widzą, że go chwalą, Puścił się za znikomej ambicyjej falą. Ze wszech go stron swym szumem wiatr ogarnął z wodą. Nie widzi ślepy końca, kędy go zawiodą; Aż gdy marna przygoda jego szczęście zmąci, O lada hak, o lada drzewo go roztrąci, Aż z onej beczki — deski, potem drobne trzaski Zbierają, gdzieś na niskie wyrzucone piaski; Aż on ktoś, nad inszymi co stał na kształt wieży, Gdy insze jeszcze stoją, on złomany leży:
Nie mając należytej z korzonka wilgoci, Lada go niepogoda, lada wiatr wywróci. 273 (F). NA DZIURY W USZU
Patrząc, gdy matka uszy dziurawiła córce
widzą, że go chwalą, Puścił się za znikomej ambicyjej falą. Ze wszech go stron swym szumem wiatr ogarnął z wodą. Nie widzi ślepy końca, kędy go zawiodą; Aż gdy marna przygoda jego szczęście zmąci, O leda hak, o leda drzewo go roztrąci, Aż z onej beczki — deski, potem drobne trzaski Zbierają, gdzieś na niskie wyrzucone piaski; Aż on ktoś, nad inszymi co stał na kształt wieży, Gdy insze jeszcze stoją, on złomany leży:
Nie mając należytej z korzonka wilgoci, Leda go niepogoda, leda wiatr wywróci. 273 (F). NA DZIURY W USZU
Patrząc, gdy matka uszy dziurawiła córce
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 120
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
zaraza, Krowy które się cielą około Wielkiejnocy, są dobre na pożytek; bo cielęta odchowawszy, już pożytek przez całe lato przynoszą gospodarzowi. Którym że czarownice nabiał odbierają, na Z. Jur, alias na Z. Jerzego Ruskiego, na Zielone święta, w wilią Z. Jana Chrzciciela, to z wrot obornych trzaski wycinając, to w progu obory co zakopując, to na drodze kędy bydło chodzi; temu zapobież z psami wartując. 2do nad wrotami obornemi, i owszem po różnych miejscach w oborze kładź Palmy na Kwietnią Niedzielę święcone; grana albo gałki z Paschału, Agnus DEI. Przy drzwiach, lokuj skrycie EwangeliąS. Jana,albo
zaraza, Krowy ktore się cielą około Wielkieynocy, są dobre na pożytek; bo cielęta odchowawszy, iuż pożytek przez całe lato przynoszą gospodarzowi. Ktorym że czarownice nabiał odbieraią, na S. Iur, alias na S. Ierzego Ruskiego, na Zielone swięta, w wilią S. Iana Chrzciciela, to z wrot obornych trzaski wycinaiąc, to w progu obory co zakopuiąc, to na drodze kędy bydło chodzi; temu zapobież z psami wartuiąc. 2do nad wrotami obornemi, y owszem po rożnych mieyscach w oborze kładź Palmy na Kwietnią Niedzielę swięcone; grana albo gałki z Paschału, Agnus DEI. Przy drzwiach, lokuy skrycie EwangeliąS. Iana,albo
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 366
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
na puszczy żydowskie choroby, Figurując Chrystusa. Cherubiny potem Rzymianie z Jeruzalem z inszym wzięli złotem; I węża, choć lekarstwo ustało z chorobą, Gdy boskim czczą obrzędem Żydzi między sobą Z ujmą czci bożej, choć go już znali widomie, Choć go sam zrobić kazał, Ezechijasz łomie, I widzimy jego dziś w Neapolu trzaski: Choć wielką jego w sobie miał pamiątkę łaski, A przecie go Salamon, który arce sprawił, Do sławnego onego kościoła nie wstawił. Niech rzemieślnik maluje, niech obrazy ryje, Ale tak jako kościół każe, historyje. Z jednej osoby człeczej i rzezanej sztuki Mądry się nie pobudzi, prostaczek nauki Nie odniesie; i
na puszczy żydowskie choroby, Figurując Chrystusa. Cherubiny potem Rzymianie z Jeruzalem z inszym wzięli złotem; I węża, choć lekarstwo ustało z chorobą, Gdy boskim czczą obrzędem Żydzi między sobą Z ujmą czci bożej, choć go już znali widomie, Choć go sam zrobić kazał, Ezechijasz łomie, I widzimy jego dziś w Neapolu trzaski: Choć wielką jego w sobie miał pamiątkę łaski, A przecie go Salamon, który arce sprawił, Do sławnego onego kościoła nie wstawił. Niech rzemieślnik maluje, niech obrazy ryje, Ale tak jako kościół każe, historyje. Z jednej osoby człeczej i rzezanej sztuki Mądry się nie pobudzi, prostaczek nauki Nie odniesie; i
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 518
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
która mię przygodzie Potkać miała/ znalazłam wiszące na krzaku Strzały Kupidynowe/ i łuczek w sajdaku Opuszczony z cięciwy. Ale i samego Śpiąc na darnie. Więc tuszę/ z natchnienia Boskiego Niechcąc dziecka obudzić/ a mając prywatę/ I uraz swój do niego/ jego tę armatę Wszytkem mu pokruszyła. Jeszcze tam leżące Trzaski znajdziesz/ i miejsce uczynkiem słynące Tym na wieki. Z czego się niewymownie ciesząc/ Ani zatym gdzie mam kres drogi swojej śpiesząc Do przybytku Junony. Takżem tu zasnęła/ W tej rozkoszy i sama; póki w tym ocknęła Rozmarzona dziecina/ i znać ze z Matczynej Pierwej rady/ podzierzgła w te mnie mataczyny Skąd
ktora mię przygodzie Potkáć miáłá/ ználázłám wiszące ná krzaku Strzáły Kupidynowe/ y łuczek w sáydáku Opuszczony z ćięćiwy. Ale y sámego Spiąc ná darnie. Więc tuszę/ z nátchnienia Boskiego Niechcąc dziecká obudzić/ á máiąc prywatę/ Y vraz swoy do niego/ iego tę ármatę Wszytkem mu pokruszyłá. Ieszcze tám leżące Trzaski znaydziesz/ y mieysce vczynkiem słynące Tym ná wieki. Z czego się niewymownie ciesząc/ Ani zátym gdzie mam kres drogi swoiey śpiesząc Do przybytku Iunony. Tákżem tu zásnęłá/ W tey roskoszy y sámá; poki w tym ocknęłá Rozmarzona dzieciná/ y znáć ze z Mátczyney Pierwey rády/ podzierzgłá w te mie mátáczyny Zkąd
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 105
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
/ z Muszkatellą albo z miodem pitym używając. Dios. Ranom w głowie
Rany nagłowie leczy/
Kości potłuczone i połamane w głowie spają. Odszczepione wyciągają. Wzroku
Wzrok mdły a barzo osłabiały/ dla zbytnich zimnych wilgotności/ posila z korzenia proch z winem pijąc. Postrzałom.
Postrzały tak z rusznice jako i z łuków.
Trzaski/ Szkła/ Darnie/ i inne rzeczy w ciele tkwiące/ bez wszelakiego bólu wyciąga/ jako i mieczyk/ przydawszy do tego miedzianego wytrzysku/ abo piany miedzianej/ trzecią część/ a piątą prochu z korzonków Centurii/ to Centurii/ to miodem zaczyniwszy plastrować. Dios. Ociekłości.
Któregokolwiek członku ociekłość/ z ognistym przymiotem
/ z Muszkátellą álbo z miodem pitym vżywáiąc. Dios. Ránom w głowie
Rány nágłowie leczy/
Kości potłuczone y połamáne w głowie spaią. Odsczepione wyćiągáią. Wzroku
Wzrok mdły á bárzo osłábiáły/ dla zbytnich źimnych wilgotnośći/ posila z korzenia proch z winem piiąc. Postrzałom.
Postrzały ták z rusznice iáko y z łukow.
Trzaski/ Skłá/ Darnie/ y ine rzeczy w ćiele tkwiące/ bez wszelákiego bolu wyćiąga/ iáko y mieczyk/ przydawszy do tego miedźianego wytrzysku/ ábo piány miedźiáney/ trzećią część/ á piątą prochu z korzonkow Centuriey/ to Centuriey/ to miodem záczyniwszy plastrowáć. Dios. Oćiekłośći.
Ktoregokolwiek członku oćiekłość/ z ognistym przymiotem
Skrót tekstu: SyrZiel
Strona: 18
Tytuł:
Zielnik
Autor:
Szymon Syreński
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
botanika, zielarstwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1613
Data wydania (nie wcześniej niż):
1613
Data wydania (nie później niż):
1613
masz w opiece sady, Strzeżesz z południa Eurusowej mocy, Miękkich Zefirów na pomoc zapraszasz, Gdy je od siebie lekko w górę wznaszasz. Wysmukłe Cedry z ciebie wzrost nieskąpy, Wzięły, na gorze sławnego libanu, Z których Salomon dla Kościoła pompy, Ołtarz wystawił, ku Ofiarom Panu, Więcej nad złoto ważył z Cedrów trzaski, Czy kawał krzywy, oćrągły, czy płaski. Ty laury rodzisz, co z nich wieńce wiją, Na znak zwycięstwa po wygranej wojnie, Na nich pioruny Jowisza nie biją, Dąb w sztuki skruszon, Laur stoi spokojnie, Prędzej wiatr sosnę wyniosłą obali, Ten nisko siedząc swój pokoj ocali. Któż kordialne zrodził
masz w opiece sady, Strzeźesz z południa Eurusowey mocy, Miękkich Zefirow ná pomoc zápraszasz, Gdy ie od siebie lekko w gorę wznászasz. Wysmukłe Cedry z ciebie wzrost nieskąpy, Wzięły, ná gorze słáwnego libanu, Z ktorych Salomon dla Kościoła pompy, Ołtárz wystáwił, ku Ofiarom Pánu, Więcey nád złoto ważył z Cedrow trzáski, Czy káwał krzywy, oćrągły, czy płáski. Ty láury rodzisz, co z nich wieńce wiią, Ná znak zwycięstwa po wygráney woynie, Ná nich pioruny Iowisza nie biią, Dąb w sztuki skruszon, Laur stoi spokoynie, Prędzey wiatr sosnę wyniosłą obáli, Ten nisko siedząc swoy pokoy ocáli. Ktoż kordyalne zrodził
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 129
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
, w tak strasznej wziąć go mógł kurzawie. Dopieroż Turcy wałem ruszą z góry ku nam, Tusząc, że się Kozacy, tak gęstym piorunom Oprzeć nie mogąc, albo zginęli do nogi, Albo swoich taborów opuścili progi; Choć, jako się wspomniało, nie bez bożej łaski, Jeden tylko Wasili zabit w one trzaski. Nie rozsypką, jak pierwej, kolano z kolanem Inaczej się chcą pisać dzisia przed Osmanem, Który z najwyższych szczytów onej góry długiej. Będzie sam swych rycerzów karbował zasługi. WOJNA CHOCIMSKA
Zielona go chorągiew, choć z daleka, znaczy, Skąd każdego w tym polu swym okiem obaczy. Długo leżą Kozacy, jako więc
, w tak strasznej wziąć go mógł kurzawie. Dopieroż Turcy wałem ruszą z góry ku nam, Tusząc, że się Kozacy, tak gęstym piorunom Oprzeć nie mogąc, albo zginęli do nogi, Albo swoich taborów opuścili progi; Choć, jako się wspomniało, nie bez bożej łaski, Jeden tylko Wasili zabit w one trzaski. Nie rozsypką, jak pierwej, kolano z kolanem Inaczej się chcą pisać dzisia przed Osmanem, Który z najwyższych szczytów onej góry długiej. Będzie sam swych rycerzów karbował zasługi. WOJNA CHOCIMSKA
Zielona go chorągiew, choć z daleka, znaczy, Skąd każdego w tym polu swym okiem obaczy. Długo leżą Kozacy, jako więc
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 169
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
pogańskiego Marsa drzewo składa. Z drugiej strony Agramant z markiezem wypada, Dobry Sobryn z Brandmartem i groty stalone Zniżywszy, mierzą w piersi, tarczą zasłonione. Od najbystrzejszych brzegi poskoków zadrżały, Morze szum więtszy dało, góry się ozwały.
LXVII.
Sześć kopij, jakby z lodu urobione były, Do samych gałek w drobne trzaski się skruszyły. Głosy rozlegających huków usłyszała Francja, gdzie je Echo w lasy posyłała. Zwarł się Orland z Gradasem; oczy jem pałają Najwspanialszą kolerą, zębami zgrzytają I mogli sobie zrazu równi być dzielnością, By beł Bajard drugiego nie przeszedł dużością.
LXVIII.
Tak konia grabinego piersiami swojemi Trącił, iż się rozciągnął, upadszy
pogańskiego Marsa drzewo składa. Z drugiej strony Agramant z markiezem wypada, Dobry Sobryn z Brandmartem i groty stalone Zniżywszy, mierzą w piersi, tarczą zasłonione. Od najbystrzejszych brzegi poskoków zadrżały, Morze szum więtszy dało, góry się ozwały.
LXVII.
Sześć kopij, jakby z lodu urobione były, Do samych gałek w drobne trzaski się skruszyły. Głosy rozlegających huków usłyszała Francya, gdzie je Echo w lasy posyłała. Zwarł się Orland z Gradasem; oczy jem pałają Najwspanialszą kolerą, zębami zgrzytają I mogli sobie zrazu równi być dzielnością, By beł Bajard drugiego nie przeszedł dużością.
LXVIII.
Tak konia grabinego piersiami swojemi Trącił, iż się rozciągnął, upadszy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 244
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
co ją czterykroć Mulcyber ćwiczony Dla Hektora wypławił, grot zniosła stalony. Rugier także w kraj trafił puklerza twardego, Który wskróś przepędziwszy, kęs blachu przedniego Zdziurawił i szerokich piersi jednem razem Dosiągł srogiej kopiej hartownem żelazem.
CX.
Z tak gwałtownego razu doliny zadrżały I przyległejsze lasy okropny dźwięk dały. Kopia się w drobniuchne trzaski zdruzgotała I na kształt mniejszych ptasząt pod niebo leciała. Jak jem nogi podrąbił, wraz obadwa konie Na wymierzone padły z wielkiem grzmotem błonie. Lecz się bohaterowie sami poprawują, Ostrogami, munsztukiem z ziemie ich wzbudzają.
CXI.
Skoro ułomki srogich kopij zarzucili, Z dobytemi szablami do siebie skoczyli. Oczy szczerem płomieniem obiema pałają
co ją czterykroć Mulcyber ćwiczony Dla Hektora wypławił, grot zniosła stalony. Rugier także w kraj trafił puklerza twardego, Który wskróś przepędziwszy, kęs blachu przedniego Zdziurawił i szerokich piersi jednem razem Dosiągł srogiej kopiej hartownem żelazem.
CX.
Z tak gwałtownego razu doliny zadrżały I przyległejsze lasy okropny dźwięk dały. Kopia się w drobniuchne trzaski zdruzgotała I na kształt mniejszych ptasząt pod niebo leciała. Jak jem nogi podrąbił, wraz obadwa konie Na wymierzone padły z wielkiem grzmotem błonie. Lecz się bohaterowie sami poprawują, Ostrogami, munsztukiem z ziemie ich wzbudzają.
CXI.
Skoro ułomki srogich kopij zarzucili, Z dobytemi szablami do siebie skoczyli. Oczy szczerem płomieniem obiema pałają
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 392
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, siódmy z dawna boży. Że kościół do niedziele święta nam przyłoży, Czemuż go nie słuchamy, gdy albo do karczem Chodzący, kościół na nie zuchwale frymarczem, Albo ze psy jeździmy, jako to dziś, w pole? Nie masz dziwu, że nasze ganią nam swywole. Kiedy się Żyd w sobotę ważył trzaski zbierać, Musiał kamienowany okrutnie umierać. Bodaj na psie stanęło surowości bożej, Bodaj, czym kiedyś on lud izraelski trwoży, Dla przestępstwa i wzgardy swojego przymierza, Na ludzkie drapieżnego nie obrócił zwierza Od mięsa bydlęcego. Cóż mi po dowodach? Czy nie widzimy, kiedy w całych owczych trzodach, Chociaż stoją barani na
, siódmy z dawna boży. Że kościół do niedziele święta nam przyłoży, Czemuż go nie słuchamy, gdy albo do karczem Chodzący, kościół na nie zuchwale frymarczem, Albo ze psy jeździmy, jako to dziś, w pole? Nie masz dziwu, że nasze ganią nam swywole. Kiedy się Żyd w sobotę ważył trzaski zbierać, Musiał kamienowany okrutnie umierać. Bodaj na psie stanęło surowości bożej, Bodaj, czym kiedyś on lud izraelski trwoży, Dla przestępstwa i wzgardy swojego przymierza, Na ludzkie drapieżnego nie obrócił zwierza Od mięsa bydlęcego. Cóż mi po dowodach? Czy nie widzimy, kiedy w całych owczych trzodach, Chociaż stoją barani na
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 230
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987