duszność, stranguriam. Leczyłem się i dekokt piłem.
Anno 1694. Sejm był w Warszawie, na który obrany byłem posłem z Mińska, ten sejm nie zaczynał się, vide infra sub titulo: Acta orbis Poloni. Private tedy żyłem.
Anno 1695. Sejm w Warszawie in magno tumultu ex occasione zwady i zawodów między biskupem a wojewodą wileńskim. Ja się od tego sejmu uwolniwszy jeździłem na Ukrainę do dóbr swoich, wszędy po miastach i miasteczkach od kozaków i Moskwy byłem spotykany i prowianty miałem.
W Chwastowie u Paleja solenniter przyjęty byłem, vide infra sub titulo: Notacja ciekawa.
Anno 1696. Interregnum
duszność, stranguriam. Leczyłem się i dekokt piłem.
Anno 1694. Sejm był w Warszawie, na który obrany byłem posłem z Mińska, ten sejm nie zaczynał się, vide infra sub titulo: Acta orbis Poloni. Private tedy żyłem.
Anno 1695. Sejm w Warszawie in magno tumultu ex occasione zwady i zawodów między biskupem a wojewodą wileńskim. Ja się od tego sejmu uwolniwszy jeździłem na Ukrainę do dóbr swoich, wszędy po miastach i miasteczkach od kozaków i Moskwy byłem spotykany i prowianty miałem.
W Chwastowie u Paleja solenniter przyjęty byłem, vide infra sub titulo: Notacya ciekawa.
Anno 1696. Interregnum
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 24
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
co komu należeć ma działem. Nie jednał nas przyjaciel. W cichości brat bratu Odpuścił, byłoli co zwyczajnego światu. Zazdrość i ambicja, która jeszcze z sobą Rodzonych zwykła wadzić pod jedną wątrobą, Nie postrzeżona w żadnym z nas nigdy nikomu; Precz spadki, precz z naszego sukcesyje domu. Uprzątnął Bóg wszelakie okazje zwady; I z sobą, i z dobrymi pokój nam sąsiady. Do cnoty i jedności, co braterskiej ligi Nie rwie, owszem ją zmacnia, szliśmy na wyścigi. Spólny nam był przyjaciel, przeto rzadki, co by Z trzoma, czemu Herkules nie zdoła, chciał próby: Nietrudno każdy strzałę pojedynkiem zwinie; Oprze
co komu należeć ma działem. Nie jednał nas przyjaciel. W cichości brat bratu Odpuścił, byłoli co zwyczajnego światu. Zazdrość i ambicyja, która jeszcze z sobą Rodzonych zwykła wadzić pod jedną wątrobą, Nie postrzeżona w żadnym z nas nigdy nikomu; Precz spadki, precz z naszego sukcesyje domu. Uprzątnął Bóg wszelakie okazyje zwady; I z sobą, i z dobrymi pokój nam sąsiady. Do cnoty i jedności, co braterskiej ligi Nie rwie, owszem ją zmacnia, szliśmy na wyścigi. Spólny nam był przyjaciel, przeto rzadki, co by Z trzoma, czemu Herkules nie zdoła, chciał próby: Nietrudno każdy strzałę pojedynkiem zwinie; Oprze
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 87
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. 322 (N). OKAZJA
Siedział podle mnie łysy szlachcic jeden z brodą. Taką, rzekę, malują okazją modą, Jakby mówiła: bierz mię, gdzie masz za co, z czoła, W tyle nie powetujesz, bom tam cale goła. Cóż diabeł pierzy: gdy te formuję abrysy, Pocznie do zwady dawać okazją łysy. Siła o mnie, a wszytko niecnotliwie, kłama. Czegóż czekać, gdy wzywa rzecz do siebie sama?
Więc czapką opatrzywszy naprędce czuprynę, W brodę mu się, co mogę najrzeźwiej, zawinę. „Postój, postój, bo nie tak za łby chodzą” — wola. „Diabła mam stać
. 322 (N). OKAZJA
Siedział podle mnie łysy szlachcic jeden z brodą. Taką, rzekę, malują okazyją modą, Jakby mówiła: bierz mię, gdzie masz za co, z czoła, W tyle nie powetujesz, bom tam cale goła. Cóż diaboł pierzy: gdy te formuję abrysy, Pocznie do zwady dawać okazyją łysy. Siła o mnie, a wszytko niecnotliwie, kłama. Czegóż czekać, gdy wzywa rzecz do siebie sama?
Więc czapką opatrzywszy naprędce czuprynę, W brodę mu się, co mogę najrzeźwiej, zawinę. „Postój, postój, bo nie tak za łby chodzą” — wola. „Diabła mam stać
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 137
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
” — wola. „Diabła mam stać — odpowiem — kiedy głowa goła.” Trzymam przecie, nie dając czasu do rozwodu, Bo mądrzy okazją każą chwytać z przodu. „Jeśli nie przestaniecie takowych much, panie, Na łbie już włosów nie masz, i w brodzie nie stanie. Aiboż ludziom nie dajcie do zwady przyczyny, Albo brodzie na głowę czyńcie przenosiny, Albo też, kiedy gęba bluźni, łaje, wrzeszczy, Słuszniej, że u niej broda, niż czupryna trzeszczy, I gdyby mądrej głowy chciała słuchać gęba, Nie byłaby tak znaczna we włosach poręba.” 323 (D). UTRATA CZASU
Grasz karty, grasz
” — wola. „Diabła mam stać — odpowiem — kiedy głowa goła.” Trzymam przecie, nie dając czasu do rozwodu, Bo mądrzy okazyją każą chwytać z przodu. „Jeśli nie przestaniecie takowych much, panie, Na łbie już włosów nie masz, i w brodzie nie stanie. Aiboż ludziom nie dajcie do zwady przyczyny, Albo brodzie na głowę czyńcie przenosiny, Albo też, kiedy gęba bluźni, łaje, wrzeszczy, Słuszniej, że u niej broda, niż czupryna trzeszczy, I gdyby mądrej głowy chciała słuchać gęba, Nie byłaby tak znaczna we włosach poręba.” 323 (D). UTRATA CZASU
Grasz karty, grasz
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 138
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, a co raz to inym, Wszyscy twierdzą, że młodym popili się winem. My tu stare pijemy u twojego stołu, A więcejm ich, jako żyw, nie słyszał pospołu, Nie naliczy ich tyła starodawna Babel; By jedno od języków nie przyszło do szabel, Bo jako nie zrozumie Holender Francuza, Ledwie bez zwady, ledwie być może bez guza. 463. DO BEZDZIECKIEGO
Że dzieci nie masz, wszytkoć stąd do żony krzywo; A niesłusznie, bo choćby najlepsze krzesiwo, Jeśli krzemień przytłuczesz, ni nacz się nie przyda.
Wyikrzywszy się pierwej w Krakowie u Śmida, Darmo doma pracuje i żelazkiem dzwoni, Kiedy, co było
, a co raz to inym, Wszyscy twierdzą, że młodym popili się winem. My tu stare pijemy u twojego stołu, A więcejm ich, jako żyw, nie słyszał pospołu, Nie naliczy ich tyła starodawna Babel; By jedno od języków nie przyszło do szabel, Bo jako nie zrozumie Holender Francuza, Ledwie bez zwady, ledwie być może bez guza. 463. DO BEZDZIECKIEGO
Że dzieci nie masz, wszytkoć stąd do żony krzywo; A niesłusznie, bo choćby najlepsze krzesiwo, Jeśli krzemień przytłuczesz, ni nacz się nie przyda.
Wyikrzywszy się pierwej w Krakowie u Śmida, Darmo doma pracuje i żelazkiem dzwoni, Kiedy, co było
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 205
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
te obroty, Wszytkobyś stroił zaloty.
Jaskołko swe narzekanie Odłoż na insze zaranie. Twoje pieśni uprzykrzone Urażą uszko pieszczone.
Myszko, o myszko łakoma, Nie skroboc się za zasłoną. A i ty szczurku przeklęty, Nie miej tam sprawy z dziewczęty,
Bo przy nich kotki śpią rady, Tak nie ujdziesz pewnej zwady. I ty złośliwy komorze, Lataj sam sobie po dworze.
Ty chociaż cię tylko nogi A skrzydła, przecięś tak srogi, Że gdy ukąsisz niebogę, Jeszcze zatrąbisz na trwogę.
Pchły, o wy pchły niecnotliwe! Tocieście nielitościwe, Że pono nigdy nie śpicie A i wśród nocy widzicie.
Nie jedneż to
te obroty, Wszytkobyś stroił zaloty.
Jaskołko swe narzekanie Odłoż na insze zaranie. Twoje pieśni uprzykrzone Urażą uszko pieszczone.
Myszko, o myszko łakoma, Nie skroboc się za zasłoną. A i ty szczurku przeklęty, Nie miej tam sprawy z dziewczęty,
Bo przy nich kotki śpią rady, Tak nie ujdziesz pewnej zwady. I ty złośliwy komorze, Lataj sam sobie po dworze.
Ty chociaż cię tylko nogi A skrzydła, przecięś tak srogi, Że gdy ukąsisz niebogę, Jeszcze zatrąbisz na trwogę.
Pchły, o wy pchły niecnotliwe! Tocieście nielitościwe, Że pono nigdy nie śpicie A i wśrod nocy widzicie.
Nie jedneż to
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 380
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Tym nawet wiedma dziwnymi sposoby Zimne umarłych otwierała groby. Przez ten gadziny złe abo się dają Wziąć w rękę, abo w sztoki rozsiadają. Ten srogie wichry i chmury gradowe, Ten i straszliwe grzmoty piorunowe Trzyma, od tego w twardą klobę wzięty Piszczy jako wąż i sam czart przeklęty. Trzykroć szczęśliwy, co i jawnej zwady I potajemnej ostrzeże się zdrady Nieprzyjaciela tego, który soszy Szpiki, a ciało zabiwszy i duszy Jeszcze chce szkodzić, gdy jej potępienie Naznacza, cudze nicując sumnienie, Który nie tylko na niższe Triony, Ale na same niedostępne trony Najwyższych niebios (o złości przeklęta) Targać się waży. Jak wielekroć święta Slolica pańska miewa obelżenia
Tym nawet wiedma dziwnymi sposoby Zimne umarłych otwierała groby. Przez ten gadziny złe abo się dają Wziąć w rękę, abo w sztoki rozsiadają. Ten srogie wichry i chmury gradowe, Ten i straszliwe grzmoty piorunowe Trzyma, od tego w twardą klobę wzięty Piszczy jako wąż i sam czart przeklęty. Trzykroć szczęśliwy, co i jawnej zwady I potajemnej ostrzeże się zdrady Nieprzyjaciela tego, ktory soszy Szpiki, a ciało zabiwszy i duszy Jeszcze chce szkodzić, gdy jej potępienie Naznacza, cudze nicując sumnienie, Ktory nie tylko na niższe Triony, Ale na same niedostępne trony Najwyższych niebios (o złości przeklęta) Targać się waży. Jak wielekroć święta Slolica pańska miewa obelżenia
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 445
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
.” — „Nie tak — rzecze drugi — Krawieckie zawsze potrzebne usługi. A ty z twym ojcem czekaj, dudku, zimy, Lecie-ś nic niewart, już to dobrze wiemy!”
Nad kuflem duma ów sąsiad podpiły, Wtem gość przychodzi dla niego niemiły, Zezowatym go natura wydała, Skąd się do zwady przyczyna podała. I rzecze opój: „Nie patrz na mię krzywo, Boć nie daruję tego jako żywo.” Gość mu odpowie: „Jeżelić tu wadzę, To idź precz z domu. przyjacielsko-ć radzę. Wszak ci do zwady nie daję przyczyny, Choć krzywo patrzę, trafię-ć do czupryny.
.” — „Nie tak — rzecze drugi — Krawieckie zawsze potrzebne usługi. A ty z twym ojcem czekaj, dudku, zimy, Lecie-ś nic niewart, już to dobrze wiemy!”
Nad kuflem duma ów sąsiad podpiły, Wtem gość przychodzi dla niego niemiły, Zezowatym go natura wydała, Skąd się do zwady przyczyna podała. I rzecze opój: „Nie patrz na mię krzywo, Boć nie daruję tego jako żywo.” Gość mu odpowie: „Jeżelić tu wadzę, To idź precz z domu. przyjacielsko-ć radzę. Wszak ci do zwady nie daję przyczyny, Choć krzywo patrzę, trafię-ć do czupryny.
Skrót tekstu: DembowPunktBar_II
Strona: 481
Tytuł:
Punkt honoru
Autor:
Antoni Sebastian Dembowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
gość przychodzi dla niego niemiły, Zezowatym go natura wydała, Skąd się do zwady przyczyna podała. I rzecze opój: „Nie patrz na mię krzywo, Boć nie daruję tego jako żywo.” Gość mu odpowie: „Jeżelić tu wadzę, To idź precz z domu. przyjacielsko-ć radzę. Wszak ci do zwady nie daję przyczyny, Choć krzywo patrzę, trafię-ć do czupryny.” Przyszło do tego, przypłacił duszonej Opój pieczeni z okazji onej.
Patrzaj no dalej, co szewc ma do zduna, Że sobie na łbie czeszą garścią runa? „Postponuje mię — mówi zdun — ten zdrajca, Zadaje, żem chłop
gość przychodzi dla niego niemiły, Zezowatym go natura wydała, Skąd się do zwady przyczyna podała. I rzecze opój: „Nie patrz na mię krzywo, Boć nie daruję tego jako żywo.” Gość mu odpowie: „Jeżelić tu wadzę, To idź precz z domu. przyjacielsko-ć radzę. Wszak ci do zwady nie daję przyczyny, Choć krzywo patrzę, trafię-ć do czupryny.” Przyszło do tego, przypłacił duszonej Opój pieczeni z okazyji onej.
Patrzaj no dalej, co szewc ma do zduna, Że sobie na łbie czeszą garścią runa? „Postponuje mię — mówi zdun — ten zdrajca, Zadaje, żem chłop
Skrót tekstu: DembowPunktBar_II
Strona: 481
Tytuł:
Punkt honoru
Autor:
Antoni Sebastian Dembowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
grunt jest twojej ozdoby, Że w ręku bywasz tak ślicznej osoby? I lubo ona haftem, lubo szyciem Tureckim, lubo i tkackim nawiciem, Lubo szpalerną robotę, lub mieszki Wyrabia, bardziej rękę tam Jagnieszki Szacują niźli igłę, jedwab, złota, I zawsze z ręką przodkuje robota. Szanujżeż mi jej, albo jeśli zwady Szukasz z nią, raczej zakól ją z mej rady Prosto ku sercu — a jeśli ją zranisz, Wszytkie niebieskich strzałek harty zganisz, Kiedy tam utkniesz swoim ostrym grotem, Gdzie miłość łukiem nie doniosła złotem. DO HELENY
Śliczna Heleno, twojej krasnej cerze Te nie zrównają swarliwe boginie, Co spór o jabłko czyniły Wenerze,
grunt jest twojej ozdoby, Że w ręku bywasz tak ślicznej osoby? I lubo ona haftem, lubo szyciem Tureckim, lubo i tkackim nawiciem, Lubo szpalerną robotę, lub mieszki Wyrabia, bardziej rękę tam Jagnieszki Szacują niźli igłę, jedwab, złota, I zawsze z ręką przodkuje robota. Szanujżeż mi jej, albo jeśli zwady Szukasz z nią, raczej zakól ją z mej rady Prosto ku sercu — a jeśli ją zranisz, Wszytkie niebieskich strzałek harty zganisz, Kiedy tam utkniesz swoim ostrym grotem, Gdzie miłość łukiem nie doniosła złotem. DO HELENY
Śliczna Heleno, twojej krasnej cerze Te nie zrównają swarliwe boginie, Co spór o jabłko czyniły Wenerze,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 45
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971