Item za miasteczkiem w Żywinie; oprócz tych, syn mój Ignacy na pierwszych śniegach ubił dwóch. A tak, tej zimy ubito 11, więcej ich byłoby, gdyby nie Moskwa przechodząca, która pokrytych po lasach szukając wołów pod podwody. hukiem swoim powyganiała.
Do Wilna jeździłem dla wielu interesów moich, tam tylko tydzień zabawiwszy się, wróciłem się do Bakszt nazad 28 Aprilis i zaraz 4-ta Maii dekokt pić zacząłem, daj Boże na zdrowie. Dla wielu zatrudnienia towarów naszych w Królewcu, jeździliśmy z żoną do Królewca. Wyjechaliśmy tam 10 Julii, staneliśmy 21^go^, gdzie wszystko pomiarkowawszy i trudności ułatwiwszy, nazad do domu wyjechali
Item za miasteczkiem w Żywinie; oprócz tych, syn mój Ignacy na pierwszych śniegach ubił dwóch. A tak, téj zimy ubito 11, więcéj ich byłoby, gdyby nie Moskwa przechodząca, która pokrytych po lasach szukając wołów pod podwody. hukiem swoim powyganiała.
Do Wilna jeździłem dla wielu interesów moich, tam tylko tydzień zabawiwszy się, wróciłem się do Bakszt nazad 28 Aprilis i zaraz 4-ta Maii dekokt pić zacząłem, daj Boże na zdrowie. Dla wielu zatrudnienia towarów naszych w Królewcu, jeździliśmy z żoną do Królewca. Wyjechaliśmy tam 10 Julii, staneliśmy 21^go^, gdzie wszystko pomiarkowawszy i trudności ułatwiwszy, nazad do domu wyjechali
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 160
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
mieć trzynaście.
Inszych rotmistrzów niepamięta: których kornetów jest blisko siedmidziesiąt; z Bałdysem i z temi, którzy mają przyjść ze Szwecji, obiecuje sobie pewnie dziesięć tysięcy mieć Gustaw kawalerii. W polu teraz w obozie ich jest na sześć tysięcy.
Drugi więzień Peter Nilson,
Profosem byt pod kompanią rajtarską Peter Monsana Szweda: tydzień dopiero jako przyszli ze Szwecji cztery kornety, pod każdym sto dwadzieścia koni; z niemi przyszło dwa regimenty piechoty: oberszter jeden Joan Chenderson, drugiego niewie jak zowią; ale jeszcze byli z okrętów niewysiedli.
Drudzy wieźniowie toż powiadają co pierwszy. OD PANA HETMANA DO KsIĘDZA KANCLERZA
, w obozie pod Gniewem, dnia
mieć trzynaście.
Inszych rotmistrzów niepamięta: których kornetów jest blisko siedmidziesiąt; z Bałdysem i z temi, którzy mają przyjść ze Szweciej, obiecuje sobie pewnie dziesięć tysięcy mieć Gustaw kawaleriéj. W polu teraz w obozie ich jest na sześć tysięcy.
Drugi więzień Peter Nilson,
Profosem byt pod kompanią rajtarską Peter Monsana Szweda: tydzień dopiéro jako przyszli ze Szweciej cztery kornety, pod każdym sto dwadzieścia koni; z niemi przyszło dwa regimenty piechoty: oberszter jeden Joan Chenderson, drugiego niewie jak zowią; ale jescze byli z okrętów niewysiedli.
Drudzy wieźniowie toż powiadają co pierwszy. OD PANA HETMANA DO XIĘDZA KANCLERZA
, w obozie pod Gniewem, dnia
Skrót tekstu: KoniecSListy
Strona: 101
Tytuł:
Listy Stanisława Koniecpolskiego Hetmana
Autor:
Stanisław Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1672
Data wydania (nie wcześniej niż):
1672
Data wydania (nie później niż):
1672
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
męki, Bylem tylko zginęła, będziesz miała dzięki”. Tak z płaczem utrapiona dziewka narzekała, Gdy nagle pustelnika z daleka ujźrzała.
XLV.
Od patrzącego z ostrej skały pustelnika Widziana była dobrze w on czas Angelika, Gdy wypłynąwszy z wody, z konia utrapiona Zsiadała na on wysep, srodze wylękniona; Dokąd on tydzień przedtem przyjechał na czarcie, Przymuszonem od klątwy, czytanej na karcie. Szedł do niej z nabożeństwem wielkiem, lecz zmyślonem, Jakoby Pawłem, jako był Hilarionem.
XLVI.
Skoro go utrapiona dziewka obaczyła, Do siebie, nie znając go, trochę przychodziła I mdłe serce z nienagła strachy opuszczały, Choć jeszcze zwykłej barwy
męki, Bylem tylko zginęła, będziesz miała dzięki”. Tak z płaczem utrapiona dziewka narzekała, Gdy nagle pustelnika z daleka ujźrzała.
XLV.
Od patrzącego z ostrej skały pustelnika Widziana była dobrze w on czas Angelika, Gdy wypłynąwszy z wody, z konia utrapiona Zsiadała na on wysep, srodze wylękniona; Dokąd on tydzień przedtem przyjechał na czarcie, Przymuszonem od klątwy, czytanej na karcie. Szedł do niej z nabożeństwem wielkiem, lecz zmyślonem, Jakoby Pawłem, jako był Hilaryonem.
XLVI.
Skoro go utrapiona dziewka obaczyła, Do siebie, nie znając go, trochę przychodziła I mdłe serce z nienagła strachy opuszczały, Choć jeszcze zwykłej barwy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 158
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
trzema cyrkułami, jednym białym, dwóma zaś kolorów tęczy.
1667 6 Kwietnia o 7 z rana trzęsienie ziemi obaliło Raguzę, skołatało Wenecją, i wiele innych miast w Dalmacyj, i Albanij, cholebanie się zmierzało od wschodu ku zachodowi: morze cztery razy od brzegów odstąpiło, zrzodła wszystkie jednegoż momentu wyschły. Trwało trzęsienie tydzień cały, Jęcz codzień słabiejąc. 16 Kwietnia o 18 godzinie i 22 minutach Włoskich w Bononij. 17 Kwietnia o w pół do szóstej z rana trzy trzęsienia we Slorencyj po pogodzie, zdawały się zmierzać od wschodu porównania dnia z nocą, ku pułnocy: w Listopadzie gwałtowne tak na ziemi, jako i na morzu w
trzema cyrkułami, iednym białym, dwóma zaś kolorow tęczy.
1667 6 Kwietnia o 7 z rana trzęsienie ziemi obaliło Raguzę, skołatało Wenecyą, y wiele innych miast w Dalmacyi, y Albaniy, cholebanie się zmierzało od wschodu ku zachodowi: morze cztery razy od brzegow odstąpiło, zrzodła wszystkie iednegoż momentu wyschły. Trwało trzęsienie tydzień cały, Iecz codzień słabieiąc. 16 Kwietnia o 18 godzinie y 22 minutach Włoskich w Bononiy. 17 Kwietnia o w puł do szóstey z rana trzy trzęsienia we Slorencyi po pogodzie, zdawały się zmierzać od wschodu porownania dnia z nocą, ku pułnocy: w Listopadzie gwałtowne tak na ziemi, iako y na morzu w
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 121
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
na dni i sesyje rad różne chiekta i być to inaczej naturalnie nie może: skończywszy o jednym, rada zaczyna się o drugim.
U nas każdemu każdego momentu co chcieć proponować i do upadłej utrzymywać jest wolno, każdemu przerwać i zatamować, które mu sią nie podobają, rady.
Trzy, cztery, pięć, szósty tydzień sejmu mija, skonkludowanego nic nie masz; nie masz się z czym przed Majestatem pokazać, prócz zgody na prawo pierwsze o pospolitym ruszeniu. Jeżeli jest co więcej, nigdy tak nic ułożonego, nigdy tak powszechną nieutwierdzonego zgodą, żeby kontradycentów nie było, którzy jeżeli podczas pisania jakiego ich zdaniu lub interesowi przeciwnego projektu dysymulować musieli
na dni i sessyje rad różne chiekta i być to inaczej naturalnie nie może: skończywszy o jednym, rada zaczyna się o drugim.
U nas każdemu każdego momentu co chcieć proponować i do upadłej utrzymywać jest wolno, każdemu przerwać i zatamować, które mu sią nie podobają, rady.
Trzy, cztery, pięć, szósty tydzień sejmu mija, skonkludowanego nic nie masz; nie masz się z czym przed Majestatem pokazać, prócz zgody na prawo pierwsze o pospolitym ruszeniu. Jeżeli jest co więcej, nigdy tak nic ułożonego, nigdy tak powszechną nieutwierdzonego zgodą, żeby kontradycentów nie było, którzy jeżeli podczas pisania jakiego ich zdaniu lub interessowi przeciwnego projektu dyssymulować musieli
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 226
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
jedynej kompasji, jak jałmużnę w nieszczęściu będącemu, czerw, zł tysiąc pięćset, którą ja jałmużnę, będąc w takich kłopotach i azardach, gdybym odrzucił, byłbym szalony. Nie chciałem sobie zgryzoty do zgryzoty przydawać i tak, nic nie mówiąc o to bratu memu pułkownikowi, zdysymulowałem.
Już ósmy tydzień ciągnął się tej nieskutecznej naszej kombinacji. Na resztę książę kanclerz powiedział, że bez przytomności Fleminga, podskarbiego wielkiego lit., marszałka trybunalskiego, nie może kończyć tej kombinacji i prędki przyjazd tegoż Fleminga do Warszawy obiecował. Już też następowało Boże Narodzenie. Gdy zatem spodziewaliśmy się Fleminga, zaczęło się jak na nowo staranie
jedynej kompasji, jak jałmużnę w nieszczęściu będącemu, czerw, zł tysiąc pięćset, którą ja jałmużnę, będąc w takich kłopotach i azardach, gdybym odrzucił, byłbym szalony. Nie chciałem sobie zgryzoty do zgryzoty przydawać i tak, nic nie mówiąc o to bratu memu pułkownikowi, zdysymulowałem.
Już ósmy tydzień ciągnął się tej nieskutecznej naszej kombinacji. Na resztę książę kanclerz powiedział, że bez przytomności Fleminga, podskarbiego wielkiego lit., marszałka trybunalskiego, nie może kończyć tej kombinacji i prędki przyjazd tegoż Fleminga do Warszawy obiecował. Już też następowało Boże Narodzenie. Gdy zatem spodziewaliśmy się Fleminga, zaczęło się jak na nowo staranie
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 741
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
. Suchych zaś taka jest konserwacja. Rozściel świeże na czym ku południowi, gdy odmiękczeją, wkładaj w kosz przekładając liściem, i dobrze zapakuj. Albo pod dachem na roście na pół stopy od ziemi rozpostrzyj, O Ekonomice, mianowicie o Drzewach.
wolnego pod nie żaru posyp, aby się tak obracając, rozgrzały. Czasem tydzień na słońcu trzymane bywają, w kosze potym wkładane, z sitowia morskiego plecione. Figowy owoc nad inne tuczy, tylko że krew grubą czyni. Suche są ciepłe i zagrzewają ciało, pragnienie czynią, tuczą, ale mnożą cholerę. Chorym ludziom nie są zdrowe, bo w żołądku nie mogą być strawione, tam gniją,
. Suchych zaś taka iest konserwacya. Rozsciel swieże na czym ku południowi, gdy odmiękczeią, wkładay w kosz przekładaiąc liściem, y dobrze zapakuy. Albo pod dachem na roscie na poł stopy od ziemi rozpostrzyi, O Ekonomice, mianowicie o Drzewach.
wolnego pod nie żaru posyp, aby się tak obracaiąc, rozgrzały. Czasem tydzień na słońcu trzymane bywaią, w kosze potym wkładane, z sitowia morskiego plecione. Figowy owoc nad inne tuczy, tylko że krew grubą czyni. Suche są ciepłe y zagrzewaią ciało, pragnienie czynią, tuczą, ale mnożą cholerę. Chorym ludziom nie są zdrowe, bo w żołądku nie mogą bydź strawione, tam gniią,
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 390
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
. M. Pana Stanhope/ które tam czynieł: ale jednak ma to być resolucją nie zewszytkim doskonałą. z Berlina/ 13. Augusti.
Ze Królowa I. M. w Pokojach swoich częste odbiera Wizyty/ którą Król I. M. wtych dniach nader kosztownemi i bogatemi udarował upominkami. Prawie cały ten Tydzień było tu tak wielkie Górąco/ że od dawnych barzo czasów temu podobnego jeszcze tu nie obserwowano; Powiedają też/ że 24000. Ludu Cesarskiego mają do Śląska być ordynowani/ i stać Obozem przy Grijnberku/ ku któremu końcowi jeszcze tego niewiedzą. z Wilna/ 24. Iulii.
Ze Sejm w Grodnie/ na dzień
. M. Páná Stánhope/ ktore tam czyńieł: ale iednák ma to być resolutią nie zewszytkim doskonáłą. z Berliná/ 13. Augusti.
Ze Krolowa I. M. w Pokoiách swoich ćzęste odbiera Wizyty/ ktorą Krol I. M. wtych dńiach náder kosztownemi y bogátemi udárował upominkámi. Práwie cały ten Tydzień było tu ták wielkie Gorąco/ że od dawnych bárzo czásow temu podobnego ieszcze tu nie obserwowano; Powiedáią tesz/ że 24000. Ludu Cesárskiego maią do Sląská być ordinowáni/ y stać Obozem przy Griinberku/ ku ktoremu końcowi ieszcze tego niewiedzą. z Wilna/ 24. Iulii.
Ze Seym w Grodńie/ ná dzień
Skrót tekstu: PoczKról
Strona: 24
Tytuł:
Poczta Królewiecka
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Królewiec
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
wiadomości prasowe i druki ulotne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1718
Data wydania (nie wcześniej niż):
1718
Data wydania (nie później niż):
1718
i niemasz na to sposobu inszego/ tylko ustanowienie porżądku/ podług którego Marszałek miałby czynić propozycje swoje. Októrym żeś W. M. tak kazał i chciał/ mało myśląc/ powiem co rozumiem. W przód jednak (że sollenitares insze pomine które nie mają nagany) o sentencjach Senatorskich/ więcej czasem niż tydzień trwających/ to rzekę/ i każdy podobno baczny zemną/ że inszego nie mają pożytku/ tylko zgubę czasu/ tylko ciężką, pro iudicio et doctrina gotujących się na nie pracą, tylko wymowy ostentacją i za nie/ abo próżną pochwalę/ abo też żart śmiech, ludibrium. Ale żeby to w uwagę iść miało/
y niemász ná to sposobu inszego/ tylko vstánowienie porżądku/ podług ktorego Márszáłek miałby czynić propozycye swoie. Oktorym żeś W. M. ták kazał y chćiał/ mało mysląc/ powiem co rozumiem. W przod iednák (że sollenitares insze pomine ktore nie máią nágány) o sentencyách Senatorskich/ więcy czásem niz tydzień trwáiących/ to rzekę/ y káżdy podobno báczny zemną/ że inszego nie máią pożytku/ tylko zgubę czásu/ tylko ćięszką, pro iudicio et doctrina gotuiących się ná nie pracą, tylko wymowy ostentácyą y zá nie/ ábo prozną pochwalę/ ábo tesz żárt śmiech, ludibrium. Ale żeby to w vwagę iść miáło/
Skrót tekstu: OpalŁRoz
Strona: I4
Tytuł:
Rozmowa plebana z ziemianinem
Autor:
Łukasz Opaliński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
dialogi, pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka, prawo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1641
Data wydania (nie wcześniej niż):
1641
Data wydania (nie później niż):
1641
/ o jak jest trudna sztuka? a nigdysmy jej niesprobowali. Jak że sobie potuszyć możemy/ że ten pierwszy raz kiedy nam znienacka umrzeć każą umrzeć dobrze potrafiemy. Gdy by komu/ który niegdy łuku i strzały w ręku nie miał/ dano tydzień frysztu/ żeby się łuk ciągnąć tym czasem nauczył/ aby gdy tydzień minie/ w gałkę bliskiej wieży strzałę zawiódł; tym zakładem/ że jeżeli dobrze ugodzi; wakujące bogatego/ bezdzietnego Książęcia dziedzictwo wieczysty prawem obejmie: jeśli zmyli? na wrotach tejże bramy obieszon będzie. Co rozumiesz jako by ten jeżeli nie dla nadziei bogatej Sukcesiej/ pewnie dla bojaźni sromotnej śmierci/ całe dni i nocy
/ o iak iest trudna sztuka? a nigdysmy iey niesprobowali. Iak że sobie potuszyć możemy/ że ten pierwszy raz kiedy nam znienacká umrzeć każą umrzeć dobrze potrafiemy. Gdy by komu/ ktory niegdy łuku y strzały w ręku nie miał/ dano tydźień frysztu/ żeby się łuk ciągnąć tym czasem náuczył/ aby gdy tydźień minie/ w gałkę bliskiey wieży strzałę záwiodł; tym zákładem/ że ieżeli dobrze ugodźi; wákuiące bogátego/ bezdźietnego Xiążęćia dźiedźictwo wieczystý prawem obeymie: ieśli zmyli? ná wrotách teyże bramy obieszon będźie. Co rozumiesz iáko by ten ieżeli nie dlá nádźiei bogátey sukcessiey/ pewnie dlá boiaźni sromotney śmierći/ całe dni y nocy
Skrót tekstu: BujnDroga
Strona: 122
Tytuł:
Droga do domu
Autor:
Michał Bujnowski
Drukarnia:
Akademia Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688