ty Nie skąpisz dla mnie choć droższej monety; A przy tym — chociaż nie cale znajoma, Ale życzliwa i bardzo łakoma Przyjść do lepszego z siostrzyczką poznania — Moja się Jaga twojej Zozie kłania. OGRÓD MIŁOŚCI
Nie zawsze strzały Kupido zawodzi, Czasem łuk złoży i bez broni chodzi I gospodarskiej pilnując pogody, Gracuje z trawy pafijskie ogrody. W ogrodzie jego zioła są nadzieje, Chwast — obietnice, które wiatr rozwieje, Męczeństwa, posty są suche gałęzi, Labirynt — pęta, w których swoje więzi,
Niewola — kwiatkiem, owocem jest szkoda, Fontaną — oczy i gorzkich łez woda, Wzdychania — letnim i miłym wietrzykiem, Nieszczerość — łapką
ty Nie skąpisz dla mnie choć droższej monety; A przy tym — chociaż nie cale znajoma, Ale życzliwa i bardzo łakoma Przyjść do lepszego z siostrzyczką poznania — Moja się Jaga twojej Zozie kłania. OGRÓD MIŁOŚCI
Nie zawsze strzały Kupido zawodzi, Czasem łuk złoży i bez broni chodzi I gospodarskiej pilnując pogody, Gracuje z trawy pafijskie ogrody. W ogrodzie jego zioła są nadzieje, Chwast — obietnice, które wiatr rozwieje, Męczeństwa, posty są suche gałęzi, Labirynt — pęta, w których swoje więzi,
Niewola — kwiatkiem, owocem jest szkoda, Fontaną — oczy i gorzkich łez woda, Wzdychania — letnim i miłym wietrzykiem, Nieszczerość — łapką
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 9
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
pozdychały zimie. A Włoch: „Cóż jada lecie gęś? czy tylko drzymie?” „Trawę” — rzecze gospodarz. Toż ów: „Trzeba rano Wstać, oszukać mnie; niechże zimie jedzą siano. Daremne to wymysły, próżne twoje kawy: I ja też wiem, że siano zawsze bywa z trawy.” 89. POLAK WE WŁOSZECH
Wyprawił ktoś dla włoszczyzny Syna do Rzymu z ojczyzny; Gdzie skoro przeżyje wrześnie, Ojcu da znać o tym wcześnie, Że przez lato trawę w Rzymie Jedząc, będzie siano zimie. Jeśli go schudzi sałata, Na sienie będzie u kata. Woli w Polsce lada schaby Niż tu ostrygi
pozdychały zimie. A Włoch: „Cóż jada lecie gęś? czy tylko drzymie?” „Trawę” — rzecze gospodarz. Toż ów: „Trzeba rano Wstać, oszukać mnie; niechże zimie jedzą siano. Daremne to wymysły, próżne twoje kawy: I ja też wiem, że siano zawsze bywa z trawy.” 89. POLAK WE WŁOSZECH
Wyprawił ktoś dla włoszczyzny Syna do Rzymu z ojczyzny; Gdzie skoro przeżyje wrześnie, Ojcu da znać o tym wcześnie, Że przez lato trawę w Rzymie Jedząc, będzie siano zimie. Jeśli go schudzi sałata, Na sienie będzie u kata. Woli w Polszczę leda schaby Niż tu ostrygi
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 240
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
i sobie nie dając posiłku Jeździ, ledwie znużone mogąc trzymać członki. A w tym z daleka dojźry dziadowskiej lepionki, Więc się nie rozmyślając prosto do niej uda. Zrazu się stropi dziadek na niezwykłe cuda, Lecz że do wsi trzy mile, a zapada słońce, Prosi, żeby dziś w jego nocował lepiance. Dawszy trawy koniowi, ogień na nalepie Nieci i świeże przedeń dwie położy rzepie, Garczek wody, wszytka cześć: marszczy zrazu czołem, Bankiet sobie wspomniawszy za królewskim stołem, Potem, jak weźmie łupić, długo nie dowierzał, Żeby rzepa: „Jak żyw-em smaczniej nie wieczerzał; Nic nie są kuropatwy, nic nie są jarząbki
i sobie nie dając posiłku Jeździ, ledwie znużone mogąc trzymać członki. A w tym z daleka dojźry dziadowskiej lepionki, Więc się nie rozmyślając prosto do niej uda. Zrazu się stropi dziadek na niezwykłe cuda, Lecz że do wsi trzy mile, a zapada słońce, Prosi, żeby dziś w jego nocował lepiance. Dawszy trawy koniowi, ogień na nalepie Nieci i świeże przedeń dwie położy rzepie, Garczek wody, wszytka cześć: marszczy zrazu czołem, Bankiet sobie wspomniawszy za królewskim stołem, Potem, jak weźmie łupić, długo nie dowierzał, Żeby rzepa: „Jak żyw-em smaczniej nie wieczerzał; Nic nie są kuropatwy, nic nie są jarząbki
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 423
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wszystkie te dni ledwie skórę chleba który z nas ukąsił; gdzie dla fale wielkiej ani morzem przebydź, a dla złej drogi wozem za trzy dni niemoże, ile za siedm mil od Pucka, gdzie ten okręt uwiązł, a dotego żeśmy sobie już i konie pomorzyli: gdyż sam na piaskach nic a nic trawy ani sian nieznajdzie. A iż się taka bieda uprzykrzyła, a ja też tak małą potęgą swą trudno się mam na dwoję rozedrzeć, kazałem zatrąbić uwiązawszy im chustkę swą, żeby się poddali: bo was będę ognistemi kulami palił! i choć ich niebyło, szańcem rzucił, ukazując, że bardzo wiele armaty
wszystkie te dni ledwie skórę chleba który z nas ukąsił; gdzie dla fale wielkiéj ani morzem przebydź, a dla złej drogi wozem za trzy dni niemoże, ile za siedm mil od Pucka, gdzie ten okręt uwiązł, a dotego żeśmy sobie już i konie pomorzyli: gdyż sam na piaskach nic a nic trawy ani sian nieznajdzie. A iż się taka bieda uprzykrzyła, a ja też tak małą potęgą swą trudno się mam na dwoję rozedrzeć, kazałem zatrąbić uwiązawszy im chustkę swą, żeby się poddali: bo was będę ognistemi kulami palił! i choć ich niebyło, szańcem rzucił, ukazując, że bardzo wiele armaty
Skrót tekstu: LancKoniec
Strona: 124
Tytuł:
Od Pana Lanckorońskiego do Pana Hetmana Polnego Koronnego.
Autor:
Lanckoroński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Gatunek:
relacje
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
dały pospólstwu okazją, i robienia z nich chleba, i sądzenia, iż niebo pracom ich solgując niby mannę z nieba zesłało.
Deszcz żab: Zaby rozmnożone lat niektórych, a dla suszy osłabione jedne w trawie kryją się, drugie szukając napoju na dachy nawet niższych chałup znajdują sposób dogramolania się. Gdy deszcz spadnie z trawy wyłażą, po polach, dachach otrzeźwione skaczą, i tak dają okazją sądzenia, iż z zdeszczem spadły: podczas padającego deszczu widziałem znaczny przeciąg ziemi okryty szczurami, które z przyległych spichrzów pragnienie ugasić szukały. Deszcz ryb.
Morze wylawszy , albo bałwany daleko za brzegi wyrzucając, gdy do koryta swego powraca, ryby
dały pospolstwu okazyą, y robienia z nich chleba, y sądzenia, iż niebo pracom ich solgując niby mannę z nieba zesłało.
Deszcz żab: Zaby rozmnożone lat niektorych, a dla suszy osłabione iedne w trawie kryią się, drugie szukaiąc napoiu na dachy nawet niższych chałup znayduią sposob dogramolania się. Gdy descz spadnie z trawy wyłażą, po polach, dachach otrzeźwione skaczą, y tak daią okazyą sądzenia, iż z zdeszczem spadły: podczas padaiącego desczu widziałem znaczny przeciąg ziemi okryty sczurami, ktore z przyległych spichrzow pragnienie ugasić szukały. Deszcz ryb.
Morze wylawszy , albo bałwany daleko za brzegi wyrzucaiąc, gdy do koryta swego powraca, ryby
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 254
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
. Gdziekolwiek stał/ F na Jo patrzał: a choć kędy Twarz odwrócił/ Jo miał przed oczyma wszędy. We dnie się jej pozwala paść/ lecz gdy ponika W głębią pod ziemię słońce/ mocno ją zamyka: Jeszcze i brzydki powróz wiąże koło szyje/ Gałęziami a przykrym zielskiem ona żyje/ Loże jej ziemia często trawy nie mająca/ A napój/ nieszczęśćliwej/ przedni/ rzeka lgniąca. Często pokorne ręce chce do Arga ściągać/ Lecz ręku nie masz/ nie masz czym i Arga siągać: Ciężkości swojej przed nim uskarżyć się chcciała/ Ali miasto rozmowy głośno zaryczała: Którym hukiem srodze się sama przestraszeła/ Srodze swym własnym głosem sama się
. Gdźiekolwiek stał/ F ná Io patrzał: á choć kędy Twarz odwroćił/ Io miał przed oczymá wszędy. We dnie się iey pozwala paść/ lecz gdy ponika W głębią pod źiemię słońce/ mocno ią zámyka: Ieszcze y brzydki powroz wiąże koło szyie/ Gáłęźiámi á przykrym źielskiem oná żyie/ Loże iey źiemiá często trawy nie máiąca/ A napoy/ nieszczęśćliwey/ przedni/ rzeká lgniąca. Często pokorne ręce chce do Argá śćiągáć/ Lecz ręku nie mász/ nie mász czym y Argá śiągáć: Cięszkośći swoiey przed nim vskarżyć się chcćiáłá/ Ali miásto rozmowy głośno záryczáłá: Ktorym hukiem srodze się sámá przestrászełá/ Srodze swym własnym głosem sámá się
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 37
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
której strony Nie upadło co/ albo ogniem nie zwątlało: Wszakże warowno wszystko bacząc być/ i cało; Ziemie/ i robot ludzkich/ przeyźrzeć się udaje. B A iż mu napilniejsze Arkadyjskie kraje/ Jako własne: źrzodkła im/ w głębiej się tające/ Wrócił/ i rzeki jeszcze płynąć nie śmiejące. Dał ziemie trawy/ drzewom w liście się odmienić Kazał/ i opalonym lasom się zielenić. A Ale Ociec wszechmocny. Jupiter. B A iż mu napilniejsze Arkadyjskie kraje/ jako własne. Arkadyą Poeta zowie własną Jowiszowi, dla tego, że się w niej Jupiter osobliwie kochał, bądź dla Maje gamratki, która mu tam na Cyllenie gorze
ktorey strony Nie vpadło co/ albo ogniem nie zwątlało: Wszákże wárowno wszystko bacząc bydź/ y cáło; Ziemie/ y robot ludzkich/ przeyźrzeć się vdáie. B A iż mu napilnieysze Arkádiyskie kráie/ Iáko własne: źrzodkła im/ w głębiey się táiące/ Wroćił/ y rzeki ieszcze płynąć nie śmieiące. Dał źiemie trawy/ drzewom w liśćie się odmienić Kazał/ y opalonym lásom się zielenić. A Ale Oćiec wszechmocny. Iupiter. B A iż mu napilnieysze Arkádiyskie kráie/ iáko własne. Arkádyą Poetá zowie własną Iowiszowi, dla tego, że się w niey Iupiter osobliwie kochał, bądź dla Máie gámratki, ktora mu tám ná Cyllenie gorze
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 74
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
musi lak od deski odpadać. Póki sa m nakoniec Słoneczny z-Antypodów dobywszy się Goniec, Jego do tąd ukrytych konsztów nie objawi, I od takich inkursyj wolniejszy dzień sprawi. W-iakim także nazajutrz, i codzień, obrocie Nasi będąc, przy mestwie i zwykłej swej cnocie Dużo się otrzymali. Prócz którzy dla trawy, Albo łowu skorego nieśmiertelnej Sławy, Nie ostróżnie z-Okopów kiedy tam wyciekli, Siła ich Tatarowie w-zasadzkach nasiekli. Wielką jednak zamiana (jeżliż porównane;) Głów Hultajskich defekty te powetowane. Chmielnicki nie ustawa tak. Szturmując bez końca. Część WTÓRA Jako jest przyjęty?
Zaczym widząc daleko od swego się celu
muśi lák od deski odpadać. Poki sa m nakoniec Słoneczny z-Antypodow dobywszy sie Goniec, Iego do tąd ukrytych konsztow nie obiáwi, I od takich inkursyy wolnieyszy dźień sprawi. W-iakim także nazaiutrz, i codźień, obroćie Naśi bedąc, przy mestwie i zwykłey swey cnoćie Dużo sie otrzymali. Procz ktorzy dla trawy, Albo łowu skorego nieśmiertelney Sławy, Nie ostrożnie z-Okopow kiedy tam wyćiekli, Siła ich Tátárowie w-zasadzkach nasiekli. Wielką iednak zamiana (ieżliż porownane;) Głow Hultayskich defekty te powetowáne. Chmielnicki nie ustawa tak. Szturmuiąc bez końca. CZESC WTORA Iako iest przyięty?
Záczym widząc daleko od swego sie celu
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 67
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
pragnącą chwały gardzisz cale, rzekę, iżeś zazdrosny Twojej własnej chwale. XI
Jako pragnie jeleń do źródła wód żywych, tak pragnie dusza moja do Ciebie, Boga mojego. W Psalmie 41
Chcesz wiedzieć, jaką pałam, me Światło, miłością i jak wielką ku Tobie gorę żarliwością? Nie dość by podobieństwa z zeschłej trawy było lub z fiołka, którego słońce uwędziło; mniej bym słusznie równała i owe upały, które się z dawna nazwać kanikułą zdały. Ach, jak palą libijski kraj słońca promienie, tak suższe nad ust moich ponoszę pragnienie! Suższe, niż z Ikaryjską gwiazdą Lew złączony albo niźli tulipan od słońca zwarzony. Chcesz,
pragnącą chwały gardzisz cale, rzekę, iżeś zazdrosny Twojej własnej chwale. XI
Jako pragnie jeleń do źródła wód żywych, tak pragnie dusza moja do Ciebie, Boga mojego. W Psalmie 41
Chcesz wiedzieć, jaką pałam, me Światło, miłością i jak wielką ku Tobie gorę żarliwością? Nie dość by podobieństwa z zeschłej trawy było lub z fijołka, którego słońce uwędziło; mniej bym słusznie równała i owe upały, które się z dawna nazwać kanikułą zdały. Ach, jak palą libijski kraj słońca promienie, tak suszsze nad ust moich ponoszę pragnienie! Suszsze, niż z Ikaryjską gwiazdą Lew złączony albo niźli tulipan od słońca zwarzony. Chcesz,
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 161
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
, Pańską tęskność rozmieć będziesz, Jeśli o stracenie brody Gra idzie i sam też nogi Po złych wschodziech nawiniecie, Aż skóry z kości zbędziecie. A jeśli wierzyć nie raczysz, Bodaj wsadzon, a obaczysz. 31. Baran.
Baran, choć bydlę głupie, wilka raz oszukał, Odszedł w stronę od owiec, smacznej trawy szukał, Wtym stado szło do domu, pasterz go nie zoczył, Tam onego barana jakoś wilk zaskoczył. Przyszedł strach na barana, uciec niemasz kędy, Bić się też z nim, nie zdoła: przegra baran wszędy. A wilk barzo zgłodzony, na obiedzie suszył, Jest baran na wieczerzą, dobrze sobie tuszył
, Pańską teskność rozmieć będziesz, Jeśli o stracenie brody Gra idzie i sam też nogi Po złych wschodziech nawiniecie, Aż skóry z kości zbędziecie. A jeśli wierzyć nie raczysz, Bodaj wsadzon, a obaczysz. 31. Baran.
Baran, choć bydlę głupie, wilka raz oszukał, Odszedł w stronę od owiec, smacznej trawy szukał, Wtym stado szło do domu, pasterz go nie zoczył, Tam onego barana jakoś wilk zaskoczył. Przyszedł strach na barana, uciec niemasz kędy, Bić się też z nim, nie zdoła: przegra baran wszędy. A wilk barzo zgłodzony, na obiedzie suszył, Jest baran na wieczerzą, dobrze sobie tuszył
Skrót tekstu: WychWieś
Strona: 25
Tytuł:
Kiermasz wieśniacki
Autor:
Jan z Wychylówki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
dialogi, fraszki i epigramaty, pieśni
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Teodor Wierzbowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
K. Kowalewski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1902