w górze zakrzyczała Jo, Wraz się odezwą jej działa, Że z ich buku Europa zadrżała. Usłyszą tęten i rum niebywały, Narody wszystkie po Eubojskie skaly, Usłyszą, i z rzeczy nowej, Zadumani pozwieszają głowy. Zaryczał Euksyn z jeziory dzikiemi Nadęty falą i wiatry nie swemi, Burzliwe cofnął wzad flagi. Wiosła świadom i jego przewagi. Ulękł się ulękł, i jako niepomny Opuścił ręce Moskal wiarołomny, Wspomniawszy sobie na tęgi Nieziszczony swojej ślub przysięgi. Darmo wytacza zamierzone razy, Pioruny bije bez żadnej obrazy, Wiadome swojej niecnoty Głowy, własne porażają groty. O jako ciężko westchnął przerażony, Co zbrodził świeżo najgłębsze Teutony, Gdzież
w górze zakrzyczała Io, Wraz się odezwą jej działa, Że z ich buku Europa zadrżała. Usłyszą tęten i rum niebywały, Narody wszystkie po Eubojskie skaly, Usłyszą, i z rzeczy nowej, Zadumani pozwieszają głowy. Zaryczał Euxyn z jeziory dzikiemi Nadęty falą i wiatry nie swemi, Burzliwe cofnął wzad flagi. Wiosła świadom i jego przewagi. Ulękł się ulękł, i jako niepomny Opuścił ręce Moskal wiarołomny, Wspomniawszy sobie na tęgi Nieziszczony swojej ślub przysięgi. Darmo wytacza zamierzone razy, Pioruny bije bez żadnej obrazy, Wiadome swojej niecnoty Głowy, własne porażają groty. O jako ciężko westchnął przerażony, Co zbrodził świeżo najgłębsze Teutony, Gdzież
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 5
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
w nieszczęściu ludzi opuszczonych I cieszyć przygodami złemi utrapionych Chwały jest raczej godna, aniżli sromoty, A tem więcej niewinnej, tem więcej sieroty.
XV.
O mocny Boże, jako często ludzie błądzą! Jako źle i omylnie czasem rzeczy sądzą! Birena niecnotliwe sprawy i przeklęte Rozumieją pobożne i mają za święte! Już żeglarze i wiosła i żagle do biegu Podawszy, bezpiecznego odjeżdżali brzegu I nieśli, radzi słońcu i pięknej pogodzie, Książęcia zelandzkiego po głębokiej wodzie.
XVI.
Już jem wszytkie, a wszytkie z oczu zuciekały Granice Olandiej i pozad zostały, Bo aby mogli minąć królestwo Fryzjej, W prawy bok obracali stery ku Szkocjej, Kiedy wiatry okrutne i
w nieszczęściu ludzi opuszczonych I cieszyć przygodami złemi utrapionych Chwały jest raczej godna, aniżli sromoty, A tem więcej niewinnej, tem więcej sieroty.
XV.
O mocny Boże, jako często ludzie błądzą! Jako źle i omylnie czasem rzeczy sądzą! Birena niecnotliwe sprawy i przeklęte Rozumieją pobożne i mają za święte! Już żeglarze i wiosła i żagle do biegu Podawszy, bezpiecznego odjeżdżali brzegu I nieśli, radzi słońcu i pięknej pogodzie, Książęcia zelandzkiego po głębokiej wodzie.
XVI.
Już jem wszytkie, a wszytkie z oczu zuciekały Granice Olandyej i pozad zostały, Bo aby mogli minąć królestwo Fryzyej, W prawy bok obracali sztyry ku Szkocyej, Kiedy wiatry okrutne i
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 200
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
kotew; wszak potem przyczynę Będziesz wiedział ode mnie, na co tego trzeba, Jeśli dojdzie między mną a orką potrzeba”. Tak każe z sobą zepchnąć z okrętu bat mały; Wziąwszy z sobą potrzeby, które należały, Okrom szable nie bierze żadnej inszej broni I puszcza się do skały po głębokiej toni.
XXXII.
Wiosła ciągnie do piersi, a tył do tej strony, Kędy ma wolą wysieść, trzyma obrócony, Jako kiedy w skorupy ubrany powłokiem Rak do brzegu niesporem postępuje krokiem. Beł ten czas i godzina, kiedy mokrej rosy Pełne złota jutrzenka rozściągała włosy Przeciw wpół odkrytemu dopiero słońcowi, Co było zazdrosnemu gniewno Tytonowi.
XXXIII.
Gdy
kotew; wszak potem przyczynę Będziesz wiedział ode mnie, na co tego trzeba, Jeśli dojdzie między mną a orką potrzeba”. Tak każe z sobą zepchnąć z okrętu bat mały; Wziąwszy z sobą potrzeby, które należały, Okrom szable nie bierze żadnej inszej broni I puszcza się do skały po głębokiej toni.
XXXII.
Wiosła ciągnie do piersi, a tył do tej strony, Kędy ma wolą wysieść, trzyma obrócony, Jako kiedy w skorupy ubrany powłokiem Rak do brzegu niesporem postępuje krokiem. Beł ten czas i godzina, kiedy mokrej rosy Pełne złota jutrzenka rozściągała włosy Przeciw wpół odkrytemu dopiero słońcowi, Co było zazdrosnemu gniewno Tytonowi.
XXXIII.
Gdy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 234
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
bardzo palę, to ziębnę, to się znowu zapominam cale; i tak będąc daremną pracą rozerwana, na śrzód drogi posiadam często zmordowana. Lecz przecię, lubo mdleję, nie szukam gospody ani też słabym nogom nie czynię wygody. Chwieję się, jak rzucana łódź od morskiej fali, gdy się impet na żagiel i na wiosła wali, która więc opóźnioną drogę swym powrotem nowym coraz daremnie wetuje odwrotem. Właśnie jak niewolnika przymuszona praca okowanego w koło we młynie obraca – leci kamień od własnych kół w cyrkuł wprzężony, tracąc nimi dróg przeszłych ciężar poniesiony. Ach, cóż działa! Ni jechać, ni też biegać godnie, ani mogę dróg żadnych odprawiać
bardzo palę, to ziębnę, to się znowu zapominam cale; i tak będąc daremną pracą rozerwana, na śrzód drogi posiadam często zmordowana. Lecz przecię, lubo mdleję, nie szukam gospody ani też słabym nogom nie czynię wygody. Chwieję się, jak rzucana łódź od morskiej fali, gdy się impet na żagiel i na wiosła wali, która więc opóźnioną drogę swym powrotem nowym coraz daremnie wetuje odwrotem. Właśnie jak niewolnika przymuszona praca okowanego w koło we młynie obraca – leci kamień od własnych kół w cyrkuł wprzężony, tracąc nimi dróg przeszłych ciężar poniesiony. Ach, cóż działa! Ni jechać, ni też biegać godnie, ani mogę dróg żadnych odprawiać
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 84
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
Wandalów, gdy ani Hiszpański nasycił Tagus, ani Włoski Tyber, ani Afrykańskie Morza ugasiły; aliści co chciwością opanowali swoją, chciwością drugich utracili; bo za obszerne Państwa, kącikiem Świata, to jest Wandalią i Gocją ukarani, tam na zawsze osadzeni.
Czwarta przyczyna upadku wielkich Królestw ABDyKACJA, Co jest w pośrodku Morza rzucić wiosła, popalić żagle, utopić Sternika, w pojedynku związać ręce broń wydarłszy, tonącemu umknąć ręki, w ciemnościach błądzącemu odebrać latarnię, wyłupić oczy, a nie dać Powoderza. Wczesne jednak extra periculum Państwa, wolne są i praktykowane ABDYKACJE przy zachodzącym Statuum Regni konsensie. Tak Dioklecjan Państwa Rzymskiego złożywszy Fasces, przy własnej roli,
Wandalow, gdy ani Hiszpański nasycił Tagus, ani Włoski Tyber, áni Afrykańskie Morza ugasiły; aliści co chciwością opanowali swoią, chciwością drugich utracili; bo za obsżerne Państwa, kącikiem Swiata, to iest Wandalią y Gothią ukarani, tam na zawsze osadzeni.
Czwarta przyczyna upadku wielkich Krolestw ABDIKACYA, Co iest w pośrodku Morza rzucić wiosła, popalić żagle, utopić Sternika, w poiedynku związać ręce broń wydarłszy, tonącemu umknąć ręki, w ciemnościach błądzącemu odebrać latarnię, wyłupić oczy, a nie dać Powoderza. Wczesne iednak extra periculum Państwa, wolne są y praktykowane ABDYKACYE przy zachodzącym Statuum Regni konsensie. Tak Dioklecyan Państwa Rzymskiego złożywszy Fasces, przy własney roli,
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 437
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
mogłem naprzykrzyć, łubom się zawsze wystrzegał jakim grubiaństwem go urazić, ale jeszcze raczył mi dać tak mocną promocją swoją.
Tymczasem miałem sen taki: Śniło mi się dwoma niedzielami przed przypadnieniem sprawy mojej, jakobym na czółnie dobrym płynął jakimsi kanałem szerokim i głębokim, wodą barzo bystrą i jakobym miał dwa wiosła pod pachami. Jedne piękne, wiszniowym kolorem, jak smyczki hebanowe bywają, a drugie wiosło dębowe, białe, nowe. Wtem jakoby mi coś obydwa wiosła spod pach wyrwało i już bez żadnego wiosła płynąłem. Potem niby nadpłynęła laska marszałkowska, ale barzo mizerna i pokrzywiona, cienka, sękowata, sosnowa, którą laskę
mogłem naprzykrzyć, łubom się zawsze wystrzegał jakim grubiaństwem go urazić, ale jeszcze raczył mi dać tak mocną promocją swoją.
Tymczasem miałem sen taki: Śniło mi się dwoma niedzielami przed przypadnieniem sprawy mojej, jakobym na czółnie dobrym płynął jakimsi kanałem szerokim i głębokim, wodą barzo bystrą i jakobym miał dwa wiosła pod pachami. Jedne piękne, wiszniowym kolorem, jak smyczki hebanowe bywają, a drugie wiosło dębowe, białe, nowe. Wtem jakoby mi coś obydwa wiosła spod pach wyrwało i już bez żadnego wiosła płynąłem. Potem niby nadpłynęła laska marszałkowska, ale barzo mizerna i pokrzywiona, cienka, sękowata, sosnowa, którą laskę
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 577
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
Śniło mi się dwoma niedzielami przed przypadnieniem sprawy mojej, jakobym na czółnie dobrym płynął jakimsi kanałem szerokim i głębokim, wodą barzo bystrą i jakobym miał dwa wiosła pod pachami. Jedne piękne, wiszniowym kolorem, jak smyczki hebanowe bywają, a drugie wiosło dębowe, białe, nowe. Wtem jakoby mi coś obydwa wiosła spod pach wyrwało i już bez żadnego wiosła płynąłem. Potem niby nadpłynęła laska marszałkowska, ale barzo mizerna i pokrzywiona, cienka, sękowata, sosnowa, którą laskę wziąwszy, zacząłem nią,jak wiosłem robić i przybiłem się pod brzeg, który był wysoki i palisadą ostawiony. Tymczasem ów mój czółen nowy i
Śniło mi się dwoma niedzielami przed przypadnieniem sprawy mojej, jakobym na czółnie dobrym płynął jakimsi kanałem szerokim i głębokim, wodą barzo bystrą i jakobym miał dwa wiosła pod pachami. Jedne piękne, wiszniowym kolorem, jak smyczki hebanowe bywają, a drugie wiosło dębowe, białe, nowe. Wtem jakoby mi coś obydwa wiosła spod pach wyrwało i już bez żadnego wiosła płynąłem. Potem niby nadpłynęła laska marszałkowska, ale barzo mizerna i pokrzywiona, cienka, sękowata, sosnowa, którą laskę wziąwszy, zacząłem nią,jak wiosłem robić i przybiłem się pod brzeg, który był wysoki i palisadą ostawiony. Tymczasem ów mój czółen nowy i
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 577
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
wątpliwa. Sposobniejszego drzewa, gładszych upatruje Gałęzi, i równemu ramiony probuje. Jako więc kto z kupieckim handlem mając stały Umysł, szerokie mierzyć Oceanu wały: Zycie śmiele odważy, a okręty robi; I na różne potrzeby prosty las sposobi. Żagle na wyższym drzewie powiesi rozpięte, Mocne na maszt obróci, jeśli które gięte Wiosła struże; które mu długa w morzu praca Nie szkodzi, na budynek żeglarski obraca. Stały wespół dwoiste w śród mniejszego drzewa, Urodziwe Cypryssy; jakowych nie miewa Sama Ida, i swoją nie oblewa wodą Orontes, tak jednaka wszytek la urodą Przechodzą, że się sobie zdadzą rodzonemi, Te z prędka obierając Ceres przed inszemi
wątpliwa. Sposobnieyszego drzewá, głádszych upátruie Gáłęźi, y rownemu rámiony probuie. Iáko więc kto z kupieckim hándlem máiąc stáły Vmysł, szerokie mierzyć Oceánu wáły: Zyćie śmiele odważy, á okręty robi; Y ná rożne potrzeby prosty lás sposobi. Zagle ná wyższym drzewie powieśi rospięte, Mocne ná mászt obroći, ieśli ktore gięte Wiosłá struże; ktore mu długa w morzu praca Nie szkodźi, ná budynek żeglárski obraca. Stały wespoł dwoiste w środ mnieyszego drzewá, Vrodźiwe Cypryssy; iakowych nie miewa Sáma Idá, y swoią nie oblewa wodą Orontes, tak iednáka wszytek lá urodą Przechodzą, że sie sobie zdádzą rodzonemi, Te z prętká obieráiąc Ceres przed inszemi
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 42
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
Odzierają rynsztunków, nawet co okrywa Kościoły i ołtarze złoto, Mars przeliwa. Umbry giną okropne, wszędzie przyjemniejszy Cień po gajach nastaje, już i Otrys mniejszy I Tajgetu ubywa, góry ciężar czują Lżejszy; i rzadsze coraz niebu się dziwują. Las wszelkie rzemieślnicza na morze przeniosła Ręka, grubszy na flotę, a mniejszy na wiosła. Lecz najbardziej żelazo skutki czyni swoje, Tym spinają okręty, tym hartują zbroje, Owym zaś konie kują, a z tego pancerze W gęste snują subtelni ogniwa płatnerze Jest i to co truciznę przyjmie, krwią zakurzy: Co tnie, i co się w ranach głębokich zanurzy. Kamień też nie próżnuje, kiedy ostrząc groty
Odźieráią rynsztunkow, náwet co okrywa Kośćioły y ołtarze zloto, Mars przeliwa. Vmbry giną okropne, wszędźie przyięmnieyszy Cień po gáiách nástáie, iuż y Othrys mnieyszy Y Táygetu ubywa, gory ćiężar czuią Lżeyszy; y rzádsze coraz niebu się dźiwuią. Lás wszelkie rzemieślnicza ná morze przeniosłá Ręká, grubszy ná flotę, á mnieyszy ná wiosłá. Lecz naybárdźiey żelázo skutki czyni swoye, Tym spináią okręty, tym hartuią zbroie, Owym záś konie kuią, á z tego páncerze W gęste snuią subtelni ogniwá płatnerze Iest y to co trućiznę przyimie, krwią zákurzy: Co tnie, y co sie w ránách głębokich zánurzy. Kámień też nie prożnuie, kiedy ostrząc groty
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 126
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
Sam jak najprędzej przybądź na me żale. Już wieść jest, jako przez wasze zaboje Upadły mury nieprzyjaznej Troje, Która z Priamem ledwie warta sama, Aby jej Grecka złorzeczyła Dama. O bodajby był zwodnik ten przeklęty, Gdy go Trojańskie pławiły okręty, I do Grecji zła fortuna niosła, Zalał się z swymi połomawszy wiosła. Ja bym na łożu porzucona, w zimnie Nie spała pewnie, męża czując przy mnie, Ani się na dni nierychłe jak żywo Skarżyła, co dość wleką się leniwo. Nie żaliłabym na przeciągłe nocy, Myśląc, jakoby ciężkie zawrzeć oczy, Wiszących zasłon z niewymowną męką, Nie chwytałabym owdowiałą
Sam iák nayprędzey przybądź ná me żale. Iuż wieść iest, iáko przez wásze záboie Vpadły mury nieprzyiázney Troie, Ktora z Pryamem ledwie wartá sámá, Aby iey Grecka złorzeczyłá Dámá. O bodayby był zwodnik ten przeklęty, Gdy go Troiáńskie pławiły okręty, I do Grecyey złá fortuná niosłá, Zálał się z swymi połomawszy wiosłá. Ia bym ná łożu porzucona, w źimnie Nie spáłá pewnie, mężá czuiąc przy mnie, Ani się ná dni nierychłe iák żywo Skárżyłá, co dość wleką się leniwo. Nie żaliłábym ná przećiągłe nocy, Myśląc, iákoby ćięszkie záwrzeć oczy, Wiszących zasłon z niewymowną męką, Nie chwytáłábym owdowiáłą
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 2
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695