w Roku 1731 jadąc do Krakowa, nocleg trafiłmi mi się w Holsztynie za Częstochową u Mieszczanina porządnego i dostatniego. Temu płacąc za obrok, i siano, nazajutrz nierychło nadzień, (bo w nocy u niego późno stanąłem) w tym troje dzieci z zapiecka na dwór (choć to działo sę w Miesiącu Lutym i wśrzód zimy) wyszły nago, mając każde około dziesiąciu lat wieku, co obaczywszy spytałem się odbierającego pieniądze Gospodarza, wasze to dzieci? odpowiedział moje, na tom esserbui i nie boiciesz się Pana BOGA! że swoim dzieciom, biednej niesprawicie koszuli, a macie się widzę dobrze, a to na tym noclegu wieleście
w Roku 1731 iadąc do Krakowa, nocleg trafiłmi mi się w Holsztynie za Częstochową u Mieszczanina porządnego y dostatniego. Temu płacąc za obrok, y siano, nazaiutrz nierychło nadzień, (bo w nocy u niego pozno stanąłem) w tym troie dzieci z zapiecka na dwor (choć to działo sę w Miesiącu Lutym y wśrzod zimy) wyszły nago, maiąc każde około dziesiąciu lát wieku, co obaczywszy spytałem się odbieraiącego pieniądze Gospodarza, wasze to dzieci? odpowiedział moie, ná tom esserbui y nie boiciesz się Pána BOGA! że swoim dzieciom, biedney niesprawicie koszuli, á macie się widzę dobrze, á to ná tym noclegu wieleście
Skrót tekstu: GarczAnat
Strona: 182
Tytuł:
Anatomia Rzeczypospolitej Polskiej
Autor:
Stefan Garczyński
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1753
Data wydania (nie wcześniej niż):
1753
Data wydania (nie później niż):
1753
On wprzód po wałach, gdzie tylko pierzchliwe Wiatry i fale chciały nieżyczliwe, Puścił na sam los tylko Boskiej sprawy, Aby nas woził sam Sprawca łaskawy. Lecz gdy się coraz barziej rozpierały Ściany w okręcie i wody się lały, Zląkł się Marynarz, aby ciężkie szumy, Które jak straszne biły w okręt gromy, Kędy wśrzód morza nawy nie rozbiły I wszystkich razem nas nie potopiły, Krzyknie z przestrachu: „Miejcie się na pieczy! Po morzu pływać niebezpieczne rzeczy! Niech sam Bóg radzi! ja radzić nie mogę, Jednak ku zdrowiu tak wam dopomogę: Lepiej już kędy upatrować skały, Niż w morzu tonąć miedzy temi wały, Lepiej się
On wprzód po wałach, gdzie tylko pierzchliwe Wiatry i fale chciały nieżyczliwe, Puścił na sam los tylko Boskiej sprawy, Aby nas woził sam Sprawca łaskawy. Lecz gdy się coraz barziej rozpierały Ściany w okręcie i wody się lały, Zląkł się Marynarz, aby ciężkie szumy, Które jak straszne biły w okręt gromy, Kędy wśrzód morza nawy nie rozbiły I wszystkich razem nas nie potopiły, Krzyknie z przestrachu: „Miejcie się na pieczy! Po morzu pływać niebeśpieczne rzeczy! Niech sam Bóg radzi! ja radzić nie mogę, Jednak ku zdrowiu tak wam dopomogę: Lepiej już kędy upatrować skały, Niż w morzu tonąć miedzy temi wały, Lepiej się
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 67
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
wszelkiej sprawiedliwości z pomienionego górala najbardzi dlatego, aby pryncypał jego od dworu tego nie miał wiadomości. Gdy eam facilitatem pokazał, której zrazu nie uczynił, już in parte został ukontentowany dwór. Die 26 ejusdem
Dziś imp. graf Denhof nieboszczykowi imp. wojewodzie malborskiemu w kościele Ś. Jana cum pompa solenni wystawiwszy mauzoleum dość ozdobne wśrzód kościoła, tj. była urna wyniesiona na gradusach wielkich, na śrzednich wkoło był ganek z balasów, osoby gipsowe zdobiły opus, które nie w małym chórze, ale w samej nawie kościelnej pro sua magnitudine mieścić się musiało za wyniesionymi ławami. Na poduszkach dwóch aksamitnych, tj. na jednej szyszak, szpada i
wszelkiej sprawiedliwości z pomienionego górala najbardzi dlatego, aby pryncypał jego od dworu tego nie miał wiadomości. Gdy eam facilitatem pokazał, której zrazu nie uczynił, już in parte został ukontentowany dwór. Die 26 eiusdem
Dziś jmp. graf Denhoff nieboszczykowi jmp. wojewodzie malborskiemu w kościele Ś. Jana cum pompa solenni wystawiwszy mauzoleum dość ozdobne wśrzód kościoła, tj. była urna wyniesiona na gradusach wielkich, na śrzednich wkoło był ganek z balasów, osoby gipsowe zdobiły opus, które nie w małym chórze, ale w samej nawie kościelnej pro sua magnitudine mieścić się musiało za wyniesionymi ławami. Na poduszkach dwóch aksamitnych, tj. na jednej szyszak, szpada i
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 206
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
której o jego miłej była mowa, Chciał ją słyszeć, a on ją rozpoczął w te słowa: PIEŚŃ XXV.
XXVI.
Trafiło się, że siostra w drogę się wybrała W tych dniach i kiedy przez las pewny przejeżdżała, Sarraceni ją w wielkiej gromadzie potkali I ranę jej, bo hełmu nie miała, zadali Prawie wśrzód głowy; którą jeśli zgoić chciała, Włosy ostrzydz i urżnąć warkocze musiała, Bo rana wielka i zbyt niebezpieczna była, I w drogę, zbywszy włosów, dalszą się puściła.
XXVII.
Miedzy lasy do zdroju trafiła z przygody, Z którego wynikały przeźrzoczyste wody, Gdzie strudzona, zdjąwszy hełm z głowy, z konia zsiadła
której o jego miłej była mowa, Chciał ją słyszeć, a on ją rozpoczął w te słowa: PIEŚŃ XXV.
XXVI.
Trafiło się, że siostra w drogę się wybrała W tych dniach i kiedy przez las pewny przejeżdżała, Sarraceni ją w wielkiej gromadzie potkali I ranę jej, bo hełmu nie miała, zadali Prawie wśrzód głowy; którą jeśli zgoić chciała, Włosy ostrzydz i urżnąć warkocze musiała, Bo rana wielka i zbyt niebezpieczna była, I w drogę, zbywszy włosów, dalszą się puściła.
XXVII.
Miedzy lasy do zdroju trafiła z przygody, Z którego wynikały przeźrzoczyste wody, Gdzie strudzona, zdjąwszy hełm z głowy, z konia zsiadła
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 267
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
IMci na słowo Paks Vobis.
KAż mię Pasterzu dobry na proch spalić, A uznasz: że cię i zimne popioły, Wysławiać będą, cnoty twoje chwalić, Wyznają, żeś wszedł miedzy Apostoły, Z Imienia, z dzieł swych niechybna nadzieja Tam trafisz, gdzie BÓG osadził Andrzeja. Jak tu zamilczeć? kiedy oczywiście Wśrzód tęgiej zimy, w Polsce czynisz dziwy,
Gałąź oliwna wypuściła liście Zwiędłej wolności, dała wigor żywy, Wie Niebo, żeś jest, z najcnotliwszych kroju Dałoć moc w ręce zrobienia pokoju. Ciebie w swym czasie Noem nazwę śmiele Gdyś w Arce cudny uczynił porządek, Kędy niesfornych zwięrząt było wiele Dzikość ich umiał
JMći ná słowo Pax Vobis.
KAż mię Pasterzu dobry ná proch spalić, A uznasz: że cię y zimne popioły, Wysławiać będą, cnoty twoie chwálić, Wyznaią, żeś wszedł miedzy Apostoły, Z Imienia, z dzieł swych niechybna nádzieja Tám trafisz, gdzie BOG osadził Andrzeia. Ják tu zámilczeć? kiedy oczywiście Wśrzod tęgiey zimy, w Polszcze czynisz dziwy,
Gáłąź oliwna wypuściła liście Zwiędłey wolności, dáła wigor żywy, Wie Niebo, żeś iest, z náycnotliwszych kroju Dałoć moc w ręce zrobienia pokoju. Ciebie w swym czasie Noem názwę śmiele Gdyś w Arce cudny uczynił porządek, Kędy niesfornych zwięrząt było wiele Dzikość ich umiał
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 296
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
mym zdaniem Dobrą/ trudniej niżeli o białego Kruka. Znajdzieszże ją w Szlacheckim domu czyli w Pańskim? Czy na dworze Królewskim/ czyli w Trybunałach? Czy w Rusi/ czyli w Litwie/ czy w Prusiech/ Mazowszu? Daremnie pono szukasz. I sam Diogenes Nie znalazłby jej z tobą/ choć wśrzód dnia z Laterną. Znajdzieszci/ ale taką którąbyś rad wypchnął By i w sam dzień wesela. Powiadają żartem Lecz mało nie do prawdy/ że Synowiec któryś Papieski/ naparł się mieć cztery żony razem. I prosił o dyspensę/ którą że nie mogła Być mu dana/ znalazł ten Ociec święty sposób Że mu
mym zdániem Dobrą/ trudniey niżeli o białego Kruká. Znaidźieszże ią w Szlácheckim domu czyli w Páńskim? Czy ná dworze Krolewskim/ czyli w Trybunáłách? Czy w Ruśi/ czyli w Litwie/ czy w Pruśiech/ Mázowszu? Dáremnie pono szukasz. Y sąm Dyogenes Nie znalazłby iey z tobą/ choć wśrzod dniá z Láterną. Znaidźieszći/ ále táką ktorąbyś rad wypchnął By y w sąm dźień weselá. Powiadáią żártem Lecz máło nie do prawdy/ że Synowiec ktoryś Papieski/ naparł się mieć cztery żony rázem. Y prośił o dyspensę/ ktorą że nie mogłá Bydź mu dana/ znalazł ten Oćiec święty sposob Że mu
Skrót tekstu: OpalKSat1650
Strona: 32
Tytuł:
Satyry albo przestrogi do naprawy rządu i obyczajów w Polszcze
Autor:
Krzysztof Opaliński
Miejsce wydania:
Amsterdam
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Pilades/ i co był Orestes Co Pytias i Damon/ co i Eurialus Z Nizusem/ co Lolius z sławnym Scypionem Małoć na tym że wiemy i często czytamy Gdy sami nieczyniemy. Czemu to te czasy Tyberiuszów tylko a Sejanów rodzą? Frantów nazbyt na świecie szalbierzów/ oszustów. Ale szczerych przyjaciół Diogenesową Laternką trzeba szukać wśrzód dnia/ i to ich tu Nieznajdziesz. Darmo szukasz stary Filozofie. Nomen Amicitiae tylko nam zostało Sama rzecz uleciała. Gdy w dom twój przyjedzie Przyjaciel/ szpiegaś nabył/ nabyłeś obmowcę Za twoje uraczenie/ i za dobre mienie. W domu twym opisze cię/ i Żonę/ i sługi Potrawom da przyganę
Pilades/ y co był Orestes Co Pytias y Damon/ co y Eurialus Z Nizusem/ co Lolius z sławnym Scypionem Máłoć ná tym że wiemy y często czytamy Gdy sámi nieczyniemy. Czemu to te czásy Tyberyuszow tylko á Seianow rodzą? Frantow názbyt ná świećie szalbierzow/ oszustow. Ale szczerych przyiaćioł Dyogenesową Laternką trzebá szukáć wśrzod dniá/ y to ich tu Nieznaydźiesz. Darmo szukász stáry Philozophie. Nomen Amicitiae tylko nąm zostało Samá rzecz vlećiałá. Gdy w dom twoy przyiedźie Przyiaćiel/ szpiegaś nabył/ nabyłeś obmowcę Zá twoie vraczenie/ y zá dobre mienie. W domu twym opisze ćię/ y Żonę/ y sługi Potrawom da przyganę
Skrót tekstu: OpalKSat1650
Strona: 65
Tytuł:
Satyry albo przestrogi do naprawy rządu i obyczajów w Polszcze
Autor:
Krzysztof Opaliński
Miejsce wydania:
Amsterdam
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
uwarowania się nudzącej tęschnoty powabne przydali farby. Ja w tej nie szacunek i potrzebę przymilającą się pokazać Książki, jako bardziej szczyry w wydaniu jej odkryć koniec, przedsięwziąłem.
Zawiera ona w sobie tę umiejętność, którą i za potrzebną i miłą uznali dawno, i osadzili już wszyscy. Dwie to są jej jak rodowite tak wśrzód innych różniące ją cechy, najszczegulniej oświeconego człowieka równie pociągające, jako i bawiące rozum. Już to nawet rozumieją teraz i młodzi dobrze, że skoro oni najpierwsze rozumu swego działanie obrócą, jak powinni, do Dawcy i Początku swojego jesteśtwa BOGA, Jego samego za najpierwsze poznając prawidło, którymby wszystkę dalszego życia kierowali robotę:
uwárowania się nudzącey tęschnoty powabne przydali fárby. Já w tey nie szacunek i potrzebę przymilaiącą się pokazáć Xiążki, iako bárdziey szczyry w wydaniu iey odkryć koniec, przedsięwziąłem.
Zawiera ona w sobie tę umieiętność, którą i za potrzebną i miłą uznali dawno, i osadzili iuż wszyscy. Dwie to są iey iak rodowite tak wśrzód innych rożniące ią cechy, náyszczegulniey oświeconego człowieka równie pociągaiące, iáko i bawiące rozum. Już to nawet rozumieią teraz i młodzi dobrze, że skoro oni naypierwsze rozumu swego działanie obrócą, iák powinni, do Dawcy i Początku swoiego iestestwa BOGA, Jego samego za náypierwsze poznáiąc práwidło, którymby wszystkę dálszego życia kierowáli robotę:
Skrót tekstu: GiecyZiem
Strona: 11 nlb
Tytuł:
Ziemiopismo powszechne czasów naszych
Autor:
Ignacy Giecy
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772