kładź nadzieję/ Za jego wolą/ chociaż wiatr przeciwny wieje. Nawa do portu wchodzi. Dopieroż na Wojnie/ Kogo on chce przy zdrowiu zachowa spokojnie. Ty tym czasem bierz na się domowy rząd cały; Gdyż trzymąm o miłości wzajemnej i trwały. Ze placu nieustąpisz onej świątobliwy/ Penelopie: po miłym Małżonku tęskliwy: Którego fala morska/ tam i sam rzucała/ Dwadzieścia lat przecię mu słowa dotrzymała. Ani jej Dziewosłąbi przekonali płoszy; Omieszkane na pamięć przywodząc rozkoszy. Przystojność miej na oczu; bo w wysokiej Cenie/ Dobrą sławę należy poćciwej kłaść Zenie. Z Sąmsiadką nietowarzysz nigdy świegotliwą; Przewrotny łeb popsuje często myśl poczciwą.
kłádź nadźieię/ Zá iego wolą/ choćiasz wiátr przećiwny wieie. Náwá do portu wchodźi. Dopierosz ná Woynie/ Kogo on chce przy zdrowiu záchowa spokoynie. Ty tym czásem bierz ná się domowy rząd cáły; Gdysz trzymąm o miłośći wzáięmney y trwáły. Ze plácu nievstąpisz oney świątobliwy/ Penelopie: po miłym Małżonku tęskliwy: Ktorego fálá morska/ tám y sám rzucáłá/ Dwádźieśćiá lat przećię mu słowá dotrzymáłá. Ani iey Dźiewosłąbi przekonáli płoszy; Omieszkáne na pámięć przywodząc roskoszy. Przystoyność miey ná oczu; bo w wysokiey Cenie/ Dobrą sławę należy poććiwey kłáść Zenie. Z Sąmśiádką nietowárzysz nigdy świegotliwą; Przewrotny łeb popsuie często myśl poczćiwą.
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 182
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
we wnątrz się śmieje. Łzy przymuszone na Zgrzebnej koszuli Niechcąc padają: które od Cybuli Są wyciśnione. Ach sroga żałości! Mieć pogotowiu Alkiermes dla mdłości/ P. Och. Zwykłe Małżeńskiej pobożności dziło. Zagrzebszy wziemię/ z głowy nam ubyło; Jakoż/ i dobrze. Teraźniejszy żywy Powrotu twego snadź czeka tęskliwy. Acz widzę gości jedzie grzecznych siła Pono z Warsztatu Marsowego dziła: A na ten pogłos iześ świeza Wdowa. Pozal się Boże/ skwapliwego słowa. Dam. Pozal się Boże/ i kto jeno Żywy Mojej niedoli/ i rady skwapliwy Snadź Wiedma smoczym określiwszy zębem/ Dom mój/ przez czary była Dziewosłębem. Snadź Tyzyfona
we wnątrz się śmieie. Łzy przymuszone ná Zgrzebney koszuli Niechcąc pádáią: ktore od Cybuli Są wyćiśnione. Ach sroga záłośći! Mieć pogotowiu Alkiermes dla mdłośći/ P. Och. Zwykłe Małzeńskiey pobożnośći dźiło. Zágrzebszy wźiemię/ z głowy nam vbyło; Iákosz/ y dobrze. Teráźnieyszy żywy Powrotu twego snadź czeka tęskliwy. Acz widzę gośći iedźie grzecznych śiła Pono z Wársztátu Mársowego dźiłá: A ná ten pogłos iześ świeza Wdowá. Pozal się Boże/ skwápliwego słowá. Dam. Pozal się Boże/ y kto ieno Zywy Moiey niedoli/ y rády skwápliwy Snadź Wiedmá smoczym określiwszy zębem/ Dom moy/ przez czáry byłá Dźiewosłębem. Snadź Tyzyphoná
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 187
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Leżajskiem sprzągnij Święte Krzyże. DO SWOICH KSIĄŻEK
Hola! Już dosyć, dosyć, moja księgo! A ty drwić jeszcze napierasz się tęgo. Porzuć obyczaj świegoty tak brzydki, Ma krótka księga, a pewne pożytki.
Naprzód ci powiem, a powiem ci szczerze: Mniejszy koszt, mniejsza i szkoda w papierze; Druga: tęskliwy pisarz z drukarczyki Nie tak kląć będą pomierne wierszyki; Potem, gdy przyjdziesz w ręce mądrych ludzi, Rzeką: Nie przednia-ć, ale nie zamudzi; I gość twe karty czytając przewieje Wprzód, niż mu wino w kieliszku sciepleje. Rozumiesz, żeś tym ucinkiem wygrała? I tak się będziesz wielom długą zdała! KSIĘGA
Leżajskiem sprzągnij Święte Krzyże. DO SWOICH KSIĄŻEK
Hola! Już dosyć, dosyć, moja księgo! A ty drwić jeszcze napierasz się tęgo. Porzuć obyczaj świegoty tak brzydki, Ma krótka księga, a pewne pożytki.
Naprzód ci powiem, a powiem ci szczerze: Mniejszy koszt, mniejsza i szkoda w papierze; Druga: tęskliwy pisarz z drukarczyki Nie tak kląć będą pomierne wierszyki; Potem, gdy przyjdziesz w ręce mądrych ludzi, Rzeką: Nie przednia-ć, ale nie zamudzi; I gość twe karty czytając przewieje Wprzód, niż mu wino w kieliszku sciepleje. Rozumiesz, żeś tym ucinkiem wygrała? I tak się będziesz wielom długą zdała! KSIĘGA
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 71
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
może i będzie próchniało, Pierwej niebo poroście trawą, a na ziemi Gwiazdy będą świeciły, pierwej zielonemi Morze drzewy obrośnie, a wysokie skały Będą ostrymi wierzchy niebiosów sięgały, Pierwej wilków kozłowie bić będą brodami, A psów będą doganiać jelenie rogami, Pierwej orła skowronek dotrzyma bujnego, A lwa zając udawi pierzchliwy srogiego, Pierwej tęskliwy komór jako żubr utyje, A drobna mrówka morze bezdenne wypije, Pierwej i żółw leniwy zbieży okrąg świata, Pierwej się nazad wrócą przepędzone lata, Niźli ty mnie z pamięci wyńdziesz, me kochanie, Albo cię serce moje szanować przestanie, Abo niż cię opuszczę, dziewczę urodziwe, Abo cię słowa moje omylą prawdziwe. O
może i będzie próchniało, Pierwej niebo poroście trawą, a na ziemi Gwiazdy będą świeciły, pierwej zielonemi Morze drzewy obrośnie, a wysokie skały Będą ostrymi wierzchy niebiosów sięgały, Pierwej wilków kozłowie bić będą brodami, A psów będą doganiać jelenie rogami, Pierwej orła skowronek dotrzyma bujnego, A lwa zając udawi pierzchliwy srogiego, Pierwej teskliwy komor jako żubr utyje, A drobna mrówka morze bezdenne wypije, Pierwej i żółw leniwy zbieży okrąg świata, Pierwej się nazad wrócą przepędzone lata, Niźli ty mnie z pamięci wyńdziesz, me kochanie, Albo cię serce moje szanować przestanie, Abo niż cię opuszczę, dziewczę urodziwe, Abo cię słowa moje omylą prawdziwe. O
Skrót tekstu: ZbierDrużBar_II
Strona: 599
Tytuł:
Wiersze zbieranej drużyny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
nie insze, tylko aby JejMość MMPanna przy należytej zacnemu urodzeniu i wychowaniu swemu obserwancyj felices tecum exigat annos. TEGÓZ Oddawanie JejMci Panny Teressy Potockiej Wojewodzanki Bracławskiej Imci Panu Janowi Gnińskiemu Wojewodzie Bracławskiemu w Wilanowie die 19. Junii 1685.
Czytając na samym miłego tego Tuskulanu wiezdzie Sphynx monet Alcidem fessis requiescere membris, rozumiałem, że tęskliwy w uprzykrzonych pracach żywot potrzebnym na krótki przynajmniej czas miałeś W. K. M. P. M. M. odżywić odpoczynkiem, aliści widzę że i tu vigiles suo cum Caesare curae, i tu należytego sfatygowanej głowie rypozu, lubobyś mógł mieć, niechcesz, bo go miłość ku Poddanym i chęć
nie insze, tylko áby IeyMość MMPanna przy należytey zacnemu urodzeniu y wychowániu swemu obserwancyi felices tecum exigat annos. TEGOZ Oddawanie IeyMci Panny Teressy Potockiey Woiewodzanki Bracławskiey Imci Panu Ianowi Gnińskiemu Woiewodzie Bracławskiemu w Wilanowie die 19. Iunii 1685.
Czytáiąc ná samym miłego tego Tuskulánu wiezdzie Sphynx monet Alcidem fessis requiescere membris, rozumiałem, że tęskliwy w uprzykrzonych pracach żywot potrzebnym ná krotki przynaymniey czas miałeś W. K. M. P. M. M. odżywić odpoczynkiem, áliści widzę że y tu vigiles suo cum Caesare curae, y tu należytego zfatygowaney głowie rypozu, lubobyś mogł mieć, niechcesz, bo go miłość ku Poddanym y chęć
Skrót tekstu: DanOstSwada
Strona: 39
Tytuł:
Swada polska i łacińska t. 1, vol. 2
Autor:
Jan Danejkowicz-Ostrowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1745
Data wydania (nie wcześniej niż):
1745
Data wydania (nie później niż):
1745
twoją kochaną! 72
Szalone piersi w miłości znikomej Palą się ogniem Kupidyna cnego, Dali się uwieść Wenerze łakomej Bez słuchu uszy, bez należytego Wzroku są oczy, które się wiadomej Chwytają klatki i sidła miłego. Ach! utrapiona omdlewa ojczyzna, Lekarstwo za nic, za zdrowie trucizna! 73
Już też odemnie usłyszał powieści Tęskliwy Piram — w drogę się gotuje. Wiem, że go wzbudził z łoża strach niewieści, Noc ciemną — i że spał długo — strofuje, Serce mu wroży i podaje wieści, Których się on być niewiadomym czuje. Idźże już w drogę! niech cię gryfy lotne I orły wiozą na plac górnolotne!
twoją kochaną! 72
Szalone piersi w miłości znikomej Palą się ogniem Kupidyna cnego, Dali się uwieść Wenerze łakomej Bez słuchu uszy, bez należytego Wzroku są oczy, które się wiadomej Chwytają klatki i sidła miłego. Ach! utrapiona omdlewa ojczyzna, Lekarstwo za nic, za zdrowie trucizna! 73
Już też odemnie usłyszał powieści Teskliwy Piram — w drogę się gotuje. Wiem, że go wzbudził z łoża strach niewieści, Noc ciemną — i że spał długo — strofuje, Serce mu wroży i podaje wieści, Ktorych się on być niewiadomym czuje. Idźże już w drogę! niech cię gryfy lotne I orły wiozą na plac gornolotne!
Skrót tekstu: LubSPir
Strona: 27
Tytuł:
Piram i Tyzbe
Autor:
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1660 a 1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1660
Data wydania (nie później niż):
1702
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Poznań
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Księgarnia św. Wojciecha
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1929
, Iż do podziwowania porywał każdego. Zaczem i ona snadno z tej niestateczności, Co przedtem słyszeliście o niej, do miłości Jego nachylała się, chcąc, by znowu miała, Komuby serca i swych tajemnic zwierzała.
LXXIII.
Prawda to, iż póki beł jej Mandrykard żywy, Płomień miłości gasić miała gdzie tęskliwy; Lecz teraz co ma czynić, gdy leży zabity I miecz wziął mu na wieki czerstwość jadowity? Starać się o takiego męża jej przychodzi, Co się kochać w niej będzie i co jej wygodzi. Tem czasem cyrulicy wszyscy powiadają, Iż Rugiera uzdrowić niezadługo mają. PIEŚŃ XXX.
LXXIV
Którego w swoje bierze Agramant namioty
, Iż do podziwowania porywał każdego. Zaczem i ona snadno z tej niestateczności, Co przedtem słyszeliście o niej, do miłości Jego nachylała się, chcąc, by znowu miała, Komuby serca i swych tajemnic zwierzała.
LXXIII.
Prawda to, iż póki beł jej Mandrykard żywy, Płomień miłości gasić miała gdzie teskliwy; Lecz teraz co ma czynić, gdy leży zabity I miecz wziął mu na wieki czerstwość jadowity? Starać się o takiego męża jej przychodzi, Co się kochać w niej będzie i co jej wygodzi. Tem czasem cyrulicy wszyscy powiadają, Iż Rugiera uzdrowić niezadługo mają. PIEŚŃ XXX.
LXXIV
Którego w swoje bierze Agramant namioty
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 421
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
miał świat, miały szczęście i te pomieszane Narody, Fortuna ledwie nie zawsze tąż się do nas wraca, którą była odeszła drogą. B. Ześ przypomniałFortunę, Powiem ci, co mi się znią czasu jednego przydało. T. Coli mój Dobrodzieju nie mały. B. Napadł mię humor ostry, tęskliwy, melancholiczny, iż nią mogący żadną miarą znieść konwersacji ludzkiej, sam jeden zamknąłem się w pokoju. T. Solitarius albo Aniołem, alb bestią (jako jeden powiedział) być musi. B. W tym ani wiem jako wszedszy pokaże mi się Fortuna z Kołem swym obrotnym w ręku, mówiąc, ufaj, wierzaj
miał świat, miáły szczęśćie y te pomięszáne Narody, Fortuná ledwie nie záwsze tąż się do nas wraca, ktorą byłá odeszłá drogą. B. Ześ przypomniałFortunę, Powiem ci, co mi się znią czásu iednego przydáło. T. Coli moy Dobrodźieiu nie máły. B. Nápadł mię humor ostry, tęskliwy, melánkoliczny, iż nię mogący żadną miárą znieść conversatiey ludzkiey, sam ieden zámknąłem się w pokoiu. T. Solitarius álbo Aniołem, álb bestyą (iáko ieden powiedźiał) być muśi. B. W tym áni wiem iáko wszedszy pokaże mi się Fortuná z Kołem swym obrotnym w ręku, mowiąc, vfay, wierzay
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 91
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
, sam do siebie mówiłem: „Ziemia wszytko pozrze, tak bogatych jako i ubogich, a im kto najbogatszy, tem najpotrzebniejszy.” Rzekł potem do mnie: — „Proszę cię! serce twoje niech mi przyjaźliwe będzie; wszak to wam derwiszom, którzy w osobności dobrze żyjecie, przysłusza: bo bardzom tęskliwy i bojaźliwy od jednego mnie srogiego nieprzyjaciela.”
Jam mu powiedział: — „Z poddanymi obchodź się łaskawie, tedy najsroższego nieprzyjaciela bać się nie będziesz.
„W wielkie niebezpieczeństwo często ten przychodzi, Który się z potężniejszym w nieprzyjaźni zwodzi. Gdy bliźniego w przygodzie nie ratujesz jego, Bój się, żebyś i
, sam do siebie mówiłem: „Ziemia wszytko pozrze, tak bogatych jako i ubogich, a im kto najbogatszy, tém najpotrzebniejszy.” Rzekł potém do mnie: — „Proszę cię! serce twoje niech mi przyjaźliwe będzie; wszak to wam derwiszom, którzy w osobności dobrze żyjecie, przysłusza: bo bardzom tęskliwy i bojaźliwy od jednego mnie srogiego nieprzyjaciela.”
Jam mu powiedział: — „Z poddanymi obchodź się łaskawie, tedy najsroższego nieprzyjaciela bać się nie będziesz.
„W wielkie niebezpieczeństwo często ten przychodzi, Który się z potężniejszym w nieprzyjaźni zwodzi. Gdy bliźniego w przygodzie nie ratujesz jego, Bój się, żebyś i
Skrót tekstu: SaadiOtwSGul
Strona: 31
Tytuł:
Giulistan to jest ogród różany
Autor:
Saadi
Tłumacz:
Samuel Otwinowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1610 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
I. Janicki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Świdzińscy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1879
Gotowemci przysięgi mej dotrzymać wcale. Mił mi pokoj w starości, lecz twoje za laty Krzywoprzysięstwo srogiej nie ujdzie zapłaty. 367. Willaneska II
. Wczora, kiedyś do wody bydło rano gnała Cosiś o bękarcie pieszczonym śpiewała A jam barć w gaju ciosał, głos twój przeraźliwy Jak mi rozległ w uszu, wypadnę tęskliwy, Spojrzę a ty w jezierze białe nóżki swoje Pleskoczesz, których oczy gdy dopadły moje, Stanąłem zadumiały, a gorące siły Nagle na mię z cielesnej żądze uderzyły. Ty mniemając, żeś sama, nie myśląc o zdradzie, W jakiej się Wenus kocha i w skarb ją swój kładzie, Uchyliwszy giezłeczka ponoś pchły
Gotowemci przysięgi mej dotrzymać wcale. Mił mi pokoj w starości, lecz twoje za laty Krzywoprzysięstwo srogiej nie ujdzie zapłaty. 367. Willaneska II
. Wczora, kiedyś do wody bydło rano gnała Cosiś o bękarcie pieszczonym śpiewała A jam barć w gaju ciosał, głos twoj przeraźliwy Jak mi rozległ w uszu, wypadnę teskliwy, Spojrzę a ty w jezierze białe nożki swoje Pleskoczesz, ktorych oczy gdy dopadły moje, Stanąłem zadumiały, a gorące siły Nagle na mię z cielesnej żądze uderzyły. Ty mniemając, żeś sama, nie myśląc o zdradzie, W jakiej się Wenus kocha i w skarb ją swoj kładzie, Uchyliwszy giezłeczka ponoś pchły
Skrót tekstu: SzlichWierszeWir_I
Strona: 173
Tytuł:
Wiersze rozmaite JE. Mci Pana Jerzego z Bukowca Szlichtinka
Autor:
Jerzy Szlichtyng
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910