czytelniku, słuszna wprzódy, że się Sprawisz ode mnie, co w tym zawiera się lesie. Im dalej weń, więcej drew, przypowieści wedle: Są tam buki, są dęby, są sośnie, są jedle. Po staremu wszytko drwa, co ten plac osięgły, Chociaż jedne na wągle, a drugie na węgły. Nie trzeba lekceważyć i leśnej jabłoni; Są maliny do smaku, są róże do woni; Tylko ostrożnie siągać, bo to nie na stole; W ostatku też odpuścisz, choć cię i zakole. Te — usta i smakiem swym nasycają kiszki; Drugie albo nic, albo płonę rodzą szyszki. Jak się pięknie w
czytelniku, słuszna wprzódy, że się Sprawisz ode mnie, co w tym zawiera się lesie. Im dalej weń, więcej drew, przypowieści wedle: Są tam buki, są dęby, są sośnie, są jedle. Po staremu wszytko drwa, co ten plac osięgły, Chociaż jedne na wągle, a drugie na węgły. Nie trzeba lekceważyć i leśnej jabłoni; Są maliny do smaku, są róże do woni; Tylko ostrożnie siągać, bo to nie na stole; W ostatku też odpuścisz, choć cię i zakole. Te — usta i smakiem swym nasycają kiszki; Drugie albo nic, albo płonę rodzą szyszki. Jak się pięknie w
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 14
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. Myli się, kto rozumie, żeby sami księża Żonę z mężem i z żoną rozwodzili męża. Pijaństwo, wszeteczeństwo, lekka waga, czary, Obelga, podejźrenie, potwarzy i swary, Krycie jedno przed drugim spólnego dochodu — Nie trzeba księdza, dosyć dla Boga rozwodu. Choć ich ciała jeden dach, spólne mają węgły, Ale serca niesforne tysiąc mil rozprzęgły. Ustawiczne bluźnierstwo, przysięgi, afronty, Drżą ściany, lecą z dachu wytrzęsione gonty: Mąż słowo, żona dziesięć, jakoby w zawody Idą z sobą o sztukę, kto ma milczeć wprzódy; A diabeł czarnym wąglem drukuje ich mowy. Panie, na końcu świata wróć w stadłach
. Myli się, kto rozumie, żeby sami księża Żonę z mężem i z żoną rozwodzili męża. Pijaństwo, wszeteczeństwo, lekka waga, czary, Obelga, podejźrenie, potwarzy i swary, Krycie jedno przed drugim spólnego dochodu — Nie trzeba księdza, dosyć dla Boga rozwodu. Choć ich ciała jeden dach, spólne mają węgły, Ale serca niesforne tysiąc mil rozprzęgły. Ustawiczne bluźnierstwo, przysięgi, afronty, Drżą ściany, lecą z dachu wytrzęsione gonty: Mąż słowo, żona dziesięć, jakoby w zawody Idą z sobą o sztukę, kto ma milczeć wprzódy; A diaboł czarnym wąglem drukuje ich mowy. Panie, na końcu świata wróć w stadłach
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 61
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
: tę jednę odmianę zachowawszy: że rysowanie trzeba poczynać od doły karty, i prowadżyć go ku gorze. Linią południową na Abrysie doskonałym przydaj, przystawiwszy ścianę jednę Abrysu, do podobnej ściany samego budynku, i zrysowawszy na karcie wtym położeniu podle kompasu linią: Czego wszytkiego doświadczenie lepiej nauczy. Nauka XV. Plantę Budynku mającego węgły rowarte i ostre, zrysować bez igiełki Magnesowej. NIech przypadnie okazja, rysować Plantę Ogrodu obmurowanego, kiedy nie masz żadnego instrumentu, ani kompasa zigiełką magnesową. Tedy wziąwszy arkusz papieru i wydzieliwszy na nim, skalę włokci 30, abo więcej; zrysuj jednę ścianę CB, ogrodu na karcie; i postawiwszy jej długość
: tę iednę odmiánę záchowawszy: że rysowánie trzebá poczynáć od doły kárty, y prowádżić go ku gorze. Liniią południową ná Abryśie doskonáłym przyday, przystáwiwszy śćiánę iednę Abrysu, do podobney śćiány sámego budynku, y zrysowawszy ná kárćie wtym położęniu podle kompásu liniią: Czego wszytkiego doświádczęnie lepiey náuczy. NAVKA XV. Plántę Budynku máiącego węgły rowárte y ostre, zrysowáć bez igiełki Mágnesowey. NIech przypádnie okázya, rysowáć Plántę Ogrodu obmurowánego, kiedy nie mász żadnego instrumentu, áni kompásá zigiełką mágnesową. Tedy wźiąwszy árkusz pápieru y wydżieliwszy ná nim, skálę włokći 30, ábo więcey; zrysuy iednę śćiánę CB, ogrodu ná kárćie; y postáwiwszy iey długość
Skrót tekstu: SolGeom_II
Strona: 106
Tytuł:
Geometra polski cz. 2
Autor:
Stanisław Solski
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
. Miły matematyku, znasz się na powietrzu Jako wielbłąd na skrzypcach, jako wieprz na pieprzu. Gdyby kto opak twoje przetłumaczył księgi, Rychlej by zgadł, niebieskie co mu znaczą kręgi. 5. GORSZE LEKARSTWO NIŻ CHOROBA
Wyganiając pani szczury, Zapuściła ogień w dziury, Gdzie się te bestyje lęgły, I spaliła z gniazdem węgły. Zaprawdę, nie masz co chwalić: Dla szczurków chałupę spalić! Gorsze, każdy mi to przyzna, Lekarstwo niźli trucizna. Jeden tylko Samson ślepy Burzył z Filistyny sklepy. 6. JAKI WIATR NAJZDROWSZY
Jaki by wiatr najzdrowszy, urosło pytanie. Kiedy każdy z siedzących swoje wyda zdanie, Aż się ktoś spodnim wiatrem umyślnie
. Miły matematyku, znasz się na powietrzu Jako wielbłąd na skrzypcach, jako wieprz na pieprzu. Gdyby kto opak twoje przetłumaczył księgi, Rychlej by zgadł, niebieskie co mu znaczą kręgi. 5. GORSZE LEKARSTWO NIŻ CHOROBA
Wyganiając pani szczury, Zapuściła ogień w dziury, Gdzie się te bestyje lęgły, I spaliła z gniazdem węgły. Zaprawdę, nie masz co chwalić: Dla szczurków chałupę spalić! Gorsze, każdy mi to przyzna, Lekarstwo niźli trucizna. Jeden tylko Samson ślepy Burzył z Filistyny sklepy. 6. JAKI WIATR NAJZDROWSZY
Jaki by wiatr najzdrowszy, urosło pytanie. Kiedy każdy z siedzących swoje wyda zdanie, Aż się ktoś spodnim wiatrem umyślnie
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 209
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, poić, wymyślać zabawy, Cierpliwie onej jego dyskrecyjej czekać. Upewniam, że inaczej gotów cię oszczekać, Jeśli nie dasz hajdukom i woźnicom beczką: A to siano niedobre, a to obrok z sieczką. Na koniec cię okradną, w ostatku omasty Dać im musisz do wozu nasmarować piasty. Cóż za to? Osmrodzone węgły, w izbie słoma. Gościu, jedź dalej z Bogiem, nie masz pana doma. 301 (P). IPSIS LICET VENIAS MUSIS KomitATUS HOMERE,. SI NIHIL AtULERIS, IBIS HOMERE FORAS
„Waszeć kto?” „Jestem lekarz.” „To potrzebny zdrowiu. A waszeć?” „Jam jurysta
, poić, wymyślać zabawy, Cierpliwie onej jego dyskrecyjej czekać. Upewniam, że inaczej gotów cię oszczekać, Jeśli nie dasz hajdukom i woźnicom beczką: A to siano niedobre, a to obrok z sieczką. Na koniec cię okradną, w ostatku omasty Dać im musisz do wozu nasmarować piasty. Cóż za to? Osmrodzone węgły, w izbie słoma. Gościu, jedź dalej z Bogiem, nie masz pana doma. 301 (P). IPSIS LICET VENIAS MUSIS COMITATUS HOMERE,. SI NIHIL ATTULERIS, IBIS HOMERE FORAS
„Waszeć kto?” „Jestem lekarz.” „To potrzebny zdrowiu. A waszeć?” „Jam jurysta
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 319
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
kiedy zechcesz, gotów.” 333. NA PANA WISZOWATEGO
Jadę konno, z drogi mnie sprowadziła ścieżka, A widząc dwór szlachecki, pytam, kto w nim mieszka. Aż chłop stojąc: „Jegomość nasz pan Wiszowaty.” Że my się z sobą dobrze chowali przed laty: „Biegaj — rzekę jednemu, mijający węgły — Chce się krótko pokłonić brat dawno przysięgły.” Był mi rad niesłychanie, człek cnotliwy, szczery; Jako mówią: wszytkiego było po czotery. Nazajutrz w drodze pytam swojego Litwina, Jeśli mu się wczorajsza udała gościna. „Barzo dobrze, lecz tego nigdy nie widano: Pan, pani, panna, nawet wiszowate
kiedy zechcesz, gotów.” 333. NA PANA WISZOWATEGO
Jadę konno, z drogi mnie sprowadziła ścieżka, A widząc dwór szlachecki, pytam, kto w nim mieszka. Aż chłop stojąc: „Jegomość nasz pan Wiszowaty.” Że my się z sobą dobrze chowali przed laty: „Biegaj — rzekę jednemu, mijający węgły — Chce się krótko pokłonić brat dawno przysięgły.” Był mi rad niesłychanie, człek cnotliwy, szczery; Jako mówią: wszytkiego było po czotery. Nazajutrz w drodze pytam swojego Litwina, Jeśli mu się wczorajsza udała gościna. „Barzo dobrze, lecz tego nigdy nie widano: Pan, pani, panna, nawet wiszowate
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 330
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
abo Cyrkuł z węża gryżącego ogon/ nakrytą mając głowę drogą a śliczną materią/ która wyrażała wieczność i nieśmiertelność dzusze; w tyle zaś obojej/ siedziała śmierć barzo smutna/ melancholizując jako zwyciężona. Po tej pierwszej Strukturze abo dolnego piątra tak ozdobionego/ wydawała się druga swym porządkiem tej Machiny część podługowata/ która składając się na węgły do koła/ z pojoną jakoby szyją na wszytkie cztery boki/ a potym się obracając/ żeby się wygodziło na wypuszczonej opaszce niższemu Fundamentowi/ na dwóch zaś stronach dłuższych/ na kartach jajowatych/ oualis figure, czytane były takie słowa we wnątrz na jednej z nich przeiwko osobie Adamowej: Sicut in Adam omnes moriuntur. Jako
abo Cyrkuł z węża gryżącego ogon/ nakrytą máiąc głowę drogą á śliczną materyą/ ktora wyrażała wieczność y nieśmiertelność dzusze; w tyle záś oboiey/ śiedźiáłá śmierć bárzo smutna/ melánkolizuiąc iáko zwyćiężona. Po tey pierwszey Strukturze ábo dolnego piątrá ták ozdobionego/ wydawáłá się druga swym porządkiem tey Máchiny część podługowáta/ ktora skłádaiąc się ná węgły do kołá/ z poioną iákoby szyią ná wszytkie cztery boki/ a potym się obrácáiąc/ żeby się wygodźiło ná wypuszczoney opaszce niższemu Fundámentowi/ ná dwuch záś stronách dłuższych/ ná kártach iáiowátych/ oualis figurae, czytáne były takie słowá we wnątrz ná iedney z nich przeiwko osobie Adámowey: Sicut in Adam omnes moriuntur. Iáko
Skrót tekstu: RelKat
Strona: B
Tytuł:
Relacja albo przełożenie zacnej pamiątki i wspaniałego katafalku uczynionego przez ojców Societatis Jesu w ich kościele w domu profesów w Rzymie
Autor:
Antonio Gerardi
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
wiadomości prasowe i druki ulotne
Gatunek:
relacje
Tematyka:
architektura
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
/ i żabami ziemię napełnili. Polazuje się tedy z pisma świętego testamenty starego/ iż czarownicy za pomocą szatańską wodę odmienili w krew ją obróciwszy/ rolę także i folwarki żabami napełnili. Czytamy także w Księgach Jobowych rozdz: 1. Iż za sprawą szatańską wiatr okrutny napadł na dom jego od pustyniej/ i poruszył wszytkie cztery węgły domu/ który waląc się przytłuk dziatki Jobowe że pomarły. Otoż tu szatan mocą swą wiatr sprawił i dzieci pobił. W tychże Księgach pisze. Iż szatan błyskawice i pioruny ogniste uczynił. Tak abowiem pismo mówi. spadł ogień z Nieba/ i krowy/ owce/ i dzieci popalił. Więc zaś u Jana
/ y żábámi źiemię nápełnili. Polázuie sie tedy z pismá świętego testámenty stárego/ iż czárownicy zá pomocą szátáńską wodę odmienili w krew ią obroćiwszy/ rolę tákże y folwárki żábámi nápełnili. Czytamy tákże w Xięgách Iobowych rozdź: 1. Iż zá spráwą szátáńską wiátr okrutny nápadł ná dom iego od pustyniey/ y poruszył wszytkie cztery węgły domu/ ktory wáląc sie przytłuk dźiatki Iobowe że pomárły. Otoż tu szátan mocą swą wiátr spráwił y dźieći pobił. W tychże Xięgách pisze. Iż szátan błyskáwice y pioruny ogniste vczynił. Ták ábowiem pismo mowi. spadł ogień z Niebá/ y krowy/ owce/ y dźieći popalił. Więc záś v Ianá
Skrót tekstu: SpInZąbMłot
Strona: 395
Tytuł:
Młot na czarownice
Autor:
Jacob Sprenger, Heinrich Institor
Tłumacz:
Stanisław Ząbkowic
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
magia, obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
do Lwowa, Niemiec na Spisz; ledwie nam zostanie połowa Spustoszona. Nie ma się kędy orzeł lągnąć, Nie ma po co gospodarz do komory siągnąć. Z kimkolwiek wchodzi w ligę, trzciną się podpiera, Kiedy mu ściany każdy koligat rozbiera. Tego złodziej i zbójca żaden nie uważa, Że im też do komory śmierć węgły podważa: Wybierając po drzewie, co dzień kopie do niej, Kędy skoro ostatnia godzina zadzwoni, Już kat gotowy czeka; gdy czas minie krótki, Każdy nagrodę swojej odniesie robótki. Darmo szczeka stary pies, to będzie miał zyskiem, Że mu się wręcz abo też dostanie pociskiem. Śpią wszyscy na obiedwie uszy jako w
do Lwowa, Niemiec na Spisz; ledwie nam zostanie połowa Spustoszona. Nie ma się kędy orzeł lągnąć, Nie ma po co gospodarz do komory siągnąć. Z kimkolwiek wchodzi w ligę, trzciną się podpiera, Kiedy mu ściany każdy koligat rozbiera. Tego złodziej i zbójca żaden nie uważa, Że im też do komory śmierć węgły podważa: Wybierając po drzewie, co dzień kopie do niej, Kędy skoro ostatnia godzina zadzwoni, Już kat gotowy czeka; gdy czas minie krótki, Każdy nagrodę swojej odniesie robótki. Darmo szczeka stary pies, to będzie miał zyskiem, Że mu się wręcz abo też dostanie pociskiem. Śpią wszyscy na obiedwie uszy jako w
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 90
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
zmieniwszy w Synach, Tych warżą; owych pieką przy kominach, A potym, na co przyrodzenie drżało, Żywota swego własne jadły ciało. Na taki obrót, i takie policzki Przez grzech swój przyszły Syjońskie dziedżyczki. Caf. Wylał Pan gniew swój oraz nienawiści, I popędliwość jego już się iści, Podłożył ogień pod Syjońskie węgły, Ze z fundamentów swoich się rozprżęgły. Lamed. Królowie ziemscy, i Mieszkańcy świata, Chociaż dość głośna wieść o zgubie lata, Niechcieli wierżać; widząc już i dymy, By wszedł zwycięzca do Hierozolimy. Mem. Która dla grzechów i zbrodni Proroków Do nieprzyjaznych dostał się oków, I dla Kapłanów niezbożnego życia Przyjść
zmieniwszy w Synách, Tych warżą; owych pieką przy kominách, A potym, ná co przyrodzenie drżało, Zywotá swego własne iadły ciáło. Ná táki obrot, i tákie policzki Przez grzech swoy przyszły Syońskie dźiedżiczki. Caph. Wylał Pan gniew swoy oraz nienawiśći, I popędliwość iego iuż się iśći, Podłożył ogień pod Syońskie węgły, Ze z fundamentów swoich się rosprżęgły. Lamed. Krolowie źiemscy, i Mieszkańcy świátá, Choćiaż dość głosna wieść o zgubie látá, Niechćieli wierżać; widząc iuż i dymy, By wszedł zwyćiezcá do Hierozolimy. Mem. Ktora dla grzechow i zbrodni Prorokow Do nieprzyiáznych dostał się okow, I dla Kápłanow niezbożnego żyćia Przyiść
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 198
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705