A cóż za sen wtenczas miałeś? bardziej wierzę, że nie spałeś! Boć pewnie serce nie dało - śmierć ci bratnią powiedało. Pewnie, iżeś tam chciał bieżeć, ale, że sam musisz leżeć, Bo cię siły odbieżały i ruszyć z miejsca nie dały, Ciężki żal bratni.
Choć się trzeźwi, jako może, aza mu jeszcze pomoże! Co prędzej bieży do niego - leć już zastał nieżywego. Znagła ujźrawszy, - przelęknie i prawie na nim przyklęknie. Więc go tylko łzami zleje, bo sam ustawicznie mdleje.
Któżby był serca takiego, co się napatrzywszy tego, Nie wzruszył do łez wylania,
A cóż za sen wtenczas miałeś? bardziej wierzę, że nie spałeś! Boć pewnie serce nie dało - śmierć ci bratnią powiedało. Pewnie, iżeś tam chciał bieżeć, ale, że sam musisz leżeć, Bo cię siły odbieżały i ruszyć z miejsca nie dały, Ciężki żal bratni.
Choć się trzeźwi, jako może, aza mu jeszcze pomoże! Co prędzej bieży do niego - leć już zastał nieżywego. Znagła ujźrawszy, - przelęknie i prawie na nim przyklęknie. Więc go tylko łzami zleje, bo sam ustawicznie mdleje.
Któżby był serca takiego, co się napatrzywszy tego, Nie wzruszył do łez wylania,
Skrót tekstu: StanTrans
Strona: 196
Tytuł:
Transakcja albo opisanie całego życia jednej sieroty
Autor:
Anna Stanisławska
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ida Kotowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1935
, wywróć ją na nice - Kiedyć się mózg zagrzeje, przydzieć fantazyja, Każdyć po trzeźwiu błazen, także jako i ja. W ten czas nie żałuj gęby, a zostań bełkotem, Bo możesz grosz oberwać, a pięścią w łeb potem. Więc w ten czas chcą błaznować, gdy sami pijani, Jam trzeźwi, jeszczem nie jadł, któż tego nie zgani? Równo jedno zasiądźmy, mościwi panowie, Będzie wszytko, co chcecie, gwoli waszej głowie. Wiem, że trzeba zabawić was jak małe dzieci, Niech też wżdy aby czwarta mnie od was doleci. Jeśli nie, to przynajmniej kontentujcie groszem, Najdziem, co będziemy
, wywroć ją na nice - Kiedyć sie mozg zagrzeje, przydzieć fantazyja, Każdyć po trzeźwiu błazen, także jako i ja. W ten czas nie żałuj gęby, a zostań bełkotem, Bo możesz grosz oberwać, a pięścią w łeb potém. Więc w ten czas chcą błaznować, gdy sami pijani, Jam trzeźwi, jeszczem nie jadł, ktoż tego nie zgani? Rowno jedno zasiądźmy, mościwi panowie, Będzie wszytko, co chcecie, gwoli waszej głowie. Wiem, że trzeba zabawić was jak małe dzieci, Niech też wżdy aby czwarta mnie od was doleci. Jeśli nie, to przynajmniej kontentujcie groszem, Najdziem, co będziemy
Skrót tekstu: DzwonStatColumb
Strona: 9
Tytuł:
Statut Jana Dzwonowskiego, to jest Artykuły prawne jako sądzić łotry i kuglarze jawne
Autor:
Jan Dzwonowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1611
Data wydania (nie wcześniej niż):
1611
Data wydania (nie później niż):
1611
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wacław Walecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Collegium Columbinum
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1998
szyszak, pięciorakiem umocniony blachem, Nie strzymała krucha broń, w proch się rozsypuje I bezbronną Afrowi rękę zostawuje.
CXVII.
Poskoczywszy Rodomont, bliżej przystępuje Do Rugiera, co z razów ciężkich się nie czuje; Bo tak zmysły i ostry wzrok mu zaślepiły, Iż przyrodzonej już nic nie zdał się mieć siły. Lecz go trzeźwi Sarracen, idzie z niem w cieśniejszą, Za szyję łapa prawą swą ręką silniejszą; Tem kształtem i sztukami, z mocą złączonemi, Wyrzuca go precz z siodła, zostawia na ziemi.
CXVIII.
Zaledwie piasku dopadł Rugier doświadczony, Przyszedł do siebie, gniewem, wstydem zapalony; Postrzegł, iż najkochańsza Bradamanta jego Mdleje,
szyszak, pięciorakiem umocniony blachem, Nie strzymała krucha broń, w proch się rozsypuje I bezbronną Afrowi rękę zostawuje.
CXVII.
Poskoczywszy Rodomont, bliżej przystępuje Do Rugiera, co z razów ciężkich się nie czuje; Bo tak zmysły i ostry wzrok mu zaślepiły, Iż przyrodzonej już nic nie zdał się mieć siły. Lecz go trzeźwi Sarracen, idzie z niem w cieśniejszą, Za szyję łapa prawą swą ręką silniejszą; Tem kształtem i sztukami, z mocą złączonemi, Wyrzuca go precz z siodła, zostawia na ziemi.
CXVIII.
Zaledwie piasku dopadł Rugier doświadczony, Przyszedł do siebie, gniewem, wstydem zapalony; Postrzegł, iż najkochańsza Bradamanta jego Mdleje,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 393
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
i życzliwości i uczciwości wielkie miedzy nimi rodzi. Co z wiela przykładów łatwiebymi przyszło pokazać/ bo to przyrodzone prawo jest/ Dobremu dobrego miłować. Jeszcze ktemu/ takiego nam trzeba przyjaciela sobie szukać/ któryby jednaki żywot z nami wiódł/ nie różne obyczaje: od naszych miał/ nie różne przyrodzenie. Bo tak żołnierzowi trzeźwi/ Pijanemu hardy/ Cichemu zuchwały/ nie będzie nigdy prawdziwym przyjacielem. Ostatnia a barzo potrzeba do zachowania przyjaźni ta rzecz będzie: abyśmy temu z którego chcemy mieć prawdziwego przyjaciela/ byli też sami prawdziwym przyjacielem/ miłując go jako sami siebie. Nie dla jakiego sobie pożytku/ ale żeśmy są sami sobie barzo mili
y życzliwośći y vczćiwośći wielkie miedzy nimi rodźi. Co z wiela przykłádow łátwiebymi przyszło pokázáć/ bo to przyrodzone práwo iest/ Dobremu dobrego miłowáć. Ieszcze ktemu/ tákiego nam trzebá przyiaćielá sobie szukáć/ ktoryby iednáki żywot z námi wiodł/ nie rozne obyczáie: od nászych miał/ nie rozne przyrodzenie. Bo ták żołnierzowi trzeźwi/ Piiánemu hárdy/ Cichemu zuchwáły/ nie będźie nigdy prawdźiwym przyiaćielem. Ostátnia á bárzo potrzeba do záchowánia przyiáźni tá rzecz będźie: abysmy temu z ktorego chcemy mieć prawdźiwego przyiaćiela/ byli też sámi prawdźiwym przyiaćielem/ miłuiąc go iáko sámi śiebie. Nie dla iákiego sobie pożytku/ ále żesmy są sámi sobie bárzo mili
Skrót tekstu: StarPopr
Strona: 36
Tytuł:
Poprawa niektórych obyczajów polskich potocznych
Autor:
Szymon Starowolski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1625
Data wydania (nie później niż):
1625