do góry, Ogonem, co najgłębiej może, siąga dziury, I to przeciw powszechnej przyrodzenia modzie: Kuropatwa na wierzchu, ćwik pod nią na spodzie. 96 (P). ZA DROGIE PIENIĄDZE POKOJ DO JEDNEGO SZLACHCICA, KTÓRY MIAŁ NA WYDANIU CÓRKĘ
Kiedy do ateńskiego sławnego mędrelki, Dyjogenesa, przyszedł Aleksander Wielki, Widzący go w ubóstwie i w ostatniej nędzy, Każe mu dać we złocie spory wór pieniędzy. Postrzegszy, stojąc blisko, złodziej jeden czuły Wie, że prócz ksiąg, filozof nie chowa szkatuły; Lubo słońce na niebo, lubo z nieba spadnie, We dnie i w nocy dybie, że go z nich okradnie. Strzeże
do góry, Ogonem, co najgłębiej może, siąga dziury, I to przeciw powszechnej przyrodzenia modzie: Kuropatwa na wierzchu, ćwik pod nią na spodzie. 96 (P). ZA DROGIE PIENIĄDZE POKOJ DO JEDNEGO SZLACHCICA, KTÓRY MIAŁ NA WYDANIU CÓRKĘ
Kiedy do ateńskiego sławnego mędrelki, Dyjogenesa, przyszedł Aleksander Wielki, Widzący go w ubóstwie i w ostatniej nędzy, Każe mu dać we złocie spory wór pieniędzy. Postrzegszy, stojąc blisko, złodziej jeden czuły Wie, że prócz ksiąg, filozof nie chowa szkatuły; Lubo słońce na niebo, lubo z nieba spadnie, We dnie i w nocy dybie, że go z nich okradnie. Strzeże
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 49
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
same wrota, Kwietna była, jeśli się nie mylę, sobota, Aż zgiełk słysząc po domu, przytrzymam kęs konia, Aż pani ze drzwi bieży, aż za nią pogonią. Pan nagi, z opalonym wypadnie powerkiem; Ten się niespodziewanym wywróci usterkiem, Ale się w skok porwawszy, dogania jej, a ta, Widzący mnie za płotem, woła: Gwałtu, rata! Zapomniałem się w miejscu, patrząc na to dziwo; Tego człeka znam dawno, nie szalał jak żywo. Czy kogut chce na wiosnę czuba wstrząsnąć kurze, Pomyślę, jednak cóż by po kiju naturze? Więc kiedy ta już pierwszej bliska była plagi, Uchwycę go
same wrota, Kwietna była, jeśli się nie mylę, sobota, Aż zgiełk słysząc po domu, przytrzymam kęs konia, Aż pani ze drzwi bieży, aż za nią pogonią. Pan nagi, z opalonym wypadnie powerkiem; Ten się niespodziewanym wywróci usterkiem, Ale się w skok porwawszy, dogania jej, a ta, Widzący mnie za płotem, woła: Gwałtu, rata! Zapomniałem się w miejscu, patrząc na to dziwo; Tego człeka znam dawno, nie szalał jak żywo. Czy kogut chce na wiosnę czuba wstrząsnąć kurze, Pomyślę, jednak cóż by po kiju naturze? Więc kiedy ta już pierwszej bliska była plagi, Uchwycę go
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 165
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
miasta, nigdy do kościoła; Jednę, i to złą mając koszulę na piecu, Ustawicznie się iszcząc, siedziała na piecu. Trafiło się, że mąż szedł na jarmark do miasta. Prosi, żeby jej kupił koszulę, niewiasta; Ale ten, zostawiwszy pieniądze na szynku, Miasto koszule gęś jej kupił w upominku. Widzący, że się bieli, z wielkiej baba chuci, Rozumiejąc, że płótno, koszulę w piec wrzuci. Proszono ich w kilka dni na bliskie wesele, Tedy ciepłej do beczki nalawszy kąpiele, Wsadził i tak z nią jechał mąż na one gody. Zgadnicież: jako w taniec wychodziła z wody? 130 (N)
miasta, nigdy do kościoła; Jednę, i to złą mając koszulę na piecu, Ustawicznie się iszcząc, siedziała na piecu. Trafiło się, że mąż szedł na jarmark do miasta. Prosi, żeby jej kupił koszulę, niewiasta; Ale ten, zostawiwszy pieniądze na szynku, Miasto koszule gęś jej kupił w upominku. Widzący, że się bieli, z wielkiej baba chuci, Rozumiejąc, że płótno, koszulę w piec wrzuci. Proszono ich w kilka dni na bliskie wesele, Tedy ciepłej do beczki nalawszy kąpiele, Wsadził i tak z nią jechał mąż na one gody. Zgadnicież: jako w taniec wychodziła z wody? 130 (N)
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 258
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
swym ciałem. Chce ogon uskuść, nie masz, tylko słoma z grochu; A co złomał rucznicę, co napsował prochu, To wniwecz, i solenne zaraz czyni wota, Że grzech wielki w niedzielę strzelać i sromota. Więc nie bez szkaradnego wszytkich ludzi śmiechu Skórkę onę na dowód pokazowa! grzechu. 249. SPUST
Widzący ktoś sąsiada jedząc ryby z gustem: „Narybiłeś żołądek.” Ów go zaraz spustem Częstuje: „Nie zmaczawszy — rzecze — bracie, nogi, Będzieszli chciał, i łyżką jeść ciepłe minogi.” 250. DO JEGOMOŚCI PANA PIENIĄŻKA, SKARBNIKA PRZEMYSKIEGO
Niech w Polsce jak chce pieniędzy nie stanie, Wy się
swym ciałem. Chce ogon uskuść, nie masz, tylko słoma z grochu; A co złomał rucznicę, co napsował prochu, To wniwecz, i solenne zaraz czyni wota, Że grzech wielki w niedzielę strzelać i sromota. Więc nie bez szkaradnego wszytkich ludzi śmiechu Skórkę onę na dowód pokazowa! grzechu. 249. SPUST
Widzący ktoś sąsiada jedząc ryby z gustem: „Narybiłeś żołądek.” Ów go zaraz spustem Częstuje: „Nie zmaczawszy — rzecze — bracie, nogi, Będzieszli chciał, i łyżką jeść ciepłe minogi.” 250. DO JEGOMOŚCI PANA PIENIĄŻKA, SKARBNIKA PRZEMYSKIEGO
Niech w Polszczę jak chce pieniędzy nie stanie, Wy się
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 302
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
493 (P). MA RACJĄ PO SOBIE
Widząc jedzących owce pasterzów wilk z lasu: Gdyby ja tak, jakiegoż byłoby hałasu! Miły Boże, obory mając i owczarnie, Nie dać pokoju w lesie zającom i sarnie. Kiedy się to przed wami nie wysiedzi w borze, Nie dziwujcież się, wilka widzący w oborze. 494. NAJWIĘKSZY BÓL OCZU, ZAZDROŚĆ
Powiedają, że nie masz bólu okrom oczu. Jam świadek, bom doznawał tego po półroczu. Nie dokuczą tak miejscy, jak żywo, siepacze: Skoro w nich pocznie rzezać, najcierpliwszy płacze. Zgadni: kogo najbardziej kiedy oczy bolą, I nie płacze
493 (P). MA RACJĄ PO SOBIE
Widząc jedzących owce pasterzów wilk z lasu: Gdyby ja tak, jakiegoż byłoby hałasu! Miły Boże, obory mając i owczarnie, Nie dać pokoju w lesie zającom i sarnie. Kiedy się to przed wami nie wysiedzi w borze, Nie dziwujcież się, wilka widzący w oborze. 494. NAJWIĘKSZY BÓL OCZU, ZAZDROŚĆ
Powiedają, że nie masz bólu okrom oczu. Jam świadek, bom doznawał tego po półroczu. Nie dokuczą tak miejscy, jak żywo, siepacze: Skoro w nich pocznie rzezać, najcierpliwszy płacze. Zgadni: kogo najbardziej kiedy oczy bolą, I nie płacze
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 403
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
zimnej bojaźni/ prawi: Nie pójdę tam więcej przeBóg/ nie pójdę. Wziął Staruszzek na prośbę Pana jego proszek ten/ a odprawiwszy zwyczajne przed obrazem i Grobem Świętego Antoniego za pacholęciem modły/ wyszedł tam proszek zostawiwszy/ alić wyrostek po takim karaniu z wielką radością znowu padnie na nogi nabożnemu Jerodiakonowi Helizeuszowi zdrowy /i dobrze widzący/ tudzież i Pan dziękując obadwa/ i dziwując się tak wielkim a skrytym sądom Bożym/ odeszli: ten uzdrowiony/ ów ucieszony. Cuda i Paraeneses. Nauka, jak się w Pieczarach zachować ci mają, którzy nawiedzac idą ciała śś. Traktatu wtórego Psal: 104. v. 15. Teraz Ireromonach. Cuda i
źimney boiáźni/ práwi: Nie poydę tám więcey przeBog/ nie poydę. Wźiął Stáruszzek ná prośbę Páná iego proszek ten/ á odpráwiwszy zwyczáyne przed obrázem y Grobem Swiętego Antoniego zá pácholęćiem modły/ wyszedł tám proszek zostáwiwszy/ álić wyrostek po tákim karániu z wielką rádośćią znowu pádnie ná nogi nabożnemu Ierodiákonowi Helizeuszowi zdrowy /y dobrze widzący/ tudźież y Pan dźiękuiąc obádwá/ y dźiwuiąc się ták wielkim á skrytym sądom Bożym/ odeszli: ten vzdrowiony/ ow vćieszony. Cudá y Paraeneses. Náuká, iák się w Pieczárách záchowáć ći maią, ktorzy náwiedzác idą ciáłá śś. Tráctatu wtorego Psal: 104. v. 15. Teraz Ireromonách. Cudá y
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 181.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
psem jest z tego. Item I. T. T.
Topi ociec bękarta, lecz go pies wynosi, Niechże pies imię ojca a ociec psa nosi. 833. Odpowiedź na żart.
Trafił się pewny bankiet podczas dnia rybnego, Na którym jeden z gości żołądka strawnego
Będąc, jadł smaczno ikry. Co drugi widzący A żartem rozweselić kumpanią chcący, Rzecze: bracie, stój, proszę prze miłość cię bożą, Nie jedz ikier, bo ryby w brzuchuć się zamnożą. Na co mu ow: gdy się twa wróżka spraktykuje, Wszytkieć ryby za pierwszym spustem ofiaruję. 834. Kwestia.
Zapolski ow, kto go znał, w żartach
psem jest z tego. Item I. T. T.
Topi ociec bękarta, lecz go pies wynosi, Niechże pies imię ojca a ociec psa nosi. 833. Odpowiedź na żart.
Trafił się pewny bankiet podczas dnia rybnego, Na ktorym jeden z gości żołądka strawnego
Będąc, jadł smaczno ikry. Co drugi widzący A żartem rozweselić kumpanią chcący, Rzecze: bracie, stoj, proszę prze miłość cię bożą, Nie jedz ikier, bo ryby w brzuchuć się zamnożą. Na co mu ow: gdy się twa wrożka spraktykuje, Wszytkieć ryby za pierwszym spustem ofiaruję. 834. Kwestia.
Zapolski ow, kto go znał, w żartach
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 299
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
, a z gęby Z obu stron jej wychodzą, by u świnie, zęby. Ciężki jej raz dał z góry w czoło, między oczy, Ale darmo, chocia ją bił ze wszytkiej mocy.
CII.
Gdy pierwszem uderzeniem Rugier nic nie sprawił, Wracał się, aby znowu lepiej się poprawił, Pod hipogryfowemi skrzydłami widzący Tam i sam cień po wierzchu wody biegający. Orka na brzegu pewny pokarm zostawiała, A za próżnem i co się umykał, bieżała. Rugier się na dół z góry spuszcza i częstemi Straszliwą orkę bije razami ciężkiemi.
CIII.
Jako orzeł, gdy w górę wysoko wyleci, Upatrując obłowu dla zgłodniałych dzieci, Gdy na
, a z gęby Z obu stron jej wychodzą, by u świnie, zęby. Ciężki jej raz dał z góry w czoło, między oczy, Ale darmo, chocia ją bił ze wszytkiej mocy.
CII.
Gdy pierwszem uderzeniem Rugier nic nie sprawił, Wracał się, aby znowu lepiej się poprawił, Pod hipogryfowemi skrzydłami widzący Tam i sam cień po wierzchu wody biegający. Orka na brzegu pewny pokarm zostawiała, A za próżnem i co się umykał, bieżała. Rugier się na dół z góry spuszcza i częstemi Straszliwą orkę bije razami ciężkiemi.
CIII.
Jako orzeł, gdy w górę wysoko wyleci, Upatrując obłowu dla zgłodniałych dzieci, Gdy na
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 222
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
u Rzymianów SELECTIORES Dii et Majoris notae, bardziej od innych dystyngwowani, jakoto Saturnus Kosy inwentor, Dzieci swoich pożarca, tojest Czasu, Tempus jedne pożera, drugie: Tempora Tempus edit; jest złotego wieku Autor.
TELLUS Ziemia, inaczej Alma Mater, wszystkich żywiąca, JANUS bifrons o dwóch twarzach niby praeterita et futura widzący, Kościół w Rzymie mający, który tempore belli był otwierany, że stamtąd za Romalusa, w niebezpieczeństwie przegranej zostającego woda wypłyneła, Sabinów zalewająca. Podczas Pokoju ten Kościół był zawarty, z tej racyj. Clusius à claudendo, i Patulejuś á patente janua nazwany od Starożytności tenże Janus. Alboteż że nowy rok otwierał' skąd
u Rzymianow SELECTIORES Dii et Majoris notae, bardziey od innych dystyngwowani, iakoto Saturnus Kosy inwentor, Dzieci swoich pożarca, toiest Czasu, Tempus iedne pożera, drugie: Tempora Tempus edit; iest złotego wieku Autor.
TELLUS Zìemia, inaczey Alma Mater, wszystkich żywiąca, JANUS bifrons o dwoch twarzach niby praeterita et futura widzący, Kościoł w Rzymie maiący, ktory tempore belli był otwierany, że ztamtąd za Romalusa, w niebespieczeństwie przegraney zostaiącego woda wypłyneła, Sabinow zalewaiąca. Podczas Pokoiu ten Kościoł był zawarty, z tey racyi. Clusius à claudendo, y Patulejuś á patente janua nazwany od Starożytności tenże Janus. Alboteż że nowy rok otwierał' zkąd
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 11.
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
, co z głuchym, i niemym, który spieluszek żadnego (suppofitô że głucho urodzony) niesłysząc terminu ludzkiego, ani żadnego głosu, nic nieumie słowy wyrazić. Ten gestami tylko swoje wyraża potrzeby, i tylko ex usu et placito suo na migach ledwie może być zrozumiany, i to u ludzi wprzód te gesta widzący; albo adinstar jednego gestu, drugie sam koncypujący, czego by nieumiał tamten wlasach i w lochu wychowany, bo nil simile widział, chyba- SCJENCJA o GŁOSACH
by z leśnych bestii głosu, sobie też podobny formował. Skąd infertur, że ludzka mowa, jest quid accidentale, et non esentiale człowiekowi, ponieważ może
, co z głuchym, y niemym, ktory zpieluszek żadnego (suppofitô że głucho urodzony) niesłysząc terminu ludzkiego, ani żadnego głosu, nic nieumie słowy wyrazić. Ten gestami tylko swoie wyraża potrzeby, y tylko ex usu et placito suo na migach ledwie może bydź zrozumiany, y to u ludzi wprzod te gesta widzący; albo adinstar iednego gestu, drugie sam koncypuiący, czego by nieumiał tamten wlasach y w lochu wychowany, bo nil simile widział, chyba- SCYENCYA o GŁOSACH
by z leśnych bestyi głosu, sobie też podobny formował. Zkąd infertur, że ludzka mowa, iest quid accidentale, et non esentiale człowiekowi, ponieważ może
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 84
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755