ku miłej spokojności. Chcielibyśmy wszyscy czas przedłużyć w powszechno- ści, a w szczególności jego rozmiary skrócić. Lichwiarz schnie w oczekiwaniu terminu wyciągnionej nad słuszność prowizyj; Polityk dałby lat kilka życia swojego, żeby mu się udały intrygi, z taką niecierpliwością czeka skutku rozpoczętego Machiawelstwa. Amant nadgrodziłby sowicie skrócenie zwłoki tęskliwego oczekiwania. Cóż stąd wnieść należy, jeżeli nie to, iż według żądania naszego jeszcze nie dość prędko czas bieży. Na dalsze czasy zapatrujemy się jako na kraj daleki przegrodzony dzikiemi stepy i przykremi górami, chcielibyśmy więc przebyć je jak najprędzej, aby dojść pożądanego terminu uprzykrzonej podróży. Gdyby dni życia ludzkiego na dwadzieścia
ku miłey spokoyności. Chcielibyśmy wszyscy czas przedłużyć w powszechno- ści, á w szczegulności iego rozmiary skrocić. Lichwiarz schnie w oczekiwaniu terminu wyciągnioney nad słuszność prowizyi; Polityk dałby lat kilka życia swoiego, żeby mu się udały intrygi, z taką niecierpliwością czeka skutku rozpoczętego Machiawelstwa. Amant nadgrodziłby sowicie skrocenie zwłoki tęskliwego oczekiwania. Coż ztąd wnieść należy, ieżeli nie to, iż według żądania naszego ieszcze nie dość prędko czas bieży. Na dalsze czasy zapatruiemy się iako na kray daleki przegrodzony dzikiemi stepy y przykremi gorami, chcielibyśmy więc przebyć ie iak nayprędzey, aby doyść pożądanego terminu uprzykrzoney podróży. Gdyby dni życia ludzkiego na dwadzieścia
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 70
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
Matki mojej, jako Syn jej, Brat do Braciej, od powszechnego intercedujących za mną Stanów Koronnych succursu, prędszego spodziewając się ubłagania I. K. Mości. Wszedłem i z ludźmi nie na żadne Ojczyzny wojowanie, której miłość i usługę która tylko pomyślona być może, winienem, ale dla bezpieczeństwa zdrowia swego niechętnym tęskliwego, abym ubłagawszy Pana, za obróceniem gdzieżkolwiek na potrzebę Ojczyzny, rozkazania jego z temiż przysłużyć się, i przyczynieniem nowych zasług mogłem wszytkie niełaski przez nieprzyjaciół mi zbudowane zetrzeć, a oraz Ojczyźnie za mną Suplikającej chetnym krwie mojej dla niej ofiarowaniem, winną wdzieczność oświadczyć. do swego Konfidenta.
Wszedszy zaś do Ojczyzny
Mátki moiey, iáko Syn iey, Brát do Bráćiey, od powszechnego interceduiących zá mną Stanow Koronnych succursu, prędszego spodźiewáiąc się vbłagánia I. K. Mośći. Wszedłem y z ludźmi nie ná żadne Oyczyzny woiowanie, ktorey miłość y vsługę ktora tylko pomyślona bydź może, winienem, ále dla bespieczeństwá zdrowia swego niechętnym tęskliwego, ábym vbłagawszy Páná, zá obroceniem gdźieżkolwiek ná potrzebę Oyczyzny, rozkazania iego z temiż przysłużyć się, y przyczynieniem nowych zasług mogłem wszytkie niełáski przez nieprzyiaćioł mi zbudowáne zetrzeć, á oraz Oyczyznie zá mną Supplikáiącey chetnym krwie moiey dla niey ofiárowániem, winną wdźieczność oświádczyć. do swego Confidentá.
Wszedszy záś do Oyczyzny
Skrót tekstu: PersOb
Strona: 39
Tytuł:
Perspektywa na objaśnienie niewinności
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
wyskoczyć na port chcemy krokiem! Serce aże drży, radością wzruszone, A jako młotkiem bije w lewą stronę Własny Wulkanus, aż się wnętrze pali; A przecię nikt się na ten ból nie żali, Owszem wesoło na twarz swą padniemy I Sprawcę niebios gorąco prosiemy, Żeby co prędzej u portu pięknego Zbawił nas morza barzo tęskliwego. Samego tylko Arnolfa nie cieszy Ten port, bo nie wie, po co się nań spieszy, Czyli po żywot, czy po śmierć, którą mu Za przyściem groził Marynarz do domu O jego eksces. Więc się bojąc tego, Żeby na gardło nie nastąpił jego, Tedy nieborak, ciężkim żalem zdjęty
wyskoczyć na port chcemy krokiem! Serce aże drży, radością wzruszone, A jako młotkiem bije w lewą stronę Własny Wulkanus, aż się wnętrze pali; A przecię nikt się na ten ból nie żali, Owszem wesoło na twarz swą padniemy I Sprawcę niebios gorąco prosiemy, Żeby co prędzej u portu pięknego Zbawił nas morza barzo tęskliwego. Samego tylko Arnolfa nie cieszy Ten port, bo nie wie, po co się nań spieszy, Czyli po żywot, czy po śmierć, którą mu Za przyściem groził Marynarz do domu O jego eksces. Więc się bojąc tego, Żeby na gardło nie nastąpił jego, Tedy nieborak, ciężkim żalem zdjęty
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 198
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ci kadzidła wonne ofiarują, Ale na zdradę niechaj utyskują Kupidynowę, która ich wprawiła W grobowe progi, kędy spoczywają. Na Kupidyna wiecznie narzekają. 28
Dzień sobie jeden z kondiktu własnego Obrawszy pewny — mieli naznaczony, W który iść mieli do pola bliskiego (Ten plac przy mieście blisko położony), Tam mieli rany serca tęskliwego Uleczyć i ból nigdy niezleczony Przyjemnym wdziękiem i miłym widokiem, Rozmową słodką i pieszczonym okiem. 29
Niechaj mi wieczna posłuży pogoda, Abym miłości opisał więzienie, Niech mi języka kto i mowy doda A kochających zwyczajne dręczenie
Opiszę — gdy się okazja poda — Ciężką niewolą i srogie tęsknienie. Więźniami w mieście być zawsze musieli
ci kadzidła wonne ofiarują, Ale na zdradę niechaj utyskują Kupidynowę, ktora ich wprawiła W grobowe progi, kędy spoczywają. Na Kupidyna wiecznie narzekają. 28
Dzień sobie jeden z kondiktu własnego Obrawszy pewny — mieli naznaczony, W ktory iść mieli do pola bliskiego (Ten plac przy mieście blisko położony), Tam mieli rany serca teskliwego Uleczyć i bol nigdy niezleczony Przyjemnym wdziękiem i miłym widokiem, Rozmową słodką i pieszczonym okiem. 29
Niechaj mi wieczna posłuży pogoda, Abym miłości opisał więzienie, Niech mi języka kto i mowy doda A kochających zwyczajne dręczenie
Opiszę — gdy się okazyja poda — Ciężką niewolą i srogie tęsknienie. Więźniami w mieście być zawsze musieli
Skrót tekstu: LubSPir
Strona: 13
Tytuł:
Piram i Tyzbe
Autor:
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1660 a 1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1660
Data wydania (nie później niż):
1702
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Poznań
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Księgarnia św. Wojciecha
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1929
zda zaniedbany, trzeba wiedzieć o tem, Choćby tam beczki złożył i z srebrem i złotem, Może ich mu poufać, bo i tego sztuki, Co jest w złodziejskiej szkole mistrzem swej nauki, Nic by nie poradziły, lub — przyznamy sami — Nie grubiańsko kradną, ale z konceptami. Jako to — nie będzieszli tęskliwego ucha — To mnie waszmość — starego bywalca — posłucha«.
»Nie będę — odpowiada Polak — na przestrogę I owszem, co mi powiesz, zażyć tego mogę«. —
I tak bok osłabiały na miętkim wezgłowie Wsparszy — poważny starzec w personie i w mowie Rzecz zaczyna, któremu starość już niemiła Zapuszczoną do pasa
zda zaniedbany, trzeba wiedzieć o tem, Choćby tam beczki złożył i z srebrem i złotem, Może ich mu poufać, bo i tego sztuki, Co jest w złodziejskiej szkole mistrzem swej nauki, Nic by nie poradziły, lub — przyznamy sami — Nie grubijańsko kradną, ale z konceptami. Jako to — nie będzieszli teskliwego ucha — To mnie waszmość — starego bywalca — posłucha«.
»Nie będę — odpowiada Polak — na przestrogę I owszem, co mi powiesz, zażyć tego mogę«. —
I tak bok osłabiały na miętkim wezgłowie Wsparszy — poważny starzec w personie i w mowie Rzecz zaczyna, ktoremu starość już niemiła Zapuszczoną do pasa
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 45
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949