Posłowie, pierwszy Merkuriusz, wtóry Proteusz, trzeci Askalfon prosząc przy kredensach od Jowisza, Neptuna i Plutona, o łaskawą audientia. Ja mając pilniejszy we łbie akt z Wenerą następującej i z Synem jej Kupidynem, rzekłem, iż ani prywatnej, ani publicznej mieć nie mogą, chyba az za rok audientiey, zaczym jak zmyci, nic niesprawiwszy, każdy z nich w swą musiał powrócić drogę. T. Wierę zakochawszy się tak Wmść pokryć, to wszystko możesz cierpliwością, i cichym milczeniem. V Diabła ryby Panie mój. Ale jakożkolwiek padło, niech wiem o tak szczęśliwej Damie, abym umiał uczcić, uszanować, uważyć, usłużyć,
Posłowie, pierwszy Merkuryusz, wtory Protheusz, trzeći Askálfon prosząc przy kredensach od Iowiszá, Neptuná y Plutoná, o łáskáwą audientia. Ia máiąc pilnieyszy we łbie ákt z Venerą nástępuiącey y z Synem iey Cupidynem, rzekłem, iż áni prywatney, áni publiczney mieć nie mogą, chybá áz zá rok audientiey, záczym iák zmyći, nic niespráwiwszy, káżdy z nich w swą muśiał powroćić drogę. T. Wierę zákochawszy się ták Wmść pokryć, to wszystko możesz ćierpliwośćią, y ćichym milczeniem. V Diabłá ryby Pánie moy. Ale iákożkolwiek pádło, niech wiem o ták szczęsliwey Dámie, ábym vmiał vczćić, vszánowáć, vważyć, vsłużyć,
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 69
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
je który; Nie postrzeżonym ułowią się wnikiem, Bo i wdół lecąc, potłuką się wzwodem I owych zgubią, co wtargneli przodem. XII. Którzy od Ksantów strzałami okryci, Pocisków żadnych nie mając i łuku; Ledwie z tej mogą umknąć gradobici, Gdzie Sarpedonów Zbor stoi na bruku; A towarzystwo chudzięta jak zmyci, Słysząc być Miasto w srogim zgiełku huku, Wszytkich sposobów z swym ruszają Brutem, Jakby za wzwodem widzieć się okutem. XIII. Złamać żelaznej nie zdołają kraty, Gdy im spalono, wieże, drabie, szopy, Przeciez niezłomni na swe alternaty, Robią co mogą, szykując się w tropy; Jedni pod mury przystawując
ie ktory; Nie postrzeżonym ułowią się wnikiem, Bo y wdoł lecąc, potłuką się wzwodem I owych zgubią, co wtargneli przodem. XII. Ktorzy od Xanthow strzałami okryci, Pociskow zadnych nie maiąc y łuku; Ledwie z tey mogą umknąć gradobici, Gdzie Sarpedonow Zbor stoi na bruku; A towarzystwo chudzięta iak zmyci, Słysząc bydz Miasto w srogim zgiełku huku, Wszytkich sposobow z swym ruszaią Brutem, Iakby za wzwodem widzieć się okutem. XIII. Złamać żelazney nie zdołaią kraty, Gdy im spalono, wieże, drabie, szopy, Przeciez niezłomni na swe alternaty, Robią co mogą, szykuiąc się w tropy; Iedni pod mury przystawuiąc
Skrót tekstu: ChrośKon
Strona: 217
Tytuł:
Pharsaliej... kontynuacja
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Klasztor Oliwski
Miejsce wydania:
Oliwa
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1693
Data wydania (nie wcześniej niż):
1693
Data wydania (nie później niż):
1693