Tyś sprawiła, że wargi i ręce pieszczone, Znowu mogą całować usta me tęskliwe. Twe to dzieło osobliwe, Twe łaski niewysłowione, Że po tym szturmie nagłym, ledwie wytrzymanym, Znowum stanął bezpiecznie w porcie pożądanym.
Za co ja także wzajem na dowód wdzięczności Ołtarz ci alabastrowy W Cyprze twoim postawię i drogich wonności, Które niesie Sabea, nań nakłaść gotowy. Nawet twój obraz w słoniowej Dam misternie wyrżnąć kości. Klęknie i syty cielec jarzmem nietykany, Z roż i lilij wieńcami ukoronowany. 770. Do dobrych towarzyszów o swej miłości.
Próżno błąd mój ganicie, dobrzy towarzysze. Komuż ślepy Kupido pewne prawa pisze? Nie
Tyś sprawiła, że wargi i ręce pieszczone, Znowu mogą całować usta me teskliwe. Twe to dzieło osobliwe, Twe łaski niewysłowione, Że po tym szturmie nagłym, ledwie wytrzymanym, Znowum stanął bezpiecznie w porcie pożądanym.
Za co ja także wzajem na dowod wdzięczności Ołtarz ci alabastrowy W Cyprze twoim postawię i drogich wonności, Ktore niesie Sabea, nań nakłaść gotowy. Nawet twoj obraz w słoniowej Dam misternie wyrżnąć kości. Klęknie i syty cielec jarzmem nietykany, Z roż i lilij wieńcami ukoronowany. 770. Do dobrych towarzyszow o swej miłości.
Prożno błąd moj ganicie, dobrzy towarzysze. Komuż ślepy Kupido pewne prawa pisze? Nie
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 259
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
z nieba przyniesiony. Stąd samże Zbawiciel. Hic est panis de caelo descendẽs. Ani względem długiej trwałości czasu: bo nie na kilka Niedziel jest wystawiony/ jako bankiet Aswerów/ ale na wieki. Skąd powtóre Zbawiciel; Qui manducat hunc panem, viuet in aeternum. Ani względem wyśmienitości przysmaków; bo wszytkie zapachy wonności/ smaki i delicyje niebieskie w sobie zawiera. Skąd Salomon Angelorum efca nutriuisti populum tuum, et paratum panem decaelo praestitisti illis sine labore, omne delectamentum in se h abentem, et omnis saporis suauitatem. Ani względem prawdziwego nasycenia pożywających z tego stołu świętego; bo nie malowane potrawy daje na oszukanie nasze/ jako Heliogabalus Rzymianom
z niebá przynieśiony. Ztąd samże Zbáwićiel. Hic est panis de caelo descendẽs. Ani względem długiey trwáłośći czásu: bo nie ná kilká Niedźiel iest wystáwiony/ iáko bánkiet Asswerow/ ále ná wieki. Zkąd powtore Zbáwićiel; Qui manducat hunc panem, viuet in aeternum. Ani względem wyśmienitośći przysmákow; bo wszytkie zapáchy wonnośći/ smáki y delicyie niebieskie w sobie záwiera. Zkąd Sálomon Angelorum efca nutriuisti populum tuum, et paratum panem decaelo praestitisti illis sine labore, omne delectamentum in se h abentem, et omnis saporis suauitatem. Ani względem prawdźiwego násycenia pożywáiących z tego stołu świętego; bo nie málowáne potráwy dáie ná oszukánie násze/ iáko Heliogabalus Rzymiánom
Skrót tekstu: StarKaz
Strona: 60
Tytuł:
Arka testamentu zamykająca w sobie kazania niedzielne cz. 2 kazania
Autor:
Szymon Starowolski
Drukarnia:
Krzysztof Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1649
byłby zarażony; wszytkich ciał smrodu, którzy tam mieszkają, w piekle wąchają. Wiatr nie przechodzi przez pieczary one, żeby powietrze czynił przeczyszczone. Jadem śmiertelnym ludzie oddychają, on połykają. Cuchną kałuże nigdy niespuszczane; o, jako śmierdzą gnoje nieskrzybane, pędracy w wrzodach, ropy rozcieczone i zaśmierdzone! Czarci też swoich wonności dodają, gdy potępieńcom pod nos poddymają jak gorzkie fumy z piekielnej apteki z swojej paszczęki. Jako smrodliwa mgła piekielna ona. z siarki, plugastwa wszelkiego wzniecona, na ukaranie dana grzechowego smrodu brzydkiego. § III Smak i dotykanie w piekle karane
Biada obżercom, co rozkosznie żyli, jak wieprze karmne brzuchy swe tuczyli i w
byłby zarażony; wszytkich ciał smrodu, którzy tam mieszkają, w piekle wąchają. Wiatr nie przechodzi przez pieczary one, żeby powietrze czynił przeczyszczone. Jadem śmiertelnym ludzie oddychają, on połykają. Cuchną kałuże nigdy niespuszczane; o, jako śmierdzą gnoje nieskrzybane, pędracy w wrzodach, ropy rozcieczone i zaśmierdzone! Czarci też swoich wonności dodają, gdy potępieńcom pod nos poddymają jak gorzkie fumy z piekielnej apteki z swojej paszczeki. Jako smrodliwa mgła piekielna ona. z siarki, plugastwa wszelkiego wzniecona, na ukaranie dana grzechowego smrodu brzydkiego. § III Smak i dotykanie w piekle karane
Biada obżercom, co rozkosznie żyli, jak wieprze karmne brzuchy swe tuczyli i w
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 70
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
się uciechą/ miłością/ jak z Bogiem trzeba/ z nim bawiemy; prędko się po Komunii do żabaw ziemskich/ a dałby Pan Bóg żeby nie do grzechowych wracamy; a nawet i dnia tegoż którego Boga przyjmujemy/ a często i w tę godzinę/ i w tę kwaterę/ jeszcze osoby chleba i wina wonności z siebie własne wydając/ Boga ranimy/ JEZUSA zabijamy. O Boże co za sąd będzie z ludźmi prostymi/ których jak bydło trzeba napędzać do ciebie/ którzy jak bydło i gorzej niż bydło do ciebie przystępują/ z tobą się bawią po przyjęciu. Co za sąd będzie Pasterzów/ którzy dusz sobie powierzonych nie nauczyli jako
się vćiechą/ miłośćią/ iák z Bogiem trzebá/ z nim báwiemy; prędko się po Kommuniey do źabaw źiemskich/ á dałby Pan Bog żeby nie do grzechowych wracamy; á náwet y dniá tegoż ktorego Bogá przymuiemy/ á często y w tę godźinę/ y w tę kwáterę/ jieszcze osoby chlebá y winá wonnośći z siebie własne wydáiąc/ Bogá ránimy/ IEZVSA zábiiamy. O Boże co zá sąd będźie z ludźmi prostymi/ ktorych iák bydło trzeba nápędzáć do ćiebie/ którzy iák bydło y gorzey niż bydło do ćiebie przystępuią/ z tobą się báwią po przyięćiu. Co zá sąd będźie Pásterzow/ ktorzy dusz sobie powierzonych nie náuczyli iako
Skrót tekstu: HinPlęsy
Strona: 175
Tytuł:
Plęsy Jezusa z aniołami
Autor:
Marcin Hińcza
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
kolące czuje/ to jest/ okrutne swego sumnienia utrapienie. Nie tak jest przykry tarń wbity w nogę choć w drodze idącemu/ jako te bodźce które sumnienie kolą. Więc też i wonne podarunki chociaż namilszej abo namilszego w Chrystusie/ nie wonno często tracą/ lubo z początku cieszą uciesznie. Wychodzi często duszy zaraża z takich wonności. A co nawiększa że lubo ręka brata miłego/ lubo też siostry miłej takie wonności podaje/ bywa częstokroć i w tych zaraza. A jeszcze arcy większe podziwienie/ że więc rodzicom nie trzeba ufać/ i ci że ziemscy zarazić mogą. Nie masz żadnego na świecie człowieka/ z którymby ostróżności wszelkiej nie potrzeba.
kolące czuie/ to iest/ okrutne swego sumnienia vtrapienie. Nie ták iest przykry tarń wbity w nogę choć w drodze idącemu/ iáko te bodźce ktore sumnienie kolą. Więc też y wonne podárunki choćiaż namilszey ábo namilszego w Chrystuśie/ nie wonno często tracą/ lubo z początku ćieszą vćiesznie. Wychodźi często duszy záraża z tákich wonnośći. A co nawiększa że lubo ręká brátá miłego/ lubo też śiostry miłey tákie wonnośći podáie/ bywa częstokroć y w tych zarázá. A ieszcze árcy większe podźiwienie/ że więc rodźicom nie trzeba vfáć/ y ći że źiemscy záráźić mogą. Nie mász żadnego ná świećie człowieká/ z ktorymby ostrożnośći wszelkiey nie potrzebá.
Skrót tekstu: HinPlęsy
Strona: 249
Tytuł:
Plęsy Jezusa z aniołami
Autor:
Marcin Hińcza
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
: Tu rubin zapalony wydaje płomienie, Tu karbunkuł czarnawe precz wygania cienie, Tu smaragi z wdzięcznemi błyszczą szafirami, Diamenty wesołe strzelają ogniami.
CI.
Wszystkie dachy wysokich obłamków z murami Najprzedniejszego złota okryte blachami; Wdzięczność drogich balsamów, który się tam rodzi, Po wspaniałych pokojach mile się rozchodzi. Pełno ambry i inszych rozkosznych wonności, Co ich Jerozolima nie zna w swojej włości I które na wszystek świat stamtąd rozsyłają: Słusznie szczęśliwą ziemią ten kąt nazywają.
CII.
Jak słuch jest, iż mu trybut wielki sołdan daje, Co Egipt i Nilowi bliższe rządzi kraje; Bo to w mocy jego jest, rozkopawszy brody, W insze państwo Nilowe nakierować
: Tu rubin zapalony wydaje płomienie, Tu karbunkuł czarnawe precz wygania cienie, Tu smaragi z wdzięcznemi błyszczą szafirami, Dyamenty wesołe strzelają ogniami.
CI.
Wszystkie dachy wysokich obłamków z murami Najprzedniejszego złota okryte blachami; Wdzięczność drogich balsamów, który się tam rodzi, Po wspaniałych pokojach mile się rozchodzi. Pełno ambry i inszych rozkosznych wonności, Co ich Jerozolima nie zna w swojej włości I które na wszystek świat stamtąd rozsyłają: Słusznie szczęśliwą ziemią ten kąt nazywają.
CII.
Jak słuch jest, iż mu trybut wielki sołdan daje, Co Egipt i Nilowi bliższe rządzi kraje; Bo to w mocy jego jest, rozkopawszy brody, W insze państwo Nilowe nakierować
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 54
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905