widział; na Janów, Jaworów, gdzie oglądałem ogrody nieboszczyka króla Jana Sobieskiego, rudera; i widziałem post fata jego wiele, jak w ojczyźnie, tak w ogrodzie i gospodarstwie ruin; na Jarosław, Łańcut, kędy mi kochana brytaniczka (Pijawką zwana) zdechła; Rzeszów, Tarnów. Deszcze wielkie i burzliwe wichry w drodze panowały; drożyznę po drogach wielką zwłaszcza owsów miałem.
23 Junii stanąłem w Krakowie, kędym się wybierał w dalszą drogę do Rzymu i sporządzałem się; mieszkałem tam wespół z żoną moją niedziel dwie; stamtąd na Łobzów przeniosłem się, gdziem dwa noclegi odprawił.
7 Julii.
widział; na Janów, Jaworów, gdzie oglądałem ogrody nieboszczyka króla Jana Sobieskiego, rudera; i widziałem post fata jego wiele, jak w ojczyznie, tak w ogrodzie i gospodarstwie ruin; na Jarosław, Łańcut, kędy mi kochana brytaniczka (Pijawką zwana) zdechła; Rzeszów, Tarnów. Deszcze wielkie i burzliwe wichry w drodze panowały; drożyznę po drogach wielką zwłaszcza owsów miałem.
23 Junii stanąłem w Krakowie, kędym się wybierał w dalszą drogę do Rzymu i sporządzałem się; mieszkałem tam wespół z żoną moją niedziel dwie; ztamtąd na Łobzów przeniosłem się, gdziem dwa noclegi odprawił.
7 Julii.
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 76
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
sądy, nie przenosząc ich do Mińska, naznacza. Interea i prowincja litewska gotuje się junctim z Koroną in defensionem sui. Książę prymas Szembek generosissime tuetur stronę opressorum contra majestatem. Z Rusi do Rohotnej 27 Septembris wyjechałem, stanąłem na miejscu ultima ejusdem, i zaraz za Słonimna polowanie jechałem na dni cztery. Wichry i słota przeszkodziły nam do uciechy, jednak pod Radziwiłowiczami w gaju dębowym plebańskim znalazłem niedźwiedzia, machinę wielką, wyjechawszy dla zabawy tylko nad wieczór i ubiłem. Strzelił do niego ip. Tołokoński, a jam z wielkim azardem moim psy i charty łomiącego tasakiem przebił; szarpnął był, ale jupce tylko szkodził trochę
sądy, nie przenosząc ich do Mińska, naznacza. Interea i prowincya litewska gotuje się junctim z Koroną in defensionem sui. Książę prymas Szembek generosissime tuetur stronę opressorum contra majestatem. Z Rusi do Rohotnéj 27 Septembris wyjechałem, stanąłem na miejscu ultima ejusdem, i zaraz za Słonimna polowanie jechałem na dni cztery. Wichry i słota przeszkodziły nam do uciechy, jednak pod Radziwiłowiczami w gaju dębowym plebańskim znalazłem niedźwiedzia, machinę wielką, wyjechawszy dla zabawy tylko nad wieczór i ubiłem. Strzelił do niego jp. Tołokoński, a jam z wielkim azardem moim psy i charty łomiącego tasakiem przebił; szarpnął był, ale jupce tylko szkodził trochę
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 162
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
kiedy mu się on świeży trop uda, Bo śnieg ścieżkę zasypał, wpadł za księdzem duda; Aż i wilk, obciążywszy kiszki cudzym skopem, Onymże, umykając przed pogonią, tropem. Szkapa kwiczy; kadzi wilk, owi wrzeszczą: rata, Konfidencyjej nie masz, wiatr śniegiem zamiata. Aż gdy miesiąc zaświecił, wichry się uciszą, Jadąc chłopi do targu, z daleka usłyszą Głos owych dusz wpółzmarzłych, co się w czyśćcu topią, I skoro, co z większego, śnieg do nich odkopią. Naprzód księdza na łańcuch biorą, jak na wędę; Lecz go wziąwszy zębami wilk za rewerendę: Stój, księże, niech się wszytko dzieje
kiedy mu się on świeży trop uda, Bo śnieg ścieżkę zasypał, wpadł za księdzem duda; Aż i wilk, obciążywszy kiszki cudzym skopem, Onymże, umykając przed pogonią, tropem. Szkapa kwiczy; kadzi wilk, owi wrzeszczą: rata, Konfidencyjej nie masz, wiatr śniegiem zamiata. Aż gdy miesiąc zaświecił, wichry się uciszą, Jadąc chłopi do targu, z daleka usłyszą Głos owych dusz wpółzmarzłych, co się w czyścu topią, I skoro, co z większego, śnieg do nich odkopią. Naprzód księdza na łańcuch biorą, jak na wędę; Lecz go wziąwszy zębami wilk za rewerendę: Stój, księże, niech się wszytko dzieje
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 223
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
lata zimne suła śniegi I dżdże w połzimy lała, tym zielone Drzewa kilkakroć na rok ozdobione Listem i jabłkiem a zaś drogie schnęły, Kiedy je możne słowa jej przeklęły. Tym nawet wiedma dziwnymi sposoby Zimne umarłych otwierała groby. Przez ten gadziny złe abo się dają Wziąć w rękę, abo w sztoki rozsiadają. Ten srogie wichry i chmury gradowe, Ten i straszliwe grzmoty piorunowe Trzyma, od tego w twardą klobę wzięty Piszczy jako wąż i sam czart przeklęty. Trzykroć szczęśliwy, co i jawnej zwady I potajemnej ostrzeże się zdrady Nieprzyjaciela tego, który soszy Szpiki, a ciało zabiwszy i duszy Jeszcze chce szkodzić, gdy jej potępienie Naznacza, cudze nicując
lata zimne suła śniegi I dżdże w połzimy lała, tym zielone Drzewa kilkakroć na rok ozdobione Listem i jabłkiem a zaś drogie schnęły, Kiedy je możne słowa jej przeklęły. Tym nawet wiedma dziwnymi sposoby Zimne umarłych otwierała groby. Przez ten gadziny złe abo się dają Wziąć w rękę, abo w sztoki rozsiadają. Ten srogie wichry i chmury gradowe, Ten i straszliwe grzmoty piorunowe Trzyma, od tego w twardą klobę wzięty Piszczy jako wąż i sam czart przeklęty. Trzykroć szczęśliwy, co i jawnej zwady I potajemnej ostrzeże się zdrady Nieprzyjaciela tego, ktory soszy Szpiki, a ciało zabiwszy i duszy Jeszcze chce szkodzić, gdy jej potępienie Naznacza, cudze nicując
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 445
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
chciał po tem graniu, Bo widział, że w namniejszem jego omieszkaniu Niebezpieczeństwo było, boby go dognała Alcyna, co się za niem w pogonią udała.
XL.
Nie tak prędko saletry i siarki, dotknione Małą skrą, wymiatają mury wywalone I morze nie tak szumi, nie tak huczą wały, Kiedy je wściekłe wichry ze dna pomieszały, Jako widząc, że Rugier wściągnąć się nie dawa I bezpieczny w swą drogę prosto się udawa I gardzi jemi - a też za gładkie się miały - Gniew trzecią z nich zapalił i przepych zuchwały.
XLI.
Jako nabarziej mogła, na niego wołała: „Nie szlachciceś, nie rycerz, dobrze
chciał po tem graniu, Bo widział, że w namniejszem jego omieszkaniu Niebezpieczeństwo było, boby go dognała Alcyna, co się za niem w pogonią udała.
XL.
Nie tak prętko saletry i siarki, dotknione Małą skrą, wymiatają mury wywalone I morze nie tak szumi, nie tak huczą wały, Kiedy je wściekłe wichry ze dna pomięszały, Jako widząc, że Rugier wściągnąć się nie dawa I bezpieczny w swą drogę prosto się udawa I gardzi jemi - a też za gładkie się miały - Gniew trzecią z nich zapalił i przepych zuchwały.
XLI.
Jako nabarziej mogła, na niego wołała: „Nie szlachciceś, nie rycerz, dobrze
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 206
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
dobry porządek nie uściele drogi do starania się o dobro pospolite przy którym żeby tak gruntownie wolność ubezpieczona była, żeby nie mogła nihil praejudiciosi sobie operari, mając justam regulam do miarkowania się, i do konserwacyj swojej. Nie mogę tego lepiej dowieść jako per cursum Planetarum, który dla tego że jest regularis, żadne burze i wichry go nie tamują; tak i statum nostrum najburzliwsze rewolucje nie naruszą, byle wszystko co go componit na takim fundamencie erigere, żeby od żadnych szturmów zachwiać się nie mógł.
A dopiero uznalibyśmy, jako by się każdy mógł distinguere przez swoje talenta, mając sposób inpendere je na usługę Ojczyzny, i perfekcjonować się w
dobry porządek nie uśćiele drogi do starańia się o dobro pospolite przy ktorym źeby tak gruntowńie wolność ubespieczona była, źeby nie mogła nihil praejudiciosi sobie operari, maiąc justam regulam do miarkowańia się, y do konserwacyi swoiey. Nie mogę tego lepiey dowieść iako per cursum Planetarum, ktory dla tego źe iest regularis, źadne burze y wichry go nie tamuią; tak y statum nostrum nayburźliwsze rewolucye nie naruszą, byle wszystko co go componit na takim fundamenćie erigere, źeby od źadnych szturmow zachwiać się nie mogł.
A dopiero uznalibyśmy, iáko by się kaźdy mogł distinguere przez swoie talenta, maiąc sposob inpendere ie na usługę Oyczyzny, y perfekcyonowáć się w
Skrót tekstu: LeszczStGłos
Strona: 61
Tytuł:
Głos wolny wolność ubezpieczający
Autor:
Stanisław Leszczyński
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733
w którym na wieki z świętymi króluje, owych częstuje. § II Samo Miasto Niebieskie, o jako piękne i bogate!
Opuścze duszo te ziemskie doliny, a wstąp na górne, powietrzne krainy, gdzie znikną miasta wysokie z wieżami, zamki z górami. Przebądź obłoki i tam, gdzie burzliwe wiatry nie wieją ani popędliwe wichry panują, lecz cicha dziedzina, wdzięczna kraina. Przemiń niebieskie sfery pomienione, jasnością planet i gwiazd napełnione, a stań na samym wierzchu okrągłego świata wszytkiego. A tu już widać wiecznej szczęśliwości Miasto, stolicę Boskiej wspaniałości, Miasto zaprawdę godne Króla tego, Boga samego. Już się prześliczne wieże wydawają, zamki, pałace złote
w którym na wieki z świętymi króluje, owych częstuje. § II Samo Miasto Niebieskie, o jako piękne i bogate!
Opuśćże duszo te ziemskie doliny, a wstąp na górne, powietrzne krainy, gdzie znikną miasta wysokie z wieżami, zamki z górami. Przebądź obłoki i tam, gdzie burzliwe wiatry nie wieją ani popędliwe wichry panują, lecz cicha dziedzina, wdzięczna kraina. Przemiń niebieskie sfery pomienione, jasnością planet i gwiazd napełnione, a stań na samym wierzchu okrągłego świata wszytkiego. A tu już widać wiecznej szczęśliwości Miasto, stolicę Boskiej wspaniałości, Miasto zaprawdę godne Króla tego, Boga samego. Już się prześliczne wieże wydawają, zamki, pałace złote
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 106
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
swoje czarownickie sztuki. Malleus Maleficorum Cap. 6. Mogą jako to najczęściej czynią czarownicy i czarownice, pobudzić burze, łyskawice, piórony, grady, deszcze wielkie, na zbóż wybicie, drzew urodzajnych obicie, połamanie, jako na Jobowe sługi i owce, ogień sprowadzony z Nieba mocą szatana Iob cap: 1. Wiatry wichry zbudzone nieznośne na obalenie domów: ciężkie prezentowane chmury, ciemności na postrach: jako nie raz to czynili Tatarowie według Paula Weneta, naróżnych swoich wojnach; i u nas w Polsce za Bolesława wstydliwego pod Lignicą, Roku 1240 gdy na kopii już już bliscy przegranej, podnieśli coś do góry, nakształt ludzkiej brzydkiej głowy,
swoie czarownickie sztuki. Malleus Maleficorum Cap. 6. Mogą iáko to nayczęściey czynią czarownicy y czarownice, pobudzić burze, łyskawice, piorony, grady, deszcze wielkie, ná zboż wybicie, drzew urodzaynych obicie, połamanie, iáko ná Iobowe sługi y owce, ogień sprowadzony z Nieba mocą szatana Iob cap: 1. Wiátry wichry zbudzone nieznośne ná obalenie domow: ciężkie prezentowane chmury, ciemności ná postrach: iáko nie raz to czynili Tatarowie według Paula Wenetá, nárożnych swoich woynách; y u nas w Polszcze zá Bolesłáwá wstydliwego pod Lignicą, Roku 1240 gdy ná kopii iuż iuż bliscy przegraney, podnieśli coś do gory, nákształt ludzkiey brzydkiey głowy,
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 239
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
w każdym budynku/ Wednie/ i w nocy nigdy nie ma odpoczynku. Luc: 15. Ioan: I.
Kiedy uciekał Jonasz od Boskiej zrzenice/ Chcąc się okrętem przewieść za morskie granice/ Nie miał inszej uciechy w zapędzie swej drogi/ Oprócz smutku/ i troski/ okrom morskiej trwogi. W zbudzone bowiem wichry na morzu powstały/ I samo słone morze wzburzyło swe wały Przeciw mu/ i poty tłukł w okręt wiatr szalony/ Aż póki Prorok nie był do morza zrzucony. Skąd miałem brać naukę/ że same stworzone Elementa: powietrze/ i wody wzburzone/ I insze kreatury jakby się gniewają O krzywdę Stwórcy swego/ gdy
w káżdym budynku/ Wednie/ y w nocy nigdy nie má odṕocżynku. Luc: 15. Ioan: I.
Kiedy ućiekał Ionasz od Boskiey zrzenice/ Chcąc się okrętem ṕrzewieśc zá morskie gránice/ Nie miał inszey ućiechy w záṕędzie swey drogi/ Oprocż smutku/ y troski/ okrom morskiey trwogi. W zbudzone bowiem wichry ná morzu ṕowstáły/ Y sámo słone morze wzburzyło swe wały Przećiw mu/ y ṕoty tłukł w okręt wiátr szálony/ Aż poki Prorok nie był do morzá zrzucony. Zkąd miáłem bráć náukę/ że sáme stworzone Elementá: powietrze/ y wody wzburzone/ Y insze kreátury iákby się gniewáią O krzywdę Stworcy swego/ gdy
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 36
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694
potrubował/ I wszytko współ pomieszał/ i wszytko popsował. Grzech twój tym cię ucisnął ciężkim utrapieniem. A samaś jest tej kary/ i zemsty nasieniem Jedną przepaścią jesteś bez terminu/ i dna; Jama straszna obrzydłych straszydł światu widna/ Z której ekshalacje/ i burze się rodzą/ Kurzawy/ zamieszania/ i wichry wychodzą. Mizerna kreaturo uciśnienie twoje Większe nad wszytkich/ którzy wiodą życie swoje Na ziemi. Z kąd tedy się spodziewać pomocy/ Leżąc w tej nędzy zawsze/ i wednie/ i w nocy? Świat swojemi marnościami grzeszniki oszukiwa.
Zrozumiej/ proszę/ w który kraj zaprowadzony Jesteś od twych występków? wznieś wzrok
potrubowáł/ I wszytko wspoł pomieszáł/ y wszytko popsował. Grzech twoy tym ćię ucisnął cięszkim utrápieniem. A sámáś iest tey kary/ y zemsty náśieniem Iedną przeṕáśćią iesteś bez terminu/ y dná; Iamá strászna obrzydłych strászydł świátu widná/ Z ktorey exhalácye/ y burze się rodzą/ Kurzáwy/ zámieszánia/ y wichry wychodzą. Mizerna kreaturo ućiśnienie twoie Większe nad wszytkich/ ktorzy wiodą żyćie swoie Ná źiemi. Z kąd tedy się spodźiewáć pomocy/ Leżąc w tey nędzy zawsze/ y wednie/ y w nocy? Swiát swoiemi marnośćiámi grzeszniki oszukiwá.
Zrozumiey/ proszę/ w ktory kráy záṕrowádzony Iesteś od twych występkow? wznieś wzrok
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 81
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694