na morzu, który srogi szturm i nawałności zawalają. Napis: Niech mię nie poźrze głębokość morska. Psalm 68,16.
Gdy strasznym grzmotem niebo zahuczało, Zaraz ogromne morze z gruntów wstało, Z których je wiatry szalone ruszyły, A czarne chmury jasny dzień zaćmiły; Straszliwy trzaska grom, a błyskawice Rażą okropnym widziadłem źrenice. Gdy wód przepaści srogi oświecają, Aż skry z wzburzonej fale wypadają; Krzyk i śpiewanie majtków żałobliwe Wskroś przenikają serce ledwie żywe; Żagle podarte, maszty połomały Uporne wichry, a okrutne wały Tak stłukły okręt, że się zewsząd leje, I żadnej zgoła już nie masz nadzieje. Krzyczę do ciebie z tej toni
na morzu, który srogi szturm i nawałności zawalają. Napis: Niech mię nie poźrze głębokość morska. Psalm 68,16.
Gdy strasznym grzmotem niebo zahuczało, Zaraz ogromne morze z gruntów wstało, Z których je wiatry szalone ruszyły, A czarne chmury jasny dzień zaćmiły; Straszliwy trzaska grom, a błyskawice Rażą okropnym widziadłem źrenice. Gdy wód przepaści srogi oświecają, Aż skry z wzburzonej fale wypadają; Krzyk i śpiewanie majtków żałobliwe Wskroś przenikają serce ledwie żywe; Żagle podarte, maszty połomały Uporne wichry, a okrutne wały Tak stłukły okręt, że się zewsząd leje, I żadnej zgoła już nie masz nadzieje. Krzyczę do ciebie z tej toni
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 310
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
co do pomarańcze Płonka (nie rzekę gorzej, pniak ją rodzi leśny), To ma do owej. Jakby z kądzieli pacześnej Patrzyła; nuż musztasie, nuż gdy muchy lepi — Sowę chyba, sokoła pewnie nie zaślepi. Gdybym nie człekiem była, lecz niemym zwierciadłem, Spadałabym się przed tak obrzydłym widziadłem. Pięknaś? Nie psuj szpetnymi postępkami krasy; Szpetna? Cnota nad lamy i nad altembasy. Trafi Marta w Gotarta, Marcin do Doroty; W ostatku niech pan ociec przypłaci roboty. Nie drop, nie kuropatwa, nie jarząbek, wiecie — Trzaska dobrze zaprawna uchodzi w pasztecie.
co do pomarańcze Płonka (nie rzekę gorzej, pniak ją rodzi leśny), To ma do owej. Jakby z kądzieli pacześnej Patrzyła; nuż musztasie, nuż gdy muchy lepi — Sowę chyba, sokoła pewnie nie zaślepi. Gdybym nie człekiem była, lecz niemym zwierciadłem, Spadałabym się przed tak obrzydłym widziadłem. Pięknaś? Nie psuj szpetnymi postępkami krasy; Szpetna? Cnota nad lamy i nad altembasy. Trafi Marta w Gotarta, Marcin do Doroty; W ostatku niech pan ociec przypłaci roboty. Nie drop, nie kuropatwa, nie jarząbek, wiecie — Trzaska dobrze zaprawna uchodzi w pasztecie.
Skrót tekstu: PotLibKuk_I
Strona: 104
Tytuł:
Libusza
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
rany zadaje, Turczyn tylko dzwoni Po zbrojach hartowanych i trzeba mu miejsca Pierwej szukać, żeby mógł ukrwawić żeleźca, A nasz gdzie tnie, tam rana; gdzie pchnie, dziura w ciele; W łeb, w pierś, w brzuch, gdzie się nada, rąbią, kolą śmiele: Tak okropnym i Turcy i naszy widziadłem, Między młotem a między zostając kowadłem. Co na to z dalszych szyków patrzali i z wału, Już ledwo w drugim dusza rusza się pomału; Raz bledną, drugi płoną; raz nadzieja, drugi Strach im serca okrutny w ciasne wprawia fugi. Turcy liczbie i ludzi ufają wyboru; Ciż by mieli sromotę dziś
rany zadaje, Turczyn tylko dzwoni Po zbrojach hartowanych i trzeba mu miejsca Pierwej szukać, żeby mógł ukrwawić żeleźca, A nasz gdzie tnie, tam rana; gdzie pchnie, dziura w ciele; W łeb, w pierś, w brzuch, gdzie się nada, rąbią, kolą śmiele: Tak okropnym i Turcy i naszy widziadłem, Między młotem a między zostając kowadłem. Co na to z dalszych szyków patrzali i z wału, Już ledwo w drugim dusza rusza się pomału; Raz bledną, drugi płoną; raz nadzieja, drugi Strach im serca okrutny w ciasne wprawia fugi. Turcy liczbie i ludzi ufają wyboru; Ciż by mieli sromotę dziś
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 194
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
, krwią szlachecką zagony polskie oblane, posoką polską własną napoiła się ziemia, trupami braterskiemi okryły się pola; zwierz dziki, ptastwo i psi pasą się po dziś dzień, jako słychać, jemi. Ukazał się przy tem on ojcowski afekt, którym zawżdy w uniwersałach swoich udawał się Zygmunt III, gdy oczy swe pasł tym widziadłem żałosnym, gdy z tak opłakanego zwycięstwa triumfował, gdy łupy ludzi zacnych do ręki swej okupował, gdy trupy przed się, szukając, wodzów rokoszowych, przynosić kazał. Ukazało się i to, jako ten senat polski, który na to radził, który tego powodem jest wszytkiego, jako ojcami i stróżmi tej Rzpltej zwać się
, krwią szlachecką zagony polskie oblane, posoką polską własną napoiła się ziemia, trupami braterskiemi okryły się pola; zwierz dziki, ptastwo i psi pasą się po dziś dzień, jako słychać, jemi. Ukazał się przy tem on ojcowski afekt, którym zawżdy w uniwersałach swoich udawał się Zygmunt III, gdy oczy swe pasł tym widziadłem żałosnym, gdy z tak opłakanego zwycięstwa tryumfował, gdy łupy ludzi zacnych do ręki swej okupował, gdy trupy przed się, szukając, wodzów rokoszowych, przynosić kazał. Ukazało się i to, jako ten senat polski, który na to radził, który tego powodem jest wszytkiego, jako ojcami i stróżmi tej Rzpltej zwać się
Skrót tekstu: GenRevCz_III
Strona: 390
Tytuł:
Genuina revifìcatio calamitatis Polonae
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1607
Data wydania (nie wcześniej niż):
1607
Data wydania (nie później niż):
1607
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
wszyscy, którzy ją prześladują, którzy ją tłumić chcą, o nią jako tumentes fluctus o nieporuszoną skałę, rozbijać się i w lekką, czczą pianę przed niezwyciężoną prawdą obrócić się muszą, a ludzie cnotliwi, ludzie serca prostego, ludzie smaku niezagaszonego, rozsądku zdrowego i dojrzałego, którzy nie lippis oculis, nie tym powierzchnym widziadłem, ale wnętrznymi oczyma na rzeczy patrzą, ludzie ci, którym wolność szlachecka jeszcze się nie przyjadła i którzy dla niej i przy tym wielkim wodzu na ten szańc wystawili się i odważyli, nie tylko nieporuszeni zostaną, nie tylko ratunku ojczyzny, o który ona jako do synów woła i ręce wyciąga, nie odbieżą, ale
wszyscy, którzy ją prześladują, którzy ją tłumić chcą, o nię jako tumentes fluctus o nieporuszoną skałę, rozbijać się i w lekką, czczą pianę przed niezwyciężoną prawdą obrócić się muszą, a ludzie cnotliwi, ludzie serca prostego, ludzie smaku niezagaszonego, rozsądku zdrowego i dojrzałego, którzy nie lippis oculis, nie tym powierzchnym widziadłem, ale wnętrznymi oczyma na rzeczy patrzą, ludzie ci, którym wolność szlachecka jeszcze się nie przyjadła i którzy dla niej i przy tym wielkim wodzu na ten szanc wystawili się i odważyli, nie tylko nieporuszeni zostaną, nie tylko ratunku ojczyzny, o który ona jako do synów woła i ręce wyciąga, nie odbieżą, ale
Skrót tekstu: ZniesKalCz_II
Strona: 330
Tytuł:
Zniesienie kalumnii z p. Wojewody krakowskiego i zaraz deklaracya skryptów stężyckich z strony praktyk
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918