Ochrania-ć sukien, chowa białe stroje, Służąc u stołu, gdzie więc żółta jucha, Miasto serwety i miasto fartucha. Ale zaś ust twych jest zazdrosną strażą I całować ich ludzie się nie ważą, Bo kiedy kto chce, broda na zawadzie Stawa przed nimi jak sołdat w paradzie.
Taż piersiom stanie za tarcz, za puklerze, A z nami się w tym obchodzi nieszczerze, Bo piersi, których oczom naszym broni, Sama całuje, gdy się najmniej skłoni. Ale i z tobą ona kiedy zadrze, Bo gdy chcesz widzieć swe śliczne zanadrze, Przed tą zazdrosną, co wyszła jak stępka, Nie widzisz piersi, podobno i
Ochrania-ć sukien, chowa białe stroje, Służąc u stołu, gdzie więc żółta jucha, Miasto serwety i miasto fartucha. Ale zaś ust twych jest zazdrosną strażą I całować ich ludzie się nie ważą, Bo kiedy kto chce, broda na zawadzie Stawa przed nimi jak sołdat w paradzie.
Taż piersiom stanie za tarcz, za puklerze, A z nami się w tym obchodzi nieszczerze, Bo piersi, których oczom naszym broni, Sama całuje, gdy się najmniej skłoni. Ale i z tobą ona kiedy zadrze, Bo gdy chcesz widzieć swe śliczne zanadrze, Przed tą zazdrosną, co wyszła jak stępka, Nie widzisz piersi, podobno i
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 43
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
się nietrzeźwemu pijany sprzeciwił, Na ostre z Kazanowskim pozwał się Radziwił. Tamten marszałkiem, ten był podkomorzym w Litwie. Powziąwszy o jutrzejszej wiadomość gonitwie Żona Kazanowskiego: „Nie daj tego, Boże, Żeby na tak okrutne mąż mój szedł poroże; Przysięgłam nie opuszczać aż go do żywota: Niechże wprzód o moję tarcz nadweręzi grota.” I dokazała swego, bo gdy przyszło w pole, Kazanowski nie stanie, Radziwił nie kole. 400 (N). WOJNA, KTO JEJ NIE SKOSZTUJE, SŁODKA
Jeden młodzieniec stary, bogaty i zdrowy, Do lat trzydziestu kilku nie znał białejgłowy. Więc chcąc oddać, czego się zadłużył Wenerze,
się nietrzeźwemu pijany sprzeciwił, Na ostre z Kazanowskim pozwał się Radziwił. Tamten marszałkiem, ten był podkomorzym w Litwie. Powziąwszy o jutrzejszej wiadomość gonitwie Żona Kazanowskiego: „Nie daj tego, Boże, Żeby na tak okrutne mąż mój szedł poroże; Przysięgłam nie opuszczać aż go do żywota: Niechże wprzód o moję tarcz nadweręzi grota.” I dokazała swego, bo gdy przyszło w pole, Kazanowski nie stanie, Radziwił nie kole. 400 (N). WOJNA, KTO JEJ NIE SKOSZTUJE, SŁODKA
Jeden młodzieniec stary, bogaty i zdrowy, Do lat trzydziestu kilku nie znał białejgłowy. Więc chcąc oddać, czego się zadłużył Wenerze,
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 357
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, o co jeszcze mnie potyka blizna. Z tym wszystkiem ja go kocham, bo szumny mężczyzna!” 155. NE SUTOR ULTRA CREPIDAM
... 156. DO EDYCJI CENZORA
Żeby przeciwko wierze co było — nie tuszę — W tej książce. Przeciw prawdzie jest — sam przyznać muszę. Atoli podobno mi za mocną tarcz, stanie To: każdy człowiek kłamca — Dawidowe zdanie. Rzekł też i komentator, znać z łgarskiego cechu: Jakoby pięknie zełgać — za to nie masz grzechu. Co jeśli tak — kształtnie wszak nad pięknie przechodzi Coś jeszcze, przeto kształtnie łgać bardziej się godzi. Jednakże w wierszach mych na gęste sitko Prawdę puść
, o co jeszcze mnie potyka blizna. Z tym wszystkiem ja go kocham, bo szumny mężczyzna!” 155. NE SUTOR ULTRA CREPIDAM
... 156. DO EDYCYI CENZORA
Żeby przeciwko wierze co było — nie tuszę — W tej książce. Przeciw prawdzie jest — sam przyznać muszę. Atoli podobno mi za mocną tarcz, stanie To: każdy człowiek kłamca — Dawidowe zdanie. Rzekł też i kommentator, znać z łgarskiego cechu: Jakoby pięknie zełgać — za to nie masz grzechu. Co jeśli tak — kształtnie wszak nad pięknie przechodzi Coś jeszcze, przeto kształtnie łgać bardziej się godzi. Jednakże w wierszach mych na gęste sitko Prawdę puść
Skrót tekstu: KorczFrasz
Strona: 51
Tytuł:
Fraszki
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1699
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
swym dachem, Ziemi będąc ozdobą, a poganom strachem. Stąd na wszystkie Triony i świata granice, Królom wielkim Hekuba wysłała łożnice, I gdzie niebem Helice sauromackiem włada, I gdzie wpół oceanu Hesperus zapada, To jego urodzenie: zaraz w pierwszym progu Przy królewskim Bellona przytomna połogu: Rozmarynem kolebkę niewinną zroniła, A w tarcz tłukąc miedzianą, dziecinę tuliła. Ani piosnek pieszczonych mamki mu śpiewały: Ale między zarazem bębny kołysały Wychowanki Marsowe. Siercią i pancerzem, Nie bawełną, nie miękkiem powijając pierzem. Stąd one w nim zapały i krew chciwą sławy, Że mu tylko triumfy a hetmańskie klawy W myśli były. We śnieli? bębny w
swym dachem, Ziemi będąc ozdobą, a poganom strachem. Ztąd na wszystkie Tryony i świata granice, Królom wielkim Hekuba wysłała łożnice, I gdzie niebem Helice sauromackiem włada, I gdzie wpół oceanu Hesperus zapada, To jego urodzenie: zaraz w pierwszym progu Przy królewskim Bellona przytomna połogu: Rozmarynem kolebkę niewinną zroniła, A w tarcz tłukąc miedzianą, dziecinę tuliła. Ani piosnek pieszczonych mamki mu śpiewały: Ale między zarazem bębny kołysały Wychowanki Marsowe. Siercią i pancerzem, Nie bawełną, nie miękkiem powijając pierzem. Ztąd one w nim zapały i krew chciwą sławy, Że mu tylko tryumfy a hetmańskie klawy W myśli były. We śnieli? bębny w
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 40
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
więcej nic nie myśli, W której miał przedtem wszytkie utopione myśli: Choć też myśli i choć jej serca nie chce puścić, Błazenby beł, kiedyby i tę miał opuścić,
III.
Z którąby Ksenokrates podomno wstydliwy Nie bełby beł, niżli on, barziej wstrzemięźliwy. Rzucił od siebie Rugier drzewo i tarcz swoję I po częściach zdejmował z siebie ciężką zbroję, Kiedy piękna królewna, srodze się sromając, Na nagie członki oczy wstydliwe schylając, Pierścień drogi na palcu swojem obaczyła, Którego przez Brunella w Albrace pozbyła,
IV.
Ten pierścień, który ona przedtem z sobą miała, Gdy pierwszem do Francjej razem przyjechała Z bratem swem
więcej nic nie myśli, W której miał przedtem wszytkie utopione myśli: Choć też myśli i choć jej serca nie chce puścić, Błazenby beł, kiedyby i tę miał opuścić,
III.
Z którąby Ksenokrates podomno wstydliwy Nie bełby beł, niżli on, barziej wstrzemięźliwy. Rzucił od siebie Rugier drzewo i tarcz swoję I po częściach zdejmował z siebie ciężką zbroję, Kiedy piękna królewna, srodze się sromając, Na nagie członki oczy wstydliwe schylając, Pierścień drogi na palcu swojem obaczyła, Którego przez Brunella w Albrace pozbyła,
IV.
Ten pierścień, który ona przedtem z sobą miała, Gdy pierwszem do Francyej razem przyjechała Z bratem swem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 227
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nagrodę oddała Za to, że przezeń żywa dopiero została.
VIII.
„Zła - pry - niewdzięczna dziewko! Takąż to mam za tę Swą uczynność od ciebie otrzymać zapłatę, Że przez gwałt i tak zły chcesz otrzymać uczynek Pierścień, niż go odemnie wziąć za upominek? Nie rzkąc pierścień, weź i tarcz i konia lotnego, Jedno mi nie kryj lica swojego pięknego. Wiem to dobrze, że słyszysz każde moje słowo, A nie chcesz mi się ozwać, twarda białagłowo!”
IX.
To mówiąc, na bałuku chodząc i rękami Koło onego miejsca macał i nogami. O, jako często próżne powietrze obłapił, Mniemając,
nagrodę oddała Za to, że przezeń żywa dopiero została.
VIII.
„Zła - pry - niewdzięczna dziewko! Takąż to mam za tę Swą uczynność od ciebie otrzymać zapłatę, Że przez gwałt i tak zły chcesz otrzymać uczynek Pierścień, niż go odemnie wziąć za upominek? Nie rzkąc pierścień, weź i tarcz i konia lotnego, Jedno mi nie kryj lica swojego pięknego. Wiem to dobrze, że słyszysz każde moje słowo, A nie chcesz mi się ozwać, twarda białagłowo!”
IX.
To mówiąc, na bałuku chodząc i rękami Koło onego miejsca macał i nogami. O, jako często próżne powietrze obłapił, Mniemając,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 228
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
i oszukać; ale się żałośnie Nabarziej gryzł i trapił, że krom inszej straty Ladajako utracił pierścień tak bogaty, Nie tak dla onej mocy, którą był nadany, Jako, że mu od jego miłej beł posłany.
XV.
Zbyt żałosny z swej zguby tak wielkiej, we zbroję Ubrał się i włożywszy na ramię tarcz swoję, Oddalił się od morza i szedł po zielonej Łące prosto ku jednej dolinie przestronej, Gdzie przez pośrzodek lasu beł miedzy inszemi Gościniec naubitszy drogami mniejszemi. Niewiele uszedł, jako usłyszał grzmot srogi Tam, gdzie była nawiętsza gęstwa podle drogi.
XVI.
Podle drogi usłyszał grzmot i dźwięk straszliwy Z mieczów w się uderzonych
i oszukać; ale się żałośnie Nabarziej gryzł i trapił, że krom inszej straty Ladajako utracił pierścień tak bogaty, Nie tak dla onej mocy, którą był nadany, Jako, że mu od jego miłej beł posłany.
XV.
Zbyt żałosny z swej zguby tak wielkiej, we zbroję Ubrał się i włożywszy na ramię tarcz swoję, Oddalił się od morza i szedł po zielonej Łące prosto ku jednej dolinie przestronej, Gdzie przez pośrzodek lasu beł miedzy inszemi Gościniec naubitszy drogami mniejszemi. Niewiele uszedł, jako usłyszał grzmot srogi Tam, gdzie była nawiętsza gęstwa podle drogi.
XVI.
Podle drogi usłyszał grzmot i dźwięk straszliwy Z mieczów w się uderzonych
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 230
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
. - Wtem sznur rozwięzował U szyszaka i z głowy prędko go zdejmował, Zawiesił go na dębie i biegł na Hiszpana, W ręku się mu dobyta błyska Duryndana. Nie ulękł się go namniej Ferat zawołany; Miecza od boku dobeł i sam w się zebrany, W jednej ręce mając miecz ostry, piorunowy, Drugą, tarcz wystawując, strzegł odkrytej głowy.
XLVII.
Zaczem oba ćwiczone konie obracali I z tej i z owej strony na się nacierali, Gdzie były blachy spięte hartowanem nitem, Szukając gwałtem drogi mieczom jadowitem. Żadna para na świecie równiejsza nie była, Coby się z sobą niemal we wszytkiem zgodziła; Równego byli serca,
. - Wtem sznur rozwięzował U szyszaka i z głowy prętko go zdejmował, Zawiesił go na dębie i biegł na Hiszpana, W ręku się mu dobyta błyska Duryndana. Nie ulękł się go namniej Ferat zawołany; Miecza od boku dobeł i sam w się zebrany, W jednej ręce mając miecz ostry, piorunowy, Drugą, tarcz wystawując, strzegł odkrytej głowy.
XLVII.
Zaczem oba ćwiczone konie obracali I z tej i z owej strony na się nacierali, Gdzie były blachy spięte hartowanem nitem, Szukając gwałtem drogi mieczom jadowitem. Żadna para na świecie równiejsza nie była, Coby się z sobą niemal we wszytkiem zgodziła; Równego byli serca,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 260
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
przemorzony, Albo niedźwiedź z bliskich gór, głodem przymuszony, Porwie i w las unosi nazimca młodego, Kwiczącego i stado zwoływającego, Z takiem się w on czas zgraja pogańska zbiegała I „Bij! bij!” na Orlanda mężnego wołała.
LXXVIII.
Razem tysiąc strzał, mieczów, grotów zbroja miała, Tyle drugie także tarcz na sobie trzymała. Ci nań z prawej, ci z lewej strony nacierają, Ci go z przodku, a tamci z tyłu go sięgają; Ale on niestrwożony i broni tak wiele I obrócone na się wraz nieprzyjaciele Tak waży, jako owiec by najwiętsze stada Wilk, szukając głodnemu brzuchowi obiada.
LXXIX.
Trzymał w
przemorzony, Albo niedźwiedź z blizkich gór, głodem przymuszony, Porwie i w las unosi nazimca młodego, Kwiczącego i stado zwoływającego, Z takiem się w on czas zgraja pogańska zbiegała I „Bij! bij!” na Orlanda mężnego wołała.
LXXVIII.
Razem tysiąc strzał, mieczów, grotów zbroja miała, Tyle drugie także tarcz na sobie trzymała. Ci nań z prawej, ci z lewej strony nacierają, Ci go z przodku, a tamci z tyłu go sięgają; Ale on niestrwożony i broni tak wiele I obrócone na się wraz nieprzyjaciele Tak waży, jako owiec by najwiętsze stada Wilk, szukając głodnemu brzuchowi obiada.
LXXIX.
Trzymał w
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 268
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nie chce przejźrzeć krom starca jednego, Któremu wiek krwie ujął, nie serca śmiałego. Ten w niem widział, że lepiej beło iść ochotnie Na śmierć uczciwą, niżli uciekać sromotnie. Król to beł z Norycjej, który z wielkiem gniewem Biegł przeciw Orlandowi z wymierzonem drzewem.
LXXXIII.
Prawda to, że je dobrze o tarcz jego skruszył, Ale samego z siodła bynamniej nie ruszył; On, który w ręku trzymał miecz goły gotowy, Manilarda w mijaniu uderzył w róg głowy. Tak jego szczęście chciało i tak się trafiło, Że się tylcem żelazo grabi obróciło, Jako to często bywa; atoli tem razem Ogłuszony z siodła się pochyla zarazem.
nie chce przejźrzeć krom starca jednego, Któremu wiek krwie ujął, nie serca śmiałego. Ten w niem widział, że lepiej beło iść ochotnie Na śmierć uczciwą, niżli uciekać sromotnie. Król to beł z Norycyej, który z wielkiem gniewem Biegł przeciw Orlandowi z wymierzonem drzewem.
LXXXIII.
Prawda to, że je dobrze o tarcz jego skruszył, Ale samego z siodła bynamniej nie ruszył; On, który w ręku trzymał miecz goły gotowy, Manilarda w mijaniu uderzył w róg głowy. Tak jego szczęście chciało i tak się trafiło, Że się tylcem żelazo grabi obróciło, Jako to często bywa; atoli tem razem Ogłuszony z siodła się pochyla zarazem.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 269
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905