Taż ręka, która do tej suknie przyszywała. A na przystaniu taką kolędę nam dali, Ze się przy niej niektórzy i z duszą rozstali. Moja jakaś rogata, że jeszcze została, Choć dla prędkiego wyjścia tak wiele drog miała.
Gdy nas tak częstowano, podobno był w gachy Ten nasz miły pan zapadł w Wulkanowe gmachy. I jabym go był wtenczas pilnować tam wolał, Prędzejbym go był ostrzegł i prędzej zawołał, Niż jego stróż ospały, że już wschodzi słońce, A takby go przy cudzej nie zastano żonce. Tarczyn w miękkim jedwabiu, w świetnym złotogłowie Pers chodzi a bogaci w złoto Arabowie W złote kanaki, w złote
Taż ręka, ktora do tej suknie przyszywała. A na przystaniu taką kolędę nam dali, Ze się przy niej niektorzy i z duszą rozstali. Moja jakaś rogata, że jeszcze została, Choć dla prędkiego wyszcia tak wiele drog miała.
Gdy nas tak częstowano, podobno był w gachy Ten nasz miły pan zapadł w Wulkanowe gmachy. I jabym go był wtenczas pilnować tam wolał, Prędzejbym go był ostrzegł i prędzej zawołał, Niż jego stroż ospały, że już wschodzi słońce, A takby go przy cudzej nie zastano żonce. Tarczyn w miękkim jedwabiu, w świetnym złotogłowie Pers chodzi a bogaci w złoto Arabowie W złote kanaki, w złote
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 447
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
rządy I na pierwsze zasiada jurysdyczne sądy, Jako ojciec na ręku od wszystkich niesiony, Jednym razem, aż ciężko w serce uderzony, Spuści głowę i kiedy najwięcej wesoły, Między samą ochotą i żyznemi stoły, Wieczór smutny przyniósłszy, ustąpi na łoże, A febra wtem, jako go dopaść tylko może, Porwie, nad Wulkanowe żarliwsza kominy, Że prócz w samych nadziejach zostawiwszy syny, A wszystkich w podziwieniu i serca ciężkości, Śrzód południa i onej zgasł uroczystości, Jeden jeszcze z tej liczby konterfet zostawa, A wdzięk jakiś niebieski i dziwną wydawa Z siebie jasność, ono jak po wspaniałej twarzy Rumieniec się szarłatny Lucyferów żarzy, Włos ozdobny, żywy
rządy I na pierwsze zasiada juryzdyczne sądy, Jako ojciec na ręku od wszystkich niesiony, Jednym razem, aż ciężko w serce uderzony, Spuści głowę i kiedy najwięcej wesoły, Między samą ochotą i żyznemi stoły, Wieczór smutny przyniósłszy, ustąpi na łoże, A febra wtem, jako go dopaść tylko może, Porwie, nad Wulkanowe żarliwsza kominy, Że prócz w samych nadziejach zostawiwszy syny, A wszystkich w podziwieniu i serca ciężkości, Śrzód południa i onej zgasł uroczystości, Jeden jeszcze z tej liczby konterfet zostawa, A wdzięk jakiś niebieski i dziwną wydawa Z siebie jasność, ono jak po wspaniałej twarzy Rumieniec się szarłatny Lucyferów żarzy, Włos ozdobny, żywy
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 117
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
miejsca się najdują/ ale też i w Azycy i na nowym świecie/ i w innych krainach to widzieć może. Jest góra którą zowią Cofantus w Tatarskiej ziemi Chama wielkiego/ i Himera w Liciej/ z których gór i we dnie i w nocy zawsze błyszczy i świeci się ogień. Tamże Efesty góry jakobyś rzekł Wulkanowe. Nuż nie daleko Persji przy Babilonie/ kędy ustawiczne ognie przez piętnaście jakoby kominów wypadają na wierzch ziemie. Ale i w Szwecji najduje się Hecla góra w Islandiej/ z której góry u spodku wielkie ognie wybuchywają/ a kraj ten jest barzo zimny/ kędy ledwie nie zawsze śnieg leży. Nie wyliczam na innych miejscach wiele
mieyscá się náyduią/ ále też y w Azycy y ná nowym świećie/ y w innych kráinach to widźieć może. Iest gorá ktorą zowią Cophantus w Tátárskiey źiemi Chámá wielkiego/ y Himera w Liciey/ z ktorych gor y we dnie y w nocy záwsze błyszcży y świeći się ogień. Támże Ephesty góry iákobyś rzekł Wulkanowe. Nuż nie dáleko Persyey przy Bábilonie/ kędy vstáwicżne ognie przez piętnaśćie iákoby kominów wypadáią ná wierzch źiemie. Ale y w Szweciey náyduie się Hecla gorá w Islándiey/ z ktorey gory v spodku wielkie ognie wybuchywáią/ á kray ten iest bárzo źimny/ kędy ledwie nie záwsze śnieg leży. Nie wylicżam ná innych mieyscach wiele
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 102.
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
zdrowej rady chcecie, W lewej ręce wyspę tu mieć małą będziecie; Tam ja obrócić życzę, ażby wściekłe wały, Skoro wiatry ucichną, srożyć się przestały”. Pozwala król Agramant, pędzić rozkazuje, Gdzie bezpieczniejszy sternik miejsce upatruje. Tak leci i do wyspu żagle wielkie miece, Co wszerz Afrykę, wzdłuż ma Wulkanowe piece.
XLI
Pusty wysep po prawdzie, lecz czynią wesoły Różne drzewa i łąki z pachniącemi zioła. A iż tam rzadko łodzie stania swe miewały, Kochał się w miejscu jeleń, sarna, zając mały; W miejscu wolnem, bo tylko sami rybitwowie, Spracowani po długiem w letni znój obłowie, Sieci swe rozwiesiwszy,
zdrowej rady chcecie, W lewej ręce wyspę tu mieć małą będziecie; Tam ja obrócić życzę, ażby wściekłe wały, Skoro wiatry ucichną, srożyć się przestały”. Pozwala król Agramant, pędzić rozkazuje, Gdzie bezpieczniejszy sztyrnik miejsce upatruje. Tak leci i do wyspu żagle wielkie miece, Co wszerz Afrykę, wzdłuż ma Wulkanowe piece.
XLI
Pusty wysep po prawdzie, lecz czynią wesoły Różne drzewa i łąki z pachniącemi zioły. A iż tam rzadko łodzie stania swe miewały, Kochał się w miejscu jeleń, sarna, zając mały; W miejscu wolnem, bo tylko sami rybitwowie, Spracowani po długiem w letni znój obłowie, Sieci swe rozwiesiwszy,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 217
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905