lat, osób, stanu, kondycyjej, rzędu, Łez, żalu, płaczu wpychała pod ziemię Za grzech rodziców wszytko ludzkie plemię; Dziś szatan, główny nieprzyjaciel
Skrót tekstu: PotZmartKuk_I
Strona: 603
Tytuł:
Dialog o zmartwychwstaniu pańskim.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
na glisty. Zgoła fortuna, tych drugich osoba, Żadna się dziewce owej nie podoba, Wszystkiemi gardzi, wszystkich odprawuje, A głupia z sobą sama Dyskuruje: Pewnie mniemają, żem męża potrzebna, Ze pannie długo Panną niechwalebna; Lecz chwała BOGU mam tylo urody Ze i poczekać mogę dość bez szkody, Nie są tęskliwe jeszcze samej nocy, Żebym się przedać miała brzydkiej mocy. Tym czasem jeden, mija drugi roczek, Uroda spada, marszczki koło oczek Pokazują się, niewdzięczne te karby; Nu moja Dziewka do bielidł i farby; I to nie wiele w tym nic nie pomoże. Aż owe śliczne dziewcze te i hoże Staje się
na glisty. Zgoła fortuna, tych drugich osoba, Zadna śię dźiewce owey nie podoba, Wszystkiemi gardźi, wszystkich odprawuie, A głupia z sobą sama dyszkuruie: Pewnie mniemaią, żem męża potrzebna, Ze pannie długo Panną niechwalebna; Lecz chwała BOGU mam tylo urody Ze i poczekać mogę dość bez szkody, Nie są tęskliwe ieszcze samey nocy, Zebym śię przedać miała brzydkiey mocy. Tym czasem ieden, miia drugi roczek, Uroda zpada, marszczki koło oczek Pokazuią śię, niewdźięczne te karby; Nu moia Dźiewka do bielidł i farby; I to nie wiele w tym nic nie pomoże. Aż owe śliczne dźiewcze te i hoże Staie śię
Skrót tekstu: JabłEzop
Strona: 9
Tytuł:
Ezop nowy polski
Autor:
Jan Stanisław Jabłonowski
Drukarnia:
Andrzej Ceydler
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
bajki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1731
Data wydania (nie wcześniej niż):
1731
Data wydania (nie później niż):
1731