Nie wie, co droga, co pobocz, co pęto. Ale jeśli go już na stajnią wzięto, Jedną się miarką musi kontentować, Grzywy nie jeżyć, ogon pod się chować. Już nie przebiera; to nieborak zobie, Co mu w zwyczajnym nagotują żłobie, Ani o gołym pomyśli obroku, Szczykając zjadki na wytartym tłoku. Na piądź wyskoczyć z pasternika wara, Bo i taż z sieczką nie dojdzie go miara. Cóż, gdy nań wsiądzie i ćwiczy go w kole, A w oba boki ostrogami kole: To ciska zadem, to ogonem wierci, A ów go co raz palcatem po sierci. Albo gdy przyjdzie do pierścienia
Nie wie, co droga, co pobocz, co pęto. Ale jeśli go już na stajnią wzięto, Jedną się miarką musi kontentować, Grzywy nie jeżyć, ogon pod się chować. Już nie przebiera; to nieborak zobie, Co mu w zwyczajnym nagotują żłobie, Ani o gołym pomyśli obroku, Szczykając zjadki na wytartym tłoku. Na piądź wyskoczyć z pasternika wara, Bo i taż z sieczką nie dojdzie go miara. Cóż, gdy nań wsiędzie i ćwiczy go w kole, A w oba boki ostrogami kole: To ciska zadem, to ogonem wierci, A ów go co raz palcatem po sierci. Albo gdy przyjdzie do pierścienia
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 351
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
i przywiózł do wojska naszego, do Swierznia, gdyż wojsko nasze od Opola ruszyło się Poleszem w województwo nowogródzkie. Byłem tedy w Swierzniu od aresztu uwolniony, a kapitan Dawo, odebrany od husarii, był oddany do kordygardy pod wartę pospolitą, pod którą będąc, i pieszo musiał iść przy armatach, i w tłoku różnych niewolników pełnym brudu i smrodu zostawać.
Z Swierznia mimo Mińsk przybyliśmy do Radoszkowic, gdzie pułkownik Krasiński, ulitowawszy się nad mizerią kapitana Dawo, wziął go do siebie. Złożyliśmy się na potrzeby jego i ja dałem mu cienką bieliznę moją. Stamtąd ruszyliśmy się do Iwieńca, gdzie z racji blisko nadchodzącej
i przywiózł do wojska naszego, do Swierznia, gdyż wojsko nasze od Opola ruszyło się Poleszem w województwo nowogródzkie. Byłem tedy w Swierzniu od aresztu uwolniony, a kapitan Dawo, odebrany od husarii, był oddany do kordygardy pod wartę pospolitą, pod którą będąc, i pieszo musiał iść przy armatach, i w tłoku różnych niewolników pełnym brudu i smrodu zostawać.
Z Swierznia mimo Mińsk przybyliśmy do Radoszkowic, gdzie pułkownik Krasiński, ulitowawszy się nad mizerią kapitana Dawo, wziął go do siebie. Złożyliśmy się na potrzeby jego i ja dałem mu cienką bieliznę moją. Stamtąd ruszyliśmy się do Iwieńca, gdzie z racji blisko nadchodzącej
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 97
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
Paszkowski, strażnikowicz polny lit., będąc naówczas za towarzysz z bratem moim pułkownikiem, poszedł z drugimi przodem na schody i zaczął ten tłum rozpychać, pięścią po głowach bić i zaraz rum uczynił, a strona przeciwna, będąc naówczas słabszą, nie porywała się.
Potem gdyśmy weszli do izby sądowej, był tam w tłoku ludzi Herubowicz, wiceekonom mohylewski, faworyt podskarbiego wielkiego lit. Fleminga, a gdy ja, przy tymże Herubowiczu stojąc, rzekłem, że ściska nas barzo ekonomia, on się coś odezwał. Obruszyli się na niego i pięściami go wypchali z pośrzodka siebie. Fleming podskarbi na boku także, na ławie daleko zapchany
Paszkowski, strażnikowicz polny lit., będąc naówczas za towarzysz z bratem moim pułkownikiem, poszedł z drugimi przodem na schody i zaczął ten tłum rozpychać, pięścią po głowach bić i zaraz rum uczynił, a strona przeciwna, będąc naówczas słabszą, nie porywała się.
Potem gdyśmy weszli do izby sądowej, był tam w tłoku ludzi Herubowicz, wiceekonom mohylewski, faworyt podskarbiego wielkiego lit. Fleminga, a gdy ja, przy tymże Herubowiczu stojąc, rzekłem, że ściska nas barzo ekonomia, on się coś odezwał. Obruszyli się na niego i pięściami go wypchali z pośrzodka siebie. Fleming podskarbi na boku także, na ławie daleko zapchany
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 511
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
słowo gdy przeszło od końca do końca, znowu się zaczynało i trwało ciągle i hucznie aż do samych wrót kościelnych.
W kościele powtórnie było śpiewane Te Deum przy biciu z armat i powinszowania od prywatnych, a najwięcej od dam, królowi oddawane, po których skończonych szedł król gankami z kościoła do Zamku prowadzącymi, w niezmiernym tłoku, trzymając obydwie ręce wyciągnione do całowania wszystkim, mimo których przechodził. Na Zamku, małą chwilę zabawiwszy między owym tłokiem, zamknął się w gabinecie swoim, ażeby radości, przed obliczem narodu w sobie tłumionej, mógł rozpuścić cugle i podzielić się nią z faworytami. O EGZYSTENCJI KRÓLA PO ELEKCJI 1764
Po wykrzyknieniu króla na polu
słowo gdy przeszło od końca do końca, znowu się zaczynało i trwało ciągle i hucznie aż do samych wrót kościelnych.
W kościele powtórnie było śpiewane Te Deum przy biciu z armat i powinszowania od prywatnych, a najwięcej od dam, królowi oddawane, po których skończonych szedł król gankami z kościoła do Zamku prowadzącymi, w niezmiernym tłoku, trzymając obydwie ręce wyciągnione do całowania wszystkim, mimo których przechodził. Na Zamku, małą chwilę zabawiwszy między owym tłokiem, zamknął się w gabinecie swoim, ażeby radości, przed obliczem narodu w sobie tłumionej, mógł rozpuścić cugle i podzielić się nią z faworytami. O EGZYSTENCJI KRÓLA PO ELEKCJI 1764
Po wykrzyknieniu króla na polu
Skrót tekstu: KitPam
Strona: 148
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jędrzej Kitowicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
Tekst uwspółcześniony:
tak