urody wszytko nic do rzeczy ma do siebie. Zgryzie cię, strawi, opije i skaliczy na wieki.
Józef: Na wszytkim milej niż na niewoli swojej przestanę.
Wojciech: Gińże z lichem, błaźnie, kiedyć się podoba.
Ba, już ci czołem bije, po ziemi się tara, na komplementa wy wnętrza, nogi całuje i liże, z trzewika brud żłopie, na wągiel się pali, sztafiruje, umizga i oblizuje, z godzinami w zawody jak zagorzały kot lata, pod zorze się pławi, w nocy nie sypia, ustawicznie wzdycha, nudzi, melancholizuje i od siebie, jakby konał, odchodzi. Już na upominki ojca
urody wszytko nic do rzeczy ma do siebie. Zgryzie cię, strawi, opije i skaliczy na wieki.
Józef: Na wszytkim milej niż na niewoli swojej przestanę.
Wojciech: Gińże z lichem, błaźnie, kiedyć się podoba.
Ba, już ci czołem bije, po ziemi się tara, na komplementa wy wnętrza, nogi całuje i liże, z trzewika brud żłopie, na wągiel się pali, sztafiruje, umizga i oblizuje, z godzinami w zawody jak zagorzały kot lata, pod zorze się pławi, w nocy nie sypia, ustawicznie wzdycha, nudzi, melancholizuje i od siebie, jakby konał, odchodzi. Już na upominki ojca
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 255
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
skoro usłyszy lew srogi, Zaraz ogon ogromny zwiesi między nogi, Ucieka w las a jemu grzywę wiatr rozwiewa I tam wstyd swój głęboką jaskinią nakrywa, Zły kur na kura zwłaszcza gdy przyjdzie do tego, Że wódz z swym hufcem trafi na wodza drugiego. Wnet bitwę sobie dają hetmani zwaśnieni, Krwią własną na swe własne wnętrza zajuszeni. Spolny raz ostrym nosem i pazury bywa, Barkami bijąc każdy sobie pochutnywa; Krzyk idzie pod obłoki a z ziemie kurzawa, Pierze leci, tak właśnie, jak kiedy śnieg wstawa. Takie Jason do Kolchów płynąc widział skały, Które się same z sobą nad morzem ścierały. Bywało, że częstokroć od razu spolnego
skoro usłyszy lew srogi, Zaraz ogon ogromny zwiesi między nogi, Ucieka w las a jemu grzywę wiatr rozwiewa I tam wstyd swoj głęboką jaskinią nakrywa, Zły kur na kura zwłaszcza gdy przyjdzie do tego, Że wodz z swym hufcem trafi na wodza drugiego. Wnet bitwę sobie dają hetmani zwaśnieni, Krwią własną na swe własne wnętrza zajuszeni. Spolny raz ostrym nosem i pazury bywa, Barkami bijąc każdy sobie pochutnywa; Krzyk idzie pod obłoki a z ziemie kurzawa, Pierze leci, tak właśnie, jak kiedy śnieg wstawa. Takie Jason do Kolchow płynąc widział skały, Ktore się same z sobą nad morzem ścierały. Bywało, że częstokroć od razu spolnego
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 298
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, jakobym wnętrzności bydlęce, dla znaku, sama widzieć chciała, prosiła, aby mi się zblizyc wolno było. Król, który Proroctwu Wieszczków swoich aż nazbyt wierzył, łatwo mi pozwolił. Ja zaś z Teatrum zstąpiwszy, szłam na miejsce ofiary, i chcąc w rzeczy widzieć z ciekawością serca, wątroby i inne wnętrza, gdy się mniej Kapłani oni spodziewali, noż ostry porwawszy, który krwią świeżą jeszcze zbroczony był, do Grobu się wiernie Kochających zblizywszy, i jedną się ręką trzymając, adrugą podniósłszy noża, z nieodmienioną twarzągłosno rzekę: Widzisz miłościwy Panie, to żelazo w ręce mojej, pewnie go w Sercu moim utopię, jeżeli
, iakobym wnętrznośći bydlęce, dla znaku, sama widziec chćiała, prośiła, áby mi się zblizyc wolno było. Krol, ktory Proroctwu Wieszczkow swoich aż nazbyt wierzył, łatwo mi pozwolił. Ia zas z Theatrum zstąpiwszy, szłam na mieysce ofiary, y chcąc w rzeczy widziec z ciekawośćią serca, wątroby y inne wnętrza, gdy się mniey Kápłani oni spodziewali, noż ostry porwawszy, ktory krwią swieżą ieszcze zbroczony był, do Grobu się wiernie Kochaiących zblizywszy, y iedną się ręką trzymaiąc, ádrugą podniosłszy noża, z nieodmienioną twarzągłosno rzekę: Widzisz miłośćiwy Panie, to żelazo w ręce moiey, pewnie go w Sercu moim utopię, ieżeli
Skrót tekstu: UrfeRubJanAwan
Strona: 206
Tytuł:
Awantura albo Historia światowe rewolucje i niestatecznego alternatę szczęścia zamykająca
Autor:
Honoré d'Urfé
Tłumacz:
Jan Karol Rubinkowski
Drukarnia:
Jan Ludwik Nicolai
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1741
Data wydania (nie wcześniej niż):
1741
Data wydania (nie później niż):
1741