strutą nazbyt szczery Herkules suknią wziął od Dejaniry. Kto ojca zabił, pogwałcił ołtarze, Ojczyznę zdradził — niechaj go nie karze Inaksza męka za grzech niejednaki, Dymem go tylko niech kurzą tabaki. I tobie, jeśli kiedy zachcesz, Pietrze, Lubo dymnego, lub co go Żyd zetrze, Niech ci dziewczyna luba przed tą wonią Umknie ust i twym zasłoni się dłonią, I w najgorętszej na łóżku potrzebie Leży z daleka i zadkiem do ciebie. NA JEDNEGO
Sam z złota pijesz, nam szklane kielichy Dajesz i mówisz: dla zdrowia, nie z pychy. Wiem, że nie z pychy; o to idzie, że dno Szklane by zgadło,
strutą nazbyt szczéry Herkules suknią wziął od Dejaniry. Kto ojca zabił, pogwałcił ołtarze, Ojczyznę zdradził — niechaj go nie karze Inaksza męka za grzech niejednaki, Dymem go tylko niech kurzą tabaki. I tobie, jeśli kiedy zachcesz, Pietrze, Lubo dymnego, lub co go Żyd zetrze, Niech ci dziewczyna luba przed tą wonią Umknie ust i twym zasłoni się dłonią, I w najgorętszej na łóżku potrzebie Leży z daleka i zadkiem do ciebie. NA JEDNEGO
Sam z złota pijesz, nam szklane kielichy Dajesz i mówisz: dla zdrowia, nie z pychy. Wiem, że nie z pychy; o to idzie, że dno Szklane by zgadło,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 356
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
bez drewna; lecz, pojrzawszy wszędzie, Że w największym respekcie, tuszę, złoto będzie. Wnidziesz w ogród, aż stu farb w oczach staną kwiaty: Te szarłat, te purpury, te żywe granaty, Te wyrażają koral, te barwę perłową, A co tylko kolorów, oczy ludzkie zdrową Nasycają uciechą, te wonią, te wzrostem;
Aż i ruta z szałwiją, aż pokrzywa z ostem. Wnidziesz do boru, aż dąb okazały stoi, Co ani wichru, ani pioruna się boi, Aż jodła, co się o nią rozbijały gromy, Dalej olsza, potem głóg, aż chruścik poziomy. Wnidziesz do raju (lecz tam cherubin
bez drewna; lecz, pojźrawszy wszędzie, Że w największym respekcie, tuszę, złoto będzie. Wnidziesz w ogród, aż stu farb w oczach staną kwiaty: Te szarłat, te purpury, te żywe granaty, Te wyrażają koral, te barwę perłową, A co tylko kolorów, oczy ludzkie zdrową Nasycają uciechą, te wonią, te wzrostem;
Aż i ruta z szałwiją, aż pokrzywa z ostem. Wnidziesz do boru, aż dąb okazały stoi, Co ani wichru, ani pioruna się boi, Aż jodła, co się o nię rozbijały gromy, Dalej olsza, potem głóg, aż chruścik poziomy. Wnidziesz do raju (lecz tam cherubin
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 378
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
W dobroci, w pobożności i świątobliwości.
LXXI.
Ale nad insze chwały, które mieć o to ta Pobożna pani będzie za swego żywota I po śmierci, ta długo pamiętna zostanie, Że królewskie da synom swojem wychowanie I początek ozdobom, któremi się w boju Wsławią, potem za czasem i w lubem pokoju; Bo wonią nie tak prędko pospolicie ginie, Gdy ją kto zaraz nowe napełni naczynie.
LXXII.
Ale ani w milczeniu niewiasty Borgiej Zostawić mi się godzi, Renaty z Francjej, Między chrześcijańskiemi królmi przedniejszego, Ludowika wielkiego córki dwunastego. Wszytkie, co kiedy beły w paniach wielkich cnoty I wszytkie należące białej płci przymioty, Z różnych miejsc
W dobroci, w pobożności i świątobliwości.
LXXI.
Ale nad insze chwały, które mieć o to ta Pobożna pani będzie za swego żywota I po śmierci, ta długo pamiętna zostanie, Że królewskie da synom swojem wychowanie I początek ozdobom, któremi się w boju Wsławią, potem za czasem i w lubem pokoju; Bo wonią nie tak prętko pospolicie ginie, Gdy ją kto zaraz nowe napełni naczynie.
LXXII.
Ale ani w milczeniu niewiasty Borgiej Zostawić mi się godzi, Renaty z Francyej, Między chrześcijańskiemi królmi przedniejszego, Ludowika wielkiego córki dwunastego. Wszytkie, co kiedy beły w paniach wielkich cnoty I wszytkie należące białej płci przymioty, Z różnych miejsc
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 291
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
złożony, oczy ma zawsze nie zupełnie zawarte, za to pro Symbolo czujności wzięty u Mądrych. Do gniewu się animuje ogonem. Człekowi rzucającemu się na ziemię nie czyni wiolencyj Satis est magnanimo prostrasse Leoni. Łup swój, nie dojadłszy go, będąc już syty, żeby inne nie jadły Zwierzęta, jakimsi chuchnącym zaraża dechem i wonią, Teste AEliano. Raz tylko w życiu płód wydaje, Teste Herodoto; Urodziwszy Lwięta, przez całe trzy dni spiące, potym rykiem swoim budzi, według Gelliusza Autora Zlegowiska swego, czyli gniazda wychodząc, ślady swoje zasypuje, aby do Dzieci jego po śladach kto nie trafił. Lwicę post coitum z Lampartem,
złożony, oczy ma zawsze nie zupełnie zawarte, za to pro Symbolo czuyności wzięty u Mądrych. Do gniewu się animuie ogonem. Człekowi rzucaiącemu się na ziemię nie czyni wiolencyi Satis est magnanimo prostrasse Leoni. Łup swoy, nie doiadłszy go, będąc iuż syty, żeby inne nie iadły Zwierzęta, iakimsi chuchnącym zaraża dechem y wonią, Teste AEliano. Raz tylko w życiu płod wydaie, Teste Herodoto; Urodziwszy Lwięta, przez całe trzy dni spiące, potym rykiem swoim budzi, według Gelliusza Autora Zlegowiska swego, czyli gniazda wychodząc, ślady swoie zasypuie, aby do Dzieci iego po śládach kto nie tráfił. Lwicę post coitum z Lampartem,
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 577
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
to patrząc cieszy się nadzieją. Boże. tu cuda Twoje, tu Twe wielkie dziwy! Wszystko rodzisz i dajesz, Ojcze dobrotliwy. 6
Nie tak w drogiej są cenie perły z oceana Jako rosy spod niebios opuszczone z rana; Po nich wszelkie się zboża, kwiatki z ziemi ronią, Zapach i wdzięczną na świat rozpuszczając wonią. DO DOBRYCH TOWARZYSZÓW ODA I
Gdy sobie podpiję czyście, Że przecie stać o swej łyście Mogę, pełne pełniąc sporze, Ile Muz w parnaskim dworze;
Tedy, gdy się już rozściele Ten moszcz słodki po mym ciele, Duch mię nowy z dziwnej fozy Przenika metampsychozy.
Ja pan wtenczas, dworny mówca, Ja
to patrząc cieszy się nadzieją. Boże. tu cuda Twoje, tu Twe wielkie dziwy! Wszystko rodzisz i dajesz, Ojcze dobrotliwy. 6
Nie tak w drogiej są cenie perły z oceana Jako rosy spod niebios opuszczone z rana; Po nich wszelkie się zboża, kwiatki z ziemi ronią, Zapach i wdzięczną na świat rozpuszczając wonią. DO DOBRYCH TOWARZYSZÓW ODA I
Gdy sobie podpiję czyście, Że przecie stać o swej łyście Mogę, pełne pełniąc sporze, Ile Muz w parnaskim dworze;
Tedy, gdy się już rozściele Ten moszcz słodki po mym ciele, Duch mię nowy z dziwnej fozy Przenika metampsychozy.
Ja pan wtenczas, dworny mówca, Ja
Skrót tekstu: GawPieśBar_II
Strona: 142
Tytuł:
Pieśni
Autor:
Jan Gawiński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
I zabijesz barana tego/ a wziąwszy krwie jego/ pokropisz wierzch Ołtarza w około: 17. A barana zrąbisz na sztuki/ i opłoczesz trzewa jego/ i nogi jego/ i włożysz je na sztuki z niego/ i na głowę jego. 18. I zapalisz tego całego barana na Ołtarzu: Całopalenie to jest PANU wonią przyjemną/ ofiarą ognistą jest PANU. 19. Zatym weźmiesz barana drugiego/ a włoży Aaron i Synowie jego ręce swoje na głowę barana. 20. A zabiwszy onego barana/ weźmiesz ze krwie jego/ i pomażesz koniec ucha Aaronowego/ i końce ucha prawego Synów jego/ i wielkie palce ręki ich prawej/ także wielkie
Y zábijesz báráná tego/ á wżiąwszy krwie jego/ pokropisz wierzch Ołtarzá w około: 17. A báráná zrąbisz ná sztuki/ y opłoczesz trzewá jego/ y nogi jego/ y włożysz je ná sztuki z niego/ y ná głowę jego. 18. Y zápalisz tego cáłego báráná ná Ołtarzu: Cáłopálenie to jest PANU wonią przyjemną/ ofiárą ognistą jest PANU. 19. Zátym weźmiesz báráná drugiego/ á włoży Aáron y Synowie jego ręce swoje ná głowę báráná. 20. A zábiwszy onego báráná/ weźmiesz ze krwie jego/ y pomáżesz koniec uchá Aáronowego/ y końce uchá práwego Synow jego/ y wielkie pálce ręki jich práwej/ tákże wielkie
Skrót tekstu: BG_Wj
Strona: 86
Tytuł:
Biblia Gdańska, Księga Wyjścia
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Daniel Mikołajewski
Drukarnia:
Andreas Hünefeld
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
Biblia
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
nie będąc, nie mógł zgrzeszyć, w ciele. Więc czego nie chce anioł od Jana widomy, Żeby miał przed nim klękać na kolana, to my — Nie widomym aniołom, wbrew boskim przepisom, Ludziom się i ich niemym kłaniamy abrysom I ofiary serdecznej, bo nam krwawej bronią, Samemu Bogu winną, błagamy je wonią.” Tu biskup z kozłem: „Widzę, coć się w głowie kręci, Żeć nie tylko obrazy, ale wadzą święci.” A ja: „Nie wadzą, ojcze (najpewniejsza droga, Jako mówią Polacy, przez świętych do Boga), Bo na gruncie kościelnym wiarę moją sadzę I sam proszę
nie będąc, nie mógł zgrzeszyć, w ciele. Więc czego nie chce anioł od Jana widomy, Żeby miał przed nim klękać na kolana, to my — Nie widomym aniołom, wbrew boskim przepisom, Ludziom się i ich niemym kłaniamy abrysom I ofiary serdecznej, bo nam krwawej bronią, Samemu Bogu winną, błagamy je wonią.” Tu biskup z kozłem: „Widzę, coć się w głowie kręci, Żeć nie tylko obrazy, ale wadzą święci.” A ja: „Nie wadzą, ojcze (najpewniejsza droga, Jako mówią Polacy, przez świętych do Boga), Bo na gruncie kościelnym wiarę moją sadzę I sam proszę
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 520
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dziury. Czego nawre skorupa, choć już będzie trzopem, Ani wypłuczesz, ani wywarzysz ukropem; Co wzięły od rodziców, lub pachnie, lub śmierdzi, Obrócony w naturę zwyczaj ich utwierdzi. Przebóg! czemuż rodzicy puszczą się przykładów W cnotach i obyczajach starożytnych dziadów, Że ich, w czesie tak krótkim, wdzięczną wonią puszczą Z serc swoich, a smrodem je szatańskim zatłuszczą? Wyparzył czart owoce z trzopu świętej wiary, Włożywszy na ich miejsce wszech grzechów przywary. 187 (P). DLA JEDNEGO WINNEGO KILKU NIEWINNYCH CIERPI
Kilku sąsiadów mając ziemianin przy stole, Rad im był, zażywając z nimi dobrej wole, Póki skromnie siedzieli; dalej
dziury. Czego nawre skorupa, choć już będzie trzopem, Ani wypłuczesz, ani wywarzysz ukropem; Co wzięły od rodziców, lub pachnie, lub śmierdzi, Obrócony w naturę zwyczaj ich utwierdzi. Przebóg! czemuż rodzicy puszczą się przykładów W cnotach i obyczajach starożytnych dziadów, Że ich, w czesie tak krótkim, wdzięczną wonią puszczą Z serc swoich, a smrodem je szatańskim zatłuszczą? Wyparzył czart owoce z trzopu świętej wiary, Włożywszy na ich miejsce wszech grzechów przywary. 187 (P). DLA JEDNEGO WINNEGO KILKU NIEWINNYCH CIERPI
Kilku sąsiadów mając ziemianin przy stole, Rad im był, zażywając z nimi dobrej wole, Póki skromnie siedzieli; dalej
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 628
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wstydem/ abo też aby mieli potym więtszą na nich przyczynę/ snadnie opuścili imprezę one: a Ojcowie też odnieśli zabitego/ i pochowali go w swym ogrodzie. Lecz Barbarowie/ gdy przyszła noc/ która zwykła odejmować wstyd/ i dodawać śmiałości złoczyńcom/ weszli do ogroda/ i śledząc wszędzie/ jako jacy wyżłowie z dobrą wonią/ znaleźli/ choć też Ojcowie dobrze to byli opatrzyli/ miejsce/ na którym schowany był trup; i już byli wyjęli jedno ramię z dołu; a oto nadeszli Ojcowie/ i wyprowadzili ich stamtąd. Ten postępek tak zaostrzył Brasiliany/ a przyczyniały drew do ognia niewiasty; iż zaledwie nie naszli nowej Coloniej Portugalczyków: dla
wstydem/ ábo też áby mieli potym więtszą ná nich przyczynę/ snádnie opuśćili impresę one: á Oycowie też odnieśli zábitego/ y pochowáli go w swym ogrodźie. Lecz Bárbárowie/ gdy przyszłá noc/ ktora zwykłá odeymowáć wstyd/ y dodáwáć śmiáłośći złoczyńcom/ weszli do ogrodá/ y śledząc wszędźie/ iáko iácy wyżłowie z dobrą wonią/ ználeźli/ choć też Oycowie dobrze to byli opátrzyli/ mieysce/ ná ktorym schowány był trup; y iuż byli wyięli iedno rámię z dołu; á oto nádeszli Oycowie/ y wyprowádźili ich ztámtąd. Ten postępek ták záostrzył Brásiliany/ á przyczyniáły drew do ogniá niewiásty; iż záledwie nie nászli nowey Coloniey Portogálczykow: dla
Skrót tekstu: BotŁęczRel_V
Strona: 87
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. V
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Drukarnia:
Mikołaj Lob
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
i splendoru/ gdy się otwierają Na rozkoszne ogrody/ i Rożańce Włoskie/ Które sama natura/ i fawory Boskie Tak różno ubarwieły/ że śmiertelne wdzięki/ Ani dzieła najwyższe ludzkiej żadnej ręki Nic przed niemi nie mało: Tak o białość z sobą Roże spor z Liliami/ tak swoją ozdobą Różne wiedą Tulipany/ tak rozkoszną wonią Nardy z rozmarynami/ że którzy tych bronią A owym co uwłóczą i z cery ich sadza/ Jako Parys przed laty barzo w tym pobłądzą. Ganki zaś ich w około bluszczem posnowane/ Umbry czynią południe/ i spassy kochane Mile się przechodzącym. A tu na tej fali Która wszytka z Amorów/ i szczerych się pali
y splendoru/ gdy się otwieráią Ná roskoszne ogrody/ y Rożáńce Włoskie/ Ktore sámá náturá/ y fawory Boskie Ták rożno vbárwieły/ że śmiertelne wdzięki/ Ani dziełá naywyższe ludzkiey żadney ręki Nic przed niemi nie máło: Ták o białość z sobą Roże spor z Liliámi/ ták swoią ozdobą Rożne wiedą Tulipany/ ták roskoszną wonią Nárdy z rozmárynámi/ że ktorzy tych bronią A owym co vwłoczą y z cery ich sádza/ Iáko Párys przed láty bárzo w tym pobłądzą. Ganki záś ich w około bluszczem posnowane/ Vmbry czynią południe/ y spássy kocháne Mile się przechodzącym. A tu ná tey fali Ktora wszytká z Amorow/ y szczerych się pali
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 4
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701