tej szacie. Jedenaście guzików rycerskiej roboty, Które ani szmuklerska ręka, ani młoty Złotnicze odkowały. ale je odlała Taż ręka, która do tej suknie przyszywała. A na przystaniu taką kolędę nam dali, Ze się przy niej niektórzy i z duszą rozstali. Moja jakaś rogata, że jeszcze została, Choć dla prędkiego wyjścia tak wiele drog miała.
Gdy nas tak częstowano, podobno był w gachy Ten nasz miły pan zapadł w Wulkanowe gmachy. I jabym go był wtenczas pilnować tam wolał, Prędzejbym go był ostrzegł i prędzej zawołał, Niż jego stróż ospały, że już wschodzi słońce, A takby go przy cudzej nie zastano żonce.
tej szacie. Jedenaście guzikow rycerskiej roboty, Ktore ani szmuklerska ręka, ani młoty Złotnicze odkowały. ale je odlała Taż ręka, ktora do tej suknie przyszywała. A na przystaniu taką kolędę nam dali, Ze się przy niej niektorzy i z duszą rozstali. Moja jakaś rogata, że jeszcze została, Choć dla prędkiego wyszcia tak wiele drog miała.
Gdy nas tak częstowano, podobno był w gachy Ten nasz miły pan zapadł w Wulkanowe gmachy. I jabym go był wtenczas pilnować tam wolał, Prędzejbym go był ostrzegł i prędzej zawołał, Niż jego stroż ospały, że już wschodzi słońce, A takby go przy cudzej nie zastano żonce.
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 446
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
pięknej białejgłowy, Z których postrzały na mię wymierzone Tam się wracają, skąd są wypuszczone I czynią cudem dotąd nieznajomym, Że wraz zwyciężca pada zwyciężonym. Czemu mię wdawszy w okowy miłości Wszytkie zagradzasz drogi do wolności? Czemu mi dajesz i bierzesz nadzieje? To wiatr pogodny, to przeciwny wieje. Trujesz a wszytkie odcinasz sposoby Wyjścia z tak ciężkiej i smacznej choroby. Bo gdy się człowiek w swym nieszczęściu śmieje, W chorobie kocha, tam niemasz nadzieje.
Pragnę wolności, niewolą smakuję, Rzucam kajdany i zaś je całuję. Pragnę być w jedno ciało z tą spojony, Z którąbym rad był morzem rozdzielony. Słońceli świeci, nocli dzień zawiera
pięknej białejgłowy, Z ktorych postrzały na mię wymierzone Tam się wracają, skąd są wypuszczone I czynią cudem dotąd nieznajomym, Że wraz zwyciężca pada zwyciężonym. Czemu mię wdawszy w okowy miłości Wszytkie zagradzasz drogi do wolności? Czemu mi dajesz i bierzesz nadzieje? To wiatr pogodny, to przeciwny wieje. Trujesz a wszytkie odcinasz sposoby Wyszcia z tak ciężkiej i smacznej choroby. Bo gdy się człowiek w swym nieszczęściu śmieje, W chorobie kocha, tam niemasz nadzieje.
Pragnę wolności, niewolą smakuję, Rzucam kajdany i zaś je całuję. Pragnę być w jedno ciało z tą spojony, Z ktorąbym rad był morzem rozdzielony. Słońceli świeci, nocli dzień zawiera
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 455
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Nakoniec już ostatnie honoru, zdrowia, i życia niebezpieczeństwa nieprzełomały stateczności mojej. Pocebowano po mnie pod Sejm ten, zgubą Wolności i sprawiedliwości pa- miętny, żebym znowu przez tychże Negotiantów, co i pierwej wszedł w tajemne traktaty; żebym pozornie przez Senat, a prywatnie przez Konfidentów traktował. Tę jedyną drogę wyjścia z persecucij podawano mi, żebym kartkę na się przedtym odmówioną dał, i że nic następującą na mię niebezpieczeństw chmurę (są własne autenticzne słowa) uspokoić nie może. Niedałem się jednak wszytkim tym wzruszyć wichrom, i przy Cnocie i prawdzie, nielękliwie stanąłem. Nawet i teraz już wygnańcowi, już za
Nákoniec iuż ostátnie honoru, zdrowia, y żyćia niebespieczeństwá nieprzełomáły státecznośći moiey. Potzebowano po mnie pod Seym ten, zgubą Wolnośći y spráwiedliwośći pá- miętny, żebym znowu przez tychże Negotiantow, co y pierwey wszedł w táiemne tractaty; żebym pozornie przez Senat, á priwatnie przez Confidentow tráctował. Tę iedyną drogę wyjśćia z persecuciy podawano mi, żebym kártkę ná się przedtym odmowioną dał, y że nic nástępuiącą ná mię niebespieczeństw chmurę (są własne autenticzne słowá) vspokoić nie może. Niedałem się iednák wszytkim tym wzruszyć wichrom, y przy Cnoćie y prawdźie, nielękliwie stánąłem. Náwet y teraz iuż wygnáńcowi, iuż zá
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 42
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
winna głowa boi. Właśnie jak łomną ziemię pługiem rozsypują, Tak się me utrapione kości rozsypują Strachem śmierci okrutnej, a słusznie, bom krzywy, Choć się wiercę, choć padam, nie miałbym być żywy. Bowiem co po statucie, jeśli na występy Moje przez szpary będzie patrzał urząd tępy? Nie masz wyjścia przystępu! Boże, mój obrońca, W Tobie ja samym dufam, zmiłuj się do końca! Słodkie są Twoje prawa, Boże, dane ziemi, Bo zysk, sława i pokój wszędzie idą z niemi. Wiedząc o cnocie w sobie, przedtem-em nikomu Nie zajrzał bogactw ani kosztownego domu. Cnota w ubóstwie czoło
winna głowa boi. Właśnie jak łomną ziemię pługiem rozsypują, Tak się me utrapione kości rozsypują Strachem śmierci okrutnej, a słusznie, bom krzywy, Choć się wiercę, choć padam, nie miałbym być żywy. Bowiem co po statucie, jeśli na występy Moje przez spary będzie patrzał urząd tępy? Nie masz wyszcia przystępu! Boże, mój obrońca, W Tobie ja samym dufam, zmiłuj się do końca! Słodkie są Twoje prawa, Boże, dane ziemi, Bo zysk, sława i pokój wszędzie idą z niemi. Wiedząc o cnocie w sobie, przedtem-em nikomu Nie zajrzał bogactw ani kosztownego domu. Cnota w ubóstwie czoło
Skrót tekstu: ArciszLamBar_I
Strona: 386
Tytuł:
Lament
Autor:
Krzysztof Arciszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1622
Data wydania (nie wcześniej niż):
1622
Data wydania (nie później niż):
1622
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
: Widzę że się przed tymi ludźmi nikt nie skryje, chybaby w niebie. Po odprowadzeniu arcyksiążęcia Leopolda do Spiry, zaczem Elearowie w onym kwarterze pod Wormsem leżeli wszystkie ich zabawki najwięcej około Frankentalu z Angielczykami a Niderlandami, przeto iż na nim Frydrych żonie swej królewnie angielskiej wiano zapisał, opatrzonym, aż do samego wyjścia z za Renu bywały. Pod który dniem i nocą podjeżdżając, według potuchy Ewangelii ś. pod tym czasem, to jest 28 dnia sierpnia przypadającej, (jako gdy Pan Jezus szedł do Naim, wyniesiono było umarłego syna jedynaka matki jego wdowy, potem za rozkazaniem Pana Chrystusowym ożywionego), na każdy prawie dzień obfitość
: Widzę że się przed tymi ludźmi nikt nie skryje, chybaby w niebie. Po odprowadzeniu arcyksiążęcia Leopolda do Spiry, zaczem Elearowie w onym kwarterze pod Wormsem leżeli wszystkie ich zabawki najwięcej około Frankentalu z Angielczykami a Niderlandami, przeto iż na nim Frydrych żonie swej królewnie angielskiej wiano zapisał, opatrzonym, aż do samego wyjścia z za Renu bywały. Pod który dniem i nocą podjeżdżając, według potuchy Ewangielii ś. pod tym czasem, to jest 28 dnia sierpnia przypadającej, (jako gdy Pan Jezus szedł do Naim, wyniesiono było umarłego syna jedynaka matki jego wdowy, potem za rozkazaniem Pana Chrystusowym ożywionego), na każdy prawie dzień obfitość
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 102
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
.
Król Wandalski Huneryćus/ Liberata Medyka zacnego z żoną i z dziećmi kazał wypędzić na wygnanie. Ariańska bowiem złość tak uradziła/ aby od rodziców małe dziatki odłączano/ a żeby przez to/ z afektu przyrodzonego cnotę w rodzicach obalano. Gdy małe dziatki brano/ Liberatus chciał płakać/ ale powagą żony zgromiony/ w samym wyjścia łzy pohamowane byłu. Abowiem rzekła mu żona (której imię było Wiktoria) Więc dla dzieci miły mężu chcesz zatracić duszę twoję? Miej za to że się nie narodziły; abowiem i one będzie sądził P. Chrystus. Zaliż nie baczysz iż i one wołają i mówią: Jesteśmy Chrześcijanie. Lecz taż białagłowa co
.
KRol Wándálski Hunerićus/ Liberatá Mediká zacnego z żoną y z dźiećmi kazał wypędźić ná wygnánie. Aryáńska bowiem złość ták vrádźiłá/ áby od rodźicow máłe dziatki odłączano/ á żeby przez to/ z áffektu przyrodzonego cnotę w rodźicách obálano. Gdy máłe dźiatki brano/ Liberatus chćiał płákáć/ ále powagą żony zgromiony/ w sámym wyszćia łzy pohámowáne byłu. Abowiem rzekłá mu żoná (ktorey imię było Victoria) Więc dla dźieći miły mężu chcesz zátráćić duszę twoię? Miey zá to że sie nie národźiły; ábowiem y one będźie sądźił P. Chrystus. Zaliż nie bacżysz iż y one wołaią y mowią: Iestesmy Chrześćiánie. Lecz táż białagłowá co
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 23
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
widział jezioro ogniste/ straszliwe płómienie z siebie wypuszczające: około którego okrutni smocy i inne gadziny chodziły. Ten człowiek o którym się rzekło/ będąc w onych płomieniach chciał uciec/ ale te bestie mu nie dopuściły/ bo gdy z tej abo z owej strony chciał zbyć mąk/ zawsze mu te bestie rozdarszy paszczękę nań wyjścia mu nie dopuszczały. A to sprawiedliwym sądem Bożym odnosił/ bo napisano: Jaką miarą mierzyć będziecie/ będzie wam odmierzono. Jaką umiał chytrością świetcką ze wszelakich opęcin świetckich się wywichłać/ tak potym żadnym dowcipem swoim męki którą cierpiał zniknąć nie mógł. Petrus Damianus Epis: 14. ad Desiderium. ca: 4.
widźiał ieźioro ogniste/ strászliwe płómienie z śiebie wypusczáiące: około ktorego okrutni smocy y ine gádźiny chodźiły. Ten człowiek o ktorym sie rzekło/ będąc w onych płomieniách chćiał vćiec/ ále te bestye mu nie dopuśćiły/ bo gdy z tey ábo z owey strony chćiał zbyć mąk/ záwsze mu te bestye rozdárszy pásczękę nań wyszćia mu nie dopusczáły. A to spráwiedliwym sądem Bożym odnosił/ bo nápisáno: Iáką miárą mierzyć będźiećie/ będźie wam odmierzono. Iáką vmiáł chytrośćią świetcką ze wszelákich opęcin świetckich sie wywichłáć/ ták potym żadnym dowćipem swoim męki ktorą ćierpiał zniknąć nie mogł. Petrus Damianus Epis: 14. ad Desiderium. ca: 4.
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 118
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
. Nie żeby to w rzeczy samej tak się stało/ ale że się zdało. A gdy Aniołowie pytali jeśli uczuł żeby mu to co pomogło: odpowiedział. Barzom dobrze uczuł/ iż jakoby ciężar jaki zemnie zięto/ wierzę żem jest od wszelkiej molescji którym się obawiał/ wolny. Tak tedy po piąci dni wyjścia swego wrócił się do Klasztora płaczących Zakonic/ a w osobnej komórce tam mieszkając/ drugą czterdzieści lat żył. Ojcom to twierdząc iż już nigdy do serca jego taka myśl nie weszła. Paladius vita 35. Vincent: Beluac: in Speculo Histor. libro 17. cap: 81. Komunia. Przykład II. Cielesną pokusą
. Nie żeby to w rzeczy sámey ták sie sstáło/ ále że sie zdało. A gdy Anyołowie pytáli iesli vczuł żeby mu to co pomogło: odpowiedźiał. Barzom dobrze vczuł/ iż iakoby ciężar iáki zemnie zięto/ wierzę żem iest od wszelkiey molestiey ktorym sie obawiał/ wolny. Tak tedy po piąći dni wyszcia swego wroćił sie do Klasztorá pláczących Zakonic/ á w osobney komorce tám mieszkáiąc/ drugą czterydźieśći lat żył. Oycom to twierdząc iż iuż nigdy do sercá iego táka mysl nie weszłá. Paladius vita 35. Vincent: Beluac: in Speculo Histor. libro 17. cap: 81. Communia. PRZYKLAD II. Cielesną pokusą
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 118
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
Imp. poseł francuski jadł u imp. posła bawarskiego w stancyjej im. ks. biskupa.
Z Jass przyszła wiadomość, że Tatarowie stoją na Cecorze i że konno z Jass do Kamieńca zaharę prowadzić mają, który w tak ciężkim jest głodzie, że gdyby za niedziel dwie nie wprowadzono żywności, pasza janczarom deklarował nie bronić wyjścia z Kamieńca. Świeżo zaś stamtąd sześciu Lipków z żonami, dziećmi przedało się do Okopów naszych. Przy wprowadzeniu zaharyjej czambułów pewnych spodziewać się każą. Zaraz król im. z ichmpp. hetmanami radzić zaczął, gdzie i na które miejsca wojsko nasze dla zasłany ściągać z konsystencyj. Die 15 ejusdem
Rano także król im. chodził
Jmp. poseł francuski jadł u jmp. posła bawarskiego w stancyjej jm. ks. biskupa.
Z Jass przyszła wiadomość, że Tatarowie stoją na Cecorze i że konno z Jass do Kamieńca zaharę prowadzić mają, który w tak ciężkim jest głodzie, że gdyby za niedziel dwie nie wprowadzono żywności, pasza janczarom deklarował nie bronić wyjścia z Kamieńca. Świeżo zaś stamtąd sześciu Lipków z żonami, dziećmi przedało się do Okopów naszych. Przy wprowadzeniu zaharyjej czambułów pewnych spodziewać się każą. Zaraz król jm. z ichmpp. hetmanami radzić zaczął, gdzie i na które miejsca wojsko nasze dla zasłany ściągać z konsystencyj. Die 15 eiusdem
Rano także król jm. chodził
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 126
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
, iż był w wielkim kłopocie, że niedał znać o swoich gościach. Prędko w dobrem zdrowiu stanął w Krakowie dziad wmci a potem w Koniecpolu; z wielką radością nas wszystkich w dzień wielkonocny u stołu swego dowiedziałem się o szczęśliwej bytności dziada wmci już w Koniecpolu; dosiadłszy bieżałem i w poniedziałek wielkonocny szczęśliwego wyjścia powinszowałem. Dni kilkanaście zabawiwszy się w Koniecpolu bieżał zaraz do króla imci Zygmunta III. do Prus, z którym i pan wojewoda sieradzki oraz jachał. Król imść wojną natenczas z Gustawem w Prusiech był zabawny. Ten mile dziada wmci przyjąwszy, regiment wojska mu oddał; a iż już Gustaw na trąbę tylko, wielką
, iż był w wielkim kłopocie, że niedał znać o swoich gościach. Prędko w dobrém zdrowiu stanął w Krakowie dziad wmci a potém w Koniecpolu; z wielką radością nas wszystkich w dzień wielkonocny u stołu swego dowiedziałem się o szczęśliwej bytności dziada wmci już w Koniecpolu; dosiadłszy bieżałem i w poniedziałek wielkonocny szczęśliwego wyjścia powinszowałem. Dni kilkanaście zabawiwszy się w Koniecpolu bieżał zaraz do króla jmci Zygmunta III. do Prus, z którym i pan wojewoda sieradzki oraz jachał. Król jmść wojną natenczas z Gustawem w Prusiech był zabawny. Ten mile dziada wmci przyjąwszy, regiment wojska mu oddał; a iż już Gustaw na trąbę tylko, wielką
Skrót tekstu: KoniecZRod
Strona: 177
Tytuł:
Rodowód
Autor:
Zygmunt Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1651
Data wydania (nie wcześniej niż):
1651
Data wydania (nie później niż):
1651
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842