; Póty ścierpię ogień rzewny, Póki pała wzajemnie, Ale jako poczną drwić ze mnie, Nie chcę tak i królewny.
Ten jednak godzien nagany, Który, gdy mu się wiedzie, Pragnie przecię odmiany; Ja, choć stoję jak na ledzie, Całuję swe kajdany I póki na mię łaskawa będzie, Nie naprę się zamiany. PIEŚŃ
Myśli ma, coś sercu pociecha jedyna, Gdy sobie wspomina Grzeczność swej Katarzyny, Staw mi ją przed oczy we śnie i na jawi I oprócz mej ślicznej dziewczyny Niech cię bawi.
Staw mi ją w tej ślicznej i zwyciężnej cerze, Którą na się bierze, Gdy czoło wypogodzi;
Wspomnij mi jej usta
; Póty ścierpię ogień rzewny, Póki pała wzajemnie, Ale jako poczną drwić ze mnie, Nie chcę tak i królewny.
Ten jednak godzien nagany, Który, gdy mu się wiedzie, Pragnie przecię odmiany; Ja, choć stoję jak na ledzie, Całuję swe kajdany I póki na mię łaskawa będzie, Nie naprę się zamiany. PIEŚŃ
Myśli ma, coś sercu pociecha jedyna, Gdy sobie wspomina Grzeczność swej Katarzyny, Staw mi ją przed oczy we śnie i na jawi I oprócz mej ślicznej dziewczyny Niech cię bawi.
Staw mi ją w tej ślicznej i zwyciężnej cerze, Którą na się bierze, Gdy czoło wypogodzi;
Wspomnij mi jej usta
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 292
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
nadbiegszy mile ją obłapi. Lubo Upracowany, lubo ukurzony: I przy orężu jednak gładki, i pieszczony. Wdzięcznym pływa rumieniec w śniegu białej twarzy, Włos się nad złoto same przyjemniejszy zarzy. Pierwszy wiek, i młodzieńska postać w swojej mierze, Oko jeszcze spokojne, podobieństwa bierze Wielce z matki urodą. Jako gdy w zamiany Po łowach, Febus lutnią weźmie za kołczany. Snadź wesoły do tego. O jak wiele może Radość dodać urodzie? Foloejskiej łoże Zwiedził lwice, a same przebiwszy żelazem: Szczenięta żywe niesie; i drażni je razem. Te jednak skoro Matkę ujźrzał, wnet odrzuci. I skwapliwie przypadszy, co serca, co chuci Mógł
nádbiegszy mile ią obłápi. Lubo Uprácowány, lubo ukurzony: Y przy orężu iednák głádki, y pieszczony. Wdźięcznym pływa rumieniec w śniegu białey twarzy, Włos się nád złoto same przyięmnieyszy zarzy. Pierwszy wiek, y młodźieńska postáć w swoiey mierze, Oko ieszcze spokoyne, podobieństwá bierze Wielce z matki urodą. Iako gdy w zamiany Po łowách, Febus lutnią weźmie zá kołczány. Snádź wesoły do tego. O iák wiele może Rádość dodáć urodźie? Foloeyskiey łoże Zwiedźił lwice, á same przebiwszy żelázem: Szczeniętá żywe nieśie; y draźni ie rázem. Te iednák skoro Mátkę uyźrzáł, wnet odrzući. Y skwápliwie przypadszy, co sercá, co chući Mogł
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 114
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
i żądania przyszłych nieśmiertelnych rzeczy, jest zapewne tym czystym, ciemności rozpędzającym światłem. Tak dalece: że chyba samo przeciwne temu światłu głupstwo, ciemnością nazwaćby się powinno. A przecięż w dzisiejszej Ewangelii Chrystus najwyższa Mądrość Nauczyciel nasz rozum, i światłem, i MARCINA ŚWIĘTEGO
ciemnością zowie. Kiedy bać nam się każe smutnej zamiany światła w ciemność Vide ne lumen quod etc.. Rozumieli dobrze tę słów Chrystusa upominającego tajemnicę Święci słudzy jego, i Marcin Z. Wyznawca Biskup Turoneński, którego dziś chwalebnego zejścia doroczną obchodziemy pamiątkę; kiedy tak mocno u siebie przekonani byli o tej prawdzie: iż rozum bez Religii jest ciemnością grubą i szkodliwą: że sprawy
y żądania przyszłych nieśmiertelnych rzeczy, iest zapewne tym czystym, ciemności rozpędzaiącym światłem. Tak dalece: że chyba samo przeciwne temu światłu głupstwo, ciemnością nazwaćby się powinno. A przecięż w dzisieyszey Ewangelii Chrystus naywyższa Mądrość Nauczyciel nasz rozum, y światłem, y MARCINA SWIĘTEGO
ciemnością zowie. Kiedy bać nam się każe smutney zamiany światła w ciemność Vide ne lumen quod etc.. Rozumieli dobrze tę słow Christusa upominaiącego taiemnicę Swięci słudzy iego, y Marcin S. Wyznawca Biskup Turoneński, ktorego dziś chwalebnego zeyścia doroczną obchodziemy pamiątkę; kiedy tak mocno u siebie przekonani byli o tey prawdzie: iż rozum bez Religii iest ciemnością grubą y szkodliwą: że sprawy
Skrót tekstu: PiotrKaz
Strona: 21
Tytuł:
Kazania przeciwko zdaniom i zgorszeniom wieku naszego
Autor:
Gracjan Józef Piotrowski
Drukarnia:
Michał Gröll
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
, By w uściech jad miała, gdy mi gęby dała Wnet jakoś po tym. Wprawdzieć człeku miło, gdy się to trafiło, Teraz czuję, że tam żądło było.
Halino, nie słyszysz skargi? Przyznawam, niebogo, zraniłaś mię srogo Twoimi wargi. Nie dałbym tej rany za zdrowie w zamiany. Niech od szczęścia bywam tak karany.
Ciebie zaś żal mi, dziewczyny, Możesz snadnie kędy z twej różanej gęby Zbyć tej puchliny. Chceszli w tej chorobie radzić mnie i sobie, Oddaj serce ty mnie, a ja tobie. PIĄTY: SYMNOZYM
Tobie, lutni mowna, i wam, wdzięczne strony, Uskarżam
, By w uściech jad miała, gdy mi gęby dała Wnet jakoś po tym. Wprawdzieć człeku miło, gdy się to trafiło, Teraz czuję, że tam żądło było.
Halino, nie słyszysz skargi? Przyznawam, niebogo, zraniłaś mię srogo Twoimi wargi. Nie dałbym tej rany za zdrowie w zamiany. Niech od szczęścia bywam tak karany.
Ciebie zaś żal mi, dziewczyny, Możesz snadnie kędy z twej różanej gęby Zbyć tej puchliny. Chceszli w tej chorobie radzić mnie i sobie, Oddaj serce ty mnie, a ja tobie. PIĄTY: SYMNOZYM
Tobie, lutni mowna, i wam, wdzięczne strony, Uskarżam
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 59
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
mi, namilsza, z głowy wianek rozmarynowy.
Choć ci ziele darmo dano, Choć za wieńcem dają wiano, Chociaż na tej kupi stracę, Przecięć go chętnie zapłacę: Daj mi, namilsza, z głowy wianek rozmarynowy.
Jeśli zasię ni darunkiem Nie chcesz go zbyć, ni szacunkiem, Bierzże ode mnie w zamiany Za wianeczek zawój tkany: Daj mi, namilsza, z głowy wianek rozmarynowy.
Nie daszli go, w letniej suszy Sam się od ciepła pokruszy,
A tak, od ciężkiego słońca, Póki nie zwiędnie do końca: Daj mi, namilsza, z głowy wianek rozmarynowy.
Jeślić go słońce nie spali, Abo
mi, namilsza, z głowy wianek rozmarynowy.
Choć ci ziele darmo dano, Choć za wieńcem dają wiano, Chociaż na tej kupi stracę, Przecięć go chętnie zapłacę: Daj mi, namilsza, z głowy wianek rozmarynowy.
Jeśli zasię ni darunkiem Nie chcesz go zbyć, ni szacunkiem, Bierzże ode mnie w zamiany Za wianeczek zawój tkany: Daj mi, namilsza, z głowy wianek rozmarynowy.
Nie daszli go, w letniej suszy Sam się od ciepła pokruszy,
A tak, od ciężkiego słońca, Póki nie zwiędnie do końca: Daj mi, namilsza, z głowy wianek rozmarynowy.
Jeślić go słońce nie spali, Abo
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 63
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
dobywszy miecza skrwawionego Z piersi Pirama — srodze lamentuje: „Także cię — prawi — widzę umarłego! Śmiercią się żałość ukoić gotuję, Niechże żywota pozbędę miłego, Ponieważ Piram na życiu szwankuje. Niechaj — któregom za żywa kochała, Będę z nim w grobie wspoł odpoczywała! 100
Niechaj świat widzi, niechajże w zamiany Krew idzie ze mnie, bo łzy iść nie chcecie!” — Wtym miecz do piersi niezahamowany — Niechcąc żyć więcej i zostać na świecie -
Wraziła srogi i niezatrzymany. Wtym śmierć po całym słynęła powiecie Tak zacnej pary, tak że w onej dobie Każdy ich płakał wspominając sobie. 101
Upada Tyzbe mieczem przebodzona,
dobywszy miecza skrwawionego Z piersi Pirama — srodze lamentuje: „Także cię — prawi — widzę umarłego! Śmiercią się żałość ukoić gotuję, Niechże żywota pozbędę miłego, Ponieważ Piram na życiu szwankuje. Niechaj — ktoregom za żywa kochała, Będę z nim w grobie wspoł odpoczywała! 100
Niechaj świat widzi, niechajże w zamiany Krew idzie ze mnie, bo łzy iść nie chcecie!” — Wtym miecz do piersi niezahamowany — Niechcąc żyć więcej i zostać na świecie -
Wraziła srogi i niezatrzymany. Wtym śmierć po całym słynęła powiecie Tak zacnej pary, tak że w onej dobie Każdy ich płakał wspominając sobie. 101
Upada Tyzbe mieczem przebodzona,
Skrót tekstu: LubSPir
Strona: 35
Tytuł:
Piram i Tyzbe
Autor:
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1660 a 1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1660
Data wydania (nie później niż):
1702
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Poznań
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Księgarnia św. Wojciecha
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1929
. Jako dom zbudowany zniosłaby ruina Bez gospodarza pieczy: takby się machina Świata piękna, i dziwna wniwecz obróciła. Gdyby opatrność Boska nimże nierządziła. Albowiem jako czasu wiele upłyneło Już, od którego Niebo stworzone Stanęło, A przecię niema żadnej dotych czas nagany, Ani ziemia ródna w swem rodzaju zamiany. Ani źrżodła przestały z nurtów wynurzonych Wypryskać, ani morze z brzegów zamierzonych Wylewa, lubo wszytkie w swe łono przyjmuje Rzeki dolnego świata, ani w swem faluje Słońce, i miesiąc biegu, ani spracowany Dzień z nocą w alternacie doszedł co odmiany. Jak porządnem ordynkiem z gwiazd uszykowany Obóz na Niebie do tąd nie jest
. Iáko dom zbudowány zniosłáby ruiná Bez gospodarzá pieczy: tákby się máchiná Swiatá piękna, y dźiwna wniwecz obroćiłá. Gdyby opátrność Boska nimże nierządźiłá. Albowiem iáko czásu wiele vpłyneło Iuż, od ktorego Niebo stworzone stáneło, A przećię niemá żadney dotych czas nágány, Ani źiemiá rodna w swem rodzáiu zámiány. Ani źrżodłá przestały z nurtow wynurzonych Wypryskáć, áni morze z brzegow zámierzonych Wylewa, lubo wszytkie w swe łono przyymuie Rzeki dolnego świáta, áni w swem fáluie Słońce, y mieśiąc biegu, áni sprácowány Dźień z nocą w álternáćie doszedł co odmiány. Iák porządnem ordynkiem z gwiazd vszykowány Oboz ná Niebie do tąd nie iest
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 123
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
nie zdymując zbroje Tam, gdzie troskliwy Leon miał namioty swoje.
LXXX.
Ten, skoro go obaczył, czterykroć całuje I ścisło ramionami szyję opasuje. Potem zdjąwszy hełm jasny, pot mu z twarzy ściera I całe szczerych pociech wnętrzności otwiera. „O bohatyrze - mówi - drogi, ukochany, Aby mogły mieć nasze miłości zamiany, Wzajem żywot mój, zdrowie tobie ofiaruję I wielkiego cesarstwa rząd pierwszy daruję.
LXXXI.
Lecz jeszcze i to mała twem pracom zapłata, Bo cóż dla rodzonego mogłeś więcej brata Uczynić? Tak mię twoje cnoty zwyciężyły, Tak rozkoszne przymioty serce przeraziły, Iż i tę, z głowy mojej zdjąwszy ją, koronę Dam
nie zdymując zbroje Tam, gdzie troskliwy Leon miał namioty swoje.
LXXX.
Ten, skoro go obaczył, czterykroć całuje I ścisło ramionami szyję opasuje. Potem zdjąwszy hełm jasny, pot mu z twarzy ściera I całe szczerych pociech wnętrzności otwiera. „O bohatyrze - mówi - drogi, ukochany, Aby mogły mieć nasze miłości zamiany, Wzajem żywot mój, zdrowie tobie ofiaruję I wielkiego cesarstwa rząd pierwszy daruję.
LXXXI.
Lecz jeszcze i to mała twem pracom zapłata, Bo cóż dla rodzonego mogłeś więcej brata Uczynić? Tak mię twoje cnoty zwyciężyły, Tak rozkoszne przymioty serce przeraziły, Iż i tę, z głowy mojej zdjąwszy ją, koronę Dam
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 355
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
. Skarży się pan Starosta sochaczewski, że za instancją Boboliną dwaj go senatorowie osądzili dekretem obciążliwym z ukrzywdzenim (s) wielkim i zniszczenim (s). A Bobola do niego wskazał, że tem oświadczył nieprzyjaźń swą. Skarży się pan Lubomirski, że mu szyb, swym kosztem bity, na jegoż gruncie bez dania zamiany żadnej odjęto gwałtownie za radą Boboliną. Skarży się pan Cikowski, że mu zgwałcono przywilej dany mandaty surowymi, in contrarium danymi, (dwaj z senatu sądzili go praeiudicato animo za informacją Boboliną i dekret wziąwszy, kazał wydać Szczerbiczowi, którego król nie ferował nigdy) i tem go nad prawo zniszczyć chcą. Skarży się pan
. Skarży się pan Starosta sochaczewski, że za instancyą Boboliną dwaj go senatorowie osądzili dekretem obciążliwym z ukrzywdzenim (s) wielkim i zniszczenim (s). A Bobola do niego wskazał, że tem oświadczył nieprzyjaźń swą. Skarży się pan Lubomirski, że mu szyb, swym kosztem bity, na jegoż groncie bez dania zamiany żadnej odjęto gwałtownie za radą Boboliną. Skarży się pan Cikowski, że mu zgwałcono przywilej dany mandaty surowymi, in contrarium danymi, (dwaj z senatu sądzili go praeiudicato animo za informacyą Boboliną i dekret wziąwszy, kazał wydać Szczerbiczowi, którego król nie ferował nigdy) i tem go nad prawo zniszczyć chcą. Skarży się pan
Skrót tekstu: KończRokCz_III
Strona: 72
Tytuł:
Kończenie rokoszu jest szkodliwe a continuatio rokoszu taka
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
żyjący, rad gdy go Ktoś nawidzi, któryby swoim posiedzeniem uśmierzył tęsknicę jego samotności; Podróżny kontent, gdy Kogoś na gościńcu zdybie, któryby przez swe rozmowy przyjemne, drogi mu ukrócił; i Panna na wydaniu nie rada się więc gniewać, gdy Kogoś przed sobą widzi, który się chętnie ofiaruje dopomodz jej do zamiany stanu Panieńskiego w Małżeński. Jak wielu ludzi poginęłoby marnie, gdyby się KTOS nie znalazł, któryby przez swą odwagę lub przemysł, nie wydzwignął ich z niebezpieczeństw wiszących? Jak wiele walecznych Wodzów widziałoby nędznie ginące wojska, komendzie swojej powierzone, lubo z wyboru mężnych złożone ludzi, gdyby ich KTOS nie przestrzegł wcześnie
żyiący, rad gdy go Ktoś nawidzi, ktoryby swoim posiedzeniem uśmierzył tęsknicę iego samotności; Podrożny kontent, gdy KOGOS na gościńcu zdybie, ktoryby przez swe rozmowy przyiemne, drogi mu ukrocił; y Panna na wydaniu nie rada się więc gniewać, gdy KOGOS przed sobą widzi, ktory się chętnie ofiaruie dopomodz iey do zamiany stanu Panieńskiego w Małżeński. Iak wielu ludzi poginęłoby marnie, gdyby się KTOS nie znalazł, ktoryby przez swą odwagę lub przemysł, nie wydzwignął ich z niebeśpieczeństw wiszących? Iak wiele walecznych Wodzow widziałoby nędznie ginące woyska, kommendzie swoiey powierzone, lubo z wyboru mężnych złożone ludzi, gdyby ich KTOS nie przestrzegł wcześnie
Skrót tekstu: CoqMinNic
Strona: C
Tytuł:
Nic francuskie na nic polskie przenicowane
Autor:
Louis Coquelet
Tłumacz:
Józef Epifani Minasowicz
Drukarnia:
Drukarnia Mitzlerowska
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
traktaty
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1769
Data wydania (nie wcześniej niż):
1769
Data wydania (nie później niż):
1769