w kołysce, Zbierała w gębie kaszę, że mało na łyżce Zostawiła. Widząc błąd, rzecze dziecię: Mamo, Już mię nie trzeba karmić, będę jadło samo. I my dziś, panie krajczy, nie chcemy być na twej Dyskrecyjej. Nam kury, sobie kuropatwy; Źleś u wczorajszej z sobą dzielił nas wieczerze. Kwita z prace; niech każdy, co chce, sobie bierze. 257 (P). MIŁOŚĆ MIŁOSC RODZI KompENDIUM MIŁOŚCI
Niechaj nikt guseł, niechaj nikt czarów nie szuka, Fraszka i egzorcyzmy. Jest na miłość sztuka, Jest fortel, choć odmienna, choć tak bardzo płocha: Kto pragnie być kochanym, niechaj
w kołysce, Zbierała w gębie kaszę, że mało na łyżce Zostawiła. Widząc błąd, rzecze dziecię: Mamo, Już mię nie trzeba karmić, będę jadło samo. I my dziś, panie krajczy, nie chcemy być na twej Dyskrecyjej. Nam kury, sobie kuropatwy; Źleś u wczorajszej z sobą dzielił nas wieczerze. Kwita z prace; niech każdy, co chce, sobie bierze. 257 (P). MIŁOŚĆ MIŁOSC RODZI COMPENDIUM MIŁOŚCI
Niechaj nikt guseł, niechaj nikt czarów nie szuka, Fraszka i egzorcyzmy. Jest na miłość sztuka, Jest fortel, choć odmienna, choć tak bardzo płocha: Kto pragnie być kochanym, niechaj
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 114
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, co ostatni przydzie, gdzie zmorzony Zdechły i od oracza wół beł zostawiony, Nie widząc, jeno kości, kopyta i rogi, Rozwleczone tam i sam niedaleko drogi, Darmo ścierwu samego wszędzie upatruje: Tak właśnie i poganin czyni i żałuje, Łając i bluźniąc wszytkie bogi w swojej wierze, Że onej tak bogatej omieszkał wieczerze.
XXXVIII.
Półtora dnia rycerza czarnego szukając, Jeździł wszędzie się o niem z pilnością pytając. W tem ujźrzał wielką łąkę, która sobie była Tak z pewnej rzeki wielkiej wieniec uczyniła, Że ledwie barzo małe miejsce zostawiała, Gdzie się woda na drugą stronę obracała; Taką drugą, ktokolwiek jedzie tamtą stroną, Pod Otrykułem
, co ostatni przydzie, gdzie zmorzony Zdechły i od oracza wół beł zostawiony, Nie widząc, jeno kości, kopyta i rogi, Rozwleczone tam i sam niedaleko drogi, Darmo ścierwu samego wszędzie upatruje: Tak właśnie i poganin czyni i żałuje, Łając i bluźniąc wszytkie bogi w swojej wierze, Że onej tak bogatej omieszkał wieczerze.
XXXVIII.
Półtora dnia rycerza czarnego szukając, Jeździł wszędzie się o niem z pilnością pytając. W tem ujźrzał wielką łąkę, która sobie była Tak z pewnej rzeki wielkiej wieniec uczyniła, Że ledwie barzo małe miejsce zostawiała, Gdzie się woda na drugą stronę obracała; Taką drugą, ktokolwiek jedzie tamtą stroną, Pod Otrykułem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 304
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
mu rekuzowane było, a za instancją królowej deklarowane Kantakuzemu, sławnej niegdyś krwi cesarzów greckich tyczącemu się, w Polsce indygenat mającemu. Który pułkownik Węgierski w tejże z nami stanął stancji.
Wielkopolanie, zjechawszy się do Wschowy, starostę brańskiego i pułkownika Węgierskiego, jako swoich ziomków i faworytów hetmańskich, zapraszali na obiady i wieczerze, a ci obydwa zawsze pretendowali, abym i ja z nimi był zapraszany. Zabrałem
tedy siła z Wielkopolanami znajomości i przyjaźni. Tymczasem w interesach od księcia hetmana wielkiego W. Ks. Lit. mnie poleconych pilne, ile mogłem, czyniłem staranie, tak u marszałka nadwornego koronnego, jako też i
mu rekuzowane było, a za instancją królowej deklarowane Kantakuzemu, sławnej niegdyś krwi cesarzów greckich tyczącemu się, w Polszczę indygenat mającemu. Który pułkownik Węgierski w tejże z nami stanął stancji.
Wielkopolanie, zjechawszy się do Wschowy, starostę brańskiego i pułkownika Węgierskiego, jako swoich ziomków i faworytów hetmańskich, zapraszali na obiady i wieczerze, a ci obydwa zawsze pretendowali, abym i ja z nimi był zapraszany. Zabrałem
tedy siła z Wielkopolanami znajomości i przyjaźni. Tymczasem w interesach od księcia hetmana wielkiego W. Ks. Lit. mnie poleconych pilne, ile mogłem, czyniłem staranie, tak u marszałka nadwornego koronnego, jako też i
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 526
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
go już poznawa; i z boku, Towarzyszowi swemu skazuje po oku. I gdyby go ku sobie przytuliwszy mile Sama Deidamia, przez różne fortyle To w szatach to na głowie poprawując stroju: To wstwania, to broniąc częstego napoju Nie taiła ostróżnie: choć i w tym ubierze, Pewnieby się u onej sam wydał wieczerze. A skoro już przez różne apetyt noszenia, Miał dosyć; sam za zdrowną Król raczenia Pełniąc: Muszę tej (prawi) waleczni Wodzowie, Zajźrzeć nieco imprezie waszej; gdyby zdrowie Służyło. I wiek mlodszy gdyby mi się wrócił, Gdym swawolne Dolopów najazdy okrocił: Samych w morzu zalawszy; czego znak nie słaby
go iuż poznawa; y z boku, Towárzyszowi swemu skázuie po oku. Y gdyby go ku sobie przytuliwszy mile Sámá Deidámiá, przez rożne fortyle To w szátách to ná głowie popráwuiąc stroiu: To wstwánia, to brońiąc częstego napoiu Nie táiłá ostrożnie: choć y w tym ubierze, Pewnieby się u oney sam wydał wieczerze. A skoro iuż przez rożne ápetyt noszenia, Miał dosyć; sam zá zdrowną Krol raczenia Pełniąc: Muszę tey (práwi) waleczni Wodzowie, Záyźrzeć nieco impreźie wászey; gdyby zdrowie Służyło. Y wiek mlodszy gdyby mi sie wroćił, Gdym swawolne Dolopow náiázdy okroćił: Sámych w morzu zálawszy; czego znák nie słáby
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 142
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
także nią często przemywać/ i prochem Zanklu liścia zasypować/ goi. A w niedostatku wodki/ ziele warzyć Zanklowe/ i tą juchą wymywać. Wino z Zanklu.
Wziąć liścia i z korzeniem/ i włożjć w Baryłkę/ na to nalać mosztu/ i dać mu dobrze wykisnąć. Potym tego wina do obiadu/ i wieczerze rannym dawać/ zwłaszcza na początku jedzenia. Albo też z inym winem go mieszać/ i miasto trunku pospolitego używać.
Inni tak czynią: biorą ośm garści Zanklu z liściem i z korzeniem/ bukwice żółtej albo białej/ którą kluczami świętego Piotra zowią/ Przetarzniku/ Złomignaku/ po cztery garści. To drobno posiekawszy z Leszczynowymi
tákże nią często przemywáć/ y prochem Zánklu liśćia zásypowáć/ goi. A w niedostátku wodki/ źiele wárzyć Zánklowe/ y tą iuchą wymywáć. Wino z Zánklu.
Wźiąć liśćia y z korzeniem/ y włożjć w Báryłkę/ ná to nálać mosztu/ y dáć mu dobrze wykisnąć. Potym tego winá do obiádu/ y wieczerze ránnym dawáć/ zwłasczá ná początku iedzenia. Albo też z inym winem go mieszáć/ y miásto trunku pospolitego vżywáć.
Ini ták czynią: biorą ośm gárśći Zánklu z liśćiem y z korzeniem/ bukwice żołtey álbo białey/ ktorą kluczámi świętego Piotrá zowią/ Przetárzniku/ Złomignaku/ po cztyry gárśći. To drobno pośiekawszy z Lesczynowymi
Skrót tekstu: SyrZiel
Strona: 250
Tytuł:
Zielnik
Autor:
Szymon Syreński
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
botanika, zielarstwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1613
Data wydania (nie wcześniej niż):
1613
Data wydania (nie później niż):
1613
sprawiła to/ iż woleli przestąpić zakon Boży/ aby byli wykonali wyroki obrzydłe ludzi niezbożnych. Nie schodziło jednak na kapłanach Katolickich/ którzy odprawowali nabożeństwo i Msze ś. po Katolicku po tajemnie/ a po hereticku jawnie: i tenże kapłan/ gdy odprawił Mszą potajemnie Katolicką/ nosił hostie poświęcone dla Katolików tylko/ na wieczerze heretyckie/ i rozdawał je pod tymże czasem/ kiedy i chleby Kalwińskie dawał jego naśladowcom. Znajdowali się tam tacy/ co byli uczestnikami i stołu Pańskiego/ i kielicha szatańskiego pospołu. A gdy już Biskupi byli w więzieniu/ a Isabella przecię nie ufała kapłanom Katolickim/ acz odprawowali nabożeństwo zwierzchne wedle jej wolej/ postanowiła
spráwiłá to/ iż woleli przestąpić zakon Boży/ áby byli wykonáli wyroki obrzydłe ludźi niezbożnych. Nie schodźiło iednák ná kápłanách Kátholickich/ ktorzy odpráwowáli nabożeństwo y Msze ś. po Kátholicku po táiemnie/ á po haereticku iáwnie: y tenże kápłan/ gdy odpráwił Mszą potáiemnie Kátholicką/ nośił hostiae poświęcone dla Kátholikow tylko/ ná wieczerze haeretyckie/ y rozdawał ie pod tymże czásem/ kiedy y chleby Kálwińskie dawał iego náśládowcom. Znáydowáli się tám tácy/ co byli vczestnikámi y stołu Páńskiego/ y kielichá szátáńskiego pospołu. A gdy iuż Biskupi byli w więźieniu/ á Isábellá przećię nie vfáłá kápłanom Kátholickim/ ácz odpráwowáli nabożeństwo zwierzchne wedle iey woley/ postánowiłá
Skrót tekstu: BotŁęczRel_IV
Strona: 54
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. IV
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Drukarnia:
Mikołaj Lob
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
na rękach piastują, Wszak wiedzą dobrze do czyich wrot pukam, Wiedzą że mnie tu miłość nie łakomstwo Zaniosła, bo mnie, nie suszy potomstwo.
A w tym ADOLFA coś niby podnosi, Letkość nóg czuje, ochota go bierze, Iść prędzej myśli, czy mnie który prosi Z łaskawych Bogów, z sobą na wieczerze, O jakże by się na tym nie omylił Głodnego gọścia żołądek posilił. Jakoż o kilka kroków ledwie ruszył, Obaczy Stoły suto zastawione, Ostrzy apetyt, bo kilka dni suszył, Smaki w potrawach modno zaprawione Kredense złote oczom widzieć miło, Czegożby w Domu Fortuny nie było? Jeźli gustownych pokosztuje Trunków, Co
ná rękach piastuią, Wszák wiedzą dobrze do czyich wrot pukam, Wiedzą że mnie tu miłość nie łákomstwo Zániosła, bo mnie, nie suszy potomstwo.
A w tym ADOLFA coś niby podnosi, Letkość nog czuie, ochota go bierze, Jść prędzey myśli, czy mnie ktory prosi Z łáskawych Bogow, z sobą ná wieczerze, O iákże by się ná tym nie omylił Głodnego gọścia żołądek posilił. Jákoż o kilka krokow ledwie ruszył, Obáczy Stoły suto zástawione, Ostrzy appetyt, bo kilka dni suszył, Smáki w potráwach modno záprawione Kredense złote oczom widzieć miło, Czegożby w Domu Fortuny nie było? Jeźli gustownych pokosztuie Trunkow, Co
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 43
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
kędyś z brzegu Szkaradnie potłuczony, pewnie dla noclegu. Potkawszy żona w sieni, rada mu zwyczajnie, Prosi, żeby wóz z końmi toczono do stajnie. Dopieroż posiedziawszy w izbie kwadrans spory, Pyta o mnie, a żona: „Leży — rzecze — chory.” Tu doktor, choć już obrus znak daje wieczerze, W skok laskę, rękawice i kapelusz bierze. Żegna ją i dziękuje, że się dała napić, Musi do pacjentów, by i nocą, kwapić. Żal mu, że do chorego przybył nieproszony. Choć dosyć racjami związany od żony, Już się piąty raz żegna, wsiadać mu oporem. Postrzeże ta, że
kędyś z brzegu Szkaradnie potłuczony, pewnie dla noclegu. Potkawszy żona w sieni, rada mu zwyczajnie, Prosi, żeby wóz z końmi toczono do stajnie. Dopieroż posiedziawszy w izbie kwadrans spory, Pyta o mnie, a żona: „Leży — rzecze — chory.” Tu doktor, choć już obrus znak daje wieczerze, W skok laskę, rękawice i kapelusz bierze. Żegna ją i dziękuje, że się dała napić, Musi do pacyjentów, by i nocą, kwapić. Żal mu, że do chorego przybył nieproszony. Choć dosyć racyjami związany od żony, Już się piąty raz żegna, wsiadać mu oporem. Postrzeże ta, że
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 321
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
serdeczny/ i wnętrzne pałanie.
Na jednego. TEn Pustelniczo/ i z Ołtarza żyjał; Kościoły łupił/ a w lassach rozbijał.
Do Foltyna. W Południe Zupę tylko/ i kilka jaj ziadasz/ A w wieczor zaś brzuch wszemi potrawy nakładasz: Śmieszny frymark Foltynie/ ba i nie bez zdrady/ W południe jesz wieczerze/ a w wieczor obiady.
Do Jednej. WIeręś się teraz do mnie przybliżyła/ Kiedyś wianeczka swojego pozbyła; Podź precz odemnie/ zeć tak rzekę czyście/ Zbywszy jagody niewab mnie na liście.
Na nieslownego. WSzytko dać obiecuje/ przecie nic niedaje: Ręka ust niechce słuchać:
serdeczny/ y wnętrzne pałánie.
Ná iednego. TEn Pustelniczo/ y z Ołtarzá żyiał; Kośćioły łupił/ á w lássách rozbijał.
Do Foltyná. W Południe Zupę tylko/ y kilká iay ziadasz/ A w wieczor záś brzuch wszemi potráwy nakłádasz: Smieszny frymárk Foltynie/ bá y nie bez zdrády/ W południe iesz wieczerze/ á w wieczor obiády.
Do Iedney. WIeręś się teraz do mnie przybliżyłá/ Kiedyś wianeczká swoiego pozbyłá; Podź precz odemnie/ zeć ták rzekę czyśćie/ Zbywszy iágody niewab mie ná liśćie.
Ná nieslownego. WSzytko dáć obiecuie/ przećie nic niedáie: Ręká vst niechce słucháć:
Skrót tekstu: GawDworz
Strona: 27
Tytuł:
Dworzanki albo epigramata polskie
Autor:
Jan Gawiński
Drukarnia:
Balcer Smieszkowicz
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1664
Data wydania (nie wcześniej niż):
1664
Data wydania (nie później niż):
1664